XIV. Odnalezienie się. cz. I
Adrien
Minął tydzień, od ostatniego spotkania Białego Kota. Walki. I dalszej śpiączki Marinette.
Śpiączki? Tydzień?
Tak, zgadza się.
Marinette od tygodnia, leży w śpiączce przez tą truciznę od Białego Kota którą miała w sobie, lekarze próbowali z niej ją wyciągnąć.
Niby nierealne a jednak.
Właśnie dzisiaj miała się wybudzić. Dzisiaj. Dzisiaj jest ten dzień w którym zobaczę moją księżniczkę, niby ją codziennie odwiedzałem... lecz śpiącą... chcę znowu zobaczyć jej piękny uśmiech, i błękitne wpadające w świetle księżyca fiołkowe oczy. Pragnąłem tego najbardziej na całym świecie. Niby dla kogoś to mało, lecz dla takiego "dachowca" jak ja, znacznie więcej.
Z tego co mi wiadomo będę musiał jej wszystko przypomnieć... jej rodzice powierzyli mi ją w opiece... zrobię wszystko, by sobie przypomniała.
Ale czy powinienem jej mówić o Białym Kocie?
A może ten moment z nim pamięta?
Cóż mówiono, że przez truciznę zawartą w kłach Białego Kota "ofiara" pamięta początki spotkania z daną osobą, i koniec gdy dana osoba wbije jej kły z trucizną.
-Pan Agreste? Zapraszam.
Usłyszałem głos lekarza, który zajmował się Marinette.
Czekałem na moment gdy w końcu powie "Pacjentka się obudziła. Jak nam wiadomo, nie będzie pamiętać niektórych momentów."
-Panie Agreste. Nasza pacjenta się wybudziła. Mam nadzieję, że dobrze się nią zaopiekujesz. *powiedział lekarz uśmiechając się do mnie*
Prawie przeczytał mi to co miałem na myśli, no ale tylko prawie...
Gdy wszedłem do pokoju w którym leżała Marinette, a raczej siedziała zauważyłem jak jej wzrok powędrował na mnie, powiedzieć by można że jej niebieskie oczy były zabłąkane, i mówiły "Kim jesteś?".
-Jak dobrze, że w końcu się wybudziłaś. Marinette. *zacząłem siadając przy niej*
-Znasz moje imię? Wybacz, że nie znam twojego. Nic kompletnie nie pamiętam. Prócz...
-Prócz tego, że pamiętasz początek poznania Białego Kota, i koniec gdy biliśmy się razem. *dokończyłem*
-Oczywiście, że znam. Adrien. Jestem Adrien.
Jej wzrok nadal był taki zagubiony, lecz kąciki jej ust wydawać by się mogło podniosły się automatycznie do góry.
-Więc... wiesz kim jestem? *spytała spoglądając na mnie*
-Wiem, więcej niż myślisz. Jeżeli będziesz miała ochotę, to wszystko Ci opowiem. Księżniczko.
-"Księżniczko"? Coś mi świta, że podobny chłopak do Ciebie mówił tak samo. Czy to możliwe, że to byłeś Ty?
-Pogadamy o tym później. A teraz czas wyjść ze szpitala. Nie sądzisz? *spytałem*
-Wiesz, myślę że nie chcę spędzić tu następnych tygodni... no chyba, że z kimś takim jak Ty... *powiedziała rumieniąc się*
Uśmiechnąłem się. Jakaś cząstka mnie, nadal była w niej. Głęboko, lecz była.
Nie obchodziło mnie to, czy nie będzie pamiętała chwil z nami. Bardziej cieszyłem się, że jest w końcu. Tutaj z nami. Że mogę zobaczyć jej rozpromieniony uśmiech, oczy pełne szczęścia. A co najważniejsze, to że po prostu jest tą zmienioną przeze mnie wersję?
Wypisując Marinette, ze szpitala szliśmy w stronę jej domu... lecz ona obrała inny kierunek.
-Może, udamy się do parku? A Ty mi opowiesz to co będę chciała? *spytała*
Jak mógłbym się nie zgodzić?
Nie dało się.
-Skoro księżniczka tego chcę. *odpowiedziałem*
Ona tylko się uśmiechnęła, łapiąc mnie za rękę pobiegliśmy do parku.
Czułem się wtedy tak jak, kiedyś... lecz ta chwila była piękniejsza... i ona była piękniejsza niż zazwyczaj...
-Więc, o czym chciałabyś wiedzieć? *spytałem siadając na ławce*
-Może... wiem... że... no... kurde... ugh... *powiedziała zakłopotana*
-Nie denerwuj się Marinette. Odpowiem Ci na wszystkie pytania. Dobrze? *powiedziałem*
Ona tylko pokiwała głową i spytała:
-Wiem, że tego pytania na pewno się nie spodziewałeś... lecz... czy Ty... czuwałeś nade mną przez cały czas, aż się nie obudzę?
-O, zaskoczyłaś mnie. Myślałem, że raczej spytasz co z Białym Kotem, jak się to wszystko skończyło.
-A więc, odpowiedź jest jedna, i prosta. Tak, czuwałem i nie spuszczałem z Ciebie oka. Nawet powiedziałem ojcu, że będę przez parę dni uczył się w domu, cóż było to utrudnienie ale się zgodził. *odpowiedziałem roześmiany*
-A więc tak. Wiesz, spodziewałam się takiej odpowiedzi. *powiedziała*
-A teraz następne pytanie...
-Jakieś drastyczne? *spytałem śmiejąc się*
-Nie głupku. Czy... no... wiesz...
-Tak?
-Czy nas coś łączy? No wiesz, ja, Ty razem? *spytała cała oblana rumieńcem*
Ja tylko wpatrywałem się w nią, na co ona odwróciła wzrok.
-Zapomnij. Nie ważne.
-Tak.
-Co powiedziałeś!?
-Tak. Byliśmy ze sobą, lecz teraz... chcę żebyś przyzwyczajała się do wszystkiego. Dlatego...
-Nie.
-Słucham?
-Powiedziałam nie. Nie będę się przyzwyczajała od nowa. Chcę żeby było tak jak dawniej, wiem że nie przypomnę sobie wszystkiego od razu... lecz chcę żebyś przy mnie był... rozumiesz? Masz przy mnie być, jako przyjaciel, chłopak, Adrien. Nie ważne, po prostu nie opuszczaj mnie...
Przyznam zaskoczyła mnie tym, lecz po chwili przytuliła się do mnie... poczułem jak z jej oczy spływają łzy... podniosłem jej twarz do góry, spojrzałem w jej śliczne tęczówki... uśmiechnąłem się na co ona to odwzajemniła...
Przyznać, by się mogło... że każdy mówił iż nie będzie pamiętała mnie... rodziców, lecz w głębi serca wiem, że pamięta mnie... ich i wszystko dookoła niej...
-To kwestia czasu. Niedługo będzie po sprawie, kochanie. W końcu, sobie wszystko przypomnisz, księżniczko. Obiecuję Ci to.
-Wiem, że obiecujesz. Ty zawsze obiecujesz. I obietnicy dotrzymujesz.
Czyżby pamiętała to, że zawsze ją chronię?
Czyżby pamiętała, że zawsze dotrzymuje danej mi obietnicy?
Nie.
To nie czas na myślenie.
Teraz najważniejsza jest Marinette.
I to, że jest ze mną.
I nigdy już nie będzie tak skrzywdzona jak wtedy.
Przez Białego Kota.
Nie dopuszczę do tego.
Już nie dopuszczę.
Nigdy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro