Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział piętnasty

W życiu nie chodzi o pokonanie całego świata, chodzi o pokonanie samego siebie"

Wirowałam właśnie w tańcu z panem Prevcem, mentalnie śmiejąc się z samej siebie. Nie mogłam uwierzyć, że tak bardzo stresowałam się poznaniem tych wspaniałych ludzi. Co prawda, pani Prevc ciągle podchodziła do mnie bardzo ostrożnie i sceptycznie, jednak ojciec skoczków pozytywnie mnie zaskoczył, witając jak własną córkę. Od razu przeszliśmy do rozmowy, jak starzy dobrzy przyjaciele, a potem przetańczyliśmy razem kilka porządnych kawałków, podczas których mężczyzna wyjaśnił mi parę naprawdę istotnych szczegółów.

- Moja żona może być dla ciebie nieco oschła, bardzo bezpośrednia, a może nawet – zawahał się, jednak potem kontynuował – wulgarna. Proszę, zrozum ją. Musi poznać dokładnie dziewczyny swoich malutkich chłopców. Do Julijany ciągle nie dociera, iż oni są już dorośli. Tak samo było z Miną, dziewczyna jest bardzo wrażliwa i kilka razy porządnie płakała przez ostry język mojej ukochanej, ale popatrz na nie teraz.

Zrobiłam tak, jak nakazał mi mężczyzna, zauważając, że kobiety mają ze sobą świetny kontakt i właśnie rozmawiają, śmiejąc się głośno, jak najlepsze przyjaciółki. Z niepokojem jednak zauważyłam, że kilka stolików obok siedzą Domen wraz z Davidem i oboje się już mocno podpici, ciągle pijąc w samotności. Odszukałam wzrokiem Cene, który również patrzył na tę scenę. Później popatrzył prosto na mnie, wskazując palcem na chłopców i kręcąc głową. Odwróciłam wzrok z powrotem na pana Bozidara, uśmiechając się, jednocześnie dziękując za to, co mi powiedział. Wiedziałam, że to dużo pomoże mi w zrozumieniu matki mojego chłopaka, a także pomoże przebrnąć przez okres, podczas którego będę poddawana pewnie wielu próbom z jej strony.

Chwilę później podszedł do nas Cene, ze śmiechem odbijając ojcu taneczną partnerkę. Ten tylko pogroził mu palcem uśmiechając się i udał się w stronę stolika, gdzie siedziała jego żona, wraz z Peterem i Miną. Udawaliśmy zajętych tańcem, ale tak naprawdę prowadziliśmy zawziętą rozmowę na temat naszych braci.

- Cene, przecież oni skończą jak na poprzedniej imprezie. Byliśmy głupi, jeśli myśleliśmy, że po rozmowie z nami od tak pogodzą się z całym zajściem – powiedziałam zduszonym głosem.

Naprawdę miałam ochotę zrobić sobie krzywdę. Po tamtej rozmowie zostawiliśmy całą sytuację, aby chłopcy mogli na spokojnie się do tego ustosunkować. Pewnie, często spotykaliśmy się z nimi, czasami u Cene, czasami u mnie, kilka razy nawet na mieście – gdzieś w kinie lub na jakimś obiedzie. Obserwowaliśmy ich, jednak wydawało nam się, że wszystko idzie w dobrym kierunku. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, jak świetnie ta dwójka ukrywała wszystko przed światem.

- Wiem, też pluję sobie za to wszystko w brodę. Musimy coś zrobić, aby ostatecznie pokazać im, że to był tylko wypadek, a oni naprawdę nie są temu winni – powiedział dwudziestojednolatek, a ja od razu się z nim zgodziłam. – Kiedyś miałem pewien pomysł, ale odrzuciłem go, bo wydawał mi się zbyt radykalny, ale wtedy myślałem, że oni są już mniej więcej pogodzeni z tym wszystkim.

- Co masz na myśli? - zapytałam, marszcząc brwi.

- Kiedy byłem w gimnazjum, mieliśmy w klasie pewnego chłopaka. Był po prostu inny. Cichy, skryty, niczym się nie wyróżniał, siadał w pierwszej ławce i się nie ruszał, cały czas był w swoim świecie. Nie dokuczaliśmy mu, nie miał wrogów, każdy podchodził do niego raczej obojętnie, bo na początku próbowaliśmy nawiązać z nim jakieś relacje, ale ten wszystko odrzucał. Nie bezpośrednio, ale po prostu nie chciał mieć z nami jakieś więzi. Miałem bardzo zgraną klasę, razem chodziliśmy na wagary, imprezowaliśmy, pomagaliśmy sobie zawsze i w każdej sytuacji. No i był on. W połowie drugiej klasy popełnił samobójstwo. Podciął sobie żyły w piwnicy, znaleźli go jego rodzice, ale niestety było już za późno. Cała klasa była w szoku. Pewnie, był inny, ale nic nie wskazywało na to, że było aż tak źle. Nauczyciele nie mogli sobie z nami poradzić, każdy z nas się obwiniał, że nie pomógł, że nie drążył tematu, że nie usiadł z nim w tej pierwszej ławce, każdy patrzył na tę cholerną ławkę i każdy dosłownie wył, jeśli nie na zewnątrz to w środku. Jeden z nauczyli nawet wrzasnął, iż mamy w końcu się ogarnąć, bo nikt nie wsadził mu tej pierdolonej żyletki w dłonie, ale to tylko wzbudziło w nas większą grozę. W końcu wychowawca wziął nas na cmentarz, na jego grób. Staliśmy tam pół dnia, w deszczu i mrozie, bo zbliżała się zima. Mieliśmy tyle czasu, ile każdy z nas potrzebował. Na cichą rozmowę, modlitwę. Wróciliśmy na następny dzień do szkoły i wszystko ustało. Byliśmy już pogodzeni z tym co się stało i wiedzieliśmy, że chłopak był teraz tam, gdzie chciał być i już nie cierpi – zakończył, a ja dyskretnie otarłam z oczu łzy.

Ta historia sprawiła, że popłakałam się jak małe dziecko, jednak rozumiałam przesłanie. David i Domen muszą na spokojnie porozmawiać z Imą.

- Musimy ich tam zabrać. Tylko kiedy i jak? Z pewnością nie pójdą tam sami z siebie – rzekłam, obserwując nastolatków, których Peter próbował przywrócić do porządku.

Wydawało się, iż dostali oni karę na alkohol, ponieważ wyglądali trzeźwiej niż ostatnio, kiedy na nich popatrzyłam. Spojrzałam na Cene i zorientowałam się, że ma on jakiś plan. On również na mnie zerknął i odezwał się.

- Teraz. Nika, nie znajdziesz lepszego momentu niż teraz. Każdy następny będzie pogrążał ich coraz bardziej.

Byłam w szoku, ale zanim zdążyłam się odezwać, Cene zaprowadził mnie do rogu, w którym grała muzyka. Akurat kończyła się piosenka, więc chłopak wziął od wykonawcy mikrofon i zaczął mówić, a wszystkie oczy skierowały się na niego.

- Przepraszam, że przerywam tak w połowie imprezy, ale mam ważną wiadomość do wszystkich. Oznajmiam, iż razem z moją piękną kobietą, która stoi teraz obok mnie, musimy na jakiś czas, najprawdopodobniej dłuższy, porwać solenizanta i jego najlepszego przyjaciela. Z góry prosimy o wybaczenie, ale prezent naprawdę nie może czekać już dłużej – zakończył, a goście zaczęli klaskać i wypychać Davida oraz Domena w naszą stronę. Widocznie uwierzyli, że na chłopców czeka jakaś ogromna niespodzianka. Jakby nie patrzeć, nie pomylili się dużo. To była niespodzianka, ale nie taka sprawiająca radość, a taka lecząca duszę.

Już po chwili siedzieliśmy w samochodzie Cene, który prowadził, jednocześnie ucinając domagające się jakiejkolwiek wiedzy głosy. Chłopcy irytowali się, nie wiedząc o co chodzi, ale razem z średnim Prevcem byliśmy nieugięci. W końcu jednak dwudziestojednolatek przerwał tę paplaninę, zadając pytanie, które doszczętnie zniszczyło atmosferę oraz nadzieję chłopców na niesamowite przeżycie.

- Wtedy, kiedy Nika dowiedziała się od ciebie całej prawdy, nie chciałeś wrócić do domu, bo siedziała tam siostra Imy, tak? – zapytał bezpośrednio mojego brata, a ten popatrzył na niego w szoku.

- Nie będziemy rozmawiać o tym nigdy, a już na pewno nie teraz, w moje urodziny – zaczął bojowo Domen, ale szybko mu przerwałam.

- Zamknij się Domen, naprawdę. Potrzebujcie tego jak niczego innego na świecie, romowy, znalezienia wyjścia z całej sytuacji. Nie zgrywaj twardziela, skoro w środku jesteś delikatny jak porcelana.

Atmosfera w samochodzie zapowiadała porządną kłótnię, jednak David złapał Domena za rękę, pokazując mu, że ma się nie odzywać. Od początku wiedziałam, że mój brat cierpi i przeżywa to wszystko o wiele bardziej od Prevca, który widocznie był silniejszy emocjonalnie. David w końcu wybuchnął.

- Kiedy wezwaliśmy pomoc tam, na skałkach, Marjia również się pojawiła. Nie wiem, jak wieści dotarły do niej tak szybko, ale podejrzewam, że ratownicy zadzwonili do rodziny Imy, wiedząc, iż dziewczyna już nie żyje, powiedzieliśmy to przez telefon. Ona nas widziała i widocznie po pogrzebie Imy przyszła do mnie, aby porozmawiać o tym, co tam się stało. Chciała to wszystko zrozumieć, żeby móc ukoić swój ból, zamknąć ten rozdział. Przestraszyłem się, bo rozmawiała z rodzicami. Nie wiem czemu, ale byłem pewien, że powiedziała im o naszej obecności tam, a może nawet o tym, że to przez nas Ima była na skałkach. Skakałem z domu na dom, z mieszkania na mieszkanie, bo bałem się wrócić do domu, byłem przekonany, że rodzice znają prawdę, wiedzą, że jestem mordercą. Później dołączył do mnie Domen, razem uciekaliśmy, ale w końcu musiałem wrócić, bo rodzice zaczęli poruszać wszystkie możliwe kontakty, aby dowiedzieć się gdzie jestem, gdy nie wracałem ósmy dzień. Bałem się, lecz wszedłem do domu, Domen był ze mną. Rodzice byli zaskoczeni jego obecnością, ale bardzo miło go przyjęli, a potem mama tak po prostu zaproponowała nam obiad. Marjia nic im nie powiedziała, rodzice przysięgli mi, że chciała o czymś porozmawiać i dostać też jakiś kontakt do Domena, ale naprawdę nie mieli pojęcia o co chodzi.

- Nasuwają mi się na myśl dwa pytania – rzekł Cene, kierując swoje słowa do mojego brata. -Czy nie wydaje ci się, że rodzice pomogliby ci z całą tą sytuacją? I skąd wiesz, że Marjia chciała was potępić?

David wzruszył ramionami, a potem odpowiedział na pytania.

- Bałem się, że rodzice się ode mnie odwrócą, gdy poznają całą prawdę. Naprawdę okropnie bałem się, że zostanę ze wszystkim sam. Dopiero kiedy powiedziałem wam, wiedziałem, iż w jakimś stopniu wygrałem tę walkę. A co do Marji, to nie wiem, co nią kierowało. Nie widziałem się z nią od tego strasznego dnia, Domen tak samo. Chcieliśmy z nią później porozmawiać, ale chyba brakło nam odwagi.

- Myślę, że powinniście to zrobić. Ale teraz mamy dla was inne zadanie – powiedziałam w momencie, w którym Cene zaparkował samochód przy cmentarnym ogrodzeniu.

- Domyślam się co chcecie zrobić, ale błagam, nie zmuszajcie nas do pójścia tam, to zbyt mocne, nie damy rady. Ja nie dam rady – rozpłakał się Domen, a ja popatrzyłam na obu chłopców smutno.

Naprawdę było mi ogromnie przykro patrzeć na nich w tym miejscu, takich kruchych i rozpadających się.

- Chodźcie. Potrzebujecie tego oboje. Tylko to może was teraz naprowadzić na dobrą drogę – wyszeptał Cene, kierując się w stronę jednego z nagrobków.

Chłopcy nie ruszyliby się z miejsca, gdybym delikatnie ich nie popchnęła. Powoli podeszli do Cene, który cicho się modlił. Również zaczęłam modlić się w myślach, obserwując dwóch płaczących chłopaków. Było mi tak ciężko, jednak kiedy skończyłam po prostu odwróciłam się i odeszłam tak, jak zrobił to wcześniej mój chłopak.

Staliśmy koło samochodu dobrą godzinę, aż w końcu zobaczyliśmy dwie postacie wychodzące z cmentarza. Na policzkach mieli ślady łez, jednak ich oczy błyszczały zdrowym, silnym światłem. Nie uśmiechali się, jednak trzymali mocno swoje dłonie, dodając sobie otuchy.

- Dziękuję – powiedział Domen, patrząc na nas załzawionymi oczami, kiedy już byli bliżej mnie i Cene. – To najlepszy prezent, jaki mogłem dostać.

- Jaki mogliśmy dostać – dodał David, mocno przytulając najpierw mnie, a potem Cene.

Oddaliśmy uściski, czując, że wszystko wreszcie zaczyna się układać i nawet jeśli czasami będzie gorzej, już nigdy nie będzie tak źle jak było. Wierzyłam w to z całej siły i chyba nie tylko ja miałam takie myśli, gdyż trójka mężczyzn stojących obok mnie uśmiechnęła się delikatnie do nicości, jakby chcąc pokazać losowi, że najgorsze mają już za sobą.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro