Rozdział 6. Quidditch pełen niespodzianek.
Zapraszam do przeczytania notki pod rozdziałem!
Sobotni ranek przywitał uczniów Hogwartu bezchmurnym niebem i pięknym słońcem. Laura podekscytowana jadła śniadanie, obok niej stała oparta o stół miotła o ciemnej rączce. Brunetka związała włosy w gruby warkocz, żeby nie przeszkadzały jej podczas sprawdzianu. Miała nadzieję, że dostanie się do drużyny. Nigdy nie miała odwagi się zgłosić, ale teraz kapitanem jest James, więc on na pewno jej nie wyśmieje gdyby nie okazała się dostatecznie dobra.
-O, której zaczyna się sprawdzian? - zagadnęła, Dorcas siedząca po drugiej tronie stołu. Ona i Lily ubrane były w grube swetry i ciepłe spodnie, aby nie zmarznąć na trybunach.
-O 9. - powiedziała Norton zerkając na swój zegarek. - Chyba pora już iść.
Trzy Gryfonki wstały i ruszyły wolnym krokiem do wyjścia. To był wielko dzień Laury, więc dziewczęta trzymały za nią kciuki.
Na stadionie zebrało się około 30 chętnych. James stał w pewnym oddaleniu obserwując potencjalnych członków drużyny.
Już wiedział, że kilka pań przyszło tutaj tylko z jego powodu. Uśmiechnął się z politowaniem pod nosem.
-Uwaga! - krzyknął donośnym głosem. Wszyscy umilkli wbijając w niego wzrok. - Na początek proszę, aby osoby, które nie są z Gryffindoru bądź nie umieją latać na miotle opuściły boisko.
Przez chwilę nic się nie działo. Pierwsza z tłumy wyłamała się jakaś niska Puchonka, a za nią biegiem ruszyło 8 innych osób. Brunet odetchnął i klasną w dłonie.
- To teraz wszyscy na miotły! - rozkazał z uśmiechem. - I zróbcie trzy okrążenia dookoła boiska.
Wszyscy odbili się od ziemi i wzbili się w powietrze. Kilka osób z drugiego roku miało trudności z zapanowaniem nad miotłami. Potter ściągał takich delikwentów na dół za pomocą różdżki i odsyłał na trybuny.
Laura była zestresowana widząc tyle utalentowanych osób dookoła siebie. Już po samym lataniu widziała, kto pewnie trzyma się w powietrzu.
-W tym roku szukamy dwóch ścigających, pałkarza i obrońcy. - zakomunikował chłopak podchodząc bliżej zgromadzonych. - Proszę chętnych na pozycję ścigającego, aby zostali. Reszta na bok. - James uśmiechnął się pokrzepiająco do brunetki, która kurczowo ściskała swoją miotłę. Miło zaskoczyło go to, że Laura zgłosiła się do drużyny.
-Dobra to teraz w powietrze i zobaczymy jak radzicie sobie z podaniami! - oznajmił chłopak i sam dosiadł swojej miotły. Kandydaci chętni do grania w ataku rzucali do siebie kafla. Każdy starał się wypaść jak najlepiej, podając dalej z dużą siłą. Laura złapała kafla czubkami palców, ponieważ Tamara Anderson chytrze go podkręciła.
Lily i Dorcas siedziały jak na szpilkach mrużąc oczy, aby widzieć popisy swojej przyjaciółki.
- Jak myślisz, dostanie się? - zapytała zmartwiona Dorcas zaciskając mocno dłonie na ławce. Evans wzruszyła ramionami.
- Nie mam pojęcia.- odparła przygryzając wargę. - Kompletnie się na tym nie znam.
- Mam nadzieję, że tak! - Dorcas nagle jęknęła, kiedy jedna z postaci oberwała kaflem w nos, po czym sfrunęła zygzakiem na ziemię. - Musiało boleć.
- Oj tak. - Evans skrzywiła się nieznacznie.
James zabrał kafla i gestem ręki przywołał do siebie osoby na miotłach. Wśród nich widział tylko cztery potencjalne osoby, które mogłyby znaleźć się w drużynie, ale jak na razie postanowił odrzucić dwie.
- Peterson i Smith, wam już dziękuje. - powiedział głośno wskazując kolejno głową na wysokiego bruneta i piegowatego chłopaka o rudych włosach. Kapitan spojrzał na pozostałą piątkę osób. - Teraz będziecie strzelać gole, na pustą bramkę. - Okularnik rzucił kafla do wysokiej dziewczyny o brązowych włosach. - Zaczynasz Betty!
Laura obserwowała jak rywalka zgrabnie przerzuca raz za razem piłkę przez pętle.
- Dobra! - krzyknął Potter z uśmiechem. - Teraz Laura.
Norton odetchnęła głęboko i wzięła do rąk kafla. Nie myślała nad tym, co robi, po prostu zdała się na instynkt. Trafiła celnie sześć razy, kiedy usłyszała gwizdek swojego przyjaciela.
- Świetnie Laura! - chłopak posłał w jej stronę radosny uśmiech i wywołał kolejną osobę.
Brunetka już nie zwracała uwagi na to, co się dzieje. Stanęła niepewnie na boisku. I wbiła wzrok w swoje stopy. Na pewno nie przejdę! Myślała zgnębiona dziewczyna przygryzając wargę, kiedy James wylądował na boisku.
-Nie mam żadnych wątpliwości, co do tego, kto ma talent. - powiedział okularnik z szerokim uśmiechem. - W drużynie witam Betty i Laurę.
Brunetka otworzyła szeroko usta i zamrugała kilka razy, po czym doskoczyła do swojego przyjaciela i uściskała go mocno.
-Dziękuję! -wyszeptała mu do ucha, a w jej oczach zalśniły łzy.
-Obie macie potencjał. - powiedział kapitan wzruszając ramionami. - Ale czeka was ciężka praca.
Dziewczyny spojrzały na siebie uradowane.
-Nie zawiedziemy Cię kapitanie! - rzekła uroczyście Betty Gilbert. Uniosła rękę w pożegnalnym geście do Laury i reszty drużyny, po czym odwróciła się na pięcie i ruszyła w kierunku trybun.
-Teraz chętni na pozycję pałkarza! - krzyknął chłopak, Norton odetchnęła z ulgą czując, że całe napięcie ja opuszcza. W oddali zobaczyła, że jej dwie przyjaciółki biegną przez boisko.
-Udało Ci się! - wykrzyknęła Meadowes obejmując Laurę. - Byłaś cudowna!
-Nie znam się na tej grze. - zaczęła Lily, kiedy we trzy ruszyły w stronę zamku. - Ale latałaś świetnie.
Nowa ścigająca drużyny Gryfonów zarumieniła się lekko.
-Uwielbiam to robić. - wyznała cicho patrząc w ziemię. - Od dziecka grałam z bratem.
-Teraz będę musiała chodzić na mecze? - zapytała Evans biorąc przyjaciółkę pod ramię.
Laura roześmiała się i położyła głowę na ramieniu rudej.
-Chyba nie masz wyjścia.
~*~
-Nie wierzę, że to zrobiłaś. - stwierdziła Anna leżąca na swoim łóżku w dormitorium. Laura i Lily siedziały na ziemi i relacjonowały przebieg naboru do drużyny.
-Przestań! - przerwała przyjaciółce Evans mierząc ją wzrokiem. - To jej pasja.
-Mało kobieca pasja. - mruknęła blondynka wydymając usta. - Ale skoro Ciebie to kręci...
Laura wbiła wzrok w kolorowy dywan i zaczęła go skubać. Widać było, że słowa Anny bardzo ją zraniły. Zresztą tak było często, Laura wydaje się być silna i zawsze uśmiechnięta, ale tak naprawdę bardzo zależy jej na akceptacji i zdaniu innych. Ma to coś wspólnego z tym, że jej mama bardzo ja krytykowała i zawsze wymagała więcej niż od brata.
-Mało kobieca? - rudowłosa dziewczyna uniosła wysoko brodę i wbiła wściekłe spojrzenie w swoją współlokatorkę. - Są nawet żeńskie drużyny Quidditcha!
Anna wzruszyła ramionami.
-Przecież ty nie znosisz tego sportu.- zauważyła trafnie uśmiechając się kącikiem ust.
-No i co z Tego? - zapytała Lily zakładając ręce na piersi.- Ostatnio jesteś jakaś dziwna Berns.
Dziewczyna uśmiechnęła się słodko i wyciągnęła spod łóżka książkę.
-Wydaje Ci się Evans.
-No nie wiem. - mruknęła ruda mrużąc oczy. - Powinnaś znaleźć sobie chłopaka, bo jak nikogo nie masz to jesteś nie do życia.
Anna podparła dłonią policzek i uśmiechnęła się znacząco.
-Właśnie mam kogoś na oku. - wyznała. - Ale powiem coś więcej, jak będę już bliska spełnienia swego celu!
~*~
-Nie mogę uwierzyć, że tak szybko doszedłeś do siebie Luniu. - mówiła Black wracając wraz z Remusem ze Skrzydła Szpitalnego, gdzie prefekt spędził ostatni dzień. - To twój rekord!
-Też jestem zdziwiony. - stwierdził blondyn, faktycznie jeszcze nigdy nie czuł się tak dobrze o pełni. - Ale przynajmniej będę miał czas napisać esej dla McGonagall.
Syriusz jęknął cicho. Remus był jego przyjacielem i był w stanie zrozumieć wszelakie jego dziwactwa tylko nie zamiłowanie do nauki.
-Już myślałem, że zrobimy jakiś numer.
-Jak chcecie to beze mnie. - odparł Lupin. - I tak straciłem już całą sobotę.
-I tak będziesz miał same W na świadectwie.
Remus wzruszył ramionami. Nauka była dla niego bardzo ważna, nie chciał zawieść swoich rodziców. Chłopcy szli przez chwile w milczeniu, zatopieni we własnych myślach. Gdy przechodzili przez skrzyżowanie korytarzy Lunatyk odruchowo rozejrzał się na boki i aż stanął zdziwiony. Pod jedną ze ścian leżała nieprzytomna dziewczyna. Blondyn bez chwili zastanowienia ruszył w jej stronę. Syriusz nie od razu zorientował się, że nie ma z nim towarzysza, gdy w końcu zdał sobie z tego sprawę rozejrzał się dookoła i dołączył do przyjaciela.
Remus klęczał już przy uczennicy i starał się ją ocucić, barwy jej krawatu wskazywały na to, że jest z Huffelpufu. Miała jasne, kręcone włosy i nie mogła być wyżej niż w 4 klasie.
- Nie mogę jej docucić. - powiedział blondyn dotykając policzka dziewczyny. - Musimy ją zanieść do Skrzydła Szpitalnego.
- Ja ją wezmę. - zaoferował się od razu Black. - Ty jesteś jeszcze słaby.
Na miejsce dotarli bardzo szybko, kiedy pielęgniarka zrozumiała, z czym przychodzą wskazała łóżko i bez słowa zajęła się pacjentką.
-Idźcie do Dyrektora i opowiedzcie, co się stało! - rozkazała kobieta w fartuchu nie podnosząc wzroku znad dziewczyny.
-Ale my w sumie nic nie wiemy. - stwierdził Remus przyglądając się poczynaniom kobiety.
- Panie Lupin, czy mógłby pan zastosować się do mojego polecenia? - zapytała pielęgniarka tym razem rzucając mu surowe spojrzenie.
- Oczywiście! - mruknął huncwot i razem z Syriuszem opuścili skrzydło szpitalne.
Dyrektor był bardzo zdziwiony ich wizytą, ale z uśmiechem wskazał im fotele stojące przed jego biurkiem. Huncwoci spojrzeli po sobie. Remus kiwnął głową w stronę przyjaciela, na znak, aby ten zaczął mówić.
- Przysłała nas pani Pomfrey. - zaczął niepewnie, nie wiedząc za bardzo, co ma powiedzieć.- Remus i ja znaleźliśmy nieprzytomną Puchonka na 4 piętrze, nie udało się nam jej docucić i zanieśliśmy ją do SS.
-Tak naprawdę to nic nie widzieliśmy, nikogo nie było wówczas na korytarzu, nikogo też nie mijaliśmy. - dopowiedział Lupin.
Dumbledore milczał przez cały czas kiedy chłopcy relacjonowali zdarzenie, kiedy skończyli pokiwał w zamyśleniu głową i potarł czubkami palców skronie.
- Dziękuję wam chłopcy, za to że przyszliście i mi o tym powiedzieliście. - rzekł o chwili mężczyzna. - Za wasze zachowanie Gryffindor otrzymuje za każdego z was po 15 punktów. A teraz. - uśmiechnął się do huncwotów dobrotliwie- Wracajcie do wieży.
Remus i Syriusz pokiwali głowami i wolnym krokiem opuścili gabinet dyrektora.
-Coś się dzieje. - zauważył Lupin, kiedy byli już dostatecznie daleko. - Dyrektor był przybity.
-Myślisz, że to sprawka śmierciożerców? - interesował się Black. - Posunęliby się aż tak daleko?
-Nie wiem. - Remus wzruszył ramionami. - Chyba nie można tego wykluczyć.
Witajcie :)
Jak widzicie rozdział jest wcześniej, a to wszystko Wasza zasługa!
Komentarze zostawione pod poprzednim rozdziałem były takie miłe i tak bardzo mnie ucieszyły, że nie mogłam nie dodać rozdziału!
Obecnie piszę rozdział 16 i jestem zadowolona z tępa pisania, mam nadzieję że uda mi się je utrzymać :)
I teraz reklama.
Moja kochana Betty Gilbert ( tak, to od niej imię wzięła jedna z bohaterek) zaczęła publikować na wattpadzie. Jej historia jest cudowna, niezwykła, zaskakująca i napisana bardzo dobrze. Zapraszam wszystkich do zapoznania się z nią! ( https://www.wattpad.com/story/38589811-cie%C5%84-gritmore/parts ).
A na zdjęciu nie kto inny jak nowa bohaterka Betty! <3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro