Między niebem, a ziemią
UWAGA! Sceny typu 15+
~~~~~~~~~~~~
Kirino siedział na szpitalnym korytarzu i z niecierpliwością czekał na lekarza. Jego ukochany leżał ciężko ranny, a on nawet nie wiedział co z nim, czy przeżyje...
Gdy tylko ujrzał lekarza wychodzącego ze sali Masakiego, różowo-włosy zerwał się z krzesła i do niego podbiegł. Otrzymał informacje, że zielono-włosy żyje i jego stan jest stabilny. Od razu wszedł do sali. Kariya leżał w białej pościeli, miał zamknięte oczy, wyglądał tak spokojnie i słodko. Kirino nachylił się nad nim i delikatnie go pocałował, usiadł na krześle obok łóżka i obserwował jak jego klatka piersiowa lekko się podnosi i opada, tak się o niego bał, ale już jest wszystko dobrze. Zaczął się zastanawiać kto był sprawcą wypadku jego chłopaka, nagle go olśniło, pomyślał o Shindou....Miał przecież powody, ale czy jego były chłopak był by wstanie się posunąć do takiego czynu? Trochę na początku w to wątpił, ale im więcej o nim myślał, o tym wszystkim co się wydarzyło w ostatnich dniach, był coraz bardziej przekonany, że to on.
- O czym myślisz kochanie?
Kirino szybko podniósł głowę i popatrzył na Kariyę, obudził się, lecz jego oczy nadal wyglądały na zmęczone.
- O tobie oczywiście
- Kłamiesz...
- Martwiłem się o ciebie, bałem się, że umrzesz...
- Pocałujesz mnie? - Masaki delikatnie się podniósł na łokciach i czekał na odpowiedź różowo-włosego
Kirino od razu usiadł obok niego i się nad nim nachylił. Objął rękami jego twarz i namiętnie go pocałował. Kariya złapał go za koszulkę i kładąc się z powrotem pociągnął go za sobą. Teraz Ranmaru leżał na nim i powoli wkładał rękę pod jego koszulkę, Masaki zadrżał na ten dotyk, ale nie przeszkadzało mu to, chciał tego.....Nagle Kirino sobie coś uświadomił, przerwał pocałunek, zabrał swoją rękę i usiadł z powrotem na krześle obok. Kariya popatrzył na niego ze zawodem w oczach.
- Co jest?
- Nie możemy Kariya...
- Dlaczego? - Masaki usiadł na łóżku
- Chodzi mi o to, że nie możemy w szpitalu. Jak wyjdziesz i wszystko będzie dobrze to ja bardzo chętnie mój słodziaku.
Kirino został w szpitalu na noc, następnego dnia mieli wypisać Masakiego do domu. Oboje się z tego powodu cieszyli, mieli plany.... W nocy Ranmaru nie mógł spać, jego ukochany zabierał ciągle mu koc i jęczał coś do ucha. Jeśli w przyszłości razem zamieszkają to będzie musiał coś z tym zrobić, bo tego nie zniesie.
Tym czasem u Hiroto i Mido ~~~~~~ UWAGA - 15+
- Kochanie! Co robisz? - spytał Hiroto wchodząc do sypialni.
- Czytam, a potem idę spać. Chcesz czegoś?
- Tak, tego co ostatnio i ostatnio....
- Nie...
- Dlaczego? - czerwono-włosy położył się obok partnera.
- Nasz syn jest w szpitalu, powinieneś się martwić, a nie ze mną zabawiać, wiesz?
- Ale z nim wszystko w porządku, żyję....Proszę, dawno już tego nie robiliśmy, ty już mnie nawet nie dotykasz. Kochasz mnie jeszcze, Mido?
Zielono-włosy zamknął książkę i rzucił nią w kont. Usiadł na miednicy ukochanego i namiętnie go pocałował.
- Masz rację, przepraszam. Kocham cię, po prostu miałem złe dni. To co? Zabawimy się? - powoli zaczął ściągać koszulkę Hiroto.
Czerwono-włosy uśmiechnął się szeroko, przewrócił ukochanego na plecy i zaczął go agresywnie rozbierać, potem ściągnął swoje ciuchy. Mido na początku się wystraszył agresji partnera, ale po chwili się uspokoił.
- Jestem cały twój, hi hi.
Hiroto ściągnął swoją i jego bieliznę. Zaczął całować jego ramiona, brzuch i nogi. Wziął go na kolana i powoli zaczął w niego wchodzić. Mido robił się czerwony na twarzy i można było usłyszeć jego pojedyncze, ciche jęknięcia. Gdy czerwono-włosy wszedł cały zaczął się powoli poruszać, z każdą chwilą przyśpieszał. Midorikawa jęczał z każdym ruchem bioder ukochanego, złączył ich usta w długim i namiętnym pocałunku, Hiroto mruczał mu w ustach i wędrował rękami po jego pięknym, smukłym ciele. Nagle przerwał, Mido dyszał, popatrzył na niego. Zielono-oki postanowił zmienić pozycję. Ustawił partnera w pozycji na ''pieska''. Pchał go z całych sił, zielono-włosy o mało się nie przewrócił, jęczał i dyszał głośno, i co jakiś czas krzyczał imię ukochanego. Znów zmienili pozycję, Hiroto położył Mido i wziął jego nogi, położył je na swoich ramionach.
- Chyba zaraz dojdę!
Hiroto w tej samej chwili doszedł w środku Mido, wyszedł z niego powoli. Oboje siedzieli spoceni i zmęczeni. Zielono-włosy wstał, złapał czerwono-włosego za rękę i zaciągnął pod prysznic. Myli się i pieścili. Po skończonej zabawie Hiroto wziął go na ręce i zaniósł do łóżka. Zmęczeni zabawami zasnęli w swoich objęciach.
TIME SKIP <3
- Kochanie! Byłeś wczoraj cudowny! - Hiroto objął ukochanego gdy ten zmywał naczynia po śniadaniu, zjechał ręką po jego plecach i złapał go za tyłek.
- Cieszę się, jedziemy?
- Tak, chodź skarbie.
Mężczyźni wyszli z domu i pojechali do szpitala po swojego syna, dziś miał zostać wypisany. Dotarli na miejsce po 20 minutach, oboje bardzo się cieszyli, kochali go i się o niego martwili, nic dziwnego. Weszli do szpitala i od razu poszli do sali gdzie leżał Masaki. Weszli, Kirino na dźwięk otwieranych drzwi odwrócił się i wstał, Kariya delikatnie się uśmiechnął.
- Dzień dobry.
- Cześć Kirino, ile tu już siedzisz? - spytał Hiroto
- Od wczoraj...
- Naprawdę? Musisz naprawdę kochasz naszego syna ha ha! Wie-
Nie dokończył, gdyż Mido walnął go w tył głowy. Chłopcy popatrzyli po sobie rozbawieni.
- Nie rób mu obciachu kretynie.
Mężczyźni zabrali chłopców ze szpitala i pojechali do domu, zaprosili Kirino na obiad, ten oczywiście się zgodził.
TIME SKIP <3
Chłopcy spacerowali po parku, oczywiście trzymali się za ręce, w końcu są parą. Wreszcie zaznali spokoju, zapomnieli już o incydencie ze kradzieżą i owypadku. Szczerze to już ich nawet nie interesowało czy to była sprawka Takuto, czy kogoś innego.....Znaczy, Masakiego to nie interesowało, a Kirino wręcz przeciwnie. jeśli był to Shindou, to pragnął zemsty. Bolała go to, że stracił najlepszego przyjaciela, czasami zbierało mu się na płacz.
- Kariya! Kirino!
Chłopcy od razu się odwrócili, za nimi biegł szczęśliwy Tenma. Rzucił się na zakochanych i ich mocno objął.
- Kariya, jak się czujesz?
- Dobrze, dzięki za troskę Tenma
- Gratuluję i życzę szczęścia! - powiedział Matsukaze patrząc na złączone ręce przyjaciół.
- Dzięki - zaśmiał się Kirino
- Słyszeliście o kapitanie? - nagle uśmiech zszedł z jego twarzy.- Jechał z rodzicami do szpitala by odwiedzić Kariyę, chciał przeprosić......Mieli wypadek i cała trójka....zginęła...
- Kapitan nie żyję?! - krzyknął zszokowany Masaki
- Nie.....
Łzy zaczęły spływać Kirino po policzkach, opadł na ziemię. Nie mógł w to uwierzyć....Jego najlepszy przyjaciel nie żyję, gdyby dotarł do szpitala i przeprosił Ranmaru i Masaki by mu wybaczyli, jednak tak się nie stało....Kapitan nie żyję, nie żyję....
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro