Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

LII

Promienie wschodzącego Słońca oślepiały mnie. Brnęliśmy wciąż do przodu, pozostawiając w tyle pojawiające się coraz częściej domy. Nie odzywałam się, dalej tuląc jego plecy. Nie zastanawiałam się gdzie jedziemy, czy ktoś nas goni. Przy nim czułam bezpieczeństwo. Zamknęłam oczy i oparłam się policzkiem o niego, mając nadzieję, że wszystko się ułoży. 

*dwie godziny później*

-Gdzie jedziesz baranie?! - Krzyknął kierowca samochodu, który właśnie wymijaliśmy. Zdziwiłam się, że nie skoczył zaskoczony na siedzeniu. W końcu niecodziennie widzi się płonący motocykl. 

-Ten to się chyba przyzwyczaił do jeźdźców z piekła rodem. - zażartowałam. Barty spoglądnął w lusterko tak, że nasze oczy spotkały się. 

-Oni nie widzą, Liv. - Moja twarz musiała przybrać naprawdę komiczny wyraz, Bo Barty nie mógł opanować śmiechu. 

-Serio? 

-Tak. Oni widzą zwykły motor, zwykłego mnie i zwykłą ciebie. Żadnych płomieni, żadnego światła ani ciepła. 

-A śnieg, który się roztapia wokół nas? Tego też nie widzą?

-Nie, Liv. Nie widzą ani nas, ani rzeczy które wywołujemy. 

-A tak w ogóle to gdzie jedziemy?

-Do mojego przyjaciela, Willa. 

-Do przyjaciela? 

-Tak, a co?

-Myślisz, że to bezpieczne? No wiesz, o co mi chodzi. Nie podejrzewasz, że...

-Że może nas wydać? - Znów zerknął w lusterko. 

-No tak. 

-Nie, to jest nikt z naszych. Poznałem go w szkole. 

-Czekaj, czekaj...W naszej? Czyli mogę go znać? 

-Możesz. 

-Jak nazwisko? 

-Graham. 

-Nie kojarzę. 

-Bardzo prawdopodobne. To typ podobny do mnie, więc raczej mało osób go zna. Sadzę, że gdybyś zapytała osób z jego klasy, jak ma na imię, nie odpowiedziałyby ci. 

-Jak go poznałeś? 

-Nie myśl o mnie teraz źle, ale w szkolnej toalecie. Siedział w jednej z kabin i zażywał jakieś prochy. Jak się potem okazało, tabletki przeciwbólowe. Tylko, że on wziął ich więcej, niż zalecano na opakowaniu. 

-O matko, stało mu się coś? 

-Może gdyby nie ja, to coś by mu się stało. Załamał się chłopak, bo typy z klasy gnębili go po każdym wfie w przebieralni. Damskie majteczki w torbie, kondomy porozwieszane na szafce, wiesz o co chodzi. 

-Ale czemu?

-Jego matka...Nie wiem czy powinienem ci mówić. 

-Jeśli już zacząłeś.

-Masz rację. Ale proszę, nie wypal niczego przy nim. 

-Jak możesz myśleć, że bym to zrobiła. - Zirytowałam się. 

-Jego matka była, a może i dalej jest, prostytutką. 

-I to jest powód do gnębienia? Ja pierdole. Sami pewnie nieraz chodzili do burdelu, a idioci z drużyny futbolowej sami mogliby nazwać siebie dziwkami. Przecież  oni zmieniają dziewczyny jak rękawiczki. Zaliczyć i odejść. Nie rozumiem dlaczego facet chwali się, jak zaliczy dużo lasek, a kobieta traci wtedy dobrą reputację. 

-Ja też, ale nic na to nie poradzimy. Taki stereotyp. Tak czy siak, chłopak się załamał i już nieraz chciał ze sobą skończyć. Pogawędki z psychiatrami, szczególna uwaga od nauczycieli, wiesz co mam na myśli, nie? A i tak nie pomogło. Jego matka nawet nie miała zamiaru przestać. Sam nie wie, kto jest nawet jego ojcem. Lepiej, pierwsze pięć lat mieszkał w tej dziurze  z gołymi babami, bo jego matki nie było stać na mieszkanie. Myślisz, że ktokolwiek mógł go zrozumieć? Bawisz się samochodzikiem, a za ścianą twoja matka pieprzy się z przypadkowym gościem, jęcząc, by  w końcu się spuścił, zostawił kasę i wypierdalał. To pojebane. - Zauważyłam, że jego policzki zaczerwieniły się. - Potem przychodzi do ciebie i całuje cię w policzek, tymi ustami którymi przed chwilą może...Mówi, że cię kocha, a nie jest świadoma, że niszczy ci życie. 

-To okropne. 

-Ta, potem wyprowadzili się niby na swoje, ale zaczęła przyjmować klientów również w domu. Will zamieszkał sam jakoś niedawno. Wcześniej zdarzały mu się ucieczki z domu, ale nie miał się gdzie zatrzymać. Jego dziadkowie żyli w Europie, a matka nie miała rodzeństwa. Chłopak ma zrytą psychikę. Ale powoli się odkuwa. Wiesz, chętnie zajrzę, pogadam. Będziemy tam, dopóki nie wymyślę co dalej. Nie chce mu długo siedzieć na głowie, tym bardziej, że nie mamy pieniędzy. Pierwsze co zrobię, po przyjeździe tam, to wypłacę pieniądze z mojego konta. 

-Chwila, więc jeśli on chodził do naszej szkoły, musi mieszkać gdzieś w okolicy, prawda? 

-Ta. - Barty spoważniał. 

-Jezu...Jezu, czyli mogę...

-Nie.

-Co nie?

-Nie możesz. 

-Nawet nie wiesz, o co chcę zapytać. 

-Czy możesz się spotkać z przyjaciółmi, z mamą...

-Tym razem masz rację. 

-To nie skończy się dobrze. Przyniesiesz im tylko nieszczęście. 

-Co?!

-Olivia, jeśli my jesteśmy w niebezpieczeństwie, to jest też każdy, do kogo się zbliżymy. Rozumiesz? 

-No tak, ale...

-Nie ma żadnego ale.

-W takim razie nie boisz się o Willa? - spytałam, mrużąc oczy. Milczał. - Przecież to twój przyjaciel. 

-Na pewno nie jestem z nim tak związany jak ty z mamą czy tymi twoimi...

-Przyjaciółmi. 

-No właśnie, właśnie. 

-No dobrze, ich mogę odpuścić, ale mama...

-Nie i koniec. Powiedziałem coś i nie próbuj dyskutować. 

-Czasami mam wrażenie, że według ciebie kobiety powinny mieć limit słów do wypowiedzenia.

-Cholera, przepraszam, ale zrozum mnie. Chcę tylko wziąć pieniądze i jak najszybciej uciekać. To nie jest wycieczka krajoznawcza ani zlot rodzinny. Nocleg i wypad dalej. Musimy się po prostu zregenerować i tyle. 

-No dobrze. - Zabolały mnie jego słowa. Oddałabym wszystko, żeby zobaczyć mamę. Może już nigdy nie będę mogła tam wrócić. Ale on był silny i nieuległy. Otarłam więc tylko jedną łzę o jego plecy i do końca drogi już się nie odezwałam.




Pozdrawiam fanów serialu Hannibal. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro