Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 4

Następnego dnia Christopher Maxwell obudził się na potężnym kacu.

Mężczyzna poczuł, jak żołądek podchodzi mu do gardła, więc puścił się biegiem w stronę łazienki, ale natychmiast zapomniał o mdłościach, gdy zobaczył skulonego na kanapie rudzielca.

Chłopak miał obandażowany łokieć i zaschnięte ślady łez na policzkach, a brunet poczuł panikę. Czyżby w stanie upojenia alkoholowego próbował jakoś skrzywdzić swojego asystenta? Miał tylko nadzieję, że nie ujawnił swojej prawdziwej natury, bo to byłby prawdziwy koszmar...

Nagle chłopak poruszył się nieznacznie i otworzył swoje śliczne oczka w kolorze miodu, a zobaczywszy wpatrującego się w niego szefa, przesunął się na sam kraniec mebla.

-O-odsuń si-się- wyjąkał cicho. -Bo zacznę krzyczeć.

-Spokojnie, dzieciaku. Nic ci nie zrobię- westchnął szarooki i przysiadł na fotelu. -Wczoraj...

-Rzuciłeś się na mnie!- przerwał mu histerycznym tonem Will. -Zacząłeś pić moją krew, jak jakiś niewyżyty wampir! Co to miało być?!

Christopher westchnął ciężko. I to by było na tyle jeśli chodzi o ukrywanie swojej prawdziwej natury...

-Posłuchaj...- zaczął spokojnie. -Nie chciałem cię skrzywdzić, ok? Byłem pijany i zły, a to nie najlepsze połączenie jeśli chodzi o wampiry. Tak... Jestem wampirem. Piję krew, potrafię poruszać się nadzwyczaj szybko, umiem hipnotyzować, czasem zmieniam się w nietoperza i czytam w myślach. To wszystko. Te wszystkie bajeczki, które przeczytasz w "Zmierzchu", albo "Draculi", że wampiry błyszczą, nienawidzą słońca i mają czerwone oczy, a ich skóra jest lodowata w kontakcie... To zwykłe brednie. Wymysły ludzi, którzy kompletnie nic o nas nie wiedzą i opierają się tylko na ludowych historiach z dawnych lat.

-"Byłem pijany i zły"- przedrzeźnił go 24-latek. -A to ciekawe...

-Silne emocje i alkohol nie są dobrym połączeniem dla ludzi, a co dopiero mówić o wampirach- Chris westchnął i włożył dłonie we włosy. -Mówi się, że alkohol ukazuje prawdę o ludziach. To prawda, ale to nie znaczy, że wampiry są złe. Przynajmniej nie wszystkie. Piję krew zwierzęcą, staram się unikać nadmiernego kontaktu z ludźmi, by nie kusić losu... Bladą cerę da się wytłumaczyć anemią, a urodę genami, ale pragnienia krwi nie da się wytłumaczyć niczym. Nie piję krwi na okrągło i mogę przyjmować ludzki pokarm oraz napoje, a mimo to przez lata spotykałem się z komentarzami, że jestem "krwiopijcą" i "bestią w ludzkiej skórze".

-Dlaczego?- Will odważył się zbliżyć do swojego szefa, a ten westchnął ponuro.

-Bo to niemożliwe, żeby taki potwór, jak ja żywił uczucia. Zwłaszcza do ludzi- odparł. -Najzabawniejsze w tym wszystkim jest to, że moja matka była człowiekiem. Najzwyklejszą w świecie ludzką kobietą, która rozkochała w sobie szlachcica będącego wampirem. Ale dosyć o tym. Przepraszam za swoje zachowanie. Nie wracajmy do tego, dobrze?

-Dobrze- westchnął rudowłosy.

Time skip (kilka tygodni później):

William pov.:

Od mojego wyjazdu z szefem minęło kilka tygodni. Zgodnie z prośbą bruneta, nie wracaliśmy do wydarzeń z Canterbury i udawaliśmy, że nic się nie stało. To znaczy... Szarooki udawał, że nic się nie stało, bo ja nie miałem przywileju i możliwości zapomnienia o prawdziwej naturze szefa, a wszystko przez to, że...

-William...- szepnął czarnowłosy i nachylił się bardziej nade mną. Był tak blisko, że byłem w stanie dostrzec pot perlący się na bladej, smukłej szyi mężczyzny. Po chwili poczułem powiew powietrza obok prawego ucha i zmysłowy szept mężczyzny. -Jesteś taki piękny, skarbie. Taki... Idealny...

-Chris... Christopher...- jęknąłem i podrapałem nagie plecy wampira, gdy gwałtownie pchnął biodrami, po czym odrzuciłem głowę w tył, a przed oczami zobaczyłem gwiazdy.

-Will...

Tak... Wszystko przez dość jednoznaczne sny z moim szefem w roli głównej.

-Will... Will. William, do jasnej...!- krzyk siostry szybko przywołał mnie do rzeczywistości.

-Anna?- zapaliłem nocną lampkę i jęknąłem cicho, gdy zobaczyłem nad sobą postać rudowłosej. -Czemu mnie budzisz w środku nocy?

-Słuchaj, bro...- przeczesała włosy ręką. -Ja rozumiem, że dla ciebie płeć nie ma znaczenia, a twój szef to gorący towar i pewnie sama bym do niego zarywała, gdyby był dziewczyną, ale litości! Ile razy jeszcze będą mnie budzić w nocy twoje jęki? Skoro tak bardzo potrzebujesz zredukować napięcie, to albo sobie załatw kogoś na jedną noc, albo zaproś Maxwella na randkę, która skończy się w sypialni i tyle, a nie... Co noc to samo. Zachowujesz się tak, odkąd wróciliście z Canterbury. Co się tam wydarzyło?

-Nic!- warknąłem trochę ostrzej niż zamierzałem. -Nie interere, bo kici-kici. Po drugie... Wcale nie potrzebuję... Jak to ujęłaś? "Zredukowania napięcia".

-Jesteś pewny, braciszku?- zachichotała ta wkurzająca wiewióra i wskazała delikatny namiocik z pościeli znajdujący się w wiadomym miejscu. Natychmiast podniosłem się do siadu, żeby zasłonić wstydliwy problem, co wywołało rechot mojej cudownej (wyczujcie ten sarkazm) siostruni. -Bo moim zdaniem...

-Wynocha!- krzyknąłem i rzuciłem za nią poduszką, gdy wychodziła. Odrzuciłem kołdrę, gdy tylko zostałem sam i ukryłem twarz w dłoniach, by nie widzieć zdecydowanie zbyt ciasnych bokserek oraz białej plamy widniejącej dumnie na napiętym materiale. -Losie... Za co?

Time skip (w pracy):

Dziś szef się spóźnił.

Pierwszy raz odkąd pracuję w "Green Blue", Christopher Maxwell przyszedł do pracy jakieś 3 godziny później.

Belle mówiła, że to się zdarzyło pierwszy raz w historii istnienia firmy, a po pracownikach natychmiast poszły plotki i spekulacje na temat przyczyny spóźnienia naszego pracodawcy.

-Kawy, panie Simon- usłyszałem na "dzień dobry" i bez słowa ruszyłem w kierunku automatu. -Sobie też zrób. Nie wyglądasz za dobrze, a ja potrzebuję człowieka zdolnego do pracy, a nie zombie.

Na tę zaczepkę też nic nie odpowiedziałem, tylko posłusznie spełniłem polecenie.

-Pańska kawa, szefie- postawiłem na jego biurku plastikowy kubek wypełniony czarną cieczą i wróciłem na swoje stanowisko.

-Wszystko w porządku, dzieciaku?- spojrzał na mnie nieco podejrzliwie. -Bez obrazy, ale wyglądasz fatalnie.

-Źle spałem- odparłem zdawkowo i wróciłem do wgapiania się w komputer, gdzie przeglądałem projekty naszych pracowników, które zostały podesłane mi przez Belle.

Akurat to była prawda. Po tym, jak Anna obudziła mnie w środku nocy, nie potrafiłem już zasnąć. W głowie wciąż miałem obrazy, które nawiedzały mnie każdej nocy, odkąd wróciłem z Canterbury, ale podejrzewałem, że to jakaś sztuczka wampira, który znajdował się niecałe 2 metry ode mnie. Nie rozumiałem tylko, po co miałby podsyłać mi takie sny. Jaki miałby w tym cel? Przecież on mnie nawet nie lubi. Chce się ze mnie ponaśmiewać? Jego niedoczekanie!

-A co się stało?- zainteresował się.

-Widocznie wypiłem za dużo kofeiny- mruknąłem i "odłożyłem" kolejny dobry (według mnie) projekt do folderu o tytule "Do zatwierdzenia", żeby móc później przesłać to Maxwellowi.

-Następnym razem pij mniej kawy. Sen jest ważny, wiesz?- usłyszałem i spojrzałem na niego zdziwiony, a on posłał mi krótki uśmiech, po czym wrócił do pracy.

Time skip (po pracy):

Po pracy, jak zwykle, złapała mnie Belle.

-Hej, Will- przywitała się i chwyciła mnie pod ramię. -Idziemy?

-Jasne- uśmiechnąłem się, bo byliśmy umówieni na cotygodniowego drinka. To była już nasza mała tradycja, że w każdy piątek szliśmy po pracy do baru, na przyjacielskiego drinka, co zwykle kończyło się niezłym kacem następnego dnia. Niech żyją wolne soboty!

-Idziemy, panie Simon- nagle jednak poczułem mocne szarpnięcie i nim się zorientowałem... Siedziałem już w szarym Mercedesie szefa, który kierował się w kierunku mojego domu.

-Co ty wyprawiasz?!- syknąłem i zapiąłem pas, a mężczyzna jedynie zacisnął mocniej dłonie na kierownicy. -Nie możesz tak robić! Ja i Belle mieliśmy już swoje plany!

-Nie obchodzi mnie to!- warknął gardłowo i obrzucił mnie krótkim, ale dziwnym spojrzeniem. -Nie chcę, żebyś spotykał się z Annabelle Jones, Williamie...

-Niby dlaczego?!- zbulwersowałem się. -To chyba moja sprawa, z kim się przyjaźnię!

-Jesteś pewien, że to "przyjaźń"?- zaśmiał się kpiąco i oderwał jedną rękę od kierownicy, żeby zrobić w powietrzu cudzysłów manualny.

-Co?- spojrzałem na niego, jak na skończonego idiotę. -Oczywiście, że to tylko przyjaźń. Belle jest ładna, ale kompletnie nie w moim typie i...

-A ona o tym wie?- minął mój podjazd i zatrzymał się przed swoim domem, po czym odpiął pas, by odwrócić się w moją stronę. -Bo z mojej perspektywy wygląda to tak, że Jones cię podrywa. Nie podoba mi się to.

-I nie musi- odpyskowałem. -To moja sprawa z kim się zadaję i kto mnie podrywa. Co ci do tego?

-Nie wiem, ale po prostu nie mogę tego znieść!- warknął i przybliżył się do mnie w ekspresowym tempie, by następnie... Wpić się zachłannie w moje wargi! Jego głębokie, szare oczy wpatrujące się we mnie i nieco szorstkie usta całujące moje wargi, to ostatnie, co zapamiętałem nim spowiła mnie ciemność...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro