Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Sekrety Krwiopijców #8 (Damon)

Kiedy się ocknęłam nogi i ręce miałam związane. Zaczęłam się szarpać. Nagle do mnie podszedł jakiś mężczyzna.

-Co my tu mamy?- zapytał podchodząc do mnie. Ja na jego gest się cofnęłam na tyle ile pozwalały mi więzy.
-Kotołak. Twój zapach da się wyczuć z kilometra, a co dopiero jak biegniesz pod wiatr.- powiedział z lekką kpiną. Chciałam mu coś powiedzieć lecz nie mogłam bo miałam zakneblowane usta.
-,, I jak ja mam teraz Lokiego wezwać? "- pomyślałam.

-Zgubiłaś się?- spytał, po czym kucnął koło mnie i dotknął mojego policzka. Mężczyzna był starszy, ale i tak nawet przystojny.
-,, Kurcze co jest ze mną nie tak?"- zapytałam siebie w myślach.

Nieznajomy zdjął knebel z mych ust, po czym zaczął się we mnie wpatrywał co zaczęło mnie denerwować. Poczułam jak zaczynają mnie piec policzki.

-Na co się tak gapisz?-zapytałam niezbyt miło.
-Czego ode mnie chcesz?- dodałam, po chwili.

-Szczerze?- zapytał, a ja kiwnęłam głową, że tak.
-Chce cię zabić.- powiedział tak spokojnie jakby mówił o pogodzie. Nagle jego paznokcie się wydłużyły, po czym przyłożył mi je do gardła. Zaczęłam płakać.

-C... co ja c...ci zrobiłam.- zapłakałam.

-Ty nic, ale twoja rasa dużo.- wytłumaczył.

-Proszę... Zostaw mnie.- poprosiłam ze łzami w oczach. Mężczyzna przysunął swoją twarz do mojej, po czym pocałował mnie w czoło.

-Spokojnie postaram się być delikatny.- po tych słowach poczułam jak jego pazury zaczęły mi się wbijać w szyję. Nagle koło nas pojawił się strumień światła. Napastnik widząc to chwycił mnie w talii i przysunął do siebie. Kontem oka zobaczyłam jak zaczął lekko zmieniać się w wilkołaka.

Bifrost zniknął zostawiając przed nami Lokiego ze wściekłą miną.

-Puść ją!- warknął zielonooki.

-Twoje niedoczekanie.- powiedział napastnik, po czym chwycił mnie mocniej w talii, a drugą rękę umiejscowił mi na gardle wbijając pazury.

-Zostaw ją póki jeszcze jestem dla ciebie łaskawy.- wysyczał bożek. Wcale mi nie pomagał, bo z każdym jego słowem mężczyzna wbijał mi pazury coraz mocniej. Nagle facet mnie puścił i padł na ziemię. Kiedy na niego spojrzałam zauważyłam że jest przebity jednym ze sztyletów Lokiego. Podeszłam do zielonookiego który po moim dotknięciu zniknął.

-Tak jak myślałam. Kopia.- powiedziałam sama do siebie, po czym zaczęłam się rozglądać. Nagle ktoś podbiegł do mnie i mocno do siebie przytulił.

-Nic ci nie jest?- zapytał z troską w głosie.

-Wszystko jest ok.- odparłam, po czym wtuliłam się w jego tors i zaczęłam płakać.
-Dlaczego to wszystko mnie spotyka?- załkałam.

-Ci...-Loki starał się mnie uspokoić. Zaczął głaskać mnie po włosach co było bardzo przyjemne. Nagle chwycił mnie w tali.
-Heimdallu.- na jego słowo porwało nas kolorowe światło. Znaleźliśmy się w obserwatorium. Nie zdążyłam nic powiedzieć, ponieważ zostałam pochłonięta przez zieloną mgłę...

Znaleźliśmy się w jego pokoju. Zielonooki wziął mnie na ręce, po czym poszedł w stronę łóżka i położył mnie delikatnie na materacu. Następnie obszedł mebel i położył się obok mnie.

-Dobranoc.- wyszeptał mi do ucha.

-Dobranoc Loki.- po tych słowach zasnęłam...

(Loki)
Słodko sobie spałem. Nagle usłyszałem cichy głos Sandry. Chyba płakała. Obudziłem się  i zacząłem rozglądać po moim pokoju. Nigdzie nie widziałem dziewczyny więc pomyślałem, że to mogą być jakieś moje wymysły i musiałam się przesłyszeć. Kiedy położyłem się i zamknąłem oczy znowu usłyszałem głos.

-,, Proszę... Zostaw mnie.''- teraz byłem w stu procentach pewien, że to głos blondynki. Nie czekając dłużej wstałem, zmieniłem swoją piżamę w zbroję i przeteleportowałem się do Heimdalla.

-Heimdallu.- powiedziałem podchodząc do mężczyzny.
-Co z Sandrą?

-Dziewczyna aktualnie...- zaczął patrząc w gwiazdy.
-... nie jest sama.

-Co ale jak to nie jest sama? Co tam się dzieje?!- nie wytrzymałem i krzyknąłem.

-Rozmawia...

-Z kim, albo wiesz co lepiej mnie tam wyślij.- powiedziałem, a moje żądanie zostało od razu spełnione...

Byłem wściekły kiedy zobaczyłem jak jeden z wilkołaków trzyma Blondynkę w talii.

-Puść ją!- warknąłem zły.

-Twoje nieoczekiwanie.- odpowiedział mężczyzna z niebieskimi, świecącymi oczami. Nagle chwycił Sandrę mocniej w talii, a drugą rękę umiejscowił na jej szyi lekko wbijając w nią pazury. Nagle z szyi blondynki zaczęła lecieć strużka krwi.

-Zostaw ją póki jeszcze jestem łaskawy.- syknąłem zły. Zauważyłem jak facet z każdym moim słowem wbija jej pazury coraz mocniej. Nie wytrzymałem. Rzuciłem w niego swoim sztyletem który wbił się mu w plecy. Poskutkowało to tym, że Sandra była wolna, a napastnik osunął się na ziemię martwy. Dziewczyna spojrzała na sztylet w plecach mężczyzny, po czym  podeszła do mojej kopii. Chciała dotknąć mojego klona lecz on pod wpływem jej dotyku zniknął.

-Tak jak myślałam. Kopia.- powiedziała cicho na co ja się uśmiechnąłem. Nie czekając dłużej wyszedłem zza drzewa, podbiegłem do dziewczyny i mocno do siebie przytuliłem.

-Nic ci nie jest?- zapytałam z troską. Nigdy bym się nie spodziewał, że będę dla kogoś tak miły i będę się tak troszczył.

-Wszystko jest ok.- odparła, czym przerwała moje rozmyślania. Nagle mocno się do mnie przytuliła i zaczęła płakać.
-Dlaczego to wszystko mnie spotyka?- szepnęła łamiącym się głosem.

-Ci...- próbowałem ją uspokoić. Zacząłem głaskać ją po głowie. Miała takie piękne loki. Chwyciłem ją w tali.
-Heimdallu.- powiedziałem patrząc w niebo. Po kilku sekundach zostaliśmy porwani przez kolorowe światło. Znaleźliśmy się w obserwatorium. Nie czekając na zbędne pytania przeteleportowałem nas do mojej komnaty…

Wziąłem blondynkę na ręce, po czym położyłem ją na łóżku. Sam obeszłem mebel i położyłem się za dziewczyną.

-Dobranoc.- szepnąłem do jej ucha.

-Dobranoc Loki.- odpowiedziała, po czym odpłynęła do krainy Morfeusza. Chciałem zasnąć, ale nie dawała mi tego jedna myśl:
-,,Dlaczego słyszałem ją w mojej głowie? Jak to możliwe?" Wtuliłem się w dziewczynę i powtórzyłem próbę z zaśnięciem. Tym razem mi się udało...

(Loki)
Obudziłem się wcześnie rano. Zauważyłem, że Sandra jeszcze spała. Wyglądała teraz tak bezbronnie. Przez chwilkę się w nią wpatrywałem. Była przepiękna. Miała piękne blond loki, jasną skórę i soczyste usta. Trochę żałowałem, że nie została moją żoną i uciekła przed ślubem, ale wcześniej czy później będzie moja. Odgarnąłem niesfornego loka jej za ucho gdyż zasłaniał mi kawałek jej twarzy. Nie mogłem się powstrzymać więc delikatnie przejechałem palcem po jej policzku miała taką miękką skórę. Nagle dziewczyna się obudziła.

(Sandra)
Obudził mnie czyjś dotyk. Kiedy otworzyłam oczy ujrzałam intensywnie zielone tęczówki. Teraz już wiedziałam kto śmiał mnie zbudzić.

-Nie chciałem ciebie obudzić.- powiedział z lekkim smutkiem.

-Nic nie szkodzi i tak już się wyspałam.- powiedziałam z uśmiechem co Loki odwzajemnił. Po chwili chłopak chciał mnie pocałować lecz przeszkodziło mu w tym pukanie do drzwi.

-Proszę.- warknął zły. Do pokoju weszła Sara.

-Wasza wysokość.- ukłoniła się przed zielonookim i mną.
-Królowa kazała przekazać, że dzisiaj nie będzie jej i wszech-ojca na śniadaniu.- oznajmiła szatynka. Loki tylko kiwnął głową, a dziewczyna się ukłoniła i wyszła z pokoju. Chłopak nic nie powiedział tylko mnie pocałował, po czym wstał.

-Ubierz się w jakąś z sukien. Ja zaraz wrócę.- wytłumaczył i zniknął w zielonej mgle. Ja posłusznie wykonałam jego polecenie. Nalałam wody do wanny, po czym poszłam wybrać kreację. Zdecydowałam się na przewiewną zieloną.

Wzięłam suknię, po czym poszłam się odświeżyć. Po kilku minutach byłam gotowa. Ubrałam się i uczesałam. Nagle ktoś zapukał do drzwi.

-Gotowa?- wszedł przez nie Loki. Ja tylko kiwnęłam głową, że tak, a chłopak od razu podał mi ramię. Ja go za nie chwyciłam, po czym udaliśmy się do jadalni...

Tak jak Sara powiedziała na śniadaniu byliśmy tylko we dwoje. Ale mimo to stół i tak uginał się od potraw. Loki kulturalnie wysunął mi krzesło, po czym sam usiadł naprzeciwko mnie. Zjadłam trochę najbliższego mnie posiłku, który jak zawszę był przepyszny. Kiedy zjadłam zaczęłam czekać na zielonookiego.

-Najadłaś się?- zapytał po chwili wpatrywania się we mnie.

-Tak...

-Jak jest na Midgardzie? Nie chcesz tu wrzucić?- spytał.

-Na ziemi mam rodzinę, której nie jestem gotowa zostawić.- odpowiedziałam.

-Dobrze więc... Mam dla ciebie prezent.- wstał, po czym w jego ręce pojawiło się małe pudełeczko. Podszedł do mnie z nim.
-To dla ciebie, żebyś mnie nigdy nie zapomniała.- oznajmił. Ja niepewnie otworzyłam pudełko, a w nim znajdowała się piękna bransoletka. Była srebrna i miała dwa znaczki- kocią łapę i serce...

Patrzałam na nią z wielkim szokiem.

-Podoba ci się?-zapytał.

-Jest piękna...- szepnęłam. Zauważyłam jak Loki się uśmiechnął, po czym wyjął biżuterię z pudełka i przypiął mi na ręce.

-Owszem, ale nie przebije twojego piękna.- mówiąc to dotknął mojego policzka na co się zarumieniłam.
-Na początku chciałem, żeby była ze złota, ale zauważyłem, że wolisz srebro.

-Dobrze zauważyłeś.- powiedziałam i się uśmiechnęłam co chłopak odwzajemnił.

-Na pewno nie chcesz zostać? Jesteś jedyną osobą z którą mogę normalnie rozmawiać.- ostatnie zdanie powiedział bardziej do siebie niż do mnie. Chłopak spuścił głowę.

-Ej...- powiedziałam kładąc mu dwa palce pod brodą i lekko unosząc, żeby patrzył w moje oczy.
-Zawszę możesz ze mną pogadać. Wystarczy, że będziesz miał problem, a ja ci pomogę.- wytłumaczyłam. Zielonooki się lekko uśmiechnął, po czym mnie pocałował

-Tylko zwykle jest tak, że to ja tobie pomagam- powiedział przerywając na chwilę pocałunek...

Loki to była taka wspaniała osoba. Nie rozumiałam dlaczego nie miał przyjaciół. Przecież był mądry, dużo czytał, umiał się posługiwać magią i doskonale walczył sztyletami. Według mnie chłopak nadawał się na króla. Niestety nic nie trwa wiecznie, a ja musiałam wracać na Ziemię...

Doszliśmy do obserwatorium Heimdalla.

-Odwiedzisz mnie czasem?- zapytał Loki.

-Jak mnie zaprosisz to chętnie wpadnę.- powiedziałam z lekkim uśmiechem.

-Będę tęsknił.- po tych słowach mnie pocałował.
-Do zobaczenia.- pożegnał się, a ja poszłam w kierunku światła.

-Do zobaczenia.- odpowiedziałam sekundę przed zabraniem przez światło...

Znalazłam się w tym samym lesie co ostatnio.

-Na serio Heimdallu? Nie mogłeś mnie tepnąć do domu? - zapytałam z pretensjami, po czym ruszyłam przed siebie...

Droga mi się strasznie dłużyła. Nie wiem czemu, ale wydawało mi się, że chodzę w kółko.

-Sandra?- usłyszałam znajomy głos. Odwróciłam się, a moim oczom ukazał się Stefan.

-Hej. Co tu robisz?- zapytałam.

-Spaceruje.

-A wiesz jak stąd wyjść?- zadałam kolejne pytanie.

-Tak. Mogę cię stąd wyprowadzić jak chcesz.- zaproponował, a ja od razu ruszyłam z nim. Droga minęła mi wyjątkowo dobrze. Cały czas rozmawiałam z Salvatore z którym się chyba zaprzyjaźniłam.

-Co robiłaś w lesie?- zapytał nagle chłopak.
-,,Kurka co by mu tu powiedzieć?"- zaczęłam się zastanawiać.

-To samo co ty, spacerowałam.- powiedziałam na co blondyn kiwnął głową, że rozumie. Nagle zauważyłam, że las zaczął się powoli kończyć.

-Odprowadzić cię do domu?- spytał.

-Miło będzie jak mi potowarzyszysz.- stwierdziłam na co Stefan się uśmiechnął. Razem ruszyliśmy w stronę mojego domu...

Kiedy do niego doszliśmy zaczęło się ściemniać.

-Dziękuję za odprowadzenie. Do jutra.- pożegnałam się, po czym poszłam do domu zostawiając chłopaka samego...

Weszłam do budynku czym zdradził mnie mój pies- Serafinka. Zwierzę jest mieszańcem yorka i kundelka. Pies ma śmieszne zachowanie czym nas wszystkich rozbawia. Pomimo iż nie jest rasowy wiele ludzi mi go zazdrości i pyta się czy jak będę miała szczeniaki to sprzedam im.

Niestety kiedy weszłam do domu nie dało się uniknąć niepotrzebnych pytań.

-Gdzie byłaś! Miałaś wrócić po dwóch godzinach!- krzyczała mama.

-Mamo....

-Nie okłamuj mnie! Powiedz prawdę! Gdzie byłaś!? - dalej wrzeszczała. Przez kilkadziesiąt minut próbowałam mamie wytłumaczyć dlaczego wracam na drugi dzień. Po chwili mi się udało. Poszłam się spakować do szkoły, po czym udałam się do łazienki odświeżyć. Kiedy byłam gotowa poszłam spać...

Obudziłam się, po czym poszłam do szafy wybrać ciuchy na dzisiaj. Kiedy byłam pewna co ubieram to udałam się do łazienki. Ubrana i odświeżona poszłam coś zjeść. Nie mając wyboru zjadłam kawałek chleba i wypiłam herbatę. Widząc, że nie mam za dużo czasu ubrałam kurtkę, różową czapkę i chustkę w kratkę. Wyszłam z domu po czym ruszyłam do szkoły.

-Hejka!- krzyknął Stefan podbiegając do mnie.

-Hej, co tam u ciebie?- spytałam.

-Wszystko dobrze, a u ciebie?

-Też.- powiedziałam. Resztę drogi przeszliśmy w ciszy. Udaliśmy się do szatni gdzie zostawiliśmy kurtki. Następnie poszliśmy pod salę.

-Hej!- krzyknęły dziewczyny kiedy mnie zobaczyły. Następnie do mnie podbiegły i zaczęły przytulać.

-Hejka.- odparłam z uśmiechem.

-Umiesz na sprawdzian?- zapytała nagle Zuzka.

-Jaki sprawdzian?- zapytałam.

-Z biologii głuptasie.- odpowiedziała szatynka. Ja tylko zrobiłam facepalma.

-Znowu zapomniałaś?-włączyła się do rozmowy Ola.

-Nie miałam czasu się uczyć. Może powiem pani, że mnie długo nie było?- spytałam.

-I tak będziesz musiała pisać, bo pani nie ma i mamy zastępstwo z dyrektorem, a on raczej będzie kazał ci pisać.- wytłumaczyła Magda. Westchnęłam. Nagle rozbrzmiał dzwonek...

Siedzieliśmy w ławkach, a pan tymczasem rozdawał sprawdziany. Zaczęłam się denerwować, kiedy zobaczyłam pytania. Siedziałam kilkadziesiąt minut bezczynnie, bo nie wiedziałam co napisać.

-Pssst- usłyszałam szept na co się odwróciłam. Spojrzałam pytająco na chłopaka za mną. On pisał spokojnie sprawdzian więc pomyślałam, że się przesłyszałam. Spojrzałam znowu na swoją pustą kartkę.
-Psst.- znowu ten sam głos. Zaczęłam rozglądać się po klasie. Dalej nic.
-Psssst!- nie wytrzymałam.

-Czego chcesz? - warknęłam na chłopaka za mną. Ten tylko spojrzał na mnie jak na wariatkę.

-Coś nie tak?- spytał dyrektor.

-Wszystko dobrze tylko... wypisał mi się długopis.- wymyśliłam szybką wymówkę, po czym ukradłam koledze jeden z jego pisadełek. Dyrektor na szczęście to łyknął.

-Lepszej wymówki nie było?- zapytał męski głos chciałam się odwrócić.
-Nie odwracaj się i tak myślą, że ci odbiło.- znowu ten sam głos.

-Kto do mnie mówi?- spytałam cicho.

-Jedna noc wystarczyła, żebyś mnie zapomniała?- zapytał.

-Loki to ty? Jak to możliwe?- zadawałam pytania.

-Magia.- powiedział…

Nagle usłyszałam dzwonek. Spojrzałam na sprawdzian, którego nawet nie ruszyłam. Miałam ochotę się załamać.

-Ty… specjalnie mnie zagadałeś.- powiedziałam w swoim umyśle. Odpowiedział mi tylko śmiech bożka.
-Z czego się śmiejesz?

-Z twojej bezradności.- odparł w mojej głowie.

-Zabiję cię kiedyś.- syknęłam cicho.

-No dobra już. Odpowiedzi to: A, C, E, B, D, kość ramieniowa, paliczki, 7, B, D, A, C, AIDS.- pisałam wszystko co mówił chłopak z prędkością światła. Poczułam jak mi ręce się pocą. Oddałam nauczycielowi sprawdzian i dopiero teraz zaczęłam się uspokajać.
-Co się mówi?- zapytał.

-Dzięki.- odparłam.
-Jak mi jeszcze raz tak zrobisz to cię wykończę nerwowo.

-Zobaczymy kto kogo wykończy.- powiedział tajemniczo.
-Kocham cię.

-Wiem.- powiedziałam z przekąskiem. Do końca dnia nie działo się nic ciekawego. Wracając do domu natknęłam się na Stefana.

-Jak ci poszedł sprawdzian.- zapytał na przywitanie.

-Dobrze, a co?- spytałam.

-Nic po prostu zbladłaś kiedy zobaczyłaś pytania.- oznajmił na co się zdziwiłam. Skąd mógł wiedzieć, że zbladłam jak siedział na drugim końcu sali. Nagle do nas podjechało jakieś auto.

-Stefan! Tu jesteś. Wszędzie cię szukam.- powiedział chłopak z kruczoczarnymi włosami.

-Damon co ty tu robisz.- zapytał Stefan.

-Przyjechałem po ciebie, nie widzisz? Co to za piękna dziewczyna?- zapytał ciemnowłosy brata.

-Sandra.- odparł Salvatore.

-Miło mi ciebie poznać. Podwieźć cię?- zapytał.

-Spoczko.- odpowiedziałam radośnie i dopiero teraz zauważyłam, że Stefan morduje brata wzrokiem.

-Damon nie miałeś czasem gdzieś jechać?- spytał blondyn.

-Nie przypominam sobie. Bracie nie martw się mam dość czasu, żeby was odwieść, a tak w ogóle taka piękna dziewczyna jak Sandra nie może się przemęczać tym ciężkim plecakiem.- powiedział Damon i do końca podróży nikt się już nie odezwał...


Nagle Damon mnie się zapytał gdzie mieszkam na co mu odpowiedziałam.

-Ej wpadniesz dzisiaj na imprezę?- zapytał nagle ciemnowłosy.

-No sama nie wiem.

-Nie daj się prosić. Będzie fajnie.- namawiał mnie kierowca.

-No okej, a gdzie się odbędzie?

-U mnie w domu przyjadę po ciebie.

-Przyjedziemy.- wtrącił się Stefan.

-Okej, a o której?-spytałam.

-O 17:00- odparł Damon z uśmiechem. Nagle podjechał do mojego domu.
-Jesteśmy na miejscu.- stwierdził.

-Dzięki za podwózkę i do zobaczenia.- powiedziałam, po czym wyszłam z auta.

-Do zobaczenia.- odpowiedział ciemnowłosy z ogromnym uśmiechem.

-Pa.- powiedział Stefan. Następnie odjechali z piskiem opon. Ja weszłam do domu i od razu udałam się do pokoju. Będąc w pomieszczeniu rzuciłam się na łóżko. Byłam zmęczona. Za dużo zdarzeń ostatnio się działo co mnie bardzo męczyło. Chciałam zasnąć, ale nagle do pokoju weszła mama.

-Sandra? Chodź na obiad.- powiedziała, po czym wyszła z pokoju. Powoli się podniosłam lecz nie udałam się do kuchni. Stanęłam przed lustrem i zaczęłam się przyglądać odbiciu. Przez ostatnie dni schudłam. Teraz mogłam powiedzieć, że nie jestem gruba, a nawet wręcz przeciwnie, wyglądam jak laska. Na brzuchu był delikatny zarys sześciopaka, a mięśnie na rękach były lekko widoczne nawet bez napinania. Twarz trochę wypiękniała, a włosy są trochę dłuższe. Nagle ktoś mnie walnął w ramię.

-Hejo młoda!- krzyknęła radośnie siostra.

-Hejka.

-W końcu wróciłaś! Mama nie miała się na kogo drzeć.- zaśmiała się w czym jej zawtórowałam. Razem udaliśmy się do kuchni. Weronika, bo tak miała na imię siostra była bardzo podobna do mnie. Miała trochę krótsze włosy ode mnie i była trochę niższa, pomimo iż była ode mnie starsza o cztery lata. Miała włosy o kolorze ciemnego blondu i szare oczy. Była szczupła czego bardzo jej zazdrościłam. Ja mogłam ćwiczyć cały dzień, nie jeść słodyczy i być na diecie, a i tak byłam klopsikiem. Ona zaś nie ćwiczyła, cały czas jadła chipsy i słodycze, na dodatek codziennie jeździła do KFC lub Maka, a i tak była chudsza. Świat jest sprawiedliwy normalnie. W kuchni czekał na nas ciepły posiłek. Zjadłam połowę dania ze smakiem, a resztę zostawiłam, ponieważ nie byłam aż tak głodna.

-Dziękuję. Było pyszne.- powiedziałam, po czym odstawiłam talerz na szafkę.
-Będę mogła iść dzisiaj na imprezę?- zapytałam.

-Nie.- odparła mama.

-Ale dlaczego?- nie dałam za wygraną.

-Bo nie.- najgorsza odpowiedź EVER w wykonaniu matki.

-Ale tam będą wszyscy.- skłamałam.

-Czyli kto?-zapytała.

-Cała klasa.- drugie kłamstwo w moim wykonaniu.

-No dobra, ale o 22:00 najpóźniej w domu, a i ma ciebie ktoś odprowadzić.- zażyczyła. Ja nie czekając dłużej poszłam do pokoju. Zaczęłam szukać ubrania na wieczór. Wyszukałam białą bluzkę z delikatnego i przewiewnego materiału  i czarną spódniczkę.

Kiedy wybrałam strój poszłam się odświeżyć, a następnie ubrać. Gotowa udałam się do pokoju i zauważyłam, że zegar pokazuje 16:30. Widząc,, że mam jeszcze dużo czasu lekko się wymalowałam i ułożyłam włosy. Gotowa poszłam na korytarz ubrać kurtkę, czapkę i szalik. Następnie wzięłam buty i poszłam na dół. Nagle usłyszałam dzwonek. Kiedy otworzyłam drzwi ujrzałam chłopaków.

-Hejka.- przywitałam się.

-Hej.- odparli chórem.

-Wejdźcie na chwilkę, a ja zaraz wrócę.- Powiedziałam, po czym pobiegłam do góry po zapomniany telefon.

(Damon)
Jechaliśmy pod dom Sandry.

-Nie skrzywdzisz jej.- powiedział Stefan.

-Do prawdy? Niby dlaczego miałbym tego nie robić, albo lepsze pytanie kto by miał mnie powstrzymać?- spytałem.
-Dobrze wiesz, że jestem silniejszy.

-Dalej masz mi za złe, że przeze mnie straciłeś Katherine?- spytał.

-Tak i wiesz co będziesz cierpieć tak jak ja wtedy cierpiałem. Kiedy przez ciebie została zdradzona. Wydałeś, że jest kotołakiem więc ją spalili żywcem!- nie wytrzymałem i krzyknąłem.

-To zemścij się na mnie, a nie na Sandrze. Ona jest niczemu winna.- odparł Stefan. Nie chciałem jej skrzywdzić. Pomimo wszystko była sobowtórem Katheriny. Dojechaliśmy do jej domu. Następnie udaliśmy się do drzwi. Nacisnąłem na dzwonek i po niecałej minucie otworzyła nam blondynka. Pomimo iż była sobowtórem mojej ukochanej lekko się różniła. Miała jaśniejsze włosy tak samo jak oczy. Jakby dać jej soczewki i zafarbować włosy to są jak dwie krople wody.

-Hejka.- przywitała się słodko.

-Hej.- odparłem ze Stefanem chórem.

-Wejdźcie na chwilkę, a ja zaraz wrócę.- na jej słowa się uśmiechnąłem, ponieważ jako wampir nie mogę przekroczyć progu domu bez zgody właściciela. Weszłam do werandy i zobaczyłem przestraszony wzrok blondyna. Chyba wiedział, że jak Sandra mnie zaprosiła to będę ją często odwiedzał. Po chwili usłyszałem jak blondynka wraca.

(Sandra)
-Wróciłam.- powiedziałam wchodząc do werandy.
-Idziemy?

-Jasne.- odparł mi Damon. Chłopak w przeciwieństwie do Stefana był radosny. Blondyn zaś był zaniepokojony. Wsiadaliśmy do auta i całą drogę jechaliśmy w ciszy. Na miejscu zauważyłam, że dom braci Salvatore był ogromny…


Oglądałam go z podziwem.

-Podoba ci się?- spytał nagle Damon.

-Tu jest jak w bajce.- odparłam na co ciemnowłosy się uśmiechnął.

-Stefan oprowadź trochę Sandrę po domu, a ja tymczasem zaparkuję.- oznajmił ciemnowłosy. Blondyn tylko kiwnął głową, po czym oboje ruszyliśmy do domu.

-Chodź mam dla ciebie prezent.- powiedział Salvatore. Pociągnął mnie w stronę jakiegoś pomieszczenia. Nagle chwycił jakieś pudełeczko.
-To dla ciebie. Miałem ci dać na święta, ale wyjeżdżam na kilka dni i nie zdążyłbym wrócić.- powiedział podając mi przedmiot. Otworzyłam go, a w środku znajdował się naszyjnik. Spojrzałam zszokowana na wisiorek, po czym swój wzrok skierowałam na Stefana.

-Podoba ci się?- zapytał.

-Jest piękny, ale nie mogę go przyjąć. Wygląda na drogi, a poza tym ja nie mam prezentu dla ciebie.- oznajmiłam.
-''W ogóle dlaczego kupił mi prezent przecież znamy się bardzo krótko.''- pomyślałam.

-E tam.- machnął ręką, po czym wyjął łańcuszek i przypiął mi go na szyi.

-Dziękuję.- powiedziałam.
-Jest naprawdę piękny.

-I tak nie przebije twojego piękna.- oznajmił na co się zarumieniłam. Nagle ktoś zadzwonił do drzwi.

-Otworzę!- krzyknął Damon wybiegając zza zakrętu o mało co się nie przewracając. Pod drzwiami stało pełno ludzi. Ja prawie nikogo nie znałam.

-Dużo ludzi.- powiedziałam.

-Ta, jak Damon robi imprezy to zawsze tyle jest.

-Hejka gołąbki o czym tak ćwierkacie.- podszedł do nas ciemnowłosy lekko już wstawiony.

-Wstyd mi za ciebie. Dopiero goście weszli, a ty już piany.- powiedział załamany Stefan.

-Oj tam od razu piany.- machnął ręką Damon przez co wylał zawartość kieliszka na dywan.
-Mnie się nie da upić.

-Zatańczysz?- spytał Stefan na co się zgodziłam.

-Ja bardzo chętnie!- odparł ciemnowłosy. Blondynowi wcisnął kieliszek, a mnie pociągnął za rękę na "parkiet".
-Podoba ci się impreza?- zapytał.

-Tak, tylko jest strasznie dużo ludzi.- odparłam.

-Nie przesadzaj.- powiedział, po czym mnie okręcił. Tańczyło mi się z nim bardzo dobrze. Nagle, ktoś podszedł do nas.

-Jest jeszcze piwo?- zapytał bruneta.

-Tak, zaraz przyniosę.- odparł, po czym pociągnął mnie w stronę kuchni. Zaczął szukać zapasy alkoholu po szafkach. Kiedy go znalazł postawił puszki na szafce, po czym podszedł do mnie.

-Wiesz co? Rozszyfrowałem cię. Widzę jak na mnie patrzysz. Wiem, że na mnie lecisz i wiem, że teraz chcesz mnie pocałować.- mówiąc to jego źrenice zmalały, po czym zaczął się do mnie przybliżać. Nasze usta dzieliły centymetry...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro