Kłopoty
Kiedyś byłem tak przerażony obecnością innych blisko mojej strefy komfortu, że w szkole potrafiłem celowo zapominać mojego stroju na lekcje wychowania fizycznego, aby przebierać się samemu w pustej szatni. Unikałem kontaktów z moimi rówieśnikami, ponieważ nigdy nie mogłem być pewien, czy nie wykorzystają mojego miękkiego serca do własnych celów. Nie pragnąłem przywiązywać się do kogokolwiek, bo wiedziałem, że to może otworzyć mi drogę do zakochania. Nie mogłem ryzykować, że to się wydarzy, ponieważ inni wytykaliby mnie palcami. Osoba, którą bym pokochał, odrzuciłaby mnie. Mój ojciec nie potrafiłby tego zrozumieć, z powodu zaślepienia wizją, gdzie wiodę szczęśliwe życie z moją piękną żoną i gromadką dzieci jako znany artysta. Trzymanie się na dystans i bycie uznanym przez otoczenie za dziwaka jest dużo wygodniejsze. Wszyscy zwracają uwagę na to, jak spokojny, beznamiętny jestem, kiedy tak naprawdę w środku mojego serca chce krzyczeć z powodu uczuć, które mnie przytłaczają. Kiedy miałem czternaście lat, postanowiłem, że zamknę się na innych, aby nie zawieść nikogo, ponieważ...
Nigdy nie będę mógł być wspaniałym mężem dla jednej z moich koleżanek.
Nigdy nie będę mógł przekazać moich genów dalej dla mojego potomstwa.
Nigdy nie będę mógł otworzyć serca i być niczyim najlepszym przyjacielem.
Nigdy nie będę mógł być przykładem dla nikogo z mojego otoczenia w wiosce.
Nazywam się Cole Brookstone i jestem gejem. Nikt nigdy by tego niezaakceptowań, zwłaszcza że nawet ja sam nie mogę.
Bardzo długo starałem się odrzucić od siebie ludzi. Mój tata kompletnie nie potrafił poradzić sobie z moim problemem z samoakceptacją. Twierdził, że muzyka pomoże mi poradzić sobie z bólem po śmierci mamy. Jednak im bardziej naciskał na to, żebym chociaż udawał, że to lubię, abym mógł zdobyć przyjaciół, tym bardziej tego nie chciałem. Moja wcześniejsza niechęć do zapędów mojego ojca przerodziła się w kompletną nienawiść do śpiewu czy tańca. Zaczęło to powoli sprawiać mi tak dużo bólu, że jednego dnia spakowałem wszystkie moje rzeczy i uciekłem z Akademii Pieśni i Tańca. Oszukiwałem Lou latami, że to, co kiedyś robiłem z miłością dla niego oraz mamy, zaczęło sprawiać mi radość i że jak zawsze miał rację. Każdy z listów był jednak to rzadszy, ponieważ pochłaniało mnie coraz większe obrzydzenie do samego siebie. Kłamanie własnej rodzinie to coś niegodnego, ale byłem zmuszony, co niestety niedomagało poczuć mi się lepiej. Było wręcz gorzej, mimo że byłem wolny i mogłem robić, co chciałem. Byłem jak zwierzę w zoo. Uwięziony w boksie, które wygląda jak to, czego zawsze pragnąłem.
Pewnego dnia spotkałem starca na jednym ze szczytów.
- Cole, nie chciałbyś zmienić czegoś w swoim życiu i pomóc uratować tych, którzy sami nie mogą siebie ocalić? - zapytał cicho, unosząc filiżankę z tacy i upijając odrobinę swojej parującej herbaty.
Jego słomkowy kapelusz przez cały czas zakrywał linie jego oczu, więc nie mogłem odczytać jego prawdziwych intencji. Coś w sposobie jak spokojnie odpoczywał na szczycie ogromnej góry, wyraźnie oczekując, że tu wejdę, nie spowodowało, że się zaniepokoiłem. Wręcz przeciwnie, pierwszy raz od dawna poczułem, że mogę w końcu odetchnąć.
- Pójdę za tobą.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro