Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział I

— Jeszcze tu jesteście? — wymruczałem, patrząc w lustro i gładząc się po nieogolonej twarzy. — Jesteście pewnie ciekawi, jak to wszystko się zaczęło. Dobrze... — zamilkłem na chwilę, chcąc opanować drżenie głosu. — Opowiem Wam.

To była zima. Śnieg sięgał do kostek, a mróz sprawiał, że dłonie i policzki marzły. Nie pamiętam, kiedy po raz pierwszy  zwróciłem uwagę na ten piękny uśmiech... W Zakopanem albo Planicy...  Nie ważne. Widziałem,  jak uśmiechał się do Freunda i chwilę później poklepali się po plecach.  Potem spojrzał na mnie, a krew w moich żyłach się rozpaliła. Chciałem przyciskać go do śniegu i zbrukać jego niewinność. Bo wyglądał niewinnie i taki był, a ja to zmieniłem.

Po konkursie pogratulowałem mu. Zajął dobre miejsce w pierwszej dziesiątce, a ja potrzebowałem pretekstu do porozmawiania z nim.

Poszliśmy na kawę. Rozmawialiśmy o głupotach.
Wszystko zaczęło się niewinnie.
SMS-y,  telefony, skype... Spotkania w kawiarni, w barze...
Nasza przyjaźń kwitła. Ja chciałem więcej, on tchnięty przeczuciem starał się mnie unikać. Głupiec. Był zbyt miły dla własnego dobra. Powinien uciekać ode mnie jak najdalej. Ale ja i tak bym go gonił.

— Spytacie pewnie,  dlaczego oszalałem na jego widok... — mruknąłem, biorąc maszynkę do rąk.

To proste. Był idealny. Człowiek o gołębim sercu. Piękny jak sam Apollo. I to go zgubiło. Sprawiło, że się nim zainteresowałem, a on nie umiał mi niczego odmówić. Ale to było dopiero później. Na samym początku uśmiechałem się do niego zalotnie, a on rumienił się jak dziewica. Słodko i uroczo.

Moja rodzina od razu zobaczyła błysk w moich oczach. Oczywiście od razu zaczęli mnie wypytywać, z kim się spotykam, jak długo ze sobą jesteśmy... Standardowe pytania ciekawskiej rodzinki. Ja jednak milczałem jak zaklęty. Chciałem Kamila na wyłączność i nie zamierzałem się nim z nikim dzielić. Chore, prawda? Nie moja wina, że byłem zazdrosny i strasznie zaborczy, a nikt nie zauważył przyczyny. Nikt nie chciał jej poznać. Byłem dobrym aktorem i nadal nim jestem.

Ogoliłem się, a kropelki krwi spadły na śnieżnobiałą umywalkę. Czerwień pięknie wyglądała na bieli.

Ciszę przerwał dzwonek do drzwi. Odłożyłem maszynkę i udałem się do przedpokoju wpuścić gościa. Głupiec. Kto przekroczył próg mojego mieszkania, nie wychodził stamtąd żywy.  Domen. Westchnąłem. Mój brat. Jego raczej nie mogłem się pozbyć.

— Cześć, Peter, słyszałem o tej tragedii, która cię spotkała — odezwał się, mijając mnie w drzwiach i zdejmując buty.

— Chyba każdy słyszał...

— W telewizji o tym mówią.— Wzruszyłem ramionami. — Jakaś reporterka mówiła, że leczyłeś się psychiatrycznie...

— Chyba jej nie wierzysz?! 

— Mówili też, że jesteś oskarżony o morderstwo...

Zakląłem w myślach.

— Ale ty nie skrzywdziłbyś nawet muchy, prawda?

Skinąłem głową. Domen podszedł do mnie i przytulił.

— Tęsknisz za nim?

Po moich policzkach spłynęły łzy. Umiałem płakać na zawołanie. Jak już mówiłem, jestem dobrym aktorem.

— Tak — odpowiedziałem drżącym głosem. — Był przecież miłością mojego życia.

— To czemu noc przed śmiercią pisał do Freunda, że się boi?

— Domen, Domen... — Pokręciłem głową. — Im mniej wiesz, tym lepiej śpisz...

Zignorował moje słowa i wyszedł, zostawiając mnie samego. Nie założył butów. Mój brat zawsze był lekko nierozgarnięty.

Usiadłem na kanapie i włączyłem laptopa.

Musiałem jeszcze policzyć się z Severinem, zanim zdradzę Wam dalszy ciąg historii.

------------------------------------------------------

Mam nadzieję, że Was zaciekawiłam i zostaniecie na dłużej.

Pozdrawiam.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro