Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 59. Rozmowy.

Siwowłosy mężczyzna siedział na swoim wysokim krześle, splecione ręce położył na biurku a jego wzrok utkwiony był w studentach, którzy przyszli z nim porozmawiać. Profesor Dubmledore poprawił okulary i uśmiechnął się do grupy Gryfonów. 

- Dziękuję wam za przekazanie mi tych informacji. - powiedział cicho. 

- Co teraz pan profesor zrobi? - zapytał Syriusz wychylając się lekko do przodu. Mężczyzna westchnął i ponownie złączył ze sobą palce. 

- Panie Black...- zaczął Dumbledore marszcząc lekko brwi, ale niecierpliwy Łapa nie dał mu dokończyć. 

- Mamy wojnę, ktoś musi coś zrobić! 

Portrety na ścianach aż krzyknęły z oburzenie słysząc ten brak szacunku w odniesieniu do dyrektora. Dumbledore jednak uśmiechnął się przyjaźnie do chłopaka.

 - I robimy co tylko w naszej mocy.Dużo rzeczy jest przed wami zatajane. - wyznał mężczyzna. - Nie mogę jednak powiedzieć wam nic więcej. 

- Panie profesorze, jesteśmy już pełnoletni. - odezwał się James przeczesując dłonią włosy. - Za pół roku kończymy szkołę... 

- Na razie jednak jesteście jeszcze jej uczniami. - przypomniał. - I jestem odpowiedzialny za wasze bezpieczeństwo. 

Gryfoni zamilkli spoglądając niepewnie po sobie. Remus, którego zawsze rozmowa z dyrektorem nieco peszyła, przerwał panujące w gabinecie milczenie: 

- A gdy już skończymy szkołę? Możemy liczyć na to, że pan profesor zaakceptuje naszą pomoc? 

Siwowłosy mężczyzna przyjrzał się grupie młodych osób, siedzących w jego gabinecie. Na początku w żaden sposób nie zareagował na słowa Lupina, ale w końcu wolno pokiwał głową co zostało przywitane szczerymi uśmiechami.

 ~*~

Ciemnowłosa dziewczyna w mundurku o barwach domu węża siedziała między nogami chłopaka z godłem domu Lwa na piersi. Takie widoki były spotykane niezwykle rzadko, dlatego po zamku od razu rozniosły się plotki o Syriuszu Blacku i Olivii Rowle. Sami zainteresowani nie przejmowali się gadaniem innych i cieszyli się chwilami spędzonymi razem. W tym momencie dziewczyna opowiadała chłopakowi, o tym jak wygląda sytuacja w jej domu. 

- Możesz uciec. - powiedział cicho chłopka, słysząc opowieść o domu przesiąkniętym kultem czystości krwi i pochwale działań Voldemorta. 

- To nie jest takie proste. - westchnęła Olivia. - Już o tym rozmawialiśmy. 

Łapa wydał z siebie westchnienie irytacji.

 - To jest proste kiedy chcesz to na prawdę zrobić. -Olivia wyprostowała się i odwróciła głowę, żeby móc spojrzeć na chłopaka.  - Liv, doskonale wiesz, że ci z tym pomogę. - ciągnął chłopak. - Nie będziesz z tym sama. 

- Zapominasz o mojej młodszej siostrze. - przypomniała brunetka. - Mam zostawić Kaylin samą z tym wszystkim? 

Łapa przeczesał palcami włosy. 

- Więc weź ja ze sobą. - odezwał się po chwili. Rowle uniosła brwi i parsknęła śmiechem. 

- Zdajesz sobie sprawę, że to będzie porwanie? - syknęła kiedy minął jej atak śmiechu. - Moi rodzice naślą na nas Ministerstwo i jestem pewna, że zrobią wszystko żebym cierpiała. 

Łapa chciał coś powiedzieć, ale Olivia nie dopuściła go do głosu. 

- I wiesz co jest najlepsze? Że gdybym uciekła i wzięła ją ze sobą a ty byś nam pomógł to wszystko odbije się na tobie i Kay. Zapłacą każdą sumę, żebyś wylądował w Azkabanie, a ją wywiozą, tak abym już nigdy jej nie zobaczyła. Więc nie pieprz mi o tym, że nie chcę się od nich uwolnić.

Ślizgonka podniosła się ze swojego miejsca i nie patrząc na swojego chłopaka oddaliła się. Syriusz oparł głowę o ścianę i zamknął oczy.

 ~*~

Lily siedziała na swoim łóżku. Wzrok utkwiła w pustym posłaniu Anny. Znała ją od tylu lat i nie zauważyła, że zmiana jej zachowania nie jest normalne. Czuła się winna. Jej przyjaciółka zeszła na złą drogę, a ona nic z tym nie zrobiła. Ba! Nawet się nie zorientowała. Tak bardzo zajęta była sobą i swoimi sprawami przez ostatnie miesiące. Rudowłosa dziewczyna zamknęła oczy i opadła na poduszkę zakrywając twarz łokciem. Dlaczego wszystko się tak komplikuje? Czy przez chwilę nie może być spokojnie?

- Zadręczasz się Anną? - rozległ się głos Laury. Evans spojrzała w kierunku drzwi, które się za nią zamknęły. - To nie nasza wina, że postąpiła tak a nie inaczej. 

- Nic nie zauważyłyśmy. Zachowywała się inaczej... 

- Lily. - Norton podeszła do łóżka rudowłosej. - Anna bardzo dobrze się maskowała, nawet gdybyśmy ja podejrzewali o coś takiego to co byśmy zrobiły? 

- Przekonały ją... 

- Lily jeżeli ona się faktycznie sprzymierzyła z poplecznikami Sama- Wiesz - Kogo, to nasze słowa nic by tu nie pomogły. 

Evans zmarszczyła brwi i usiadła prosto. Słowa Laury sprawiały, że cała sytuacja jawiła jej się w nieco innym świetle. 

- Gdyby chciała od nich odejść, zabiliby ją. - dopowiedziała Lily. - Może od początku jej grozili? 

- Tego się niestety nie dowiemy.


Ta dam! Jest i kolejny. Kończą mi się powoli rozdziały, które mam napisane na zapas xd

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro