Choroba Żmijowego Oka (część 3)
To już ostatnia część choroby, więc serdecznie zapraszam.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Była noc. Księżyc w pełni. Koty zamieszkujące las spotkały się na kolejnym zgromadzeniu. Rozmawiają, słuchają, siedzą spokojnie albo, jak to czasami robią nowo mianowani uczniowie, biegają korzystając z wielkości polany i mniejszej uwagi mentorów.
Jednak tutaj, na jałowej ziemi, koty Klanu Jastrzębia spały lub pilnowały wejścia.
Nagle z jednego legowiska dobiegło dyszenie i charczenie. Blado brązowa kotka otworzyła swoje miedziane oczy. Podniosła głowę i spojrzała na kotkę obok niej. Jej była mentorka dusiła się przez sen!
- Żmijowe Oko! Żmijowe Oko!! - próbowała ją obudzić
- Brązowy Kwiat! Daj nam spać! - krzyknął Martwe Echo pierwszy uczeń granatowo-okiej
- Ale ona się dusiła, a teraz nie mogę jej obudzić!
Po tych słowach obudziła się dwójka kocurów. Ciemny Szept czyli drugi uczeń najstarszej strażniczki oraz Biały Skok starszy brat Brązowego Kwiatu.
- Co się dzieje? - zapytał młodszy z nich przecierając łapą zaspane oczy
Zastępca nic nie powiedział. Od razu pobiegł do byłej mentorki.
- Żmijowe Oko! - krzyknął i lekko potrząsnął żeby ją obudzić
Strażniczka uchyliła powieki i zwymiotowała. W ohydnej mazi było trochę krwi! Musieli zabrać ją do Szklistego Pędu. Jednak gdy ją podnieśli, znowu zwymiotowała.
Przez to zamieszanie obudziła się też Zdradnicza Śmierć. Widząc tą okropną scenę, wybiegła z legowiska.
Jednak nie wybiegła z obrzydzenia. Pobiegła prosto do jaskini medyka.
- Em... Szklisty Pędzie! - zawołała niepewnie
Pomimo tego iż kocur był jej wujkiem, ona nie lubiła z nim rozmawiać. Jej matka, Owsiany Obłok, zmarła przy porodzie jej siostry. Ale to nie dlatego nie chciała rozmawiać z uzdrowicielem. Po prostu miedziano-brązowo-oki był bratem bliźniakiem zmarłej strażniczki, więc zastępczyni rozmawiając z nim przypominała sobie, że jej matki już z nią nie ma. Jasno-szaro pręgi to szanował i nie traktował jej jak siostrzenicę.
- Szklisty Pęd jeszcze nie wrócił z zbierania ziół. - odezwała się zaspanym głosem Mulista Łapa
- Kiedy wyszedł?
- Jakieś pięć sześć godzin temu. Ale to nic dziwnego. Oprócz zwykłego uzupełniania zapasów widziałam, że brakuje nam mchu i mięty, a to prawie nie występujące zioła na jałowych ziemiach.
- Ach...
- A coś się stało?
- Chodź!
Chwilę później obie były w legowisku wojowników w którym nikt już nie spał. Uczennica podbiegła do co chwila wymiotującej kotki.
- No nie! Potrzebne zioła to mech i mięta, których pra... -
- Co tu się dzieje?! - rozległ się krzyk jej mentora
Żmijowe Oko wymiotuje. - oznajmiła najmłodsza w tym legowisku
Zaraz po tym medyk i jego uczennica zajęli się strażniczką.
______________________________________
Uff... Na reszcie po tym długim czasie bez weny, napisałam rozdział.
Oby pisanie kolejnego zajęło mi mniej czasu.
Rozdział - 414 słów.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro