Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

IV

*Olivia*
Otworzyłam oczy i znów spojrzałam na zegarek.

-Już 7:00... - Wyszeptałam bardzo cicho,  ale nadal słyszalnie dla mamy,  która cały czas była obok mnie. 

-Oh, słonko.  Jak się spało? - Ucałowała mnie w czoło i obdarzyła szczerym uśmiechem.  Moja mama była osobą,  na której twarzy zawsze gościł uśmiech.  Nie ważne czy była smutna czy też nie.  Nigdy nie okazywała wobec mnie słabości.  Szczególnie dostrzegłam to po śmierci taty.  Choćby miała zły dzień i tysiące problemów,  zawsze promieniała. Tydzień po stracie męża ona nie płakała.  Na pewno nie tak,  żebym coś zauważyła.  Może w nocy,  kiedy zamykały się drzwi jej sypialni,  potrafiła zmoczyć całą poduszkę,  ale ja tego nie widziałam.  Zawsze mnie wspierała i powtarzała,  że tylko uśmiech jest obrońcą w złych chwilach. 

-Ok... - Wyszeptałam,  chociaż wcale tak nie było.  Doskonale pamiętałam tamtą noc.  Moje spacery po korytarzu,  godzinę 3:00 na elektronicznym zegarku i rudowłosego przybysza,  który zniknął zaraz po tym,  jak się obróciłam.  To nie był sen... Chyba.  Nie!  To na pewno nie był sen!  Dokładnie czułam jego dotyk,  zapach,  oddech...

-Mamo...

-Tak?

-Przepraszam na chwilę.  Muszę iść do łazienki. - Uśmiechnęłam się szeroko i wsunęłam kapcie na stopy. 

-Trafisz?

-No tak,  jasne. - Puściłam oczko i wyszłam za drzwi.  Korytarz wyglądał całkiem inaczej niż wtedy.  Wszędzie krzątały się pielęgniarki i kilku lekarzy w białych kitlach i idealnie przystrzyżonych włosach.  Poszłam tak jak wtedy.  Najpierw strzałka do recepcji,  potem na prawo...Minęłam ladę,  za którą stała niska,  uśmiechnięta blondynka,  rozmawiająca przez telefon.  Miała może czterdzieści lat,  ale nie wyglądała ma tyle.  Dobrze zrobiony makijaż i perfekcyjna fryzura jednak robią swoje.  Znów skręciłam,  i ujrzałam drzwi.  Uchyliłam je i weszłam najciszej jak mogłam.  Prawdę mówiąc, nie wiem dlaczego to zrobiłam.  Chyba nocne obawy dalej siedziały w mojej głowie.  Spojrzałam na ścianę luster i nie mogłam uwierzyć własnym oczom.  A może nie chciałam?  Środkowe było pęknięte na dwie równe połowy,  a po prawej stronie, mimo odkręconego kranu,  nie leciała woda. 

-Boże... - Wyszeptałam i pełna przerażenia obróciłam się,  chcąc wybiec z pomieszczenia.  Poczułam jak moja twarz styka się z czymś miękkim i zaraz się odbija. 

-Ej, dziewczyno uważaj trochę.  - Ujrzałam kobietę. Miała może dwadzieścia osiem lat,  a jej mina była typu ,,Hej, wiesz że właśnie zaczął mi się okres, a ty mnie zdenerwowałaś? Tak? To super. Szykuj się na śmierć.''.

-Yyy...przepraszam. - Wyjąkałam, wyminęłam ją i wybiegłam z łazienki.

Kilka godzin później
-----------------------------------------------------------

Mój stan bardzo się poprawił,  a wszystkie parametry się ustabilizowały.  Za namową mamy i zgodą lekarzy, miałam zostać wypisana około godziny 18:00. Pakowałam ostatnie rzeczy do torby,  kiedy w drzwiach stanął Nath. 
Wpadłam mu w ramiona i uściskałam mocno,  nie zważając na obecność mojej przyjaciółki-Emily. 

-Jak się cieszę,  że wreszcie was widzę.  - Zaśmiałam się,  a oni mi zawtórowali. 

-Wiecie... Mam wam tyle do opowiedzenia...Ale najpierw jedno pytanie.  Mama w ogóle nie pytała o tą krew na moim czole.  Czy jak oni mnie przywieźli to...?

-Nie,  nie było po tym śladu.  Nic o tym nawet nie wiedzą. 

-A czy...

-Czy co?  - Spojrzała na mnie z zaciekawieniem Emily.

-Czy możesz się z nimi dziś spotkać?  Wykluczone.  Jest już późno,  a ty powinnaś dużo odpoczywać. - Przerwała nam mama,  przedzierając się między moimi przyjaciółmi.  Wzięła torbę i zaczęła szukać kluczy do auta.  Wreszcie się do nas odwróciła.

-Podwieźć was? 

-Przyjechaliśmy motorem. - Nathaniel uśmiechnął się głupio,  a na jego twarzy pojawił się rumieniec. 

-Myślałam,  że tata zakazał ci jazdy motorem,  od czasu wypadku.  Podobno nawet go sprzedałeś.  - Podkreśliła ostatnie zdanie, zakładając ręce na biodrach.

-Oh...pani Stone. Wie pani jak to jest... - Rozłożył bezradnie ręce próbując się bronić. Śmieszyła mnie ta sytuacja. Wiedziałam, że mama się zgrywa,  a Nath próbuje się bronić na wszystkie sposoby. 

-Przecież żartuję. - Podeszła do niego i poklepała po ramieniu. 

-Nie myśl,  że jestem z osób ,,nie pamięta wół, jak cielęciem był". Jedźcie z Bogiem. - Mrugnęła porozumiewawczo i wyszła, a ja tuż za nią.

15 minut później
-----------------------------------------------------------

Jechałyśmy naszym starym Volkswagenem,  który po naprawie ,,powypadkowej'' był  w całkiem dobrym stanie. No co? Zawsze mogło być gorzej, prawda? Za parę minut stanęłyśmy na wjeździe. Otworzyłam skrzypiące drzwi i wzięłam torbę, która zaraz została mi odebrana przez mamę. W zamian za to, dostałam klucze,  dzięki którym otworzyłam drzwi.  Weszłam do środka.  W salonie unosił się zapach ciepłego obiadu i jeszcze niedopieczonej szarlotki.  Zaciągnęłam się nim i poszłam dalej.  Rozsiadłam się na starej sofie,  na której leżały miliony poduszek z wyszytymi przez mamę poszewkami.  Położyłam się i przytuliłam jedną z nich.  Ta zwykła,  stara kanapa była wygodniejsza od szpitalnego łóżka z cała pościelą. 

-Skarbie! Obiad! - Zawołała,  ale ja poczułam nagle jakieś obrzydzenie. 

-Mamo... Ja chyba zjem później.  Teraz wezmę szybki prysznic. - Spojrzałam w jej rozczarowaną twarz. 

-Ale...

-Podgrzeje w mikrofali. - Uśmiechnęłam się i po skrzypiących schodach,  popędziłam na górę. Ach!  Wreszcie mój pokój!  Wyjęłam z szuflady najwygodniejsze dresy,  jakie miałam i luźny T-Shirt.  Weszłam do łazienki i rozpuściłam luźnego warkocza.  Moje włosy potrzebowały szamponu.  Bardzo potrzebowały.  Rozebrałam się,  weszłam do kabiny i... Prawie dostałam zawału.  Tysiące rudych włosów leżały wokół moich stóp. 

-Co tu się do cholery dzieje... - Wyszeptałam i odkręciłam wodę. Gorące krople spryskały moje ciało, a szyby zaczęły zaparowywać.  Spotrzegłam, że włosy gdzieś zniknęły.  Spojrzałam w swoje odbicie w ścianie prysznica i znów ujrzałam jego. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro