Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 39

- Tak... Ten tez już mi się przypomina, tylko wtedy miał ciemniejsze i krótsze włosy. Ale ten też był. Oni są podstawieni. Denis, nie możesz mu wierzyć. Wątpię, że z tobą będzie inaczej, skoro Danny do dziś nie może się pozbierać.

- Jak to jest, że ludzie się nie zorientowali?

- Bardzo się zmienili. Jak ktoś widział ich z bliska parę razy jak ja, czy Danny, to mógłby się zorientować. Wtedy mieli dłuższe lub krótsze włosy, zarost się zmienił, karnacja, tatuaże, styl ubioru, nazwa zespołu... No i Ben... Wtedy Artur... Ten się zmienił nie do poznania, ale zdradził go tatuaż. Ten kolorowy na klatce piersiowej... Danny dobrze się mu przyjrzał..., Jeśli wiesz, co mam na myśli...

- A jak się teraz czuje Danny?

-Dziś potrafi o tym rozmawiać, czeka go operacja plastyczna i zmiana tożsamości. Najbardziej żal mu tych miesięcy z Arturem... On robił z nim różne rzeczy... Strach pomyśleć...

Dziewczyna się bardzo przeraziła. Nie chciałem jej więcej męczyć.

- Bardzo mi pomogłaś. Nie wiem, jak ci dziękować. Lauro...

- Ratuj swoje życie, tak mi się odwdzięczysz. Ja niestety musze znikać. Boję się, że to wszystko spadnie znowu na nasza rodzinę, ledwo się z tego wyciągnęliśmy. Musisz mnie zrozumieć. Tylko tak mogę ci pomóc...

- Zrobiłaś więcej, niż kto inny...

- Cześć...- podała mi rękę na pożegnanie, pożegnałem się z nią. I bałem się wrócić... Czy to wszystko, co powiedziała Laura, było prawdą? Z jednej strony nie chciałem w to uwierzyć, ale... To wszystko było podobne do Bena. Artura. Adriana.

Siedziałem jeszcze tak z pół godziny na pieńku. Płakałem. Nie miałem siostry, która by mnie z tego zabrała. Kto się mną zajmie? Kiedy Ben wykończy mnie psychicznie? Tyle myśli naraz.

Wróciłem do hotelu. W holu stał Ben.

- No nareszcie, zaczynałem się martwić. Nie było cię w pokoju. Gdzie byłeś?

- Poszedłem na spacer. Czy to cos złego Ar... Ben?

Spojrzał na mnie złowrogo. Jakby się czegoś zaczął obawiać.

- Nie... Oczywiście, że nie skarbie.

- Nie mów tak do mnie. Nie jestem Twoim skarbem.

- Jak to nie?

Minąłem go idąc w stronę windy, ale przez moje wolniejsze ruchy, zatrzymał mnie znowu.

- Nie odpowiedziałeś Denis.

-Bo nie muszę. Jestem zmęczony. Zostaw mnie.

- Ty jeszcze nie wiesz, jak to jest się zmęczyć wiesz?- Przemówił to takim dziwnym tonem.

I puścił mnie. Nie zastanawiałem się. Udałem się doswojego pokoju, by się zamknąć. I nikogo już nie zapraszać. Chciałem być sam.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro