Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 4: Hogwart Express i złośliwiec

Z hukiem wylądowałem na zatłoczonym peronie. Nagle czułem się jak w obcym świecie, mimo że to miejsce było mi dobrze znane. Wokół mnie panował zgiełk, uczniowie i rodzice krzątali się, spiesząc do pociągu. Stary, parowy Hogwart Expres czekał już przy peronie, buchając kłębami białej pary. Czarne, lśniące wagony były ozdobione herbem szkoły, a charakterystyczny gwizd lokomotywy odbijał się echem od wysokich, ceglastych ścian peronu.

Rodziny żegnały się z dziećmi, matki poprawiały szaty swoich pociech, ojcowie dawali ostatnie rady, a starsi uczniowie witali się z przyjaciółmi, wybuchając śmiechem. W powietrzu unosił się zapach palonego węgla i słodkich przysmaków sprzedawanych przez wózkową, która już teraz miała pełne ręce roboty.

Moje myśli były jednak daleko od tego gwaru, zagubione w słowach matki. Nie mogłem uwierzyć, że to działo się naprawdę...

Zdjąłem szatę z ramion, czując, że się duszę. Nagle obok mnie pojawił się Evan, wyłaniając się z tłumu z niedowierzaniem na twarzy.

- Regulusie, co do cholery? Zostawiłeś mnie samego z twoimi starymi - sapnął z pretensją.

Zamrugałem kilka razy wciąż otępiały. Wziąłem głęboki wdech.

- Wybacz, spanikowałem.

Evan prychnął i idąc w moje ślady, zdjął swoją szatę, zostając w samej koszuli. Dzisiejszy dziej był naprawdę upalny, a gdy dochodziły do tego tak skrajne emocje, jak moje, był niemal nie do wytrzymania. Nic dziwnego, że miałem ochotę zedrzeć z siebie wszelkie ubrania. Ile bym dał za nieco letniego powiewu wiatru. Byłby on małą ulgą dla moich ściśniętych płuc.

- Co ty nie powiesz. Co konkretnie to spowodowało?

Przygryzłem wnętrze policzka. Co miałem mu powiedzieć? Przecież Evan i cała jego rodzina także popierali Czarnego Pana. Jego ojciec był śmierciożercą i mój przyjaciel także miał nim zostać. Nie zrozumiałby moich pobudek. Mojego wahania. Nie w tej kwestii. O swoich obawach mogłem szczerze rozmawiać jedynie z Syriuszem.

Milczałem przez moment, dlatego Evan westchnął i położył mi dłoń na ramieniu.

- Dobrze. Domyślam się, o co chodzi i nie musisz nic mówić. Jednak wiedz, że kiedy będziesz chciał ze mną porozmawiać...o czymkolwiek, Regulusie...możesz to zrobić i na mnie liczyć.

Kiwnąłem jedynie głowa na znak zrozumienia. Teraz nie byłem w stanie wykrztusić z siebie ani słowa. Potrzebowałem więcej czasu na ochłonięcie po informacjach rzuconych przez matkę. Jak mogła zacząć temat, nie kończąc go? Przecież nie powiedziała wprost z kim mam się spotkać. Teraz moja głowa nie dość, że była zapełniona Syriuszem, to jeszcze będzie świadomością, że być może spotkam w tym roku szkolnym najbardziej przerażającego czarodzieja, jaki stąpa po tej ziemi. Niedopowiedzenie było najgorsze. Jak miałem przygotować swoją psychikę i wyćwiczyć utrzymanie odpowiedniej maski na twarzy, skoro zostałem postawiony w takiej sytuacji? Jak miałem skupić się na nauce i dobrych wynikach z egzaminu? Jak miałem opleść wokół małego palca Slughorna, by dołączyć do Klubu Ślimaka?

Podparłem dłoń na kolumnie, czując jak pot zaczyna spływać po moich skroniach na samą myśli o chaosie, który spłynął na moje życie. Próbowałem powstrzymać drżenie ciała i chęć zwrócenia całego śniadania.

- Postójmy tu trochę - mruknął z wahaniem Evan, marszcząc swoje ciemne brwi, gdy przyuważył, jak moja twarz blednie z każdą mijającą chwilą.- Pooddychajmy swobodą. W końcu możemy na chwilę przestać być idealni, czyż nie? Możemy odpuścić sobie trochę oczekiwań naszych starych, przynajmniej na te pare miesięcy.- Mruknął i oparł się o tę samą kolumnę. Uważnie śledził wzrokiem moją osobę, w razie gdyby musiał zareagować i mnie złapać. Próbował ukryć swoje zmartwienie pod maską typowej dla niego nonszalancji, jednak przychodziło mu to z oporem. W poprzednim roku szkolnym w wyniku kilku nieprzyjemnych sytuacji, sprawdzających nasze charaktery, zbliżyliśmy się do siebie. Dzieliłem się chętniej sytuacjami z mojego życia, choć z ciągłą rezerwą. Złapaliśmy wspólny język, mimo że w pierwszych dwóch latach szkoły nie przepadaliśmy za sobą na tyle, że sprawialiśmy ciągłe problemy dla naszego domu w Hogwarcie.

Przymknąłem na moment powieki, skupiając się na normowaniu oddechu. Evan miał rację, teraz mogłem przecież odetchnąć i poczuć dużo więcej luzu. Rodzice w Hogwarcie nie mogli mnie ciągle kontrolować. Mogłem się rozluźnić. Dlaczego więc to było takie trudne? Ile bym dał za minutę z rozmowy z Syriuszem. On zawsze potrafił złagodzić moją panikę. Zawsze potrafił mi pomóc. Ale teraz go nie było. Za to był Evan, który średnio sobie ze mną radził, nie wiedząc jak właściwie powinien zareagować.

Otworzyłem oczy i dając sobie jeszcze chwilę, zanim ruszymy do pociągu, zacząłem obserwować tłum uczniów kręcących się wokół pociągu do Hogwartu. Miałem nadzieję, że dźwięki śmiechu i rozmów, wypełniające powietrze, odwrócą moją uwagę od wewnętrznej paniki. Tak bardzo chciałbym podzielać dobry humor tych ludzi... ja jednak teraz czułem wyobcowanie, jakbym nigdy przedtem nie należał do tego miejsca. Moje spojrzenie było chłodne, skanowało wszystkich przechodniów, a wargi pozostawiałem zaciśnięte w cienką linię.

Rozluźniłem palce i poruszyłem nimi, zdając sobie sprawę, że są odrętwiałe po długim składaniu dłoni w pięści. Zaufałem też w końcu swojemu ciału i opuściłem rękę, nie chcąc dłużej polegać na kolumnie jako mojej podporze.

Evan wiernie przy mnie czekał, aż będę w stanie skierować się w jego towarzystwie do któregoś z wagonów. Jego wyraz twarzy zdradzał wciąż lekkie zaniepokojenie, ale jednocześnie wyraźne zainteresowanie, gdy zobaczył grupę pierwszorocznych przepychających się do wejścia do pociągu. Westchnął ciężko, odpychając się od kolumny.

- Pora na nas - powiedział, szturchając mnie lekko w bok. Zamrugałem i spojrzałem w kierunku, który chłopak wskazał skinięciem głowy - Barty pewnie już tam jest. Nie mam ochoty czekać, aż ten tłum się przerzedzi.

- Masz rację. - mruknąłem cicho i zdejmując ze swojego ramienia zawieszoną szatę, ruszyłem wraz z Evanem do pociągu. Z łatwością przesuwaliśmy się przez tłum, wzbudzając szacunek i podziw młodszych uczniów, którzy rozstępowali się przed nami bez zająknięcia. Weszliśmy do jednego z wagonów i zaczęliśmy przeglądać przedziały w poszukiwaniu swojego przyjaciela.

W końcu dotarliśmy do miejsca, w którym siedział Barty Crouch Jr w swojej żółto-czarnej szacie. Jego twarz od razu rozświetliła się na nasz widok. Był to chłopak o nieco ostrym i szalonym błysku w oczach, niemal czarnych włosach, białej cerze; chłopak, który zawsze wydawał się mieć jakiś plan na coś niesamowitego. W odróżnieniu od niego Evan wydawał się mieć nieco więcej oleju w głowie, chociaż ten czasem także przechodził samego siebie, tłumiąc zdrowy rozsądek i włączając szalonego Rosiera. Wyglądało na to, że z całej naszej trójki ja byłem najbardziej odpowiedzialny i opanowany...względnie.

- Regulusie, Evanie! - zawołał Barty, machając nam energicznie. - Chodźcie, jest tu mnóstwo miejsca. Wygoniłem nieproszonych gości - jak na zawołanie rozsiadł się wygodnie, zarzucając ręce na oparcie siedziska, które zajmował jako jedyny. Wyszczerzył swoje zęby w uśmiechu.- I nie zamykajcie drzwi, jest okropnie duszno.

Bez dłuższego zwlekania usiadłem naprzeciwko Barty'ego, zauważając, że nasze bagaże już spokojnie spoczywały na swoich miejscach nad naszymi głowami. Evan spokojnie zajął miejsce obok Puchona, pozostawiając drzwi od przedziału otwarte, tak jak ten prosił.

Minęła dłuższa chwila, aż pociąg ruszył, a krajobrazy za oknem zaczęły przemykać coraz szybciej. Z każdą chwilą zaczynałem czuć coraz większą lekkość na sercu. W końcu jechałem do Hogwartu. To dużo lepsze miejsce niż dom pełen ambicji i ciągłych oczekiwań trudnych do sprostania.

- Jak minęły wakacje? - zapytał Barty, nachylając się do przodu z zainteresowaniem. Przyjrzał mi się badawczo, jakby uchodzące ze mnie resztki mojego ekscesu z peronu były dla niego dobrze widoczne. Jednak Evan utwierdził mnie w tym, że nie dało się już nic dojrzeć z mojej chwilowej słabości, ponieważ już sam był całkiem spokojny i odprężony.

Wzruszyłem ramionami na jego odpowiedź, nie chcąc zdradzać zbyt wiele. Wakacje były dla mnie czasem izolacji, ciągłej nauki i nieustannych napięć w domu, zwłaszcza po ucieczce Syriusza. Nie brzmiało to porywająco, nie miałem czym się chwalić.

- Były w porządku - odpowiedziałem krótko. - A u ciebie?

Barty zmrużył oczy i szturchnął mnie nogą.

- Miałeś się do mnie odezwać w liście, ty dupku. Evan wspomniał, że się kontaktowaliście we dwójkę - prychnął. - Czuję się urażony.

Skupiłem się chwilowo na Evanie, by pokazać mu swoje niezadowolenie, jednak ten zaczął unikać mojego spojrzenia. Uparcie wyglądał na widoki za oknem, jakby to było najbardziej interesujące zajęcie na świecie. Przygryzł wnętrze policzka, nieco się krzywiąc, co zdradziło, że zdaje sobie sprawę z moich odczuć na ten temat.

- A moje wakacje - Barty wrócił do tematu - och, wiesz, nudne jak zawsze. Ale mam kilka nowych pomysłów na rozrywkę na czas nauki w Hogwarcie. Może spróbujemy kilku żartów na Potterze?

- Na Potterze? Daj spokój, chcesz wywinąć kawał mistrzowi żartów?- prychnął Evan.- To oczywiste, że przejrzy twoje intencje. Z pewnością nie da się nabrać. On ze swoją paczką przerobili już chyba każdy możliwy dowcip.

Zmrużyłem na niego oczy. Wspomnienie Jamesa Pottera wywoływało we mnie mieszane uczucia. Z jednej strony, był on przyjacielem mojego brata, do którego czułem żal z powodu jego ucieczki i zdrady. Z drugiej strony, Potter zawsze traktował mnie z pewną obojętnością.

- Jeśli chcecie cokolwiek robić to należy być ostrożnym. Nie chcę, żeby McGonagall, Sprout czy Slughorn zaczęli nas podejrzewać.- wymamrotałem.

Evan roześmiał się cicho, nie mogąc się przed tym powstrzymać. Myślę, że u każdego z nas pojawiły się obrazy z sytuacji na poprzednim roku. Nie byliśmy najgrzeczniejsi. Właściwie to głównie moi przyjaciele nie byli. Ja nie przepadałem za kłopotami, choć te wprost mnie uwielbiały. A miały na imię Barty i Evan.

- Regulus jak zwykle nadmiernie ostrożny. Nuda, Black - Evan ziewnął na pokaz. Uniosłem w odpowiedzi brew. - Ale spokojnie, mamy Barty'ego. On ma talent do unikania kłopotów, prawda? - Zerknął z uśmiechem na chłopaka obok.

Barty zaśmiał się, odchylając nieco głowę. Chyba żadne z naszej trójki nie uwierzyło w te słowa. Nic dziwnego.

- Zaufaj mi, Reg. W tym roku postaram się z Evanem, żeby było znacznie ciekawiej, oczywiście bez zmartwień o to, że ktoś nas przyłapie, moja w tym głowa. A Potter... cóż, on jeszcze nie wie, z kim będzie miał do czynienia.

Uśmiechnąłem się pod nosem. Byłem ciekaw, co przyniesie ten rok. Wiedziałem jedno - z takimi przyjaciółmi jak Evan i Barty, idiotami, stawiającymi na szali swoje dobre imiona, czeka mnie wiele wyzwań i nieproszonych niespodzianek. Zawsze się to działo. Ale nie miałem nic przeciwko, cieszyłem się z ich towarzystwa, może nie będę czuł się tak samotnie bez rozmów z Syriuszem.

- Słuchajcie - zacząłem, przerywając chwilową ciszę, która zapadła w przedziale. Pochyliłem się ku przyjaciołom, opierając luźno ręce na kolanach. - Musimy też pomyśleć o czymś ważniejszym. Moi rodzice bardzo naciskają, żebym dostał się do Klubu Ślimaka. Slughorn jest... - westchnąłem - specyficzny, ale wpływowy.

Evan uniósł brwi, patrząc na mnie z zaciekawieniem. Założył nogę na nogę i razem z Bartym skupił uwagę na podjętym przeze mnie temacie.

- Klub Ślimaka? Nie wiedziałem, że masz takie ambicje, Reggie. Co twoi rodzice mają z tym wspólnego?

Wzruszyłem ramionami, starając się ukryć irytację.

- Dla nich to sprawa zrobienia dobrego wrażenia, a dla mnie...po prostu to zrobię. Blackowie zawsze byli wpływowi, a Klub Ślimaka to idealne miejsce, żeby nawiązać ważne kontakty, prawda? Moja matka nie przestawała o tym mówić.

Barty zaśmiał się pod nosem i klasnął w dłonie. Jak zwykle jego postura pokazywała jego pewność siebie. Zazdrościłem jej trochę. Każdemu z moich kumpli czegoś po cichu zazdrościłem.

- No cóż, jeśli chcesz tam się dostać, to mamy szczęście, że mamy mnie! Slughorn mnie uwielbia. Poza tym, to świetna okazja, żeby dowiedzieć się jeszcze więcej o różnych sprawach. Możemy zdobyć naprawdę sporo przydatnych informacji.

Skinąłem głową, doceniając entuzjazm Barty'ego.

- Tak, to prawda. Chociaż muszę przyznać, że bardziej robię to dla spokoju w domu, niż z własnej woli. Ale skoro już mamy taką możliwość, możemy to wykorzystać.

Evan uśmiechnął się lekko, jego oczy wyrażały znów coś więcej niż obojętność, błyszczały zainteresowaniem. Odgarnął kosmyk jasnych włosów, który opadł mu na czoło, gdy pochylił się do mnie.

- Wszyscy wiedzą, że Slughorn uwielbia talenty, a ty, Reg, zdecydowanie masz coś do zaoferowania.

Poczułem, jak napięcie zaczyna mnie opuszczać. Pomysł przystąpienia do Klubu Ślimaka nabierał coraz więcej sensu, zwłaszcza w kontekście przyszłych możliwości.

- Macie rację.- mruknąłem, uśmiechając się lekko. - Warto spróbować. Poza tym, zapewne nie będę się przy tym nudzić?

- No to ustalone. Musimy teraz tylko skupić się na tym, jak najszybciej zaimponować Slughornowi. Masz jakieś pomysły, Regulusie? - Barty spojrzał się znów przez okno, obserwując mijane krajobrazy.

Zamyśliłem się na moment.

- Z pewnością należy zacząć od eliksirów. Slughorn zawsze miał słabość do wyjątkowych mikstur i utalentowanych czarodziejów. Moglibyśmy przygotować coś spektakularnego.

- To świetny pomysł. Mam kilka notatek, które zwinąłem Lily Evans, żeby nie oblać- Evan uśmiechnął się szeroko, jego oczy błyszczały szaloną ekscytacją.

Uniosłem brew na wyznanie Rosiera, które tak łatwo opuściło jego usta.

- Okradłeś Evans z notatek? Na co ci one? Jesteśmy rok niżej.

- Mówię o notatkach z zeszłego roku- wzruszył ramionami.- Jej już nie są potrzebne. Miałem sposób na dostanie ich w swoje ręce.

Barty skinął głową z aprobatą, widocznie zadowolony z informacji, które otrzymaliśmy.

- W takim razie, mamy plan. Zróbmy to i pokażmy, że jesteśmy najlepszymi czarodziejami na naszym roku.

Determinacja zaczęła we mnie kiełkować. Doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, że czeka nas trudny rok, ale byłem gotów stawić czoła każdemu wyzwaniu. Bo nie miałem innego wyjścia.

Pociąg mknął naprzód, a my kontynuowaliśmy rozmowie o Klubie Ślimaka i eliksirach. Droga do Hogwartu zapowiadała się wspaniale, dopóki w drzwiach nie pojawił się Severus Snape. Jego twarz była blada, a ciemne oczy błyszczały zimnym, złośliwym blaskiem, gdy świdrował wzrokiem po naszej trójce, ubrany w czarną koszulę, zielony krawat i spodnie od garnituru.

- Eliksiry, tak? - zaczął Snape, wchodząc do przedziału bez zaproszenia. Momentalnie wyprostowałem swoją posturę, tak samo jak Evan i Barty- Nie sądziłem, że Black i jego wesoła gromadka mają jakiekolwiek zainteresowanie w tak skomplikowanej sztuce.

Barty i Evan spojrzeli po sobie z rozbawieniem, ale ja zachowałem kamienny wyraz twarzy, choć czułem, jak rośnie we mnie irytacja. Nie znosiłem Severusa, jednak tolerowałem jego obecność. Oczywiście dopóki nie wcinał się w moje życie.

-To chyba nie dziwne, że interesujemy się eliksirami - odpowiedziałem zimno. - To jedna z najważniejszych dziedzin magii.

Snape uniósł brew, jego usta wykrzywiły się w szyderczym uśmiechu.

- O, naprawdę? - Snape zbliżył się, kładąc dłoń na oparciu siedziska, na którym zajmowałem miejsce. - Bo widzisz, Regulusie, nie wszyscy mają naturalny talent do eliksirów. Niektórzy muszą ciężko pracować, żeby osiągnąć chociażby przeciętność. - posłał mi znaczący uśmiech. Zacisnąłem dłonie w pięści. Jeszcze chwila, a moje wszelkie maniery pójdą w odstawkę. Już nie musiałem się powstrzymywać. Nie było tu rodziców.

Evan przewrócił oczami, ale to Barty postanowił odpowiedzieć pierwszy.

- Myślę, że poradzimy sobie całkiem dobrze, Wycierusie. W odróżnieniu do niektórych, my akurat jesteśmy pomysłowi.

Snape spojrzał na Barty'ego z dzikim błyskiem w oku na przezwisko, które przypiął mu James Potter. Jak widać każdemu się spodobało. Zmrużył oczy, ale nie odpowiedział, tylko przeniósł wzrok z powrotem na mnie.

- Tak, jasne. Chociaż, nie jestem pewien, czy te wasze „pomysły" będą wystarczająco dobre, żeby zaimponować Slughornowi. Szczególnie, jeśli chodzi o ciebie, Regulusie. Twój brat zawsze miał problem z eliksirami, może to rodzinne?

Poczułem, jak krew uderzyła mi do głowy, a moje uszy na moment zatkały się przez skaczące ciśnienie. Syriusz wcale nie był taki kiepski w nauce. Jednak zdecydowałem się zachować spokój, bo przecież Snape tylko czekał na moją reakcję.

- Syriusz i ja jesteśmy zupełnie różni - odpowiedziałem cicho, ale stanowczo. - A moje umiejętności w eliksirach są na wystarczająco wysokim poziomie, żeby zainteresować Slughorna i zmiażdżyć ciebie.

Snape zaśmiał się cicho i zagwizdał, ale jego oczy pozostały zimne.

- Zmiażdżyć mnie? Zobaczymy, Black. Zobaczymy. Może jednak powinieneś spędzać mniej czasu nad eliksirami, a więcej nad transmutacją. Słyszałem, że masz pewne... problemy.

Złość ponownie zaczęła we mnie buzować, ale starałem się zachować kamienny wyraz twarzy, choć stawało się to dla mnie coraz większym wyzwaniem. Miałem nieodpartą chęć starcia z jego twarzy tej pewności siebie. Własnymi pięściami. Snape celowo próbował mnie sprowokować. Ja jednak nie chciałem dać mu tej satysfakcji.

- Moje umiejętności w transmutacji są wystarczające - odpowiedziałem chłodno, choć doskonale wiedziałem, że to jedno wielkie kłamstwo.- Ale dzięki za troskę, Wycierusie.

Severus zwęził ostrzegawczo swoje powieki, przypominając węża.

- Wystarczające? Cóż, mam nadzieję, że tak, bo jeśli jest przeciwnie, to może będziesz musiał zrezygnować z tych wszystkich ambicji o dołączeniu do Klubu Ślimaka. Slughorn nie toleruje przeciętności, którą ty wręcz przesiąkasz.- z tymi słowami Snape odwrócił się i odszedł, zostawiając mnie z pulsującą wściekłością.

Barty i Evan wymienili spojrzenia, ich twarze wyrażały mieszankę różnych emocji. Nie wiedzieli czy mogą się teraz odezwać bez mojego wybuchu.

- Co za idiota - wymamrotał w końcu Barty, patrząc w kierunku, w którym zniknął Severus. - Nie przejmuj się nim. To tylko śmieć.

Evan skinął głową, dodając:

- Dokładnie. Snape zawsze miał problem z tym, że inni mają więcej talentów niż on, może się tylko pochwalić dobrymi stopniami. A transmutacja to trudna dziedzina, to prawda, ale poradzisz sobie z nią z palcem w nosie.

Ogromne napięcie zaczęło naciskać na ściany wewnątrz mnie, słowa Snape'a dotknęły mojego ego. On doskonale wiedział, gdzie uderzyć. Nie mogłem dać się zniechęcić...

Spojrzałem na przyjaciół z kamienną twarzą, choć moje policzki robiły się coraz bardziej czerwone.

- Jasne - wykrztusiłem. Napięcie, które starałem się ukryć, zaczęło narastać. Wstałem gwałtownie, odpychając się od siedzenia.- Muszę odetchnąć.- wymamrotałam dość niewyraźnie, unikając spojrzeń Evana i Barty'ego.

Nie próbowali mnie zatrzymać. Wyszedłem z przedziału w mgnieniu oka, czując, jak złość i frustracja mieszają się w moim wnętrzu. Przeszedłem przez korytarz pociągu, mijając innych uczniów, którzy spoglądali na mnie z ciekawością albo pogardą przez zielone barwy na moim krawacie. Potrzebowałem chwili samotności, musiałem zebrać myśli.

Wyszedłem na mały balkon między wagonami, gdzie mogłem poczuć świeże powietrze na twarzy. Zatrzymałem się tam, opierając ręce o barierkę i wziąłem kilka głębokich oddechów. Myśli o Syriuszu, rodzinie i moich własnych ambicjach wirowały mi w głowie. Zaczynałem wątpić, czy naprawdę jestem w stanie sprostać wszystkim oczekiwaniom, jakie na mnie ciążyły.

Spojrzałem w dal, obserwując szybko mijający krajobraz. Czy naprawdę miałem w sobie dość siły, by osiągnąć to, czego ode mnie oczekiwano? Czy byłem w stanie udowodnić swoją wartość, zarówno sobie, jak i innym? W tej chwili czułem jedynie przytłaczające zagubienie.

Zamknąłem oczy, próbując uspokoić wirujące myśli. Musiałem znaleźć sposób, by poradzić sobie z tymi uczuciami. Ale teraz, w tym momencie, potrzebowałem chwili spokoju, by zrozumieć, co dalej.

Skupiłem się na swoim oddechu, powoli nabierając powietrza do płuc, które z długim ciągiem wypuszczałem z ust. W końcu odwróciłem się od barierki i skierowałem się do swojego przedziału, żeby wrócić do przyjaciół i zacząć z nimi ponowną rozmowę jakby nigdy nic.

Nagle jednak, stanąłem jak wryty, bo przede mną pojawił się James Potter.
Zamarłem, a ze mną mój oddech, kiedy patrzyłem prosto w jego oczy. Przez chwilę obaj staliśmy  w milczeniu, napięcie między nami było niemal namacalne.

James wyglądał dziś niechlujnie, jego brązowe włosy były potargane i niesforne, jakby nigdy nie widziały grzebienia. Miał na sobie szkolną szatę, która wydawała się być nieco za duża i niedbale zapięta, a koszula pod nią była pognieciona. Jego twarz, mimo nieco chaotycznego wyglądu, miała w sobie coś magnetycznego. James również wydawał się zaskoczony, zastając mnie tutaj, jego orzechowe oczy teraz patrzyły na mnie z mieszanką zainteresowania i ostrożności spod okrągłych okularów.

Serce zabiło mi mocniej. Z jednej strony czułem złość na Jamesa za to, że przyczynił się do odejścia Syriusza, z drugiej jednak odczuwałem głęboką niechęć do samego siebie za to, że byłem niepewny w jego obecności.

James uniósł lekko brwi, jakby czekał na jakiś ruch z mojej strony.

- Na co się gapisz, Potter?- rzuciłem lodowato i nie czekając na odpowiedź minąłem go z szeroko otwartymi oczami.

___________________________
Dobry wieczór! Dodałam dla Was, moi drodzy czytelnicy, 4 rozdziały byście mogli troszkę bardziej zanurzyć się w historię, którą chcę Wam ukazać.

Dajcie znać, co myślicie, xo.
Wasza droga, Nopes-bby

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro