Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Prolog

Początek XIX wieku (około 1810 roku)

W całej rezydencji i otaczającym ją lesie było słychać jeden dźwięk, a wszyscy ludzie aż zatykali uszy. Synek hrabiego Lucaona i hrabiny Cassandry był słodkim niemowlęciem, ale miał bardzo mocno rozwinięty organ głosowy.

Piastunki dosłownie rwały sobie włosy z głowy, starając się uspokoić płaczącego chłopca, który już od godziny zdzierał sobie gardło i nikt nie potrafił powiedzieć dlaczego.

3 kobiety stojące nad fantazyjnie rzeźbioną kołyską spoglądały po sobie bezradnie. Próbowały już chyba wszystkiego... Nakarmiły malucha, przebrały, zabrały na spacer, dały ulubionego pluszaka, a nawet zaśpiewały kołysanki. I wszystko na nic! Po bladych policzkach czarnowłosego chłopczyka nadal płynęły łzy.

-Co tu się dzieje? Dlaczego Christopher Alexander płacze?- do dziecięcego pokoiku wszedł lord Lucaon. Mężczyzna był ponury, jak zawsze. Od śmierci ukochanej Cassandry nic nie było w stanie rozweselić szlachcica. Nawet widok upragnionego syna przyprawiał hrabiego jedynie o większy smutek. Po śmierci żony oddał on dziecko piastunkom, nie życząc sobie widoku chłopca, który z wyglądu przypominał zmarłą matkę.

-P-panie...- zająknęła jedna z trzech kobiet i wszystkie skłoniły głowy przed panem domu. -Panicz... Nie wiemy co mu się dzieje. Nigdy tak nie płakał, a teraz nie umiemy go uspokoić. Próbowałyśmy na wszelkie sposoby, panie.

Wampir warknął coś pod nosem i zbliżył się do kołyski. Blady chłopczyk podniósł na ojca szare, zaczerwienione od płaczu, oczy i... Rzecz niesłychana... Przestał płakać! W zamian zaśmiał się radośnie i wyciągnął małe rączki ku twarzy mężczyzny, przy okazji pokazując zaczątki wampirzych kiełków wyżynających się nieśmiało z dziąseł dziecka.

Około 10 lat później

Niespełna 10-letni chłopiec ubrany w idealnie dopasowany mundurek szedł posłusznie za służącym, który prowadził panicza do gabinetu hrabiego. Młody Christopher czuł jednocześnie ekscytację i lęk. Ojciec nigdy go do siebie nie wzywał. Ba! Chłopiec nie widywał rodziciela nawet podczas posiłków, gdyż hrabia nie życzył sobie widoku syna, więc ten nie wiedział czego się spodziewać.

-Wejść!- rozległ się władczy głos, gdy służący zapukał do drzwi. Mężczyzna otworzył skrzydło drzwiowe i wychylił się przez nie.

-Najmocniej przepraszam, panie. Przyprowadziłem panicza- powiedział, a hrabia Lucaon skinął głową. Na ten gest służący dosłownie wepchnął dziecko do pomieszczenia, zamknął drzwi i odszedł do swoich obowiązków.

Christopher rozglądnął się z zaciekawieniem. Nigdy nie był w gabinecie ojca. Ściany pomalowane były na surową wręcz biel, a w oknach wisiały ciężkie, czarne zasłony. Przy dębowym biurku siedział blady blondyn, a za nim wisiał portret ślicznej brunetki o szarych, roześmianych oczach. Chłopiec znał ten portret, bowiem w jego pokoju wisiał taki sam, i wiedział, że ujętą na nim kobietą jest hrabina Cassandra - jego matka, która zmarła niedługo po narodzinach syna.

-Christopher Alexander...- usłyszał nagle i skupił się na postaci blondyna.

-Tak jest, proszę ojca- schował ręce za siebie i spuścił wzrok. Hrabia uśmiechnął się pod nosem.

-Czy wiesz dlaczego cię tu wezwałem?- spytał łagodnie.

-Nie, proszę ojca- młodzieniec ośmielił się podnieść wzrok. Widząc mały uśmiech zdobiący twarz szlachcica, on sam również się uśmiechnął.

-Zbliż się, synu- powiedział. Gdy chłopiec spełnił polecenie, wampir posadził go na swoich kolanach i wskazał papiery, które przed chwilą wypełniał. -Twój nauczyciel bardzo cię ostatnio chwalił, synu. Mówił, że jesteś bardzo pojętnym uczniem i szybko przyswajasz wiedzę, więc postanowiłem wdrożyć cię w obowiązki, gdyż wkrótce zajmiesz moje miejsce, synu.

-Tak jest, proszę ojca- Christopher uśmiechnął się szerzej. Już od dawna marzył o dniu, w którym ojciec zacznie wdrażać go w szlacheckie obowiązki. Och, gdyby tylko wiedział dlaczego hrabia to zrobił...

-Idealnie!- uśmiech hrabiego Maxwell również się poszerzył. Wyciągnął on stare papiery i wręczył je synowi. -Więc weź te papiery i pójdź je poczytać. Najlepiej na dworze. Na świeżym powietrzu lepiej się myśli. A nie wracaj do domu, dopóki nie przeczytasz wszystkiego i nie zrozumiesz sensu tych zapisków, synu.

-Tak jest, proszę ojca!- chłopak zeskoczył z kolan ojca i wybiegł z pomieszczenia. Gdyby tylko wiedział...

Hrabia Lucaon obserwował przez okno, jak brunecik oddala się od domu. Gdy uznał, że chłopiec jest już dostatecznie daleko wyciągnął z szuflady w biurku drewniany kołek wystrugany z drzewa osikowego i zapałki (tak, ja wiem, że pierwsze zapałki wynaleziono w Anglii dopiero w 1826 roku, ale na potrzeby opowiadania przyspieszyłam to o kilka lat - dop. aut.). Spojrzał na portret ukochanej i przyłożył drewno do miejsca, gdzie biło serce, a zapałkę zapalił.

-Już niedługo będziemy razem, ukochana- wyszeptał i położył zapaloną zapałkę na papierach, a kołek wbił w swoje (jeszcze) bijące serce...

A 10-letni Christopher Alexander, który na jednej z leśnych polan, z zaciekawieniem czytał papiery podarowane mu przez ojca, nie miał pojęcia, że wieczorem wróci do spalonych ruin, zamiast do domu...

Czasy obecne

William Simon przeklął pod nosem na głupotę młodszej siostry. Zaledwie wczoraj przeprowadził się do Anny, a już musiał odbierać 20-latkę z posterunku policji. Młody mężczyzna tak się spieszył, że nie zauważył osoby idącej przed nim i z impetem wjechał w osobnika. Szczęście w nieszczęściu, że jechał rowerem...

-Najmocniej przepraszam... Nic się panu nie stało?- szybko podbiegł do poszkodowanego i zaniemówił. Blady, szarooki mężczyzna był... Po prostu piękny. 24-latek zamrugał oczami. Nie był w stanie oderwać wzroku od nieznajomego.

-Nie, ale następnym razem uważaj, jak jedziesz, prostacki bałwanie!- warknął niskim głosem.

-Ha?! Ja mam uważać?! To ty idziesz środkiem ścieżki rowerowej, która, jak sama nazwa wskazuje, jest dla ROWERZYSTÓW, niedoeudukowany idioto!- zirytował się rudzielec.

-Uważaj kogo nazywasz idiotą, pachołku!- brunet poczerwieniał, co wyraźnie odbijało się na kredowobiałej skórze.

-Bo co mi zrobisz, skretyniała amebo?!- Will zaczął wyraźnie się nakręcać. Mężczyzna prychnął, uniósł głowę i z godnością wyminął wściekłego chłopaka.

-Niewychowany bachor- rzucił na odchodne.

-Skretyniały idiota!- zawołał za nim rudowłosy i wsiadł na rower, by wreszcie pojechać na posterunek po Annę.

Kilka minut później

William wszedł do budynku, w którym mieścił się komisariat i westchnął na widok młodszej siostry, której rude włosy były potargane, ubrania pomięte, a z rozwalonej wargi leciała krew. Siedziała, jak zwykle, z ustami zaciśniętymi w kreskę, wzrokiem skierowanym na podłogę i chusteczką przytkniętą do rany. Po drugiej stronie biurka siedział policjant, który nie wyglądał na zadowolonego.

-Zniszczenie mienia publicznego, udział w bójce, próba ucieczki przed policją i znieważenie funkcjonariusza na służbie- wyliczył po wylegitymowaniu brata dziewczyny. -Plus badanie alkomatem wykazało 0,5 promila alkoholu we krwi, a w jej plecaku znaleźliśmy 4 butelki po winie. W tym jedna pusta i jedna opróżniona w połowie. Podejrzewamy, że piła w parku, w którym została złapana, ale niestety nie możemy tego stwierdzić na pewno, bo nie przyłapaliśmy jej na gorącym uczynku.

-Rozumiem- Will westchnął ciężko i spojrzał na 20-latkę, która nadal siedziała nieruchomo. -Porozmawiam z nią. To się więcej nie powtórzy...

-Wierzę- policjant posłał chłopakowi współczujący uśmiech i podał papiery do podpisania, a po chwili rodzeństwo Simon mogło opuścić posterunek.

-Co ci do łba strzeliło?!- 24-latek spojrzał karcąco na młodszą siostrę. Dziewczyna wzruszyła ramionami, co bardziej zirytowało starszego. -Mało ci problemów?! Nie wystarczy ci to co narobiłaś w Dover?! Nie wystarczy, że jeszcze 2 lata temu miałaś kuratora?! Musisz i tu pakować się w kłopoty?! I ty się jeszcze dziwisz, że rodzice kazali mi się do ciebie przeprowadzić...

-Nie potrzebuję niańki, Will!- warknęła rudowłosa. -Jestem dorosła i dobrze wiem co robię...

-Właśnie widzę...- Will pokręcił głową. -Bycie dorosłą nie polega na łamaniu każdego, możliwego prawa, Anno...

-A co ty możesz o tym wiedzieć?!- Anna nagle się zatrzymała i spojrzała na brata. Była wściekła. Co on mógł wiedzieć? -Zamiast prawić mi morały, to spójrz na siebie! A może ty mi zazdrościsz, co?! Przyznaj się! Jesteś zazdrosny, bo ja, w przeciwieństwie do ciebie, umiem postawić się rodzicom i dzięki temu mogę spełniać marzenia! A ty?! Grzeczny synek rodziców! Zawsze najlepszy! Najzdolniejszy, najgrzeczniejszy...! Po prostu ideał! Tak jesteś w nich wpatrzony, że nawet nie mrugnąłeś okiem, gdy kazali ci zerwać z Philipem!

William poczuł się, jak wmurowany w ziemię. To, co powiedziała jego siostra było prawdą... Młody mężczyzna był biseksualny, co nie podobało się jego rodzicom. Dlatego, gdy dowiedzieli się oni o romansie syna ze starszym o rok Philipem - chłopakiem z sąsiedztwa... Kazali Willowi zakończyć ten "śmieszny" związek i wysłali chłopaka do Londynu, pod pretekstem opieki nad Anną, która studiowała prawo. Co było, zdaniem Willa, śmieszne zważywszy na fakt, że jego siostra od zawsze uwielbiała się buntować, a z prawem była w zażartym konflikcie już od 15-stego roku życia.

Wieczór

24-latek wyszedł wyrzucić śmieci, gdy nagle zauważył postać, która wydała mu się dziwnie znajoma. Po chwili mózg chłopaka połączył fakty, co sprawiło, że pragnął zapaść się pod ziemię. Najgorsze, że blady brunet o szarych oczach również odwrócił się w jego stronę.

-Co ty tu robisz?!- krzyknęli obaj równocześnie.

-Ja tu mieszkam- nieznajomy odchrząknął i wskazał budynek, który wyglądał, jak stary, szlachecki dworek.

-Ja też- rudowłosy westchnął. -Wprowadziłem się wczoraj do młodszej siostry... Ma na imię Anna. Może kojarzysz?

-Nie bardzo- szarooki wzruszył ramionami. -Raczej nie integruję się z sąsiadami. Jestem Christopher. Christopher Alexander hrabia Maxwell.

-Hrabia?- rudzielec parsknął śmiechem. -Chłopie... To nie średniowiecze!

-Wypraszam sobie, półgłówku- tym razem to Christopher parsknął. -Ale szlachcice występowali powszechnie jeszcze w XIX wieku. A, o ile mnie pamięć nie myli, średniowiecze skończyło się w XV wieku. I kto tu jest "niedoedukowanym idiotą"?

-Ty...!- syknął wkurzony chłopak, a wampir obserwował go z rozbawieniem. Ludzie byli dla niego zabawni...

-Ja?- uśmiechnął się szyderczo.

-Ty... Zgiń, przepadnij!- Will machnął na niego ręką i odszedł w stronę domu.

-Do zobaczenia, Williamie!- zawołał za nim Christopher i również odszedł. 24-latek zatrzymał się. Nie przypominał sobie, by się przedstawiał. Odwrócił się chcąc o to zapytać, ale bruneta już nie było. Wzruszył więc ramionami i nareszcie wszedł do domu, gdzie Anna czekała na niego z kolacją.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro