Rozdział 59. Rozmowy.
Siwowłosy mężczyzna siedział na swoim wysokim krześle, splecione ręce położył na biurku a jego wzrok utkwiony był w studentach, którzy przyszli z nim porozmawiać. Profesor Dubmledore poprawił okulary i uśmiechnął się do grupy Gryfonów.
- Dziękuję wam za przekazanie mi tych informacji. - powiedział cicho.
- Co teraz pan profesor zrobi? - zapytał Syriusz wychylając się lekko do przodu. Mężczyzna westchnął i ponownie złączył ze sobą palce.
- Panie Black...- zaczął Dumbledore marszcząc lekko brwi, ale niecierpliwy Łapa nie dał mu dokończyć.
- Mamy wojnę, ktoś musi coś zrobić!
Portrety na ścianach aż krzyknęły z oburzenie słysząc ten brak szacunku w odniesieniu do dyrektora. Dumbledore jednak uśmiechnął się przyjaźnie do chłopaka.
- I robimy co tylko w naszej mocy.Dużo rzeczy jest przed wami zatajane. - wyznał mężczyzna. - Nie mogę jednak powiedzieć wam nic więcej.
- Panie profesorze, jesteśmy już pełnoletni. - odezwał się James przeczesując dłonią włosy. - Za pół roku kończymy szkołę...
- Na razie jednak jesteście jeszcze jej uczniami. - przypomniał. - I jestem odpowiedzialny za wasze bezpieczeństwo.
Gryfoni zamilkli spoglądając niepewnie po sobie. Remus, którego zawsze rozmowa z dyrektorem nieco peszyła, przerwał panujące w gabinecie milczenie:
- A gdy już skończymy szkołę? Możemy liczyć na to, że pan profesor zaakceptuje naszą pomoc?
Siwowłosy mężczyzna przyjrzał się grupie młodych osób, siedzących w jego gabinecie. Na początku w żaden sposób nie zareagował na słowa Lupina, ale w końcu wolno pokiwał głową co zostało przywitane szczerymi uśmiechami.
~*~
Ciemnowłosa dziewczyna w mundurku o barwach domu węża siedziała między nogami chłopaka z godłem domu Lwa na piersi. Takie widoki były spotykane niezwykle rzadko, dlatego po zamku od razu rozniosły się plotki o Syriuszu Blacku i Olivii Rowle. Sami zainteresowani nie przejmowali się gadaniem innych i cieszyli się chwilami spędzonymi razem. W tym momencie dziewczyna opowiadała chłopakowi, o tym jak wygląda sytuacja w jej domu.
- Możesz uciec. - powiedział cicho chłopka, słysząc opowieść o domu przesiąkniętym kultem czystości krwi i pochwale działań Voldemorta.
- To nie jest takie proste. - westchnęła Olivia. - Już o tym rozmawialiśmy.
Łapa wydał z siebie westchnienie irytacji.
- To jest proste kiedy chcesz to na prawdę zrobić. -Olivia wyprostowała się i odwróciła głowę, żeby móc spojrzeć na chłopaka. - Liv, doskonale wiesz, że ci z tym pomogę. - ciągnął chłopak. - Nie będziesz z tym sama.
- Zapominasz o mojej młodszej siostrze. - przypomniała brunetka. - Mam zostawić Kaylin samą z tym wszystkim?
Łapa przeczesał palcami włosy.
- Więc weź ja ze sobą. - odezwał się po chwili. Rowle uniosła brwi i parsknęła śmiechem.
- Zdajesz sobie sprawę, że to będzie porwanie? - syknęła kiedy minął jej atak śmiechu. - Moi rodzice naślą na nas Ministerstwo i jestem pewna, że zrobią wszystko żebym cierpiała.
Łapa chciał coś powiedzieć, ale Olivia nie dopuściła go do głosu.
- I wiesz co jest najlepsze? Że gdybym uciekła i wzięła ją ze sobą a ty byś nam pomógł to wszystko odbije się na tobie i Kay. Zapłacą każdą sumę, żebyś wylądował w Azkabanie, a ją wywiozą, tak abym już nigdy jej nie zobaczyła. Więc nie pieprz mi o tym, że nie chcę się od nich uwolnić.
Ślizgonka podniosła się ze swojego miejsca i nie patrząc na swojego chłopaka oddaliła się. Syriusz oparł głowę o ścianę i zamknął oczy.
~*~
Lily siedziała na swoim łóżku. Wzrok utkwiła w pustym posłaniu Anny. Znała ją od tylu lat i nie zauważyła, że zmiana jej zachowania nie jest normalne. Czuła się winna. Jej przyjaciółka zeszła na złą drogę, a ona nic z tym nie zrobiła. Ba! Nawet się nie zorientowała. Tak bardzo zajęta była sobą i swoimi sprawami przez ostatnie miesiące. Rudowłosa dziewczyna zamknęła oczy i opadła na poduszkę zakrywając twarz łokciem. Dlaczego wszystko się tak komplikuje? Czy przez chwilę nie może być spokojnie?
- Zadręczasz się Anną? - rozległ się głos Laury. Evans spojrzała w kierunku drzwi, które się za nią zamknęły. - To nie nasza wina, że postąpiła tak a nie inaczej.
- Nic nie zauważyłyśmy. Zachowywała się inaczej...
- Lily. - Norton podeszła do łóżka rudowłosej. - Anna bardzo dobrze się maskowała, nawet gdybyśmy ja podejrzewali o coś takiego to co byśmy zrobiły?
- Przekonały ją...
- Lily jeżeli ona się faktycznie sprzymierzyła z poplecznikami Sama- Wiesz - Kogo, to nasze słowa nic by tu nie pomogły.
Evans zmarszczyła brwi i usiadła prosto. Słowa Laury sprawiały, że cała sytuacja jawiła jej się w nieco innym świetle.
- Gdyby chciała od nich odejść, zabiliby ją. - dopowiedziała Lily. - Może od początku jej grozili?
- Tego się niestety nie dowiemy.
Ta dam! Jest i kolejny. Kończą mi się powoli rozdziały, które mam napisane na zapas xd
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro