Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

XVIII

Oczarowana weszłam do domu. Ściągnęłam wierzchnie ubrania i pomaszerowałam do mojego pokoju. Rzuciłam się na łóżko, a w moich myślach dalej tkwił on. 

-Przestań zawracać sobie nim głowę! Liv! Do jasnej cholery! Ogarnij się! - Karciłam się szeptem. Ale nie, nie chciałam zapominać. Bujna, ruda czupryna, powiewała na wietrze na wszystkie strony, od czasu do czasu przysłaniając jego przenikliwe oczy. To nienormalne. Nie wiedząc, co ze sobą zrobić, postanowiłam obejrzeć jakiś film. Odpaliłam mój stary sprzęt firmy Hewlett-Packard i po kilku minutach klikania w ikonkę googla, włączyłam przeglądarkę. Wtedy nastąpiła całkowita zmiana planów. Przypomniałam sobie o ulotce, którą znalazłam w domku Barty'ego oraz mojej obietnicy. Obiecanki cacanki. Słyszeliście o czymś takim? 

Zanim przypomniałam sobie nazwiska łączników, minęło kilka dobrych chwil. 

-Może najpierw Barty? Zacznijmy u podstaw. - Powiedziałam z optymizmem sama do siebie i wklepałam nazwisko mojego nowego przyjaciela...za jakiś czas, może kogoś więcej. 

Kilka tysięcy wyników - brzmi nieźle. Przejrzałam parę pierwszych stron, po czym stwierdziłam, że nie widzę nic, co by mnie interesowało. Nie zamierzałam jednak rezygnować z poszukiwań. Informacje o ,,Tajnej Grupie Amatorskich Psychologów" raczej nie pojawiają się na pierwszych kartach. Postanowiłam pójść do pobliskiego sklepu po kilka energetyków i hamburgery do odgrzania w mikrofali. Zapowiada się ciekawa noc. 

Kilka godzin później 

Prócz kilku kolesiów z profilowym, którego nie powstydziłby się największy maczo na nowojorskiej uczelni, nie znalazłam nic, co by mnie zaintrygowało. Postanowiłam wysilić umysł i wstukałam kolejne nazwisko. Było grubo po dwudziestej, a moje palce drętwiały z zimna. Zgniotłam puszkę po drugim energetyku. Hamburgery leżały nietknięte w lodówce. 

-Kylie...Kylie... - Zacisnęłam kurczowo powieki. - Jak ona miała na nazwisko? - Po chwili wyrzuciłam głowę do góry, tak jak kierowcy, którzy spotykają na drodze swojego znajomego z pracy, bądź inną bliską ich życiu osobę. 

Kylie White. Ponad milion wyników. Spojrzałam na zegarek. 

-Po co zatapiam się w tym gównie? - Zapytałam sama siebie i położyłam dłoń na myszy. - Może po prostu go o to zapytam? - Pomyślałam, po czym zaraz zlikwidowałam ten pomysł. Przed oczami stanął mi on. Jego wrogie spojrzenie, zaciśnięte w wąską linię usta, beznamiętny głos. 

,,Udawaj, że nie widziałaś tej ulotki, ok?" 

W mojej głowie zabrzmiał jego głos. 

-Och, nie mogę go skrzywdzić. Może on naprawdę nie chce...Może mi powie? Ale z drugiej strony, tak bardzo pragnę wiedzieć. - Kolejny łyk pobudzającego napoju. - Muszę, muszę to wiedzieć. 

Weszłam na pierwszą stronę. 

Kilka godzin później

Moja lewa ręka spoczywała na klawiaturze, a prawa służyła za poduszkę. Miedzy nogami plątały się zgniecione puszki, a w brzuchu orkiestra grała marsza. 

-Na takiego śpiocha jak ja, nawet tigery nie działają. - Wybełkotałam te kilka słów, co zabrzmiało bardziej jak ,,Na tsakiego śpioła jak ja, nawet tajgery ne dzałają". Otworzyłam oczy i wbrew moim przypuszczeniom, nic mnie nie oślepiło. Co prawda przeglądarka dalej była włączona, ale ekran był całkowicie czarny. Spojrzałam w prawy, dolny róg pulpitu. Wybiła 3:00. Cóż, zadziwiające, że mama nie przyszła do mojego pokoju i nie obudziła mnie, lub przynajmniej nie przykryła jakimkolwiek kocem. Może nawet nie dotykała klamki moich drzwi? Może wygodnie ułożyła się w łóżku z przekonaniem, że jej córeczka słodko śpi? Nie wiadomo. Fakt jest faktem, że zasnęłam i obudziłam się w tej samej pozycji. Jedynym urozmaiceniem była ścierpnięta górna kończyna oraz pulsujący ból skroni z prawej strony. 

-Co to za strona? - Powiedziałam już trochę przytomniej i trzepnęłam głową w celu rozbudzenia. Czarna strona widniała na ekranie kilka dobrych minut, po czym mój umysł wreszcie się obudził. Spojrzałam na link na górze. Chwila, żadnego linku nie było. Pasek był całkowicie pusty, nawet jednego znaku. 

-Co jest grane? - Odruchowo zmrużyłam oczy, jak szachiści podczas ważnych rozgrywek. Istotnie, tak mogłam się czuć. Poruszyłam kilka razy kursorem w lewą i prawą, po czym stuknęłam w laptopa. Może się zaciął. To jednak nic nie dało. Kliknęłam kilkukrotnie spację, enter i kilka innych klawiszy, co przerodziło się w maniakalne molestowanie klawiatury. Wreszcie ujęłam mysz w dłoń i raz lewym, a raz prawym przyciskiem,  klikałam w różnych miejscach. 

-Co do cholery? - Zirytowana, postanowiłam zejść na dół i zrobić sobie coś do jedzenia. Hamburgery. Jak dobrze mieć w kuchni hamburgery. 

Zeszłam po schodach najciszej jak mogłam, by nie obudzić mamy. Otworzyłam drzwi lodówki, z której od razu uderzył we mnie podmuch zimna. Wsadziłam prawie, że całą głowę do jej wnętrza w poszukiwaniu mego posiłku. Czyżby mama je zjadła? Zajrzałam do dolnej szuflady na warzywa, ale tam również ich nie było. 

-Zamrażalnik? - Zapytałam sama siebie, po czym sięgnęłam uchwyt przy samej podłodze. Uchyliłam lekko drzwiczki i po kilku sekundach puściłam je, jednocześnie gwałtownie odsuwając się do tyłu. Z oblodziałej półki ciekła krew. Czerwone kropelki skapywały na kafelki, tworząc wzorek, który dla niektórych mógłby wydawać się dziełem sztuki. 

-Jezus Maria. - Wyszeptałam, choć czułam czyjąś obecność. Wiedziałam, że jestem sama, ale DO LICHA, ktoś musiał mi towarzyszyć. Podeszłam bliżej, z wyciągniętą ręką, którą mogłabym w każdej chwili się obronić. Albo którą w każdej chwili, coś mogłoby zeżreć. Pochyliłam się nieznacznie w przód, tak by nie stracić i tak już porządnie zachwianej równowagi i zamaszystym ruchem, otworzyłam drzwiczki, które z hukiem uderzyły o blat tuż obok. Widok, który dostrzegły moje oczy, kompletnie mnie sparaliżował. Czułam, jak ostatni posiłek podchodzi mi do gardła. Doznałam kwaśno-słonego smaku w ustach, po czym zakryłam je dłońmi. Przyjrzałam się bliżej zawartości lodówki. Na wcześniej już wspomnianej półce, leżała głowa. Zwrócona twarzą w moją stronę. Przechyliłam swoją tak, by móc dostrzec szczegóły i rozpoznać do kogo należy. Nagle powieki otworzyły się, ukazując oliwkowe oczy. Ktoś lub coś, dotknęło mojego ramienia, co wywołało falę zimnego potu. Obracałam się wolno, jak minutnik w starym zegarze. Ujrzałam niebieskie bambosze i gładkie, nakremowane nogi. Gdy doszłam wzrokiem do kolan, zauważyłam pasujący kolorem do kapci szlafrok. Taki miała mama. Bez wahania, szybko obrzuciłam spojrzeniem górę mojego napastnika. Poczułam jak włosy stają mi dęba, a język w ustach sztywnieje. Góra nocnego nakrycia, była ubrudzona czerwoną mazią, która (jak przypuszczałam) byłą krwią. Zamiast głowy, ujrzałam przestrzeń, przez co z obrzydzeniem cofnęłam się do tyłu. Myślę, że powiedzenie między Scyllą a Charybdą, byłoby adekwatne do sytuacji, gdyby Scyllę zamienić na lodówkę, a Charybdę na ,,to coś". Siedziałam po środku, jak mały dzieciak w piaskownicy, któremu ktoś własnie zburzył babkę z piasku i zaraz się rozryczy. Ja jednak nie uroniłam ani jednej łzy. Suchość panowała również w moich ustach, gdzie język stanął już chyba kołkiem. Spojrzałam na szyję. Skrawki skóry odstawały na wszystkie strony, a ze środka wystawało kilka pulsujących jeszcze mięśni i żył. 

-Nie bój się, skarbie. - Usłyszałam głos mamy. Nie dobiegał on jednak z ,,tego czegoś", lecz z wnętrza lodówki. Z przerażeniem stwierdziłam, że ta głowa żyje. Nie myśląc już dłużej, zebrałam się w środku i wystrzeliłam jak z procy w kierunku schodów. 

-Czekaj! - Usłyszałam wołanie niczym w horrorach typu ,,Apokalipsa Zombie" i nie przejmując się bardzo możliwym upadkiem, przeskakiwałam co dwa schody. 

-Dorwę cię! - Obejrzałam się za siebie. ,,To coś" było zbyt słabe by za mną nadążyć. Może gdyby miało głowę...

Skręciłam szybko i wpadłam do pokoju. Przekręciłam klucz i jeszcze przez chwilę nasłuchiwałam, czy ktoś zmierza w moim kierunku. Głosy ucichły. Przez ścianę usłyszałam miarowy oddech mamy, którą od kilku dni męczył kaszel. Oparłam głowę o drzwi i spojrzałam z ulga na łóżko. Laptop był zamknięty.  


Kto chce mnie zabić? :)))) Och tak, wiem, że przez miesiąc nie wpuszczałam totalnie nic, nawet nie wchodziłam na Wattpad, ale miałam SERIO dużo nauki, brak weny, no i małego lenia XD. ALE SPOKOJNIE już wracam i myślę, że tak szybko was nie opuszczę B) I mam nową technikę na rozdziały. Będę je wpuszczać w czwartki i soboty, bo wtedy mam więcej wolnego czasu. A jeśli chodzi o konkurs, o którym chyba coś wspominałam XD niestety nic nie udało mi się osiągnąć. Ale zgłoszę pracę do poprawek i spróbuję sił w letniej edycji! A teraz do zobaczenia w sobotę! <3 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro