Rozdział 1: Bunt przeciwko tradycji
Uniosłem brwi, rozchyliłem klejące się powieki i zamrugałem powoli, jeszcze jedną nogą we śnie. Przez chwilę myślałem, że zwyczajnie znów przebudził mnie nocny koszmar, jednak mój oddech nie był przyspieszony ani serce nie próbowało mi uciec z piersi, a pokój został już opanowany przez poranne światło, przebijające się przez ciężkie zasłony.
Może więc to była sowa?
Z pozostawionym jednym otwartym okiem zerknąłem w stronę biurka, na którym wczorajszego wieczoru postawiłem klatkę. Użyczony od ojca ptak spał, jeszcze nie posłany przeze mnie z listem do Evana Rosiera. Jego skrzydła były spokojnie złożone, a pierzasty łeb opierał się na grzbiecie.
Zmarszczyłem brwi i podniosłem się nieco na łóżku, utrzymując swój ciężar na łokciu. Odgarnąłem ciemne, potargane włosy z czoła i rozejrzałem się po pokoju. Co w takim razie mnie obudziło? Moje myśli były jeszcze zamglone.
- Dosyć tego! - ostrzegawczy krzyk mojej matki poniósł się z parteru aż na pierwsze piętro. Jej głos był jak lodowaty nóż, przecinający ciszę poranka. Przypuszczałem, że było ją słychać w całym domu i sąsiedztwie.
- Nie! To ja mam tego dość! - pełna gniewu i frustracji, odpowiedź, wybrzmiała równą mocą. Wzdrygnąłem się.
- Jak śmiesz zwracać się w ten sposób do matki? - surowy głos ojca rozbrzmiał zaraz potem. Nie krzyczał, ale jego podniesiony ton mimo to wyraźnie przebił się na piętrze, dodając ciężaru do napiętej atmosfery.
Moja głowa wystrzeliła ku wyjściu z pokoju. Na moment zamarłem, przysłuchując się wrzaskom, jednak gdy z korytarza rozbrzmiały gniewne kroki, kierujące się na górę, odgarnąłem szybko pościel na bok i zerwałem się z łóżka, w sekundzie dopadając do drzwi. Przekręciłem gałkę i wypadłem na korytarz, zasłaniając dalszą drogę bratu. Spojrzałem w rozwścieczone szare oczy, które zmrużyły się na mój widok. Jego twarz była zaczerwieniona, a oddech szybki i płytki.
- Syriuszu...- wykrztusiłem.
- Złaź mi z drogi, Reggie.- warknął i nie zwlekając dłużej przez zbliżającą się matkę, przecisnął się między mną a poręczą schodów. Wbiegł na drugie piętro i zatrzasnął za sobą drzwi, zostawiając mnie w korytarzu pełnym napięcia.
Wzdrygnąłem się znów i spojrzałem na prawo, gdzie matka już przede mną stała. Jej oczy były zimne, a usta ściągnięte w wąską linię. Wciąż nie ruszyłem się z miejsca, więc zasłaniałem jej drogę ku schodom na wyższe piętro.
- Regulusie Arcturusie Black, jak ty wyglądasz? - nie podnosiła już głosu, ale jej niski ton wywołał u mnie dreszcze. Spojrzenie matki przeszywało mnie na wskroś, jakby mogła zobaczyć każdą moją myśl i każdą moją obawę.
Przełknąłem ślinę i zerknąłem w dół na swój nagi tors. Ot co, miałem na sobie jedynie spodnie od piżamy. Matka nienawidziła braku manier i niewłaściwego zachowania, a pojawienie się w takim stanie było dla niej absolutnie nie do przyjęcia. Czułem jej wzrok, jakby palił mnie żywym ogniem, i wiedziałem, że ten dzień także nie przyniesie mi spokoju.
– Regulusie, jak ty wyglądasz? – powtórzyła, a jej głos stawał się coraz bardziej lodowaty.
– Przepraszam, matko – odpowiedziałem, starając się, brzmieć pewnie, bo wiedziałem, że nie można było okazać przed nią słabości. – Wstałem tylko na chwilę, sprawdzić, co się dzieje.
– To nie jest wymówka – syknęła. – Przebierz się natychmiast. I zapamiętaj sobie, że w tym domu obowiązują pewne zasady.
Przytaknąłem posłusznie i szybko wróciłem do swojego pokoju, zamykając za sobą drzwi. Oparłem się o nie na chwilę, próbując uspokoić oddech. Wiedziałem, że Syriusz też potrzebuje chwili spokoju, ale nasze życie w tym domu rzadko na to pozwalało. Matka i ojciec mieli swoje sztywne reguły, których nie można było łamać bezkarnie.
Przebrałem się w koszulę i spodnie od garnituru, starannie wygładzając materiał. Próbowałem sobie przypomnieć, co miałem dzisiaj zrobić – stworzenie listy potrzebnych ksiąg i pozostałych rzeczy do Hogwartu, powolne pakowanie kufra, a może coś jeszcze. Oczywiście, musiałem także napisać list do mojego szkolnego przyjaciela i wysłać go z sową, jak życzyli sobie tego moi rodzice.
Kiedy byłem już gotowy, usiadłem przy biurku i wyjąłem pergamin. Zatrzymałem się na chwilę, patrząc na spokojnie śpiącego ptaka, jakby ten był obojętny na całą burzę emocji, która przetaczała się przez ten dom.
- Zazdroszczę ci, Rigel tego spokoju - szepnąłem i wziąłem pióro, zastanawiając się, co powinienem napisać. Słowa wydawały się takie trudne do znalezienia, a każdy oficjalny list do Evana musiał być przemyślany. Wiedziałem, że nie mogłem sobie pozwolić na żadne potknięcie. Zacząłem pisać pare słów, by je po chwili skreślić tak mocno, że w pergaminie pozostała dziura, ponieważ każde zdanie wydawało się nieodpowiednie.
Wtedy nagle usłyszałem pukanie do drzwi. Obróciłem się gwałtownie, a serce zabiło mi szybciej.
– Kto tam? – zapytałem, próbując ukryć niepokój w głosie.
– To ja, Regulusie – odpowiedział głos ojca. – Musimy porozmawiać.
Wstałem i wpuściłem go do środka. Jego twarz była poważna, a oczy surowe, jak u matki. Wiedziałem, że ta rozmowa nie będzie przyjemna. Żadna nie była.
– Regulusie, musisz bardziej uważać – powiedział, zamykając za sobą drzwi. – Twoje zachowanie dzisiaj rano było niesmaczne. Musisz pamiętać, że jesteś Blackiem, i musisz zachować pewne normy przyzwoitości.
– Wiem, ojcze – odpowiedziałem, starając się brzmieć pewnie. – To się więcej nie powtórzy.
– Mam nadzieję – powiedział, patrząc mi prosto w oczy. – Musisz też bardziej uważać na Syriusza. On jest... problematyczny. Musisz być również gotowy na to, że kiedyś będziesz musiał przejąć jego obowiązki.
Poczułem, jak ciężar odpowiedzialności spada na moje barki. Wiedziałem, że ojciec ma rację. Syriusz zawsze buntował się przeciwko rodzinnym zasadom, a ja musiałem być tym, który ich przestrzega. To była moja rola, moja odpowiedzialność.
– Zrozumiałem, ojcze – powiedziałem spokojnie. – Zrobię wszystko, co trzeba.
Ojciec skinął głową i opuścił pokój, zostawiając mnie samego. Wiedziałem, że muszę być silny, dla siebie i dla rodziny. Ale czasami, w chwilach takich jak ta, czułem, że to wszystko mnie przerasta. Męczyło mnie bycie idealnym synem. Nigdy nim nie byłem poza zasięgiem wzroku rodziny.
Westchnąłem i wróciłem do biurka. Teraz światło dnia wlewało się przez ciężkie zasłony, tworząc w pokoju półmrok sprzyjający moim ponurym myślom. Gęsty materiał w oknach blokował większość światła, a powietrze było gęste od zapachu atramentu i starego papieru, który zawsze działał na mnie kojąco. Z każdym dniem czułem, że nadchodzą coraz trudniejsze czasy, i tak naprawdę musiałem być gotowy na wszystko. Nie wiedziałem, czego mogłem się do końca spodziewać.
Przemyślenia tak bardzo mnie pochłonęły, że nawet nie zorientowałem się, kiedy nadszedł czas na posiłek. Usłyszałem, jak matka woła mnie na dół, jej głos odbijał się echem od zimnych ścian korytarza. Z wielką niechęcią podniosłem się z fotela, patrząc pustym wzrokiem na pergamin i nieruszone pióro. Nie mogłem zmusić się do sklecenia choćby jednego zdania, bo moje myśli nieustannie krążyły wokół spraw, które wydawały się o wiele ważniejsze niż napisanie listu. Zajmę się tym później, pomyślałem, próbując odegnać uczucie przytłoczenia.
Przeszedłem powoli przez pokój, moje kroki cicho odbijały się od drewnianej podłogi, a moja głowa pozostawała przepełniona kłótnią matki z Syriuszem. Nie było to nic nowego, te same słowa, te same zarzuty. Jednak za każdym razem czułem to samo ukłucie w sercu, jakby każdy spór odciskał na mnie piętno, mimo że nie zawsze byłem bezpośrednim obserwatorem rodzinnych konfliktów. Wiedziałem, że Syriusz znowu nie zjawi się na dole. Zawsze miał swoją własną ścieżkę, której nigdy nie mogłem zrozumieć.
Zanim zdecydowałem się zejść na parter, zlustrowałem swoje odbicie w lustrze. Kryształowa tafla odbijała moją twarz, zmęczoną i pozbawioną uśmiechu. Sprawdziłem, czy wyglądam nienagannie, tak jak zawsze życzyli sobie tego moi rodzice. Każdy kosmyk włosów musiał być na swoim miejscu, każda fałda szaty idealnie wygładzona. Coraz częściej miałem dosyć udawania idealnej wersji syna Walburgi i Oriona Blacków.
W jadalni czekał już na mnie ojciec z matką, a Stworek, nasz domowy skrzat, krzątał się w kuchni, ustawiając za pomocą magii naczynia na stole z precyzją i dbałością o każdy detal. Porcelanowe filiżanki cicho brzęczały o talerze, a srebrne sztućce ułożyły się na zasłanym obrusem stole w odpowiedniej kolejności, lśniąc w dziennym świetle. W ciszy zająłem swoje miejsce. Atmosfera była napięta, jakby każdy czekał, aż cisza zostanie przerwana kolejnym wybuchem.
- Gdzie jest Syriusz? - zebrałem się na odwagę i spytałem, choć odpowiedź była dla mnie oczywista. Duszący dyskomfort wypełnił moją klatkę piersiową. Wygładziłem automatycznym, nerwowym ruchem czarny krawat i koszulę.
- Nie będzie jadł z nami - odpowiedziała matka sucho, nie patrząc na mnie. Sięgnęła po kieliszek wina, z gracją upijając z niego łyk- To kara za jego dzisiejsze zachowanie.
Wypuściłem drżący oddech na jej decyzję. Czułem, że muszę coś zrobić. Nie mogłem znieść świadomości, że mój brat spędza kolejny dzień w samotności. Przełknąłem nerwowo ślinę i wstałem powoli od stołu, gotowy pójść po Syriusza. Zamarłem jednak, gdy matka obrzuciła mnie swoim chłodnym spojrzeniem, które przypominało lód.
- Regulusie, usiądź. Nie pozwalam ci po niego iść - powiedziała stanowczo. - Musi zrozumieć, jakie są konsekwencje jego postępowania.
Spojrzałem na ojca, szukając u niego wsparcia, ale bezskutecznie, jego twarz była nieprzenikniona. Wiedziałem, że nie mogę liczyć na pomoc z jego strony. Był równie surowy jak matka, jeśli nie bardziej.
- Ale on potrzebuje... - zacząłem, lecz matka przerwała mi ostrym tonem.
- To nie jest twoja sprawa, Regulusie. Masz swoje obowiązki, a jednym z nich jest posłuszeństwo wobec nas. Teraz usiądź i jedz.
Zacisnąłem usta w cienką linię i posłusznie usiadłem na swoim miejscu, w jednak środku czułem narastającą złość. Moje dłonie drżały nadal, a mięśnie naprężały się pod skórą, jakby próbując wydostać się na wolność. Zawsze byłem posłuszny, zawsze spełniałem ich oczekiwania. Ale teraz czułem, że coś we mnie pęka. Chciałem pomóc Syriuszowi, ale nie wiedziałem, jak to zrobić bez naruszania zasad, które rządziły naszym domem i bez kar, które mogły na mnie czekać. Zacisnąłem dłonie w pięści pod stołem. Pragnąłem wydostać się z Grimmauld Place. Potrzebowałem powrotu do Hogwartu.
Obiad minął w milczeniu, co nie było nowością. Matka i ojciec wymieniali ze sobą tylko zdawkowe uwagi, a ja skupiłem się na jedzeniu, choć każdy kęs smakował gorzko. Kiedy skończyliśmy, wstałem od stołu, gotów wrócić do swojego pokoju, gdzie mogłem uciec przed niekomfortową atmosferą jadalni.
- Regulusie - zatrzymała mnie matka. Spojrzałem na nią z powagą i ze skupieniem- Pamiętaj, żeby koniecznie dziś napisać list do Rosiera. I pamiętaj również o tym, że rodzina jest najważniejsza.
W mojej głowie zrodziło się pytanie, czy rodzina naprawdę taka była, skoro Syriusz był tu tak źle potraktowany, ale nie miałem odwagi zadać go na głos. Zamiast tego tylko skinąłem głową i posłusznie ruszyłem w kierunku mojego pokoju z pewnym uczuciem ulgi.
Zatrzymałem się przed drzwiami z tabliczką „Regulus Arcturus Black" z wahaniem. Zerknąłem w stronę schodów. Chciałem coś zrobić. Nie mogłem przecież zostawić Syriusza samego. Musiałem nim porozmawiać, nie widziałem innego wyjścia. Byliśmy braćmi, co prawda ostatnio przez rodziców nasz kontakt mocno ucierpiał i nie spędzałem z nim już tak dużo czasu, ale wciąż był dla mnie bardzo ważny.
Czując ciężkość na żołądku, zdecydowałem ostatecznie pójść na drugie piętro. Serce biło mi szybciej z każdym kolejnym krokiem.
Drzwi do pokoju Syriusza były uchylone, przez co na korytarz wychylało się nieśmiało światło z głębi pomieszczenia. Przełknąłem ciężko ślinę, zbierając w sobie pokłady odwagi. Zbliżyłem się i delikatnie pchnąłem je, by zobaczyć, jak mój brat w pośpiechu pakuje swoje rzeczy do kufra. Jego twarz była skupiona, poważna, a ruchy szybkie i zdecydowane. Wszystko w jego postawie krzyczało, że chce jak najszybciej stąd zniknąć.
- Co ty robisz? - spytałem, próbując ukryć drżenie w głosie. W głowie kłębiły się pytania, a przeczucie, że dzieje się coś nieodwracalnego, stawało się coraz silniejsze.
Syriusz nawet na mnie nie spojrzał. Kontynuował pakowanie, wrzucając ubrania i książki do kufra. Każdy jego ruch był pełen determinacji, jakby podjął decyzję, której nic nie mogło zmienić.
- Wyjeżdżam - odpowiedział krótko.
Poczułem, jak narasta we mnie złość i panika. Podszedłem bliżej, próbując zrozumieć, co się dzieje. To, że Syriusz znowu planował ucieczkę, było jak cios prosto w serce. Zawsze byłem tym, który zostawał, który spełniał oczekiwania. Teraz jednak czułem w każdej kości, że zostanę zdradzony.
- Gdzie? - zapytałem, starając się brzmieć spokojnie, choć w środku czułem, jak gniew narasta i narasta.
- Do Jamesa Pottera - odpowiedział, nadal nie patrząc na mnie.
Imię Jamesa Pottera było jak kolejne uderzenie. Wiedziałem, jak bardzo Syriusz go cenił, jak bardzo pragnął uciec od naszej rodziny do jego świata. Świata, który był całkowicie odmienny od naszego. Świata, który dla Syriusza był wszystkim, czym nasza rodzina nigdy nie mogła być.
- Kiedy wrócisz? - zapytałem cicho.
Przez chwilę staliśmy w ciszy, tylko dźwięk pakowania przerywał napięcie. Syriusz milczał, a ja czułem, że w powietrzu wisiała niewypowiedziana prawda, którą bałem się usłyszeć.
- Syriuszu?- nie dawałem za wygraną.- Kiedy planujesz wrócić do domu?
Syriusz zwolnił tempo pakowania. Jego ruchy stały się wolniejsze, jakby zastanawiał się nad odpowiedzią, choć ona zaczynała być dla mnie jasna. W głębi duszy wiedziałem, co oznaczała jego ucieczka, ale wciąż miałem nadzieję, że może jednak...
- Przepraszam - rzucił cicho bez patrzenia na mnie. Jego długie falowane włosy przysłaniały jego oblicze, gdy stał lekko pochylony.
Przepraszam? To słowo było jak następny cios. Wiedziałem, co oznacza. Syriusz nie miał zamiaru wrócić. W moim sercu coś pękło. Czułem, jak gniew przejmuje kontrolę nad moimi myślami. Jak mógł nas zostawić? Jak mógł mnie zostawić?
- Pieprz się - mruknąłem z udawanym spokojem, patrząc na niego z pogardą.
Syriusz zamarł na chwilę, a potem wrócił do pakowania, jakby moje słowa nic dla niego nie znaczyły.
Odwróciłem się gwałtownie na pięcie i wyszedłem z pokoju, czując, jak łzy napływają mi do oczu. Nie mogłem uwierzyć, że Syriusz naprawdę opuszczał nas na dobre. Schodziłem po schodach w odrętwieniu, a każda myśl była pełna bólu, ciągnąć się w nieskończoność. Jak mógł mi to zrobić?
Wiedziałem, że ten dom nigdy nie będzie taki sam bez mojego brata. Ale w tym momencie czułem tylko zdradę i gniew. Nigdy nie rozumiałem, dlaczego zawsze musiał buntować się przeciwko wszystkiemu, co reprezentowała nasza rodzina. A teraz odchodził, zostawiając mnie samego w tej ponurej, zimnej rzeczywistości.
Zostawiał mnie samego z rodzicami, ich surowymi zasadami i oczekiwaniami. Czułem, jakby cały świat, jaki znałem, rozpadał się na moich oczach. Wiedziałem, że nigdy już nie będzie tak samo. Ale musiałem iść dalej, musiałem przetrwać. Dla siebie, dla rodziny, dla nazwiska Black. Mimo wszystko.
Wróciłem do swojego pokoju, zamknąłem drzwi i usiadłem ciężko przy biurku. Moje ręce drżały, a w uszach szumiał mi nieprzerwany zgiełk myśli. Wiedziałem, że to ostatni dzwonek, by napisać list do Evana Rosiera. Rodzice nalegali na to, choć nie wiedziałem do końca, dlaczego. Może chcieli, żebym utrzymywał kontakty z odpowiednimi ludźmi, a może chodziło o coś więcej.
Teraz, po odejściu Syriusza, pisanie do Evana miało dla mnie dodatkowy sens. Wiedziałem, jak bardzo Syriusz nienawidzi Rosiera i tego, gdy się z nim kontaktowałem poza szkołą. To była moja mała zemsta, sposób na wyrażenie gniewu i frustracji. Wiedziałem, że pisząc do Evana, przypominałem sobie i Syriuszowi, że świat nie kończy się na jego buncie. Że ja też mam swoją drogę.
Wziąłem pióro i nowy pergamin, starając się skupić na zadaniu przed sobą. Więcej łez napłynęło mi do oczu, ale starałem się je powstrzymać, choć kilka z nich skapnęło na pergamin.
- Weź się w garść, Regulusie - wyszeptałem i materiałem koszuli na przedramieniu wytarłem pospiesznie oczy. Umoczyłem końcówkę pióra w tuszu i zacząłem pisać.
Drogi Evanie,
Mam nadzieję, że ten list zastaje Cię w dobrym zdrowiu i w jeszcze lepszym nastroju. Wiele się wydarzyło od naszego ostatniego spotkania, a ja chciałem podzielić się z Tobą kilkoma nowinami.
Nasze wakacje dobiegają końca, a przygotowania do nowego roku w Hogwarcie są w pełnym toku. Rodzice, jak zawsze, dbają o to, żebyśmy mieli wszystko, czego potrzebujemy. Matka przesyła pozdrowienia i liczy, że wkrótce znowu odwiedzisz nasz dom. Oczywiście, wszyscy tutaj cenią sobie Twoją obecność i zawsze miło jest spędzić czas w towarzystwie kogoś, kto podziela nasze wartości i tradycje.
W ostatnich dniach dużo myślałem o nadchodzącym roku szkolnym. Wydaje mi się, że wszyscy będziemy mieli więcej wyzwań i obowiązków. Ciekaw jestem, jakie masz plany i nadzieje związane z tym rokiem. Ja osobiście mam kilka pomysłów, które chciałbym zrealizować, ale z pewnością będę potrzebował Twojego wsparcia i rady. Twoje doświadczenie i wiedza zawsze były dla mnie cenne.
Mam nadzieję, że te wakacje były dla Ciebie owocne i pełne wrażeń. Czekam z niecierpliwością na nasze spotkanie i rozmowy. Pozdrów ode mnie swoją rodzinę i do zobaczenia wkrótce.
Z wyrazami szacunku,
Regulus Arcturus Black.
Odstawiłem pióro i przeczytałem list jeszcze raz. Przez kolejne łzy i szum w uszach, starałem się, aby brzmiał uprzejmie i neutralnie, ale jednocześnie chciałem, aby Evan wyczuł, że jest do omówienia tak naprawdę coś więcej. Wiedziałem, że w Hogwarcie będziemy mieli okazję porozmawiać na temat planów i obowiązków, które narzucali nam rodzice. Było wiele rzeczy, które musieliśmy przemyśleć i omówić.
Zwinąłem pergamin i podszedłem do sowy, która wciąż spała w klatce. Otworzyłem ją delikatnie i przymocowałem list do jej nogi. Ptak przebudził się, rozprostował skrzydła i spojrzał na mnie swoimi mądrymi oczami.
- Leć do Evana, Rigel - powiedziałem cicho, głaszcząc ją po piórach. - I wracaj szybko.
Sowa wyleciała przez otwarte okno, a ja obserwowałem, jak znika na horyzoncie. Zamknąłem okno i usiadłem z powrotem przy biurku, czując, jak opadają ze mnie emocje. Wiedziałem, że przede mną jest jeszcze wiele trudnych chwil, ale musiałem być silny. Nawet jeśli oznaczało to stawienie czoła rzeczywistości, w której Syriusz mnie porzucił.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro