Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ii. pierwszy dzień


rozdział drugi
przystojny sąsiad




                   Warkocze opadały mi na ramiona oraz na mój plecak. Właściwie to nie. Nie wierzyłam w nie. To znaczy, wierzyłam w nie, ale po prostu uważałam je za... Obrzydliwe? Plecaki psuły estetyczny wygląd ubrań, dlatego nosiłam ze sobą wyłącznie segregator.

– Mamo, naprawdę damy sobie radę – powtórzyła Ginny.

– Okej, moje skarby. Za każdym razem, gdy zawożę was do szkoły w wasz pierwszy dzień, uświadamiam sobie, jak szybko dorastacie. – Georgia żartobliwie wydęła wargi.

– Błagam, mamo. Damy sobie radę. Mamy plany lekcji i tak dalej. – Westchnęłam. Wraz z każdym rozpoczęciem nauki w nowej placówce, kobieta rozwodziła się nad tym, jak szybko rośniemy i jak ona uwielbia wspominać.

– Dobra, lećcie już. – Ucałowała nas obie w policzki, po czym poczekała, aż wyjdziemy z sekretariatu.

– Moja szafka jest zaraz obok, a twoja? – odezwała się Ginny. Między nami był wyłącznie rok różnicy, jednak stanowczo różniłyśmy się stopniem swojej dojrzałości.

– Na drugim końcu korytarza.

Po moich słowach rozległ się dzwonek, a nastolatkowie zaczęli wychodzić z sal.

– Do zobaczenia później? – zapytałam jeszcze.

– Tak, do zobaczenia.

Zaczęłam iść wzdłuż korytarza, stukanie moich skórzanych sandałków na obcasie odbijało się echem od ścian. Spuściłam wzrok na kawałek papieru i przypomniałam sobie liczby. 34-27-19. Rozpięłam swoją torebkę z Saint Laurent i wyciągnęłam z niej mały notes oraz niepotrzebny segregator.

– Jak ty w tym chodzisz? – zapytał nagle chłopak, który był wyższy ode mnie o jakieś pięć centymetrów. Podskoczyłam przestraszona.

– Kim ty jesteś, do cholery? – odwarknęłam, jednak zabrzmiało to dość uprzejmie ze względu na mój silny akcent.

– Marcus, a ty?

Delikatnie przydługie włosy nieznajomego były założone za uszy, lecz pojedynczy kosmyk opadał na czoło.

– Dallas... Czego ode mnie chcesz?

– Poznałem twoją mamę. – Uśmiechnął się, sarkastycznie odsłaniając swoje śnieżnobiałe zęby.

– Wielu chłopaków poznało moją mamę, ale dlaczego ty ją poznałeś?

Zaśmiał się pod nosem.

– Ukradła moją trawkę.

– Och, jak mi przykro. – Na chwilę zamilkła. – No cóż, muszę iść na lekcję.

Zamknęłam szafkę na zamek, po czym się odwróciłam. Już o tak byłam dziesięć minut spóźniona, a to nie był dobry początek. Zerknęłam jeszcze przez ramię na chłopaka, który szedł tuż za mną.

– Jeśli podoba ci się moja mama, to ona nie spotyka się z nieletnimi.

– Nie podoba mi się twoja mama. Ale dzięki za ostrzeżenie?

– To dlaczego za mną idziesz?

– Idę na lekcję.

Mruknęłam pod nosem. Na pierwszej lekcji miałam nauki ścisłe. W końcu dotarłam pod salę o numerze dwieście dziewięćdziesiąt osiem. Weszłam do środka, przez co nauczycielka zamilkła.

– Um, w czym mogę pomóc?

Jeszcze raz spojrzałam na plan lekcji, aby się upewnić, czy na pewno jestem w odpowiedniej klasie.

– Jestem nowa.

Na te słowa nauczycielka podeszła do swojego biurka, z którego szuflady wyciągnęła kartkę.

– Ach, Dallas Miller? – Podniosła głowę. – Marcus Baker, spóźniony jak zwykle. Co masz na swoje usprawiedliwienie?

Odwróciłam się i popatrzyłam na chłopaka.

– Oprowadzał mnie po szkole. – Westchnęłam.

– Tak, dokładnie. – Marcus wzruszył ramionami, siadając przy swojej ławce.

– Proszę, to twój podręcznik, panno Miller. Usiądź na jakimś wolnym miejscu – poleciła pani Lee.

Zajęłam ławkę na środku klasy, a następnie zaczęłam przeglądać książkę — reakcje chemiczne, materie, energia. Typowo.

Po jakimś czasie zaczęłam odlatywać. Wolałam myśleć o czymkolwiek innym, co nie byłoby funkcjonowaniem ludzkich narządów wewnętrznych. To było strasznie nudne.

Po wydawałoby się godzinach, które tak naprawdę trwały czterdzieści pięć minut, rozległ się upragniony dźwięk dzwonka. Zebrałam swoje rzeczy i wyszłam z sali, aby poszukać mojej siostry.

– Ginny!

Dziewczyna mi pomachała i zaczęła iść w moją stronę wraz z jakąś dziewczyną.

– Maxine, to moja siostra. Dallas, to jest Maxine. Maxine, to jest Dallas.

Uśmiechnęłam się do brunetki.

– O Boziu, ty też masz akcent? Masz piękne włosy! – Maxine nie przestawała mówić.

– D-dzięki? – odezwałam się niepewnie.

– Wpadnij do mnie, razem z Ginny będziemy odrabiać lekcje. – Uśmiech dziewczyny stawał się coraz szerszy.

Popatrzyłam na siostrę, której mina była pozbawiona jakichkolwiek emocji.

– Pewnie. Jeśli Ginny nie ma nic przeciwko.

– Nawet możesz usiąść z nami na lunchu – zaproponowała Max.

– Ginny? – Posłałam spojrzenie dziewczynie.

– Pewnie. Skoro nalega.

Maxine objęła nas obie ramionami, kiedy zaczęłyśmy iść.

– Mówił ci ktoś, że pachniesz jak truskawki i mango? – szepnęła do mnie nowa koleżanka.

– A czy ktoś mówił ci, że jesteś dotykalska?

– Właściwie to wiele osób mi to mówiło.

Dotarliśmy na stołówkę, a grupa siedząca przy stoliku na samym końcu zaczęła coś wykrzykiwać i wskakiwać na Maxine.

– To moi cudowni przyjaciele. – Wskazała na nich. – Chodźcie za mną.

Posłusznie udałyśmy się w odpowiednie miejsce.

– To jest Ginny i jej siostra, Dallas – przedstawiła nas Maxine.

– Hej. – Uśmiechnęłam się. Poszłam w ślady mojej siostry i usiadłam.

– To jest Norah, to Brodie, to Jordan, to Hunter, a to Abby. – Dziewczyna wskazała na każdą osobę po kolei. – Są moimi nowymi sąsiadkami i obie są z Teksasu. Obie, prawda?

Potwierdziłam jej słowa kiwnięciem głową.

– Jestem w nich zakochana, więc musicie czcić ziemię, po której chodzą i być mili.

Boże, ile ta dziewczyna może gadać? Może i jest miła, ale stanowczo przesadza.

– Um, hejka. – Zaśmiała się pod nosem Ginny i zaczęła jeść.

– Hejka – pisnęła Maxine. – Boże! Uwielbiam południowe akcenty. Mogłabyś mnie obrazić, a to i tak zabrzmiałoby uroczo.

Tak wiele słów, ciężko było mi powstrzymać się od wypowiedzenia ich. Obserwowałam, jak Maxine coś mówi i wyciąga rękę, aby dotknąć Ginny. Szybko uderzyłam ją w dłoń.

– Przepraszam. To było niemiłe?

– Tak, to coś w stylu głaskania małpy – zażartowałam.

Ginny posłała mi wymowne spojrzenie.

– Dallas, przestań – jęknęła.

– Sorki, jeśli jestem niemiła. Po prostu mamy więcej Starbucksów niż czarni.

– Co? Co to niby miało znaczyć? Twierdzisz, że jestem biedna?

– Nie, nie o to mi chodziło. Po prostu...

– Dallas, przestań! – Siostra „krzyknęła" do mnie szeptem.

– Wyluzuj, tylko żartuję.

– Czemu w ogóle przeprowadziłyście się do Wellsbury? – Zmieniła temat Maxine.

Ginny westchnęła, zanim zaczęła mówić.

– Um, nasz ojczym umarł.

– Och... W jaki sposób?

Moja siostra przygryzła wargę.

– Um, w wypadku samochodowym.

– No cóż, miał zawał, a potem spowodował wypadek – poprawiłam ją.

– To okropne. Nikomu innemu nie stała się krzywda? Był na autostradzie? Jechał motorem? Kiedyś widziałam straszny wypadek na motorze... – Głos Maxine wydawał się nie ustawać.

– Jechał samochodem.

– Mój głupi bliźniak ostatnio kupił sobie motor. Pewnie skończy tak samo – ciągnęła dziewczyna, całkowicie ignorując moją odpowiedź.

– Wyluzuj, Max. – powiedział Hunter, na co Ginny posłała mu uśmiech.

Maxine jednak dalej mówiła. Chyba nie dało się jej uciszyć.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro