Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 39

Fabien

Leżałem na łóżku trzymając moją malutką w ramionach. Była bardzo słodka kiedy spała. Ta noc była niesamowita. Żałuję, że wcześniej jej nie namówiłem na sparowanie. To uczucie, kiedy jest tylko moja i nikt jej nie tknie jest piękne. Pogłaskałem jej smerfowe włosy.

- Kochanie. Wstawaj. Musisz coś zjeść.- powiedziałem. Jestem kurewsko zły na siebie, że pozwoliłem jej tak schudnąć.

Rozalinda wtuliła się we mnie mocniej coś mamrocząc i zsunęła rękę z mojej klatki na udo. Zakląłem, czując jak mój przyjaciel znowu stanął.

- Mała obudź się.- powiedziałem głośniej. Leniwie podniosła głowę przecierając ręką oczy.

- W nocy nie mogłam przez ciebie spać więc daj mi teraz spokój. Jesteś niewyżyty.- mruknęła chowając twarz w mojej szyji. Zgięła nogę ocierając się o mnie. Sapnąłem, na co się zaśmiała.

- Musisz coś zjeść.

- Sam się zjedz. Jestem zmęczona i obolała.

- Daj spokój. Aż taki dobry jestem?- zaśmiałem się.

- Idiota.- ześlizgnęła się ze mnie i obróciła tyłem. - Jak tak bardzo jesteś głodny to idź coś sobie zrobić. Ja nie mam ochoty.

Położyłem rękę na jej kościstym biodrze i nachyliłem się nad jej uchem.

- Jestem głodny tylko ciebie mała.- na dowód przyciągnąłem ją mocniej do siebie.

- Daj mi cholera spać!- krzyknęła. Próbowała się mi wyszarpnąć, ale tak tylko pogarszałam sprawę. Jej pośladki cały czas ocierały się o mnie. Polizałem  znak na jej szyji, a ona momentalnie przestała się ruszać i jęknęła.

- Dam ci spokój jak zjesz obiad.

- Jak to obiad?

- Jest dwunasta kochanie.- zaśmiałem się. Mruknęła niezadowolona.

- Okej.

Wstałem, ubrałem spodnie i wyszedłem, zostawiając moją malutką na chwilę samą. Usmażyłem jej naleśniki i posmarowałem je grubą warstwą czekolady. Z dwiema porcjami wróciłem do pokoju. Rozalinda spała zwinięta w kulkę. Położyłem talerze na półce nocnej i przyglądałem się jej przez chwilę. Jest taka piękna.

- Roz, śpiochu, wstawaj.- zerwałem z niej kołdrę, co okazało się świetnym pomysłem, bo miałem widok na jej nagie ciało. Zatrzęsła się i otworzyła oczy.

- Oddawaj kołdrę idioto!- krzyknęła. Czy ona zawsze musi być taka denerwująca.

- Bez niej jesteś piękniejsza.

- Zabiję cię! Jest zimno.

- To cię zagrzeję.- wskoczyłem na łóżko obok niej i przytuliłem ją od tyłu. Położyłem ręce na jej pięknych piersiach i zacząłem je ugniatać. Sapnęła, i wbiła mi łokieć w żebra.

- Ała. Za co to?

- Łapy przy sobie.

- Co ja znowu zrobiłem?

- Jesteś nieznośny.

- Dbam tylko o moją przyszłą żonę.

- Ale ja nie jestem twoją przyszłą żoną.

- Jesteś. Sparowanie jest jak ślub w wilczym świecie. Teraz tylko ludzkie podpisanie papierów i uroczystość. Potem dzieci i happy end. Wspólna starość.

- Marzyć to sobie możesz. Nie jesteśmy parą ani małżeństwem.

- Jak to nie?

- No normalnie. Nigdy nie chodziliśmy na randki.

- Bo to głupie.

- Nie prawda. Ty jesteś głupi.- wstała, narzuciła na siebie moją bluzkę i wzięła naleśnika. Zrobiła gryza krzywiąc się. - Ile ty tu dałeś czekolady?

- Nie dużo.- uśmiechąłem się.

- Utuczysz mnie tym.

- Daj spokój. Nasz dzidziuś potrzebuje trochę miejsca w twoim brzuszku.

- Jaki dzidziuś?

- Po takiej nocy na pewno masz tam mojego potomka.- dotknąłem jej brzucha.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro