Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

XXIX

FENIKS

Drogi Ojcze, było tak blisko. Tak cholernie blisko i ktoś musiał pokrzyżować nam plany. Wiedziałem...Od początku miałem złe przeczucie. Kiedy tylko ostatni raz spojrzałem w jej błękitne niczym niebo oczy, uświadomiłem sobie, że jest silniejsza niż pozostali. 

Wszyscy weszli do domu i Liv zaproponowała ciepły napitek. Może gdyby zrobili to później, byłoby lepiej? Byliby mniej skoncentrowani i zdeterminowani? Ale nie mi osądzać. Odmówili i pełni strachu, usiedli przy tablicy. Chwilę potrzymałem ich w niepewności, zbierając siły, ale nie chciałem też przedłużać tego w nieskończoność. Nie daj bóg, zrezygnowaliby (dobre, co nie?). 

Kiedy już postanowiłem jej się objawić, zadziałem metodą, którą wymyśliłem niedawno i jeszcze nigdy jej nie stosowałem. Zobaczyła mnie pod trzema postaciami: moją prawdziwą, jej ojca oraz moją z poranku, kiedy to przemieniłem się we wronę. Nie wiedziała co zrobić. Ufać? Nie ufać? Nie zaufać swemu ojcu...trochę skandaliczne, prawda? W końcu to ten, który cię spłodził, nie chce dla ciebie źle (przynajmniej w większości przypadków). Zaufać obcemu chłopakowi, który jeszcze tego samego ranka, twoim zdaniem, chciał cię zabić? Nierozsądne. A co z tym chłopakiem w środku, który rozpalił w tobie ogień namiętności, ale jednocześnie cię przeraża? Szanse są wyrównane. Już dawno mówiłem, że zasługuję na wyższe stanowisko, ale do rzeczy. 

Kiedy już ujrzała trzy postacie, jej umysł był rozproszony bardziej, niż będą jej prochy, na twym polu. Gdy przekonany, że uległa, zacząłem się zbliżać, po jej policzku spłynęła łza. Nie była w całkowitym amoku. Cofnąłem się i zacząłem wołać jej imię. ,,Olivia...Olivia...chodź do mnie" - Rozłożyłem ramiona w serdecznym geście. Na jej skroniach pojawiły się kropelki potu. Zbladła. Tak bardzo się bała. Zacząłem się zbliżać, tłumacząc, że nic jej nie grozi, że ze mną, wszystko będzie w porządku. W końcu opadła do tyłu, a ja szybko podbiegając, złapałem ją w talii. Była moja. Zapytała mnie, czy czeka ją niebo. Krótko i logicznie odpowiedziałem, zamykając jej ciężkie, senne powieki. Gdyby tylko wiedziała, gdzie ze mną zmierza. 

Dziękuję  Ci ojcze, że pozwoliłeś mi zająć się nią osobiście. Nie chciałem by ginęła w męczarniach, lecz szybko i bezboleśnie. Chyba zaczynam ją kochać, lecz me zszargane nerwy koi myśl, że wnet ją spożyjesz i będę ją mieć na wieki przy sobie, pod Twoją postacią. Niestety, jeszcze jej nie masz, bo całą ceremonię przerwał...Feniks. Nie wiem skąd się tam wziął, ani kto go wysłał, ale zapewniam Cię Ojcze, że nie ma w tym mojej winy, ponieważ zaplanowałem wszystko dokładnie, a przestrzeń była pusta, z oddalonym zagrożeniem. To wina strażników, więc ukarz kogo trzeba. 

Leciałem do niej i widziałem w jej oczach przerażenie. To był mój pierwszy raz. Gdy spojrzałem w te wielkie, szklące się źrenice...zasmuciłem się. Zasmuciłem i przez chwilę zwątpiłem, czy to co robię jest słuszne. Widocznie ta mała chwilka wystarczyła, by wrogowie zniszczyli nasze plany i uratowali ją. Czułem...czułem jak nasz znak słabnie. Ona co prawda próbowała się bronić sama, ale nieskutecznie jej to wychodziło. Za bardzo napawał ją lęk. Ale kiedy te słone krople utorowały drogę na jej policzkach i ja poczułem słabość. Zbyt piękna by ginąć. Zbyt oszałamiająca, by ginąć bez miłości, ale taka wola Twoja. 

Za późno zorientowałem się, że znak ciemnieje. Nie zareagowałem i całkowicie zgasł, żeby za chwilę utworzyć kupkę popiołu. Ona podeszła tam, a stamtąd wyleciało to potworne stworzenie, chwytając ją za kołnierz i zabierając daleko ode mnie. Nawet nie próbowałem ich gonić, byli zbyt szybcy. 

Mam nadzieję, że nie gniewasz się i zadowolisz się na razie inną ofiarą, podczas gdy ja wymyślę nowy plan. Wszystko się ułoży. 

-Na zawsze Twój, Barty. 


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro