Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

XV

Mknęliśmy między drzewami, schylając się na boki na zakrętach. Ta przejażdżka przerażała mnie o wiele mniej. Chociaż prędkość, według radaru w moim umyśle, niezbyt się zmieniła. 

Ściskałam kurczowo jego kurtkę, patrząc jak kilka kosmyków rudych włosów, niesfornie wyłoniło się spod kasku. Przy Bartym, czułam się dziwnie bezpiecznie. Zbyt pewnie siebie, jak na dość nieśmiałą osobę z obcym chłopakiem przed sobą. Nie przeszkadzało mi to jednak. Było komfortowo. 

Pod szkołę podjechaliśmy pięć minut przed dzwonkiem. 

-Dziękuję. - Zsiadłam z motoru i oddałam mu kask. - Było fajnie. 

-Cieszę się. - On uśmiechnął się lekko, przerzucając przez kierownicę dwa kaski i wprowadzając motor za ogrodzenie. 

-Długo już jeździsz? - Zapytałam, szczerze zainteresowana. Jak na nasz wiek, jeździł naprawdę dobrze. 

-Kilka lat. - Rzekł i dorównał mi kroku. Przeszliśmy przez próg i kroczyliśmy wąskim korytarzem, którego ściany były pomalowane na jasny żółty, a po obu stronach stały niebieskie szafki. Kilka ludzi z naszej klasy, wyminęło nas spiesząc się do sali, by powtórzyć ostatnie lekcje, przed czekającą nas klasówką. Mój wzrok odbiegł do Nathaniela, który stał pod tablicą ogłoszeniową, szukając czegoś zaciekle w torbie. Ach Nath, jak zwykle roztargniony. W pewnym momencie mój towarzysz szturchnął mnie niby przypadkiem w rękę, bym zwróciła na niego uwagę - Jestem samoukiem. 

-Podziwiam. - Ukazałam rząd bielutkich zębów, na co on odwdzięczył się tym samym. Miał naprawdę śliczny uśmiech. Szkoda, że pokazywał go tak rzadko. 

Weszliśmy do klasy i każde z nas, udało się w swoją stronę. Ja do czwartego rzędu w kolumnie przy ścianie z ilustracjami uczonych oraz ich opisanymi drobnym druczkiem osiągnięciami. On usiadł w ostatnim rzędzie środkowej kolumny. Wyciągając książki, zerknęłam na niego. On od razu to zauważył i uśmiechnął się lekko. Zrobiłam to samo, jednak w moim uśmiechu była nutka smutku. Siedział sam, do nikogo się nie odzywał. Najczęściej słuchał muzyki przez głęboko włożone do uszu słuchawki lub bazgrolił coś na ostatnich kartkach zeszytów. Bardzo rzadko, choć czasem to się jednak zdarzało, wyjmował grubą księgę i z uwagą ją czytał. Nie odrywał wzorku ani na chwilę, nawet na Bena, który często go zaczepiał. Na lekcjach siedział z nonszalancko wyprostowanymi nogami, nieco obniżony na krześle, tak jak zazwyczaj kiblujący uczniowie w ostatnich ławkach lub klasowi buntownicy. On nie był jednym z nich. Był cichy, nieśmiały (oczywiście, w stosunku do klasy, przy mnie był całkowitym przeciwieństwem), czasem wręcz przerażający. Nie zgłaszał się na lekcji, lecz starannie zapisywał notatki na przyniszczonych sklejkach papieru. Tak, często go obserwowałam. 

-Dzień dobry. - Pani Bowers jednym machnięciem ręki zatrzasnęła drzwi klasy. To była potężna kobieta. Gdy stawałeś przy tablicy, zdawało ci się, że jednym ruchem dłoni, może cię zmieść jak pionka z planszy.  jednak do tego musiałeś mięć choć ziarenko wyobraźni, a nie być nudnym jak np. Ben Heavy. Nie muszę wam go opisywać, nazwisko mówi samo za siebie. 

-Proszę, Lily, rozdaj kartki. - Drobna blondynka odebrała plik papieru od nauczycielki i rzucała na ławki, dzieląc na grupy. Podeszła do mnie, a do mojego nosa doleciała woń jej mocnych, różanych perfum. 

-Masz Stone. - Rzuciła oschle i poszła dalej. Obserwowałam każdy jej ruch. Zatrzymała się przy Bartym kilka sekund dłużej, niż zazwyczaj. Jej ręka utknęła w powietrzu. Widziałam jak Evans wpatruje się w nią, po czym ona pokręciła głową i polożyła delikatnie kartkę na blacie. Barty spojrzał na mnie, lecz ja odwróciłam się i wbiłam wzrok w test. 

-Po co mi wiedzieć rodzaje kwasów?! - Szepnęłam zirytowana. 

-Stone, bądź już cicho. - Pani Bowers zsunęła okulary na nos, tak że jej burza orzechowych włosów spadła na oczy. 

-Przepraszam. - Wypaliłam i zabrałam się za pisanie. 

Po skończonych lekcjach szłam samotnie chodnikiem przed szkołą, mając kilka metrów przed sobą ogrodzenie. Rzuciłam tęskno okiem na stojącą w pobliżu piekielnie szybką maszynę, pełna podziwu i uznania dla jej właściciela. Po chwili usłyszałam czyjeś ciężkie kroki za moimi plecami. 

-Hej. - Usłyszałam jego aksamitny głos i spojrzałam głęboko w zielone oczy. - Podwieźć cię? 

-Nie, nie zawracaj sobie mną głowy. - Uśmiechnęłam się. Och, to zabrzmiało tak jakbym właśnie dawała mu kosza. 

-Ale... - Nie dokończył, bo tuż za nami pędził Max. Dorównawszy nam kroku, objął mnie ramieniem, a Barty natychmiast spoważniał. 

-Hej Liv. Masz dziś ochotę na kino? - Przytulił mnie jeszcze mocniej i chociaż sądzę, że Barty tego nie zauważył, jego mięśnie twarzy dziwnie się napięły. 

-To ja...nie będę może przeszkadzał. - Rzucił oschle, lecz z pewną dawką uprzejmości i pomachał mi na pożegnanie. Miałam niecałą minutę czasu. Tyle mniej więcej dzieliło go od motoru. To musiało być szybkie, akcja-reakcja. 

-Nie. Przepraszam Max, jestem dziś już zajęta. - Przytuliłam go lekko, unikając jakichkolwiek innych gestów i popędziłam do Barty'ego. 

-Dasz mi kask? - Xapytałam, na co on rozszerzył powieki ze zdziwieniem. 

-Myślałem, że wolisz iść do kina z przyjacielem...

-To źle myślałeś. - Zaśmiałam się i zajęłam miejsce tuż za nim. Czemu jeszcze wczoraj byłam dla niego taka niemiła? - pomyślałam - Przecież to całkiem fajny chłopak.


Hej! Witam was w kolejnym rozdziale Sekty. Przepraszam za wczorajszy brak rozdziału, ale Harry Potter i te sprawy XD swoją drogą, może kiedyś coś o nim napiszę...Do zobaczenia jutro! <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro