V
*Olivia*
Obróciłam się gwałtownie, wyszukując jego odbicia, ale ujrzałam białe, czyste kafelki. Odetchnęłam z ulgą... Z ulgą i pewnym zawiedzeniem. Chciałam ujrzeć go jeszcze raz. Zobaczyć ten okropny wzrok żmii i rude, niczym ogień włosy. Byłam zaciekawiona kim jest, po co tu jest i dlaczego akurat ze mną. Po kilku minutach wyszłam spod prysznica, ubrałam się i zeszłam na dół. Wchodząc do kuchni ujrzałam mamę, siedzącą przy swoim małym stoliku i czytającą magazyn modowy.
-Już myślałam, że nigdy nie zejdziesz. - Rzuciła, przewracając gazetę na kolejną stronę.
-Przecież to tylko kilka minut, mamo. - Włożyłam talerz do mikrofali i ustawiłam na minutę. Usiadłam na blacie i zaczęłam stukać nogami o szufladę.
-Kilka?! Nie było cię dobre dwadzieścia minut. Już miałam po ciebie iść...
-Niemożliwe. - Wyciągnęłam obiad i usiadłam przy stole tak, by mieć z nią dobry kontakt wzrokowy.
-Tak czy siak na pewno nie minęło dwadzieścia minut... - Wzięłam pierwszy kęs kotleta. W tamtej chwili miałam wątpliwości, czy nie straciłam przypadkiem poczucia czasu. Faktycznie spojrzałam na zegarek i minęło dokładnie tyle, ile mówiła mama. Czy ten jeden moment, kiedy spojrzałam w jego odbicie, trwał tak długo? Czy te kilka sekund dla mnie, było w rzeczywistości kilkoma minutami? Wyrzuciłam takie myśli z głowy i zaczęłam temat szkoły.
-Tylko... Tym razem nie oglądaj tych głupich filmów przed snem. - Mrugnęła porozumiewawczo mama, gdy odkładałam talerz do zlewu.
-Jasne. - Uśmiechnęłam się i poszłam na górę. Mojej mamie chodziło oczywiście o horrory. Często lubiłam obejrzeć coś ,,mocniejszego" przed snem. Prawie nigdy nie miałam po nich koszmarów. Tylko raz, jak obejrzałam ,,Ring"-mój pierwszy horror. Tak, wtedy śniła mi się Samara, wychodząca ze studni, ze swoimi obrzydliwymi, czarnymi włosami i przesiąknięta sukienką. Usiadłam na łóżku i zaczęłam beznamiętnie gapić się w okno. Miałam wrażenie, że to moje życie, powoli zamienia się w jeden, wielki koszmar.
8 godzin później
-----------------------------------------------------------
Zatkałam uszy poduszką. Wtulona w ciepłą kołderkę nie miałam ochoty ruszyć się nawet po telefon, a tym bardziej do szkoły. Przeczekałam pięciominutowy dźwięk alarmu i odetchnęłam z ulgą-drzemka. Dziesięć minut minęło jednak zbyt szybko i znów usłyszałam alarm. Już miałam sięgnąć ręką, kiedy coś mnie sparaliżowało. Wgapiona w jeden punkt przed sobą, zauważyłam, że zesztywniał mi cały kręgosłup. Ręka wysunięta do przodu zaczęła drżeć, a czoło oblał zimny pot. Przez ciało przeszedł lodowaty dreszcz. Nie mogąc poruszyć gałkami, patrzyłam w jeden punkt. Błękitna ściana, zaczęła się ruszać raz w lewą, a raz w prawą. W uszach dźwięczał mi śmiech. Ale to nie był zwykły śmiech. Był złowrogi, głośny i przerażający. Słyszeliście kiedyś śmiech szatana? To dobrze. Nie zbyt przyjemne doświadczenie. Ze strachu po moich policzkach zaczęły cieknąć łzy. Śmiech coraz donośniejszy, diaboliczny.
-Pomocy! - Krzyknęłam z całych sił, ale mój głos był szeptem, przy dźwięku dobiegąjacym do moich uszu. Pojawiły mi się mroczki przed oczami. Coś uderzyło w szybę. Telefon spadł na podłogę. Z moich ust wydarł się donośny krzyk, po czym opadłam na poduszkę ze zmęczenia. Leżałam tak przez kilka minut, po czym sięgnęłam po komórkę. Czarny ekran odbijał moją twarz. Odblokowałam go, po czym prawie znów go upuściłam. Na tapecie widniała podobizna chłopaka, który lubił mnie nawiedzać. Nie wiedząc co robić, skierowałam wzrok na okno. Czerwonym kolorem wymalowane trzy słowa...,, I see you".
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro