Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 3

Rozalinda

Szukując się do pracy ubrałam na siebie czarne rurki i bordową bluzkę, która odkrywała mój brzuch. Wyszłam przed drzwi zamykając je za sobą.
Obróciłam się idąc w stronę schodów, kiedy nagle zza ściany wyskoczył Niall.

- Buu! - zawołał

- Aaa!!!- wrzasnęłam chwytając się za serce. - Niall ty durniu. Nie strasz mnie tak - wariat. Prawie przez niego zawału dostałam. A on śmieje się chwytając za brzuch. Był już ubrany w strój ochroniarza.

- Gdybyś widziała swoją mine. Wyglądałaś jak żaba, Baby.

- Przez ciebie. Jesteś jak dziecko. Człowieku jak ja cię nie znoszę - zrobiłam naburmuszoną minę i odwróciłam się do niego tyłem schodząc po schodach starej kamienicy.

- Oj tam Baby nie obrażaj się- dogonił mnie. Razem ruszyliśmy do pracy - Teraz to ty wyglądasz jak obrażone dziecko - zrobił minę próbując naśladować moją. Słabo mu to wyszło i się roześmiałam.

- A ty przypominasz rozjechaną ropuchę- skomętowałam. Wystawił mi język.

- Tak w ogóle to gdzie zniknęłaś w sobotę. Kiedy oprzytomniałem dowiedziałem się, że odprowadził cię ten nowy ochroniarz.

- Ja zniknęłam?- spytałam oburzona przypominają sobie o sobotniej imprezie. - To ty mnie zostawiłeś samą w tym klubie i zabawiałeś się ze sztuczną blondyną w kiblu, kiedy jakiś staruch próbował się do mnie dobrać. Idiota-ochroniarz mnie uratował. A później odprowadził - powiedziałam z wyrzutem.

- Całowaliście się pod domem. Zakochałaś się w nim?

- Palancie ja go nie znam. Nawet nie wiem jak się nazywa. Nie pocałowała bym go na pierwszym spotkaniu. W dodatku to idiota. Jest śmieszny ale i tak go nie lubię.

- Baby ale on jest dla ciebie stworzony.

- Co ty odpierdalasz? Alkohol mózg ci zeżarł?- stanęłam przed białym budynkiem z starym napisem ,, Degura" nad drzwiami. Byłam tam sekretarką, a Niall ochroniarzem, tak jak w klubie.

- Mam małego kaca więc bądź zrozumiała. Spotkamy się po pracy - mówi.

- Pa - daje mu szybkiego całusa w policzek i wchodzę do budynku. Nie zdołałam zrobić nawet trzech kroków, a już ktoś na mnie wpada.

- Patrz jak chodzisz idioto!- warknęłam.

- Wybacz, ale jesteś taka malutka, że trudno jest ciebie zauważyć - kiedy podnoszę wzrok do góry widzę te same czerwone oczy. O nie. Nienawidzę go. Za jakie grzechy.

- Nie jestem malutka gigancie.

- Ty mojego giganta jeszcze nie widziałaś malutka. Ale jak chcesz to możemy to nadrobić- wyszczerzył się.

- Ha ha. Możesz sobie pomarzyć. Nigdy w życiu.

- Moje marzenia są bardziej niegrzeczne kochanie.

- Idioto nie mów do mnie kochanie. Co ty tu w ogóle robisz?

- Miałem sprawę do załatwienia.

- Miałeś. Czyli możesz już spadać.

- Kurwa, ale ty jesteś denerwująca- przeczesuje ręką
włosy.

- Ktoś tu nie ma humorku - zaśmiałam się.

- Rozalinda, szef chciał z tobą pogadać przed pracą. Mówił, że to ważne. - powiedziała Suzan, która wychodziła właśnie z budynku pewnie sobie zapalić papierosa.

- Wybacz idioto. Szef wzywa - odetchnęłam z ulgą. Nie lubię być blisko niego. To dziwne czuć odrazę i przyciąganie jednocześnie.

Pod biurem pukam i czekam, ale nikt mi nie odpowiada więc lekko uchylam drzwi.

- Szefie?- pytam. Siedzi na krześle odwrócony tyłem.

- Szefie chciałeś ze mną rozmawiać?- mówię już głośniej żeby się odwrócił. Ale nadal jest w tej samej pozycji. Może przysnął? Podchodzę i szturcham jego ramię.

- Szefie pobudka! - krzyczę do jego ucha śmiejąc się. Nadal nie reaguje. Odwracam jego skórzany, czarny fotel i zamieram.

Nie mogę się ruszyć z przerażenia, kiedy widzę jak na jego garniturze powiększa się plama krwi od noża wbitego w jego serce. Dopiero teraz dostrzegam, że jest cały blady, a oczy ma otwarte. Odwracam się i biegnę do wyjścia. Mijają mnie ciekawe spojrzenia pracowników kiedy widzą mnie przerażoną i bliską omdlenia. Wybiegam przed wejście i wpadam na mojego przyjaciela.

- Niall, tam, tam... on... ja...- nie umiem wykrztusić żadnego słowa.

- Rozalinda uspokój się. Co się dzieje. Spokojnie. Wdech i wydech. Powoli - mówił do mnie jak do wariatki.

- Ale tam.. szef... ja nie wiem jak to się stało... kiedy weszłam tak już było... to nie ja - teraz to już zaczęłam szlochać.

- Hej spokojnie. Co z szefem. Nie rozumiem - czasami jego głupota przewyższa poziom koguta.

- Szef został zamordowany - udaje mi się wydukać, zanim padam na kolana, a mój przyjaciel biegnie do gabinetu. Po paru minutach wstaje i też tam wracam, chodź z wielkim oporem. Mam nadzieję, że mi się to przewidziało, ale niestety trup dalej siedzi na fotelu.

- Miałaś racje, nie ma tętna. Jest martwy.

- Trzeba zadzwonić na policje, to morderstwo.

- Tak. Już dzwonie. A ty lepiej usiądź bo zaraz zemdlejesz - przed gabinetem zebrało się kilku pracowników.

- Coś się stało? - zapytał jeden z nich.

- Szef nie żyje. Zajmijcie się Rozą. Dajcie jej wodę bo mi zaraz tu zemdleje i niech nikt tam nie wchodzi przed przyjazdem policji. - wyszedł na zewnątrz.

- Chodź biedna - Suzan wzięła mnie pod ramię i zaprowadziła do kuchni.

...

Po składaniu zeznań mogłam na reszcie opuścić budynek razem z Niallem, który uparł się, że mnie odprowadzi. Nadal w głowie miałam mętlik. Kto to mógł być? Dlaczego to zrobił?

I nagle mnie oświeciło. Przecież ten idiota wychodził z biura ostatni. Może to on. Sam mówił, że miał sprawę do załatwienia. Co jak to on? Może jest jakimś mafiozą albo terrorystom?

- Niall, to był ten nowy ochroniarz z klubu.

- Dlaczego tak myślisz?

- Bo on tam był. Wszedł, zabił i wyszedł.

- Nie masz dowodów. To na pewno nie on.

- Skąd ta pewność. Znasz go?

- Tak. To mój dawny znajomy.

- Dawny. Mógł się zmienić.

- Baby to nie on, okej? Wybij to sobie z głowy kurwa! - krzykną na mnie.

- Okej - Mruknęłam cicho i zrobiłam smutną minę, spuszczając wzrok na buty.

- Przepraszam. Denerwuje się, bo bez szefa nie będzie hotelu. A bez hotelu nie ma pracy.

- Rozumiem. - zatrzymaliśmy się przed moją kamienicą.

- Poradzisz sobie, czy zostać z tobą?

- Nie musisz. Lepiej szukaj pracy. Ja chyba wrócę do kawiarni.

- Hej baby, nie załamuj się. Jutro coś się wymyśli, a na razie lepiej odpocznij. Te przesłuchiwania były strasznie męczące i długie - miał racje. Była już dwudziesta.

- Okej. To dobranoc Niall.

- Dobranoc baby.

Niall

Patrzyłem jak blada wchodzi do mieszkania. Biedna.

Wracam do siedziby mojej watahy. Muszę sobie pogadać z bez mózgim alfą. Obiecał, że jej włos z głowy nie spadnie, a już zaczął niszczyć jej psychikę. Przecież ona nigdy trupa nie widziała. To musi być dla niej mega przeżycie. Po wejściu na teren budynku od razu kieruję się do jego gabinetu. Wchodzę bez pukania wściekły. Alfa od razu obraca się do mnie i mierzy wrogim spojrzeniem.

- Rączką nie umiesz w drzwi postukać?Jak cię matka wychowała omego - jego groźny głos nie robi na mnie wrażenia, tylko mój wilk się kuli.

- A ciebie jak!? Swoją mate straszyć?! Nawet nie widziałeś jak cała blada i spanikowana wybiegła z jego gabinetu. Ja rozumiem, że musisz mordować wrogów, ale nie mieszaj w to Rozalindy. Ona jest zbyt słaba na to. A teraz myśli, że jesteś mordercą. Tak na pewno nie zdobędziesz jej zaufania.

Zawarczał groźnie na moje słowa.

- Gdzie ona jest. Dlaczego jej nie pilnujesz- no pewnie. Olej moje mądre słowa.

- W domu. Załamana.

- I ją zostawiłeś samą!? Przecież może jej się coś stać. Ty na mnie mówisz, że nie myślę, a sam zostawiasz ją samą gówniarzu - wstał i pchnął mnie na drzwi. - Teraz ja się nią zajmę.

- Ta, raczej przestraszysz ją.

- Jeszcze raz coś powiesz, a cię kurwa wywalę. Masz się do mnie zwracać z szacunkiem omego, jestem twoim alfą!

- Wiesz co? Powiem ci coś wielki o alfo. Pozbyłeś jej pracy i lepiej coś wymyśl, bo wyląduje na ulicy.

- Wiem - i wyszedł. Normalnie go nienawidzę. Zawsze jest zadufanym w sobie dupkiem. Myśli tylko o sobie. Biedna Roz. Będzie musiała go znosić całe życie.

Idiota

Kiedy zajrzałem przez okno do jej mieszkania spała słodko zwinięta na łóżku. Ostrożnie, by jej nie obudzić otworzyłem okno i wszedłem do środka. Przyjrzałem się jej śpiącej twarzy. Miała piękną bladą cerę, czarne rzęsy i czerwone usta, idealne do całowania. Ubrana była w słodką piżamę w jednorożce, która w ogóle nie pasowała do jej czerwonych, lekko falowanych włosów. Jedyne co mnie denerwowało to to, że była za chuda. Pewnie bez bluzki mógłbym policzyć jej wszystkie żebra. Muszę wymyślić coś, by była przy mnie. Wtedy opiekowałbym się nią i ją karmił.

Tylko jak to zrobić. Może porwę ją. I tak nie ma już pracy, a bez pracy nie ma pieniędzy i bez pieniędzy, mieszkania. Uśmiecham się i całuję w czoło moją malutką.

- Już za niedługo będziesz tylko moja - szepczę po czym wychodzę i wracam do watahy. Objaśniam plan z betą oraz jej głupim przyjacielem. Ten oczywiście się stawia, ale mało mnie obchodzi jego zdanie. Jestem jego alfą i ma mnie słuchać. Wszyscy mają być mi posłuszni.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro