Rozdział 23
- Do samochodu Stoff!- Darł się, kiedy wyszliśmy z teatru.
-Co teraz się na mnie drzesz?! Misiaczku?!- Zacząłem tę grę, musze wytrwać.
Wsiadłem do auta, w czasie jazdy kłóciliśmy się niemożliwie.
- Jak mogłeś! Znowu zrobiłeś mi wstyd Denis!
- A ty Ben, mogłeś wszystkim naopowiadać bzdur! Ponoć jesteśmy razem! Dziwne, że nic o tym nie wiem!- Krzyczałem tak jak on, nie balem się go. Potajemnie Rita włożyła mi swój numer telefonu, kiedy moja marynarka wisiała na wieszaku, nic piękniejszego już nie mogło mnie spotkać.
-Jesteś niewdzięczny!
- A ty możesz kłamać!? Ja nie jestem gejem!
- No to zaczniesz! Żresz za moje! Śpisz za moje! Grasz za moje! Wyciągnąłem cię z bagna a ty za grosz wdzięczności!
- A to o to chodzi tak?! Zatrzymaj samochód!-Ben jednak tego nie zrobił, bardziej przyspieszył. Teraz w sumie jechał jak wariat.
- Zatrzymaj się!
- O nie! Nie będzie tak jak chcesz! Jedziesz za moje tak samo!- Śmiał się histerycznie, a ja zaczynałem się go bać. Myślałem o ucieczce z auta, ale zablokował drzwi, i zbyt szybko jechał.
- Nawet nie myśl o ucieczce Stoff! Jesteś mój i nie daruję ci tego, co dzisiaj powiedziałeś! Ja ci kurwa dam! Taki wstyd! Miałeś nikomu nie mówić!
-Co znowu zaczniesz mnie bić! Jesteś psychiczny! Bruce!
- O nie! Tak nie będzie- Znowu przyspieszył.
- Zatrzymaj to auto!- Darłem mu się do ucha, ale na nic.
- Zostaw mnie! Nie dotykaj mnie!
- Zatrzymaj się! Za chwile jak tego nie zrobisz rozbijemy się na drodze!
Nie słuchał, ja chciałem wybić szybę, krzyczałem. Płakałem, on jechał tak szybko. Ten teatr wali mu na łeb! Miałem złe przeczucie, i nie na darmo. Jechaliśmy strasznie szybko... Ben... Pamiętam już tylko jego histeryczny śmiech. Krzyczeliśmy cos jeszcze, ale to działo się tak szybko.
I nagle wielka ciemność, Pustka. Nicość. Czułem potworny ból wszystkiego. I nie chciałem otwierać oczu. W głowie miałem tylko myśli, że wiedziałem, że tak to się skończy...
- Denis...
- Denis...
- Ratujcie go!
- Denis...
Nicość. Ból... Złość. Chce mi się spać. Coś ciągnie mnie w dół.
Czy to mój koniec?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro