Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 5

Gdy rano otwarłam oczy, promienie słońca dobijały się przez okno do pokoju. Zdrową ręka chwyciłam telefon, leżący na szafce przy łóżku. Dopiero 7.43, a ja wcale nie jestem zmęczona.

W szpitalu przyzwyczaiłam się do wczesnego wstawania, to może dlatego wyspałam się po 4 godzinach snu.

Podniosłam się i ruszyłam w stronę łazienki. Przemyłam twarz i lekko rozmazany makijaż, którego nie zmyłam po imprezie. Zeszłam na dół, napić się wody.

Taty jeszcze nie było. Amy pewnie śpi, więc muszę się czymś zająć.

Postanowiłam przejrzeć swoje rzeczy. W sumie w szafie z ubraniami i tak był bałagan, więc przy okazji trochę posprzątam. Większość moich ubrań była czarna, szara lub niebieska. Wyrzuciłam wszystkie na ziemię i zaczęłam układać. Znalazłam dużą ilość mięciutkich sweterków, których chyba nie nosiłam latem.

Gdy już prawie skończyłam dostrzegłam męską bluzę. Pachniała jak Cody. Może to jego? Pewnie pożyczył mi jak było zimno. Taki przyjacielski gest. Chyba, że łączyło nas coś więcej, o czym nikt mi nie mówi. Odłożyłam ją na łóżko, żeby oddać Cody'emu jak się spotkamy.

Właśnie, muszę mu odpisać jak tylko skończę sprzątać. Zastanawiam się, czy powiedzieć Amy, że się z nim spotkam. Myślę, że nie będzie zadowolona. Ale jeśli tak to chce usłyszeć to od niej.

Po kilkunastu minutach, w mojej szafie zapanował porządek. Chwyciłam telefon i wybrałam numer Cody'ego. Od razu zapisałam go w kontaktach. Co właściwe mu odpisać?

Do Cody: Hej, możesz po mnie wpaść przed 17, bo jeszcze nie za dobrze nam okolice. A i znalazłam w szafie szarą bluzę,
twoją?

Poprawiłam wiadomość jeszcze kilka razy zanim wysłałam.

Wyciągałam czarne spodenki i szarą koszulkę z posprzątanej już szafy. Następnie ruszyłam w stronę łazienki, aby się przebrać oraz ogarnąć włosy. Przez kilka minut stałam przy lustrze i myślałam nad tym, jak spiąć włosy. Ostatecznie zostawiłam rozpuszczone.

Chciałam zrobić jeszcze makijaż, lecz usłyszałam dźwięk przechodzącego SMS. Szybko pobiegłam z powrotem do o pokoju i chwyciłam telefon.

Cody: Tak moją, pożyczyłem ci kiedyś gdy szłaś ode mnie do domu. Do zobaczenia o 17.

Szczerze mówiąc, chciałabym spotkać się wcześniej, bo już nie mogę się doczekać, kiedy znów poczuje to co wczorajszego wieczoru. Tych motylków w brzuchu, tego ciepła na ciele. Chcąc zabić nudę otwarłam książkę leżącą na biurku. Tytuł zapowiadał się bardzo ciekawe - "Na zawsze razem". Nie pamiętam czy już ją zaczynałam, a może już skończyłam. W każdym razie postanowiłam ją przeczytać. Zatrzymałam się na 56 stronie, gdy do domu wszedł tata.

- Już jestem - usłyszałam.

- Okej - odpowiedziałam. Chciałam dokończyć rozdział i przywitać się z tatą. Zostało mi 5 stron.

- Jesteś głodna? Przyniosłem sushi. - serio jadłam takie coś jak sushi? Przecież to odrażające. No ale cóż, skoro tata kupił, to chyba kiedyś to jadłam. I prawdopodobnie mi smakowało.

-Zaraz przyjdę. - szybko doczytałam rozdział do końca, i pobiegłam na dół. Wzięłam ze sobą telefon, na wypadek gdyby Cody coś napisał.

Usiadłam przy stole w jadalni razem z tatą i otworzyłam pudełko z suszoną rybą.

- Całkiem dobra. - powiedziałam przeżuwając kawałek. Naprawdę była dobra, lepsza niż się spodziewałam.

- Jak impreza? Znajomi cię zaskoczyli, prawda ? - zapytał tata.

- Nawet nie wiesz jak bardzo. Było świetnie. Mam naprawdę super znajomych. - A zwłaszcza jednego. Boże, co się ze mną dzieje? Nie mogę przestać myśleć o Cody'm. Reszta kolegów i koleżanek też jest spoko. Tylko Zac trochę natrętny. Może to dlatego, że był pod wpływem alkoholu.

- To prawda. Bardzo często ich zapraszałaś. - powiedział tata.

- O 17 spotykam się z Cody'm. Nie masz nic przeciwko? - W sumie nie wiem, dlaczego spytałam, przecież jestem już dorosła. Tata spojrzał na mnie i po chwili zawahania powiedział:

- Tak pewnie idź. Lekarz zalecił ci przecież spotkania ze znajomymi. Może dzięki temu szybciej sobie coś przypomnisz.

- Mam nadzieję - powiedziałam, wstając z krzesła. Zabrałam  opakowanie po sushi i ruszyłam w stronę kuchni. Sięgając do szafki po szklankę zapytałam

- Chcesz coś do picia?

- Nie, dziękuję - odpowiedział tata włączając tv. Odwróciłam się w tył i chwyciłam sok. Nagle usłyszałam dźwięk telefonu i pobiegłam z powrotem do stołu, gdzie go zostawiłam. Od razu wyświetliło mi się zdjęcie Amy, które zrobiła sobie wczoraj moim telefonem.

- Hallo. - powiedziałam, przykładając telefon do ucha.

- Hej, Katie. Jak po wczoraj ?

- Hej. W sumie czuję się bardzo dobrze, a u ciebie ? - odpowiedziałam, kierując się w stronę pokoju.

- Trochę mam kaca, ale nie jesteś źle. Może spotkajmy się dzisiaj? Pokaże ci parę miejsc w okolicy.

- No wiesz bardzo chętnie, ale jestem już umówiona. - zamknęłam drzwi od mojej sypialni. Stwierdziłam,że powinna wiedzieć. W końcu jesteśmy przyjaciółkami.

- Z Zac'iem ? - zapytała. W jej głosie było słychać radość.

- Nie, z Cody'm - powiedziałam z lekkim zawahaniem, odgarniając włosy za ucho.

- A no tak, nie pomyślałam o tym. - głos Amy uciszył się i stał się jakiś obcy.

- No wiesz, fajnie nam się rozmawiało i w ogóle. - próbowałam wzbudzić u niej optymizm.

- Uważaj na siebie, to nie jest chłopak dla ciebie. - Przestrzegła mnie przyjaciółka. Może on coś przede mną ukrywa. Może nie jest tym, kim myślę. W każdym bądź razie nie zrezygnuje ze spotkania.

- Okej, wezmę to pod uwagę. - powiedziałam, chociaż nie byłam pewna swojej odpowiedzi.

- Dobra ja będę kończyć, pa - pożegnała się Amy.

- Pa - odpowiedziałam. Przez chwilę stałam i wpatrywałam się w ścianę.

Zastanawiały mnie słowa Amy "uważaj na siebie". Zabrzmiały jakby Cody był  co najmniej terrorystą. Bardziej dopasowałabym to do Zac'a. Ale okej, będę uważać. W końcu ona wie o nim więcej niż ja. Lecz mam nadzieję, że Amy się myli.

Do spotkania z Cody'm zostało mi jeszcze kilka godzin. Postanowiłam wybrać się na cmentarz.

- Tato! - powiedziałam, schodząc ze schodów. - dasz mi adres cmentarza, na którym leży mama?

- Może pojadę z tobą, będzie prościej? - zaproponował. Szczerze mówiąc, wolałam pobyć trochę sama.

- Nie, chce iść sama.

- W takim razie, napisze ci adres SMS'em.

- Okej, to ja wychodzę. - wysunęłam na nogi czarne trampki, i wyszłam z domu. Po chwili przyszedł SMS od taty. Idąc ulicą spotykałam ludzi, którzy mówili mi dzień dobry. Z grzeczności odpowiadałam, lecz nie miałam pojęcia kim są.

W pewnym momencie zauważyłam Zac'a. Stał tyłem do mnie i rozmawiał przez telefon. Nie miałam ochoty i czasu z nim gadać. Droga była prosta, dlatego odwróciłam się i poszłam w drugą stronę. Po chwili usłyszałam swoje imię z oddali. Świetnie. Zobaczył mnie. Ja to mam pecha. Udałam, że nie słyszę i szłam dalej.

- Katie! - po raz kolejny słyszałam jego głos. No cóż chyba muszę się odwrócić.

- Hej - powiedziałam, odwracając się w jego stronę.

- Hej, gdzie się wybierasz?

- Idę na cmentarz do mamy. - przez chwilę pomyślałam, żeby nie mówić mu prawdy. Jednak liczyłam, że chociaż tam pozwoli mi zostać samej.

- A wiesz, że idziesz nie w tą stronę ?

- Nie znam okolicy. Dziękuję, że mówisz.

- Skoro nie znasz okolicy, to cię tam zaprowadzę. - zaproponował. Mogłam się tego spodziewać. Kompletnie nie mam pomysłu, jak go spławić.

- Nie musisz, poradzę sobie. Chcę pobyć tam trochę sama. - Cały czas miałam nadzieję, że jednak mnie zostawi. Był tak nachalny, że aż wkurzający.

- Nie ma sprawy, odprowadzę cię tam, a dalej pobędziesz sama. I tak nie mam co robić. - Przegrałam. Dobra jakoś to przeżyje. Tata mówił, że do cmentarza jest 20 minut drogi. Chyba nie będzie, aż tak źle.

- No okej. - Zgodziłam się.
Ruszyliśmy w stronę cmentarza, chwilę mieć nie mówiąc.

- Co u ciebie? - zapytał Zac. Miałam wrażenie, że zrobił to tylko, dlatego żeby przerwać to milczenie.

- W miarę dobrze. - odpowiedziałam.
Idąc w stronę cmentarza, zamieniliśmy zaledwie kilka zdań. Nudziłam się bardziej, niż gdybym szła sama. Gdy zobaczyłam cmentarz, od razu przyśpieszyłam.

- Dalej już trafię, dziękuję, że mnie odprowadziłeś.

- Cała przyjemność po mojej stronie. - uśmiechnął się.

- No to cześć.

- Papa - poczułam się wolna. Teraz już tylko znaleźć grób mamy. Poszłam w alejkę, którą tata napisał mi w SMS'ie.

Były na niej same nowe pomniki. Czasem jeszcze ich nie było. Tak jak u mamy. Zobaczyłam tylko krzyż a na nim nazwisko Becca Green. To tutaj. Na kopcu z ziemi znajdowało się pełno zniczy i kwiatów oraz jej zdjęcie. Zdjęcie ze mną i tatą. Była bardzo piękna. Mimo, że jej nie pamiętam, od razu do oczu napłynęły mi łzy. Na fotografii obie byłyśmy uśmiechnięte. Na pewno szczęśliwe. Przyklękłam i przeżegnałam się. Oczywiście oprócz amnezji mam jeszcze sklerozę. Zapomniałam zabrać jakichkolwiek kwiatów lub znicza. Ale miałam zapałki. Zapaliłam jeden ze zniczy, który miał nowy wkład. Spędziłam na cmentarzu około 20 minut. "Porozmawiałam" z mamą i przypatrywałam się zdjęciu. Znam je już na pamięć. Wróciłam to domu bez większych kłopotów. Dlatego, że prawie w ogóle nie rozmawiałam z Zac'iem, mogłam przyjrzeć się dokładnie drodze. Gdy weszłam do domu, tata kończył rozmowę telefoniczną.

- Już jestem. - oznajmiłam.

- Do zobaczenia - powiedział tata do słuchawki telefonu. Odłożył go na stół i uśmiechnął się do mnie.

- Za kilka dni przyjedzie babcia z Paryża. - zwrócił się do mnie. Ucieszyłam się, ponieważ tato wspominał, że miałam z nią dobre relacje, mimo że mieszka daleko. Jest to mama taty. Ma na imię Helen i jest wdową. Tyle wiem.

- To fajnie, bardzo chcę ją poznać. - odpowiedziałam i pobiegłam na górę.

Muszę się przebrać i pomalować. Gdy rano przeglądałam szafę, moją uwagę przykuła szara sukienka z wycięciem na plecach. Postanowiłam, że ją na siebie włożę. Do niej chciałam założyć szpilki. Po chwili stwierdziłam, że będę wyglądać zbyt odświętnie. Wezmę trampki. Tak będzie najlepiej. W łazience pomalowałam rzęsy, a na usta nałożyłam trochę błyszczyku. Przez kilka minut układałam włosy.

Gdy byłam już gotowa, uświadomiłam sobie, że do przyjścia Cody'ego jeszcze 15 minut. Usiadłam na kanapie w salonie i dołączyłam do oglądania wiadomości.

- Ślicznie wyglądasz - powiedział tata.

- Dziękuję. - uśmiechnęłam się, przegarniając włosy. Mam nadzieję, że Cody też tak stwierdzi. Pięć minut przed 17 usłyszałam dzwonek do drzwi. Podbiegam do nich w błyskawicznym tempie. Zanim je otworzyłam, przejrzałam się w lustrze i poprawiłam włosy.

- Hej - powiedziałam, otwierając drzwi. Poczułam, że się zarumieniłam.

- Wow, wyglądasz niesamowicie. - po tych słowach zarumieniłam się jeszcze bardziej. Zrobiło mi się naprawdę miło. Cody mrugnął do mnie jednym okiem i dodał - to co idziemy?

- Jasne. - odpowiedziałam. Chwyciłam torebkę z szafki i wyszłam z domu, zamykając za sobą drzwi. Z moich ust ani przez chwilę nie schodził uśmiech.

- Wiem, że mieliśmy iść do parku, ale kupiłem nam bilety do kina. Chyba nie masz mi tego za złe? - Cody wyciągnął bilety z kieszeni, i skierował w moją stronę. Od razu zwróciłam uwagę na tytuł filmu.

- "Na zawsze razem", tak właśnie nazywa się książka, którą zaczęłam czytać. Czyżby była to ekranizacja tej książki?

- Właśnie tak. Długo czekałaś na premierę.

- To bardzo miłe z twojej strony. - powiedziałam, posyłając mu nieśmiały uśmiech.

- Na pewno ci się spodoba. - powiedział z przekonaniem. Razem ruszyliśmy w stronę kina. Z tego co się orientuje, znajduje się ono dość niedaleko.

- O co kłóciliście się z Amy na imprezie? - zapytałam w pewnym momencie. Skoro ona mi nie powiedziała to może wyciągnę coś od Cody'ego.

- Zupełnie nie ważne, mała sprzeczka.
- odpowiedział. Był bardzo pewny swojej wypowiedzi.

- Mała sprzeczka, po której uciekłeś ?

- Porostu musiałem wyjść, nie rozmawiajmy o tym. - szybko próbował skończyć temat.

- Lepiej mi powiedz, czy sklerozę też u ciebie wykryli ? - zaśmiał się słodko.

- A czego zapomniałam?

- Hmm... tego też nie pamiętasz ? - po tych słowach zaśmialiśmy się oboje.

- A no tak, zapomniałam twoja bluza. - przypomniałam sobie. Zrobiło mi się trochę głupio, ale jednocześnie byłam bardzo rozbawiona.

Gdy weszliśmy do kina Cody od razu zwrócił się ku stoisku z jedzeniem.

- Popcorn? Nachosy? - zapytał

- Poproszę popcorn.

- A do picia? Cola ?

- Może być.

- W takim razie zaczekaj tu na mnie, a ja zamówię. - Cody zostawił mnie przy kasie z biletami. Z ciekawości wyjęłam telefon z kieszeni. Moją uwagę przykuł SMS od Amy.

Amy: Jak tam randka ?

Nie miałam pojęcia, czy Amy pisze to z ciekawości, dlatego, że ją to interesuje, czy chciała przekazać mi w tym pewną ironię. Tak czy tak postanowiłam napisać jej prawdę.

Do Amy: Świetnie! Cody zabrał mnie do kina na ekranizację mojej ulubionej książki. Zaraz zaczyna się film.

Włożyła telefon z powrotem do kieszeni, i podeszłam do Cody'ego, pomagając mu zabrać że sobą jedzenie i picie.

Weszliśmy na salę, i zajęliśmy miejsca w ostatnim rzędzie na film czekało dużo osób. Chwilę po tym jak usiedliśmy, zgasł światła i włączyły się reklamy. Cody przez cały czas jadł popcorn.

- Jak tak dalej pójdzie, zjesz zanim zacznie się film. - zauważyłam.

- Na szczęście mamy jeszcze jeden.

- Ja mam - poprawiłam Cody'ego.
Po kilku minutach zaczął się film. Na sali zapanowała cisza.

Film opowiadał o dziewczynie, chorującej na raka, której jedyną rzeczą przynoszącą jej szczęście jest  jej chłopak. W pewnym momencie moje oczy zalały się łzami.  Było to wtedy, gdy chłopak głównej bohaterki, oświadczył się jej w szpitalu. Cody natychmiastowo wyciągnął paczkę chusteczek z kieszeni i podał mi jedną, mówiąc:

- Nie płacz to tylko film.

Spojrzałam na niego szklanymi oczami i uśmiechnęłam się. Cody chwycił mnie za rękę. Poczułam ciepło napływające prosto do mojego serca. Do końca filmu nasze dłonie pozostały w bardzo bliskim kontakcie.

Po wyjściu z kina poszliśmy na spacer. Była już 19, ale nadal było jasno. W końcu jest lato. Rozmawialiśmy prawie o wszystkim. Zaczynając od filmu, aż przez szkołę, przyjaciół, aż do miłości. Właściwie to rozpoczęliśmy temat moich rodziców, którzy bardzo się kochali. Następnie jednak zaczęliśmy rozmawiać o byłych dziewczynach Cody'ego. Nie było ich dużo. Ja też miał nie wielu chłopaków, tak przynajmniej mówiły mi dziewczyny.

- Masz już jakiegoś chłopaka na oku ? - zapytał w pewnym momencie, chłopak, którego właśnie miałam na oku.

- Może tak, może nie. - zaśmiałam się, nie dając mu szczególnych znaków, że to właśnie o nim myślę.

- Kto to może być. - może coś podejrzewa ?

- Wiem. To pewnie Zac. - a już się wystraszyłam, że czegoś się domyśla. 

W sumie to skoro mnie tu zaprosił, to pewnie mu na nie w jakiś sposób zależy. No właśnie. W jakiś. Albo zależy mu na przyjaciółce, albo na dziewczynie, która mu się podoba. Albo nie zależy mi w ogóle, ale nie miał z kim iść do kina. Tak w ogóle to dlaczego akurat wszyscy uwzięli wie na Zac'a.

- Nie, to nie Zac. A skąd te podejrzenia ? - zapytałam.

- Od zawsze za tobą szalał, więc pomyślałem...

- To źle myślałeś - wtrąciłam mu się w zdanie.

- W takim razie, nie mam pojęcia kto to może być. - uśmiechnął się.
Około godziny 21 doszliśmy pod mój dom.

- No to chyba czas się pożegnać. - powiedziałam.

- Niestety.

Przez chwilę spoglądaliśmy sobie głęboko w oczy.

- Dziękuję. - powiedziałam. Pod wpływem chwili pocałowałam Cody'ego w policzek. On na chwilę zaniemówił, a ja oddaliłam się kawałek i dodałam.

- Papa

- Pa - uśmiechnął się. Poczekał do momentu, aż weszła do domu i poszedł w drugą stronę.

A jednak, marzenia się spełniają.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro