Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 27

Byłem podekscytowany. I gdyby nie ta noga, to złapałbym ją za rękę i pobieglibyśmy przed siebie w nieznane. Porwałbym tę czarnulę z największa przyjemnością, i żaden Kaulitz by nam nie przeszkodził.

- A wy, dokąd?

Usłyszałem ten głos i cała bajka prysła jak bańka mydlana. Byłem przerażony, wściekły i zdezorientowany. Na parkingu stał Ben, palił papierosa i nie był zbytnio zadowolony z naszego widoku. Na jego widok zrobiło mi się jeszcze słabiej.

- Uciekasz Stoff? I to, z kim?

- Ben. Pomogłam tylko Denisowi. Źle się czuł w tym szpitalu. Proszę, zawiozę go do siebie, i będzie po sprawie, to chyba jeszcze nic złego?

- Nie... Owszem. Ale skoro źle ci było Denis? To, czemu nie zadzwoniłeś po mnie?

-Bo nie chciałem. I zejdź na m z drogi Ben- Warknąłem mając już wszystkiego dość.

Znowu się śmiał. Tak histerycznie. Zgasił papierosa i podszedł do nas, bałem się go. Patrzył na nas jak byśmy popełnili jakieś przestępstwo. To było nie fair. Władza Bena Bruce'a znowu zaczyna brać góre.

- Nie jestem twoja własnością Ben- powiedziałem przerywając te okrutna ciszę.

- Rita?- Ben spojrzał na nią unosząc brew.

- Zależy ci na teatrze prawda? Tyle dobrych wspomnień, spędzonych miesięcy, nauki, doświadczenia... Chcesz to teraz wszystko zaprzepaścić? Bardzo nie lubię, gdy ktoś działa za moimi plecami... Bardzo mi wtedy smutno... A jak smutno to i wszyscy dookoła też są smutni... Mam jedno pytanie do ciebie moja aktoreczko...

Jak on mógł! Robić jej coś takiego! Stałem oparty o samochód, widziałem, że Rita ma w oczach łzy. Ben chciał dawać jej ultimatum. Był bezwzględny.

- Wybierasz teatr? Czy Denisa? Daje ci wybór, poznaj moje dobre serce.

- My się tylko przyjaźnimy- słyszałem jak głos jej się łamał. Wstałem i krzyknąłem w stronę Bena:

-Ben! Co ty wyprawiasz! Zostaw ja! Nie zachowuj się tak!

- Wybieraj Rita.

Moje serce waliło jak szalone. Ben wyciągnął pistolet i skierował go w moja stronę. Byłem oszołomiony. Rita się rozpłakała. Przecież nic złego nie zrobiliśmy! Co to wszystko miało znaczyć!?

- To jak? Wiesz..., Jeśli zależy ci na Denisie... To bardzo się wkurzę i zapewne, zabiorę ci go, bo wolisz jego niż mój teatr... - Był jak w transie jakimś! Znienawidziłem go jeszcze bardziej.

- Wolę teatr...- usłyszałem jej głos.

Chciała mnie ratować. Ben by się nie zawahał, żeby strzelić mi w łeb, był już i tak mocno wkurzony.

- No to zakończmy te szopkę, Ty jedziesz do siebie Ritko, a ja zabieram Denisa do siebie, skoro już znudziło mu się szpitalne łóżko...

- Nigdzie z tobą nie jadę!

- Jedziesz... Jedziesz... 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro