Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

XVII

Znów byłam zawieszona w białej przestrzeni. Panujące w domku ciepło, natychmiast zniknęło, a zastąpił je przenikliwy chłód. Zza linii horyzontu (jeśli w ogóle można było to tak nazwać), wyłoniła się postać. Nie mogłam dostrzec jej kształtu, dokładnego koloru, płci czy czegokolwiek innego. Ciemna, okrągła plama, sunęła w moją stronę z prędkością dzieciaka, uczącego się jeździć na rowerze. Była coraz większa, aż wreszcie zatrzymała się około metr przede mną. 

-Czym jesteś? - Wyszeptałam, ale mój głos nie rozległ się. Tak jakby go zabrakło. Otworzyłam usta, by powtórzyć pytanie, lecz zaraz zdałam sobie sprawę, że to niemożliwe. Zamknęłam na chwilę oczy i plama zniknęła. Teraz przede mną widniała grafitowa, ogromna chmura. Taka, jak zwykle bywają przed burzami. W głowie już widziałam, jak tysiące piorunów, które się w niej kotłują, szykują się, by uderzyć w moje wątłe ciało. Nagle z chmury, w moim kierunku, zaczął płynąć mały kłębek, który z biegiem czasu, zamienił się w dłoń. Kilkanaście centymetrów nad nią, wśród cząsteczek lodu zamienionego w gaz, rozbłysła para oczu. Oczu, które do złudzenia przypominały reflektory naszego starego Volkswagena. Świeciły oślepiającym, żółtym blaskiem, aż musiałam  przysłonić oczy dłonią. 

-Chodź...chodź do nas. - Usłyszałam i moje przerażenie natychmiast zniknęło. Na skórze znów poczułam otulające ciepło. Bezpieczeństwo, dobro, miłość...Coś emitowało od tej chmury- No chodź. U nas nie będziesz już więcej cierpieć. Jest dużo takich jak ty. - I nagle poczułam, że się unoszę. Skrzyżowane po turecku nogi, mogłam spokojnie wyprostować, a i tak nie czułam podłoża. ,,Chodź..." - dźwięczał głos w mojej głowie. 

Zbliżałam się coraz bardziej do tych ciemnych obłoków, które wydawały się nadzwyczaj kuszące. Jak ciepłe ramiona mamy - można by rzec. To, natychmiast chwyciło mnie za rękę i szarpnęło w swoją stronę. Wzdrygnęłam się przez kilka sekund, lecz potem w miejscu, gdzie moje mięśnie zostały nadszarpnięte, wystąpiło miłe uczucie ciepła, jak np. podczas masażu. Poczułam lekką woń benzyny. Nie była on tak silna, by całkowicie wypełnić mój umysł. Mogę powiedzieć, że była ona dość subtelna. 

-Nie bój się. - Ciemne kołtuny znów przemówiły, a ja coraz bardziej się do nich zbliżałam. Blask oczu, był nie do wytrzymania, więc lekko zmrużyłam powieki. - O tak...zaufaj mi. -poczułam bijący żar, na całym moim ciele. W końcu, byłam dostatecznie blisko, by jej dotknąć. Nie mogłam jednak tego zrobić, bo światło zbyt mnie raziło. Po pewnym czasie poczułam, jakbym zanurzała się w ciepłej kąpieli. Lecz w wannie nie była zwykła woda. Gorące mleko z miodem lub czekolada. Gęsta, delikatna substancja, okalająca całe moje ciało. Zdawało mi się, jakby to było najprzyjemniejsze uczucie w  moim życiu. Było tak ciepło, gorąco...wręcz piekielnie. Poczułam jak rozkoszne uczucie na mojej skórze, zamienia się w kłucie. Jakby tysiące maleńkich igiełek, powoli tonęło w moich komórkach. Chciałam wydać jęk, ale nie mogłam, bo ,,to coś" wpłynęło również do mojego wnętrza. Przełyk palił jak po mocnym alkoholu, którego napiłam się na weselu mojej kuzynki. Nigdy nie zapomnę tego uczucia. A wtedy? Chyba powróciło i to ze zdwojoną siłą. 

Uwięziona w piekielnym uścisku, zaczęłam szarpać głową na boki, aż wreszcie doszedł mnie zapach spalenizny. To były moje włosy, zaprószone tym...jakby to nazwać...lawa! O tak, myślę, że to dobre określenie. Mój przyjaciel z przedszkola, Alex, twierdził, że w czarnej, burzowej chmurze, jest płynna lawa, z której powstają pioruny. Na szczęście, te głupoty szerzył tylko do czasu, kiedy pani Barrens uświadomiła nas, czyli niecałe dwa tygodnie. 

Lawa paliła moją skórę. Moje włosy, moje wnętrze, moje oczy, o ubraniach już nie wspominając, bo pewnie został z nich sam popiół. Ból przeistoczył się w agonię, która wywoływała spazmy. Nieoczekiwanie poczułam, jak w mój policzek trafia coś na styl ognistej kuli, o średnicy maksimum kilku centymetrów i wielkiej sile. Pierwszy raz, otworzyłam szeroko oczy i zaczerpnęłam powietrza. 

Leżałam, a nade mną był pochylony on. Odgarniał z czoła, kosmyki moich włosów. Był wyraźnie przerażony. Cóż, na pewno nie mniej niż ja. Jedną dłoń, trzymał pod moją głową, służąc mi za poduszkę. 

-Wszystko ok? O kurwa, tak się bałem, Liv. - Popatrzył mi w oczy, a ja poczułam się tak bezpiecznie jak nigdy. Chciałam, by przytulał mnie i obiecywał, że zawsze przy mnie będzie i nic mi się nie stanie. Istotnie, tak raczej nigdy nie mogło być. 

-Wszystko ok. - Odrzekłam, po czym on delikatnie, ale wciąż jeszcze z lękiem, uśmiechnął się. Zobaczyłam ten błysk w jego oku. Nie umiał go ukryć. Myślę, że on zobaczył w moich oczach to samo. Wtedy spojrzałam na niego inaczej. Również uniosłam kąciki ust, po czym on nareszcie odetchnął z ulgą. Odłożył delikatnie moją głowę na poduszkę i przeczesał dłońmi włosy. Opadające na czoło, ogniste niczym płomienie, dodawały mu tylko uroku. 

-Co to było? - Położył ręce na udach, obracając się w moją stronę. - Miałaś już tak kiedyś, Liv? 

-Przecież ci mówiłam. Jak wywoływaliśmy duchy...

-Ach, przepraszam. - Wstał i wbił wzrok w okno. - Przepraszam, dalej jestem zestresowany. - Na jego twarz, wstąpił blady uśmiech. 

-Już wszystko w porządku. - Wstałam i podeszłam do niego. Był wyższy ode mnie, o jakieś dwadzieścia centymetrów. Chwyciłam jego dłonie swoimi i potarłam ich wierzch kciukami. - Nic się nie stało. - Oczarował mnie. Patrzyłam na niego naprawdę inaczej. 

-Boję się o ciebie. - Westchnął, ale nawet na mnie nie spojrzał. 

-Kto to był? - Rzucił mi pytające spojrzenie. - Wtedy gdy wyszedłeś. 

-Nikt ważny. - Puścił moje dłonie i podszedł do drzwi, na których widniał mały wieszaczek i jego kurtka. - Jedźmy już. - Wyszedł. Nie odpowiedziałam, podążyłam tylko jego śladem i wsiadłam na motor. Przytuliłam się do jego pleców, a po kilku sekundach usłyszałam warkot silnika. 

Za niecałe pół godziny, znaleźliśmy się pod moim domem. 

-Wiesz... - Powiedział, kiedy ja stałam koło jego maszyny, oddając mu kask - Myślę, że powinniśmy zapomnieć o tym wszystkim, co się dziś stało. 

-Nie rozumiem. - odpowiedziałam. Nie, ja nie chciałam zapominać o tamtym dniu. O jego dotyku, wzroku, głosie, ciepłym oddechu i poczuciu bezpieczeństwa. Nie chciałam zapominać o nim. 

-Udawaj, że nie widziałaś tej ulotki, ok? - Po tych słowach, kamień spadł mi z serca. - Może kiedyś ci o tym powiem, ale jeszcze nie teraz. - Zsunął szybkę kasku i bez żadnego pożegnania odjechał w ciemność. Wtedy poczułam, że koniecznie muszę dowiedzieć się, o co chodziło z ta ulotką. 


Hej! Witam was w kolejnym rozdziale I PRZEPRASZAM, że rozdział nie ukazał się wtedy, kiedy miało to nastąpić. Myślę, że po prostu nie będę pisać, kiedy opublikuję następny i będzie łatwiej XD więc...do zobaczenia nie wiem kiedy! <3



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro