Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

VIII

*Olivia*

Położyliśmy dłonie na wskaźniku i popatrzyliśmy ze strachem na Meg.  Jej delikatnie różowe dłonie,  zdobiły tysiące niebieskich żyłek,  wyeksponowanych jak nigdy wcześniej.  Czułam,  jak jej mokre palce ślizgają się po drewnie.  Na jej policzkach pojawiły się rumieńce.  Zaczęła coraz szybciej oddychać. 

-Wszystko w porządku?

-Tak...po prostu... Jest trochę duszno.  - Po tych słowach wstałam i uchyliłam okno. 

-Zaraz powinno zrobić ci się lepiej. - Obdarzyłam ją serdecznym uśmiechem i usiadłam z powrotem na swoje miejsce. Znów łączył nas wskaźnik i strach przed tym,  co może się stać.  Jeszcze raz przypomnieliśmy zasady i zaczęliśmy tą diabelską zabawę.  Przesunęliśmy wskaźnik kilka razy po planszy,  aż wreszcie ustawiliśmy go na dole. 

-Czy jest tu ktoś? - Na mój znak zapytała Emily,  ale nic się nie stało. 

-Czy jest tutaj ktoś? - Powiedziała bardziej stanowczo,  z wyraźnym zirytowaniem. 

-Może Liv? - Nath spojrzał na mnie,  co powtórzyli wszyscy z obecnych.  Westchnęłam głośno i zapytałam:

-Czy jest tu ktoś?

Po wypowiedzianym pytaniu coś przeszło przez moje ciało.  Zimno połączone z ciepłem,  wiecie,  takie coś jak macie przy gorączce.  Bardzo dziwne uczucie.  Przez kilka sekund czujesz,  jakbyś stała na 40° upału, a za chwilę ktoś oblewa cię lodowatą wodą i powiewa mroźny wiatr.  Pomyślałam,  że to być może wina otwartego okna,  więc zignorowałam to uczucie i powróciłam do wywoływania ducha.

-Czy...  - Nie dokończyłam bo wskaźnik przesuwał się po kolejnych literach. 

-T A K. - Odczytałam w myślach i od razu przed oczami stanął mi koszmar dzisiejszego poranka. 

-Panie Stone,  jeśli to pan, proszę dać jakiś znak. - Wypaliła Meg, a ja spiorunowałam ją wzrokiem. Jak, po tylu zdarzeniach, można myśleć, że duch który mnie nawiedza, to mój tata? Trzeba być kompletną idiotką...albo mnie nie słuchać. Na moją skórę wstąpiła gęsia skórka. Nie miałam już wątpliwości, że moje dreszcze i zimne poty, to wina chłodu panującego w pomieszczeniu. Nagle okno zatrzasnęło się, a zasłonka odsłaniająca ostatnie skrawki światła, złączyła się, tworząc kompletny mrok.

-Liv...Olivia, słyszysz mnie? - Niski, ciepły głos przeszył moją głowę.

-Słyszeliście to?

-Co? - Zapytali wszyscy, patrząc się na mnie, jak na osobę niezrównoważoną psychicznie.

-Ktoś...ktoś mnie woła. - Mimowolnie się uśmiechnęłam. Łzy napłynęły mi do oczu.

-Olivia nikt cię nie woła...

-Tato...tatusiu? Jesteś tu? - Zzułam jak moje kąciki unoszą się, a po policzku spływa pierwsza łza.

-Olivia przestań! Ty majaczysz!

-Ach, to ty...dlaczego nad tobą lata czarna wrona? Tato, wytłumacz mi to. - Poczułam szarpanie za rękę, ale nic sobie z tego nie robiłam. Czując zastrzyk siły podniosłam szkiełko na wysokość twarzy i spojrzałam. Rudowłosy chłopak stał z otwartymi ramionami, a po jego dwóch stronach były osoby. Po prawej mój tata w młodości. Tak, te ciemne włosy i pełne miłości oczy, które patrzyły jak uczyłam się chodzić i wypowiadałam pierwsze słowa. Po lewej, chłopak w czerni, z wielkimi skrzydłami, który odwiedził mnie rano. Wszyscy coś mówili, każdy miał ten sam głos...

-Chodź do mnie...tu będziesz już na zawsze bezpieczna. - Troskliwy uśmiech wstąpił na jego twarz.

-Ale, mama. Ja nie chce jej zostawić samej. Moi przyjaciele...będą tęsknić... - Czułam jak mimowolnie robię małe kroki do przodu.

-Mama też tu będzie...i twoi przyjaciele. Już niedługo. Sama ich zabierzesz. Kogo będziesz chciała.

-Tato, czy to niebo? - Spytałam, a moje nogi ugięły się jakby były z waty. Ktoś złapał mnie w talii i przyciągnął do siebie. To był on, teleportował się. Tym razem był sam. Rude włosy opadały mu na czoło, przysłaniając z ukosa troskliwy wzrok. Pachniał benzyną. Rzeczą, której zapach pobudzał moje zmysły i był dziwnie przyjemny.

-Wiesz, to w sumie zależy. Zależy, kto co chce nazywać niebem.

-Kim ty w ogóle jesteś? Dlaczego jestem w innej przestrzeni? Czemu widzę tylko ciebie?... -Chciałam zadać kolejne pytanie, ale on przyłożył swój palec do moich ust, przez co zrozumiałam, że mam być cicho.

-Będziesz szczęśliwa.  - Wyszeptał,  a ja po raz ostatni spojrzałam w jego zielone oczy, bo zaraz zamknął moje powieki jednym ruchem dłoni.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro