Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

XX

- Barty? Barty?! Gdzie biegniesz?! Nie zostawiaj mnie! Tu jest mnóstwo lawy! - Krzyczałam, ale on pędził, ile miał sił w nogach. 

Poczułam mocny uścisk na dłoni, który oderwał mnie od powierzchni łóżka. 

- Może pora wstać, Liv? - Usłyszałam głos mamy i przerażona otworzyłam szeroko oczy. - Chyba nie chcesz się spóźnić do szkoły? 

-Eee...Oczywiście, że nie. - Uśmiechnęłam się niepewnie i przeciągnęłam. Po kilku sekundach ostatniej przyjemności, położyłam stopy na zimnej podłodze. 

Moje stopy chyba już nie czują bólu

Przeszłam do komody z ubraniami i wyciągnęłam granatową sukienkę w paski. Ubrałam ją, po czym udałam się do łazienki na poranną toaletę. 

Moje włosy jeszcze całe? 

Przejrzałam się i (szczerze mówiąc) spodziewałam się gorszego widoku. Ogarnęłam skołtunione włosy i przemyłam twarz. Dzień bez makijażu? Czemu nie? 

Zeszłam na dół najszybciej jak mogłam i zsunęłam do torby swoje drugie śniadanie, które leżało na blacie. Usłyszałam dźwięk klaksonu. 

-Już idę! - Krzyknęłam, a echo, które odbiło się od ścian, zdawało się wbijać w moje uszy. Nagle poczułam jak nogi mi się uginają i...

Czy jest lepszy budzik, niż piskliwy głos Katy Perry? 

Zsunęłam się z łóżka i pełna energii, pomaszerowałam do łazienki. 

-Nie jest tak źle. - Pokrzepiłam się i uczesałam włosy w zgrabnego koczka. Poranna toaleta i...czas na makijaż! Postawiłam na kocie oko i czerwoną szminkę. Miałam ochotę czuć się pięknie tego dnia. Czułam, że spotka mnie coś niesamowitego. 

Założyłam czerwoną sukienkę z długim rękawem, długości midi i biorąc moją skórzaną, czarną torbę, zbiegłam na dół. Mamy oczywiście już nie było. Nie chciało mi się robić drugiego śniadania, więc postanowiłam, że kupię coś w szkolnym sklepiku (co naprawdę nie było w moich zwyczajach, bo uważałam że to jedzenie A ZWŁASZCZA BUŁKI jest przeterminowane o co najmniej miesiąc). 

Gdy wysiadłam z busa, przy wejściu do szkoły stał Barty. Na jego widok, nogi mi się ugięły, a w głowie zawirowało. 

-Już...spokojnie. Wdech i...

-Hej, Olivia. - Barty podszedł do mnie i ucałował mnie w policzek. Czułam, że się rumienię. 

-Cześć. - Powiedziałam rozanielona i chwytając go za rękę, poszliśmy do klasy. 

-Wiesz, wiele myślałem o ostatnich wydarzeniach. 

-I do jakiego wniosku doszedłeś? 

-Myślę, że...Zjawiskowo dziś wyglądasz. 

-Dziękuję. - Ukazałam w uśmiechu rządek białych zębów, po czym spojrzałam mu prosto w oczy. Czułam, że temperatura rosła. 

-Masz dziś czas po szkole? 

-Dla ciebie zawsze. - Wypaliłam bez namysłu, zaślepiona wizją popołudniowego spotkania. 

-Może miałabyś chęć pojechać ze mną do mojego domu? Ale tego prawdziwego. - Na te słowa, poczułam zawirowanie w brzuchu. 

-Jasne. Naprawdę, bardzo się cieszę. - Wycedziłam przez ściśnięte od uśmiechu zęby i nagle usłyszałam dzwonek na lekcje. Weszłam do klasy, gdzie czekała już na mnie grupka moich przyjaciół. Chłopaki na mój widok rozszerzyli powieki, a Nath zagwizdał, za co mocno oberwał w potylicę. 

-Ho ho ho, ktoś tu dziś chyba idzie na randkę... - Zaśmiał się Nath, co zostało skwitowane moim zażenowaniem. 

-Zamknij się na chwilę, ok? - Wymamrotała Emily, po czym zaraz dodała. - Gada dziś jak najęty, serio. Powinnaś pomyśleć nad dobrym psychologiem, na prezent urodzinowy dla niego. - Zaśmiałam się i przyznałam jej rację. - A teraz na poważnie. Idziesz na randkę?

-Może... - Uniosłam kącik ust, po czym spojrzałam na Barty'ego. Zastałam ten widok co zwykle. Charyzmatyczny i kochany Barty umiera, a pojawia się ten, którego najbardziej nie lubię. Cichy, nierzucający się w oczy, jakby z innego świata. 

-Evans?

-Pogadamy na wieczór? Ok? 

-Jasne. - Przyjaciółka posłała mi usmiech typu ,,a nie mowiłam?", po czym zaczęła powtarzanie z chemii. 

Kilka godzin później  

Trasa była dość długa, ale po około 25 minutach, znaleźliśmy się pod jego domem. Był parterowy, w ładnym, nowoczesnym stylu. Leżał nieco na pustkowiu, lecz nie przeszkadzało mi to. Mniej hałasu zza okna. Gdy weszliśmy do środka, poczułam zapach benzyny i lekką nutę spalenizny. Może to z garażu? 

Wnętrze było urządzone w kolorach: białym, czerwonym i czarnym. Na tle białych ścian, czarna, skórzana sofa i czerwone dodatki wyglądały znakomicie. Choć pokój był urządzony męsko i niezbyt przytulnie, podobał mi się ten styl. Był wyrafinowany. 

Kuchnia i łazienka zaskoczyły mnie nie mniej, a może nawet i więcej. To, w jaki sposób wszystko ze sobą współgrało, było wręcz w niektórych momentach przerażające. 

-Mieszkasz sam?

-Z mamą. - Odpowiedział, spierając się o oparcie sofy. - Napijesz się czegoś? 

-Może herbaty. - Uśmiechnęłam się życzliwie. - A gdzie twój pokój? - Zapytałam i zaraz zauważyłam białe drzwi, wprost równoległe do wejściowych. Zbliżyłam się do nich i złapałam za klamkę. Nagle poczułam, że ktoś łapie mnie w talii. 

-Nie chciałbym, żebyś na razie tam wchodziła. Może kiedy indziej, ok? - Wyszeptał mi do ucha, co spowodowało u mnie dreszczyk. 

-Ukrywasz coś? - Zachichotałam, ale żart był chyba trafiony, ponieważ czułam jak jego uścisk się zakleszcza. - Barty, to trochę boli. - On nie przestawał. - Puść! - Nagle jakby ocknął się i spuścił swoje ręce. 

-Przepraszam, nie gniewaj się. Po prostu tam nie wchodź, dobrze? - spojrzał mi prosto w oczy i delikatnie cmoknął w czoło. Czułam, że byłam w siódmym niebie. 

-Oczywiście. - Nieco zdziwiona jego zachowaniem, przytaknęłam. 

2 godziny później

Rozmawialiśmy praktycznie o wszystkim, pijąc przy tym ciepłą herbatę i zajadając się czekoladowymi ciastkami. 

-Przepraszam na chwilkę. Muszę iść do łazienki. Zaraz wracam. - Wyszedł z pokoju, a ja odprowadziłam go wzrokiem, aż po same drzwi. Nie myśląc długo, wstałam z sofy najciszej jak mogłam i pokierowałam się w stronę ,,zakazanego pokoju". Chwytając za klamkę, przez chwilę zawahałam się, ale moja ciekawość zwyciężyła. Przekręciłam ją i otworzyłam drzwi. To, co ukazało się moim oczom, sprawiło, że moje nogi zamieniły się w watę. 

-Ciekawość to pierwszy stopień do piekła. Nie wiesz o tym kochana? 


Hej. Moja jedyna prośba na dziś: nie zabijajcie za nieobecność. Do zobaczenia wkrótce! <3


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro