Rozdział 37
- Skąd ty...- Przerwałem, ale ona znowu zaczęła kontynuować...
- Mój brat został niesprawiedliwie oskarżony o kradzież wielkich pieniędzy. Siedział w więzieniu trzy miesiące. Zostało mu jeszcze półtora roku. Źle go tam traktowali. Co odwiedziny było tylko gorzej. Po jakimś czasie, ujrzałam go w swoich drzwiach. Był taki zadowolony.
Byłem ciekaw tej historii.
- Danny miał marzenia. Zawsze chciał grać w zespole, grać ciężką muzykę. I nagle w jego życiu od tak pojawia się bogacz, który go wyciąga z więzienia. I co chce w zamian?- Spojrzała na mnie, czekała, czy odpowiem jej na to pytanie. Było mi wstyd. Ze spuszczoną głową powiedziałem cicho:
- Posłuszeństwa...
- Właśnie... Na początku niby nic wielkiego. Ale za każde jakieś wykroczenia potrafił wymyślać różne kary. Od bicia, do przypalania papierosem.- Na sama myśl przeszedł mnie deresz..., Co ten chłopak mógł przejść?
- Nie wspominając już o groźbach i znęcaniu się psychicznym.- Dodała.
-Co było dalej?
- Danny grał w zespole. Podbijali sceny, byli świetnym zespołem. Danny rzadziej mnie odwiedzał, kiedy dzwoniłam był smutny, przeczuwałam, że coś było nie tak. Zaczynałam się o niego bać. Nic nie chciał mi mówić. Później Danny się wygadał, że Artur, bo tak wtedy miał na imię kazał mu być z nim razem. No wiesz...
- Parą? – Dokończyłem.
- Tak, dokładnie. – Widać było, że się zawstydziła. Jej brat był dokładnie tak manipulowany jak ja. Wiedziałem, co przeżył. Zaczynałem czuć to samo.
- Jak się nazywał ten zespół?
- We are Harlot? Jakoś tak? Chyba nie wiem...
-Co się działo później?
- Danny zaczynał mieć tego dość, Artur Sendersen był strasznie zazdrosny o wszystko, a mój brat miał tego dość. Było ich chyba trzech czy czterech w zespole. Każdym złym zachowaniem usprawiedliwiał się, że to przez złe wychowanie jego rodziców. Nic bardziej mylnego. Wciskał mu bajeczki, a on się nad nim litował.
Byłem zdezorientowany. Nie wiedziałem jak ja to wszystko poukładam w głowie. Dopiero, co wychodziła nasza płyta, trasa koncertowa miała być już za chwilę. Stawałem się częścią Asking Alexandria, o co w tym wszystkim chodziło. Chciałem, żeby to nie była prawda. Ale słowa dziewczyny pokrywały się z dowodami, które sam miałem z Benem.
Patrzyłem na jej zaszklone oczy, kiedy mówiła. Było mi jej żal, ona tez musiała wiele przeżyć. Była taka zmarnowana. Jej smutne oczy przypominały mi jedną dziewczynę w zakładzie, w którym byłem. Elizę. Dziewczynę, o zawsze smutnym spojrzeniu...
Zaczynałem wierzyć Laurze...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro