13
Cas spędził noc z Amelią, uzgadniając, że wyprowadzi się rano. Skoro go nie wyrzuciła to chciał być z nią jeszcze kilka godzin. Nie chciał odchodzić, nawet jeśli chętnie spałby z Deanem, ale mógł z nim spać od kolejnej nocy. Tutaj najpewniej był po raz ostatni.
Kiedy rano zadzwonił budzik, niechętnie wstał i zaczął pakować swoje rzeczy do walizki. Nie miał wiele - właściwie tylko ubrania i kilka książek. Owszem, teoretycznie meble, telewizor i reszta była kupowana za jego pieniądze, ale po co miał to zabierać? Żeby utrudnić swojej rodzinie życie?
Gdy już się spakował, ruszył w stronę kuchni, gdzie była już cała jego rodzina i najpierw przytulił Amelię. Gdyby nie to, że przyszedł z walizką, można by pomyśleć, że wszystko jest w porządku.
- Wyjeżdżasz gdzieś? - spytał Jack.
Cas pokręcił głową i Claire już wiedziała. Było w szoku. Przecież mama musiała wiedzieć. Nie była zła? Nie wyrzuciła go? Nie zrobiła awantury?
- Wyprowadzam się - powiedział niepewnie. - Niedaleko, będę przychodził.
Jack spojrzał na niego zszokowany. Nie był głupi, wiedział gdzie ten się wyprowadza.
- Mówiłeś, że to koniec - powiedział ostro. - Rok temu mówiłeś, że z wami koniec!
- Jack... - powiedział smutno Cas. Wiedział, że chłopak będzie wściekły, gdy się dowie.
- Zrobiłeś ze mnie głupca - niemal krzyknął. - Ufałem ci, Cas! Przepraszam, Amelio, tak mi przykro...
- Jack, ale ja wiedziałam - wyznała Amelia, a chłopaka wcięło.
- Co?! - spytał niedowierzając. - To czemu on wciąż tu jest?!
- Wyjaśniliśmy sobie wszystko, jest w porządku - powiedziała. - Zostaniemy przyjaciółmi. Żadne z nas nie miało wpływu na to...
- Moglibyście być razem, macie dziecko. Nie musi być pedałem! Sam wybrał tę drogę! Jak w ogóle możesz go bronić?!
- Myślisz, że to wybór, Jack? - spytała Claire, włączając się do dyskusji. - Orientacja nie jest wyborem, ale homofobia już tak.
- Nie jestem homofobem, ale to rozbijanie rodziny!
- Będę kilka metrów dalej, będę codziennie przychodzić...
- Nie chcę cie więcej widzieć - powiedział, zabierając plecak i ruszając w stronę drzwi. - Wrócę może jutro, cześć.
- Jack! - zawołał Cas, ale chłopak go zignorował. Mężczyzna westchnął zrezygnowany. Nie chciał tracić tego chłopaka. Jack był dla niego niemal jak rodzony syn.
Amelia położyła dłoń na ramieniu męża.
- Daj mu czas. Zrozumie.
Mężczyzna skinął słabo głową. Wiedział, że to trochę zajmie, ale Jack był dobrym dzieciakiem i z czasem pogodzi się z nową sytuacją. Miał nadzieję, że nastąpi to prędzej niż później.
- Pójdę już - powiedział Cas, przytulając Amelię i Claire jednocześnie. - Przyjdę po pracy. Kocham was.
- Powodzenia, tato - powiedziała Claire. - I też cię kocham.
Cas uśmiechnął się lekko i pocałował córkę w czoło, jak robił to jeszcze do niedawna, aż Claire zaczęło to nieco denerwować. Dzisiaj jednak się nie zdenerwowała.
Wziął walizkę i ruszył do Deana, który, zgodnie z informacją z SMSów, które Cas wysłał mu w nocy, czekał na niego. Kiedy tylko Novak przekroczył próg jego domu, przyciągnął go mocno do siebie.
- Jak było?
- Dobrze. Zareagowała jak prawdziwy anioł.
- Między wami w porządku?
- Chyba tak. Zaproponowała spotkanie we trójkę.
- Kiedy?
- Kiedy będziesz na to gotowy.
Dean westchnął.
- Więc możemy spotkać się nawet dzisiaj, jeśli ty jesteś na to gotowy.
Cas przytaknął. Był gotowy. Zastanawiał się tylko, czemu Amelia chciała, aby spotkali się razem.
N/A
Next pewnie w czwartek dopiero
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro