Rozdział 39
- Tak... Ten tez już mi się przypomina, tylko wtedy miał ciemniejsze i krótsze włosy. Ale ten też był. Oni są podstawieni. Denis, nie możesz mu wierzyć. Wątpię, że z tobą będzie inaczej, skoro Danny do dziś nie może się pozbierać.
- Jak to jest, że ludzie się nie zorientowali?
- Bardzo się zmienili. Jak ktoś widział ich z bliska parę razy jak ja, czy Danny, to mógłby się zorientować. Wtedy mieli dłuższe lub krótsze włosy, zarost się zmienił, karnacja, tatuaże, styl ubioru, nazwa zespołu... No i Ben... Wtedy Artur... Ten się zmienił nie do poznania, ale zdradził go tatuaż. Ten kolorowy na klatce piersiowej... Danny dobrze się mu przyjrzał..., Jeśli wiesz, co mam na myśli...
- A jak się teraz czuje Danny?
-Dziś potrafi o tym rozmawiać, czeka go operacja plastyczna i zmiana tożsamości. Najbardziej żal mu tych miesięcy z Arturem... On robił z nim różne rzeczy... Strach pomyśleć...
Dziewczyna się bardzo przeraziła. Nie chciałem jej więcej męczyć.
- Bardzo mi pomogłaś. Nie wiem, jak ci dziękować. Lauro...
- Ratuj swoje życie, tak mi się odwdzięczysz. Ja niestety musze znikać. Boję się, że to wszystko spadnie znowu na nasza rodzinę, ledwo się z tego wyciągnęliśmy. Musisz mnie zrozumieć. Tylko tak mogę ci pomóc...
- Zrobiłaś więcej, niż kto inny...
- Cześć...- podała mi rękę na pożegnanie, pożegnałem się z nią. I bałem się wrócić... Czy to wszystko, co powiedziała Laura, było prawdą? Z jednej strony nie chciałem w to uwierzyć, ale... To wszystko było podobne do Bena. Artura. Adriana.
Siedziałem jeszcze tak z pół godziny na pieńku. Płakałem. Nie miałem siostry, która by mnie z tego zabrała. Kto się mną zajmie? Kiedy Ben wykończy mnie psychicznie? Tyle myśli naraz.
Wróciłem do hotelu. W holu stał Ben.
- No nareszcie, zaczynałem się martwić. Nie było cię w pokoju. Gdzie byłeś?
- Poszedłem na spacer. Czy to cos złego Ar... Ben?
Spojrzał na mnie złowrogo. Jakby się czegoś zaczął obawiać.
- Nie... Oczywiście, że nie skarbie.
- Nie mów tak do mnie. Nie jestem Twoim skarbem.
- Jak to nie?
Minąłem go idąc w stronę windy, ale przez moje wolniejsze ruchy, zatrzymał mnie znowu.
- Nie odpowiedziałeś Denis.
-Bo nie muszę. Jestem zmęczony. Zostaw mnie.
- Ty jeszcze nie wiesz, jak to jest się zmęczyć wiesz?- Przemówił to takim dziwnym tonem.
I puścił mnie. Nie zastanawiałem się. Udałem się doswojego pokoju, by się zamknąć. I nikogo już nie zapraszać. Chciałem być sam.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro