Rozdział 7
- Katie! - usłyszałam głos taty, wołający moje imię. Z ciężkością otworzyłam oczy. - Katie! - zawołał jeszcze raz
- Już idę. - odpowiedziałam. Spojrzałam na zegarek. Dopiero po 8. Wstałam i zeszłam na dół.
- Za godzinę jedziemy do lekarza.
- A no tak zapomniałam. - odwróciłam się i chciałam iść na górę
- A i jeszcze coś. Babcia się rozchorowała i nie może przyjechać. Ja do niej pojadę za jakiś czas.
- Na długo?
- Około tydzień.
- Aż tydzień?
- Dawno się nie widzieliśmy.
- Dobra, idę się ubierać. - Nie zachwycił mnie wyjazd taty. Pewnym krokiem poszłam do pokoju. Wyciągałam z szafy biały t-shirt i czarne shorty. Następnie udałam się do łazienki. Ubrałam się, zrobiłam lekki makijaż jak co dzień. Mieliśmy wyjechać o 10. Ja, jak zwykle byłam gotowa już wcześniej. Usiadłam na łóżku i chwyciłam telefon. Miałam trzy wiadomości. Pierwsza była od Cody'ego.
Cody: Hej, masz jakieś plany na wieczór?
Mimo tego że powinnam się cieszyć, przez chwilę zastanowiłam się, co odpisać. Bardzo chciałabym się z nim spotkać, lecz od wczoraj patrzę na wszystko inaczej. W sumie to nie mam nic do stracenia.
Do Cody: Nie, a co proponujesz ?
Odpisałam. Następny SMS był od Amy. Pytała, dlaczego tak szybko uciekłam. Nie jestem pewna, czy powinnam jej mówić o Zac'u. Napisałam tylko, że chciałam coś przemyśleć i opowiem jej wszystko późnej.
Od kogo był trzeci SMS. Od Zac'a. Aż się bałam, co mi napisał.
Idiota Zac: Przepraszam, głupio wyszło.
Głupio wyszło? Tylko tyle? Chociaż przeprosił. Tak na prawdę nie jestem zła na niego, tylko na siebie. Nie za to, że chciał mnie pocałować, ale za to, że przez chwilę coś do niego poczułam. Postanowiłam, że na razie nic mu nie odpiszę.
- Kochanie, jedziemy! - zawołał tata. Cieszyłam się, że spotkam doktora. Przez salon weszłam do garażu i wsiadłam do samochodu taty. Usłyszałam dźwięk mojego telefonu. To Cody. Tym razem ucieszyłam się bardziej, niż za pierwszym razem.
Cody: Może wesołe miasteczko ?
Do Cody: Rozpieszczasz mnie.
Odpisałam. Na mojej twarzy pojawił się uśmiech.
- Kto sprawił, że się uśmiechasz ? - zapytał tata, wchodząc do samochodu.
- Cody - odpowiedziałam. Sama się sobie dziwię, że mówię o wszystkim tacie. Nie jedna dziewczyna w moim wieku, wolałaby nie dzielić się z nim życiem prywatnym.
- Wychodzisz z nim dzisiaj?
- Jeśli nie masz nic przeciwko.
- A dlaczego mam mieć coś przeciwko ? Jesteś dorosła.
- Ale nadal jestem twoją córką.
Rozmawialiśmy przez całą drogę do szpitala, słuchając piosenek ulubionego zespołu taty.
Tata jest w trakcie urlopu. Wraca do pracy dopiero za około 2 tygodnie.
Dojechaliśmy do szpitala po 25 minutach drogi. Po chwili znaliśmy się już na oddziale, w którym leżałam. Gdy zobaczyłam mojego lekarza, ucieszyłam się.
- Dzień dobry - przywitałam się.
- Dzień dobry, świetnie wyglądasz. - doktor otworzył drzwi do swojego gabinetu. Tata postanowił poczekać na korytarzu. W czasie gdy lekarz ściągał mi gips, pytał o wiele rzeczy. O to jak z moją pamięcią, czy poznałam już znajomych. No i gdzie wisi zegar, który od niego dostałam. Bardzo dobrze mi się z nim rozmawiało. Niestety, nie jestem jedyną pacjentką i gdy moja ręka była już wolna, musiałam się pożegnać.
- Możemy już iść. - oznajmiłam tacie, wychodząc z gabinetu.
- Nie koniecznie. Chciałem zabrać cię w jeszcze jedno miejsce. - przeszedł kawałek dalej i zatrzymał się przy drzwiach z tabliczką
Psychiatria i psychologia
Alexandra Miller.
- Doktor Miller jest dobrą specjalistką. Chodziłem do niej po wypadku. Na prawdę dużo mi pomogła.
- Niech ci będzie, ale nie każ mi z nią rozmawiać, a i chce wejść tam sama. - nie byłam dobrze nastawiona do psychologów i psychiatrów. Lekarz mówił, że jedyne osoby przez, które mogę sobie coś przypomnieć to znajomi, przywołujący wspomnienia i pokazujący miejsca, z którymi byłam związana. Oczywiście pod warunkiem, że są szczerzy. I taka mam nadzieję. Nadzieje, że nie mają przede mną żadnych tajemnic. Dla świętego spokoju weszłam do gabinetu p.Miller.
- Dzień dobry - powiedziałam niepewnie.
- Dzień dobry, nazywam się Alexandra Miller. Ty pewnie jesteś Katie ? - przywitała się, podając mi rękę. W jej głosie było czuć duży entuzjazm i niesamowitą energię. - Usiądź, proszę. - dodała, również siadając na przeciw mnie.
- Zadam ci kilka pytań. Zależy mi żebyś była szczera. Pierwsze istotne pytanie: Przypomniałaś sobie już chociaż jakaś małą rzecz, jedno wspomnienie lub osobę ?
- Niestety, nie.
Po tym pytaniu, padło ich jeszcze dużo. Na wszystkie starałam się odpowiadać szczerze. Pytała o znajomych, przyjaciół i wiele rzeczy istotnych w moim życiu. Nawet ją polubiłam. Postanowiłam zapytać, ją o coś, nad czymś zastanawiałam się od wczoraj. Wiem, że jej opinia będzie bezstronna. Opowiedziałam jej o Zac'u i Cody'm.
Wytłumaczyła mi, że to normalne, że nie wiem, który chłopak jest dla mnie odpowiedni i głupie się w swoich uczuciach. Dlaczego? Dlatego, że ani Cody'ego, ani Zac'a tak naprawdę nie znam. Pani Miller bardzo mi pomogła. Wyjaśniła wiele rzeczy i przyniosła mi ulgę. Czułam, że nie jestem z tym sama. Rozmawiałam z nią dłużej, niż przewidywałam. Gdy wyszłam z gabinetu, na korytarzu czekał już tata.
- Podwiozę cię do centrum handlowego, ja muszę jeszcze coś załatwić. - powiedział tata, wręczając mi pieniądze i listę zakupów.
- Okej. - Odpowiedziałam.
- Jak rozmowa ? - zapytał, gdy razem ruszyliśmy w kierunku windy.
- Lepiej niż myślałam. - powiedziałam.
Tata podwiózł mnie na miejsce i odjechał. Gdy przechodziłam korytarzem centrum handlowego, zobaczyłam Thomasa, z jakimś chłopakiem.
- Thomas ! - zawołałam.
- Katie, hej. - przywitał się, biegnąc w moja stronę. - Poznaj Matias'a - przedstawił swojego chłopka.
- Hej, jestem Katie. - podałam mu dłoń.
- Hej, miło poznać. - powiedział.
- Właśnie idziemy na kawę, idziesz z nami ? - zaproponował Thomas.
- Nie chce wam przeszkadzać. - odpowiedziałam.
- Nie będziesz przeszkadzać. - odpowiedzieli zgodnie.
- No dobra. - poszliśmy do kawiarni. Zamówiłam gorąca czekoladę, a chłopacy kawę latte. Gdy Thomas poszedł złożyć zamówienie, zostałam sama z Matias'em.
- Thomas mi o tobie opowiadał, same dobre rzeczy. Słyszałem też, że straciłaś pamięć. - powiedział.
- Tak, niestety. Nie wiedziałam, że Thomas kogoś ma.
- Jest moim pierwszym chłopakiem. Dzięki niemu, nauczyłem się wyrażać siebie i nie ukrywać swojej orientacji.
- Podziwiam was. To musi być dla was trudne.
- Nie jest trudne, gdy ma się osobę, którą się kocha.
Po tych prawdziwych słowach, wrócił Tom.
- Proszę, kawka dla was. - powiedział, dając mi napój. Bardzo miło, nam się rozmawiało. Szkoda, że wcześniej nie podłapałam z nim takiego kontaktu.
- A ty masz kogoś ? - zapytał w pewnym momencie Tom. - Może nie powinienem tego mówić, ale bardzo pasujesz do Cody'ego.
- Na prawdę, tak sądzisz ?
- Oczywiście, odkąd pamiętam, miałaś z nim dobry kontakt.
- Dziewczyny są innego zdania.
- To może przez zazdrość. - Może ma rację. Sama o tym myślałam. Thomas jest za Cody'm , Amy za Zac'iem, Susan stara się nie wtrącać. Już się zgubiłam. Mam nadzieję, że dzisiejsza randka z Cody'm rozwieje moje wątpliwości.
Tak dobrze rozmawiało mi się z chłopakami, że straciłam poczucie czasu.
- Muszę jeszcze zrobić zakupy. - powiedziałam, wstając z miejsca. Pożegnałam się z chłopakami i wyszłam. Po zrobionych zakupach wróciłam do domu. Położyłam się na łóżko, chcąc odpocząć. Taty jeszcze nie było. Swoją drogą, ciekawe gdzie się podziewa. Może załatwia coś związanego ze śmiercią mamy lub z pracą. Nie wiedząc kiedy, zasnęłam. Obudził mnie telefon od taty.
- Hej, Katie. Nie wrócę na noc.
- Dlaczego ?
- Muszę coś załatwić.
- Ale w nocy.
- Kiedyś wszystko ci wyjaśnię.
- No okej. Pa.
- Pa.
Byłam zła na tatę. Nie mam pojęcia, co przede mną ukrywa. Może on kogoś ma? Ale tak szybko? Zaraz po śmierci mamy ? Może miał już wcześniej? Czuję, że coś przede mną ukrywa, że ma jakaś tajemnicę. Chwilę, popisałam z Amy na Fb. Pochwaliłam jej się randką z Cody'm. Nie powiedziałam jej jednak o wątpliwościach z Zac'iem. W pewnym momencie zadzwonił Cody.
- Hallo.
- Hej Katie. O której się spotykamy ?
- To zależy od ciebie.
- To może za godzinę?
- Może być.
- W takim razie będę o 16. Do zobaczenia.
- Na razie.
Od razu zrobiło mi się tak jakoś milej i weselej. No to muszę się uszykować. Ta godzina minęła mi bardzo szybko. Chwilę przed 16, zadzwonił dzwonek do drzwi.
- Hej, ślicznotko. - przywitał się Cody.
- Hej. - przytuliłam go, na powitanie.
Przed domem stał jego samochód. Srebrne BMW. Amy wspominała, że jego rodzice są bogaci.
Cody otworzył mi drzwi auta.
- Dziękuję - powiedziałam.
Po kilku minutach drogi, przypomniałam sobie o jego bluzie.
- Znowu zapomniałam, zabrać bluzę.
- Nie szkodzi. Dasz mi wieczorem. Ja też zapomniałem, ci przypomnieć.- zaśmiał się.
Gdy byliśmy już na miejscu, od razu rzuciła mi się w oczy, wielka kolejka górska.
- Jesteś pewna ?
- Jak niczego dotąd. Chyba, że się boisz?
- Ja? Nie no coś ty. - Stanęliśmy w kolejce do kolejki. Co mi się w nim podoba? Że na nic nie naciska, nikogo nie udaje. Imponuje mnie jego poczucie humoru. I to że nie jest taki jak Zac. Daje mi siebie poznać, jednocześnie pokazując, że jestem dla niego ważna.
Czekaliśmy w kolejce kilka minut. Gdy weszliśmy, pojawił się u mnie lekki strach. Kolejka ruszyła. Siedziałam w dwuosobowym fotelu z Cody'm. Z sekundy na sekundę była coraz szybsza. W pewnym momencie zaczęłam krzyczeć. Cody starał się nie pokazywać emocji. Chwycił mnie tylko za rękę.
Było wspaniale. Chętnie powtórzę to jeszcze raz. Odwiedziliśmy jeszcze trzy kolejki. Po wyjściu z ostatniej Cody zaproponował:
- A może pójdziemy coś zjeść ?
- Zapraszam do siebie. Taty nie ma w domu.
- A co dobrego ugotujemy?
- Na co masz ochotę?
- Twoja mama robiła pyszną pizze. Na pewno masz gdzieś przepis.
- W takim razie, chodźmy.
Gdy dotarliśmy do domu, pierwsze co zrobiłam to sprawdziłam zawartość lodówki. Wszystkie składniki na pizze były kupione. Cody znalazł w szafce kuchennej przepis. Bardzo dobrze się bawiliśmy. Wyglądaliśmy jak z para z programu kulinarnego. Gdy pizza była już w piekarniku Cody stanął na przeciw mnie. Ograniczył moją swobodę do minimum, ponieważ za mną znajdował się blat.
- Tego mi brakowało. Nawet nie wiesz jak za tobą tęskniłem.
- Jak bardzo ?
- Bardzo ,bardzo, bardzo- powtarzał coraz bardziej zbliżając się do mnie. Jego usta zbliżyły się do moich ust. Poczułam niesamowite motylki w brzuchu. Chciałam tego tak samo jak on. Cody objął mnie i pocałowaliśmy się namiętnie. Ta chwila mogła by nie kończyć się nigdy. Cody odsunął się lekko, uśmiechnął się słodko i przegarnął moje włosy za ucho.
Chciałam zapytać, co tak naprawdę nas łączyło. Co miał namyśli mówiąc, że tego mu brakowało. Gdy miałam już pytać, usłyszałam dźwięk telefonu. Ale nie mojego. To telefon Cody'ego.
-Muszę odebrać. - powiedział, chwytając telefon.
Poszedł do salonu i nerwowo rozmawiał przez telefon. Po słowach "do widzenia" włożył go z powrotem do kieszeni.
- Moja mama jest w szpitalu, muszę jechać. - bardzo się wystraszyłam. W jego głosie słyszałam strach i rozpacz.
- Ale co się stało?
- Wyjaśnię ci późnej. Pa. - Cody wybiegł z domu. Wyciągałam pizze z piekarnika i zaczęłam jeść, nerwowo rozmyślając o mamie Cody'ego. Bardzo się przejęłam. Zjadłam jeden kawałek, a resztę włożyłam z powrotem do wyłączonego już piekarnika. To miał być najlepszy dzień w moim życiu. Jak zwykle coś musiało nam przeszkodzić. Napisałam do Cody'ego kilka SMS, ale na żadnego nie odpowiedział. Gdyby nie to, że byłam strasznie zmęczona, na pewno szybko bym nie zasnęła.
Mam nadzieję, że wszystko będzie w porządku. Cokolwiek się stało, wierzę że mamą Cody'ego z tego wyjdzie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro