Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 43

Spędziłam na oddziale dwie i pół doby. Godzinę przed opuszczeniem szpitala udałam się jeszcze raz do pracowni USG, aby sprawdzić czy na pewno wszystko w porządku.

Tak się złożyło, ze na dwóch poprzednich badaniach USG, byłam nieprzytomna. Tym razem będę mogła zobaczyć maleńkie stworzenie, w moim ciele.

Po wejściu do gabinetu położyłam się na łóżko przystosowane do tego badania. 

- Niech pani zobaczy. - wskazała lekarka palcem na monitor, jednocześnie przemieszczając zimne narzędzie, w różne miejsca mojego brzuszka.

Na monitorze zobaczyłam coś, co nie wyglądało jak dziecko. Wiedziałam jednak, że to moje maleństwo.

- Tu jest główka. - pokazała pani doktor. Łzy popłynęły mi po policzkach. - Może być pani szczęśliwa. Dziecko rozwija się prawidłowo.

Tuż po badaniu, lekarka wręczyła mi kopertę ze zdjeciem dzidziusia oraz płytę, na której słychać bicie tego małego serduszka. Wyszłam z gabinetu i udałam się do sali. Wzięłam torbę z moimi rzeczami, po czym pożegnałam się z Tatianą. Wczoraj wymieniłyśmy się numerami telefonów, więc mam nadzieję, że utrzymamy kontakt.

Stojąc na korytarzu zadzwoniłam po tatę, aby po mnie przyjechał. Nie chcę znów, prosić o pomóc Eric'a. Tata oczywiście od razu się zgodził i już po piętnastu minutach czekał na mnie w holu szpitala z kubeczkiem gorącej czekolady. Ten napój to jeden z niewielu atutów szpitala.

- Jak się czujesz? - spytał tata, gdy podążaliśmy w stronę samochodu.

- Dobrze, dziękuję. - przyznałam, upijając łyk gorącej czekolady.

- Chciałem cię przeprosić, że mówiłem tak o Zac'u. Może faktycznie się pomyliłem. - może.. teraz już sama nie wiem.

- Tato, ja rozumiem, że się o mnie martwisz. Na prawdę to doceniam. - przyznałam. Dużo o tym myślałam i chyba sama martwiłabym się o córkę, gdyby spotykała się z uzależnionym chłopakiem.

- Wystraszyłem się tego, że Zac jest uzależniony. Bałem się, że cię w to wciągnie, albo coś takiego. - mówił tata, po wejściu do samochodu.

- Przecież mnie znasz i wiesz, że nie tknęłabym tego świństwa.

- Gdzie cię zawieźć? - zmienił temat.

- Jeśli chcesz, mogłabym pojechać do ciebie. - zaproponowałam, malując rzęsy przy pomocy lusterka w samochodzie.

- Oczywiście. Ale nie wiem czy ty chcesz.. bo jest u mnie Claudia. - chcę, czy nie chcę? Skoro jesteśmy siostrami, może warto się poznać.

- Bardzo chętnie ją poznam. - no może nie tak bardzo.

- Claudia robi przepyszne spagetthi.

***

Dojechaliśmy pod mój rodzinny dom. Po wejściu zobaczyłam Caludie, która przygotowywała sos do dania, o którym wcześniej wspomniał tata. Na kanapie, przed telewizorem siedziała jej córeczka. Na głowie zamiast włosów, miała chustę. Czym takie małe dzieci zasłużyły sobie na chorobę? Dziewczynka przywitała się z tatą mówiąc do niego "dziadku". Od razu wyobraziłam siebie, jak moje dziecko tak do niego mówi.

Spędziłyśmy razem już pół godziny, gdy do taty zadzwonił telefon.

- Muszę lecieć. Będę za godzinę. - stwierdził kończąc rozmowę i bez słowa wyjaśnienia wyszedł.

- A tata, jak zwykle zabiegany. - zaśmiała się Claudia. Jakie to dziwne uczucie, gdy ktoś mówi "tata" na twojego tatę.

- Głupio tak pytać, ale na co choruje Lily? - spytałam, patrząc jak dziewczynka bawi się lalkami.

- Ma raka trzustki. - od razu przypomniała mi się otwarta strona na laptopie taty. A ja myślałam wtedy, że to on jest chory. - Straszne cholerstwo.

- Bardzo mi przykro. Mała na pewno wyzdrowieje. - pocieszyłam Claudie, gdy w jej oczach pojawiły się łzy. To musi być straszne, patrzeć jak twoje dziecko cierpi.

- Mam nadzieję. Szanse na wyzdrowienie Lily są nikłe.

- Będzie dobrze. - pewnie każdy jej tak mówi.

- Pewnie nie możesz się doczekać. - Claudia spojrzała na mój brzuch.

- Nie wiem, jak sobie poradzę. Przez tą głupią amnezje, nie pamiętam swojej mamy. A teraz sama mam nią być.

- Dasz radę, to nie takie straszne, ale doskonale cię rozumiem. Po śmierci mamy, też zostałam bez pomocy. Może to mało pocieszające, ale ty masz chłopaka i tatę.

- Przepraszam, że pytam, ale na co zmarła twoja mama? - po co ja pytam o takie rzeczy? Ale ze mnie idiotka. - Nie musisz odpowiadać. - dodałam, widząc jej zakłopotanie.

- Miała wypadek. Trzech ćpunów potrąciło ją na pasach. - chyba rozumiem, dlaczego tata, tak źle oceniał Zac'a.

- Bardzo mi przykro. - powiedziałam już drugi raz w ciągu kilku minut.

- Najgorsze jest to, że tylko kierowca poszedł siedzieć. Jego syn i jakiś kolega, zamiast odpowiedzieć za nieudzielenie pomocy, wyjechali na odwyk. - dziwnie się czułam z tym, że Zac też wszedł w to gówno. I znów przed oczami stanęła mi wizja Zac'a, który potrąca kobietę na pasach. Ten cholerny sen, który mnie prześladował.

- No tak, prawo już takie jest. A gdzie był ten wypadek? - kolejne głupie pytanie.

- Przy Harisson street. - dopiero po tych słowach, to do mnie dotarło. Te pasy ze snu.

Wszystko złożyło mi się w całoś. Zac i jego ojciec, oni obaj ćpali. Jego tata jest w więzieniu, a Zac już raz był na odwyku. I ten przyjaciel. Adam? To wszystko miało by sens. Ten cholerny sen. Zac był w nim pod wpływem albo alkoholu, albo narkotyków. Czy to przypadek?

Wyszłam do łazienki, aby przejrzeć wiadomości z tego wypadku w telefonie. Moja uwagę przykuł nagłówek.

"Śmiertelny wypadek, na ulicach Chicago. Czterdziestocztero letnia kobieta, potrącona na pasach i zostawiona na pastwę losu"

Czytałam dalej.

Policja ustaliła, że za spowodowaniem wypadku stoi mężczyzna, kierujący samochodem pod wpływem narkotyków, prawdopodobnie amfetaminy. Razem z nim, w samochodzie znajdował się jego osiemnastoletni syn, oraz jego kolega. Oni również byli pod wpływem narkotyków.

Nie mogłam w to uwierzyć. Coraz bardziej wydaje mi się to możliwe. Szukając dalej, znalazłam kolejny artykuł.

"Odwyk, zamiast więzienia"

Dwoje osiemnastolatków, biorący udział w tragicznym wypadku przy ulicy Harisson st., zamiast trafić do więzienia, z zarzutami nieudzielenia pomocy, zostali umieszczeni w ośrodku leczenia uzależnień.

Przesuwając strony w telefonie, natknęłam się na coś, co potwierdziło moje obawy.

Podejrzanymi o spowodowanie wypadku, ucieczkę z miejsca zdarzenia i nie udzielenie pomocy, są: 43letni Christian N., 18letni Zac N. oraz 18letni Philip K.

Oniemiałam. Nie wiedziałam, co o tym myśleć. Kiedy już miało być dobrze, jak zwykle musiało się spierdolić. To jest chore. On powienien siedzieć. Gdyby pomógł, ona mogła by żyć. Claudia miałaby mamę, a Lily babcie. Co z nim nie tak, do cholery? Ja chciałam zakładać z nim rodzinę. Będziemy mieli dziecko. Jak mogłam się do niego, aż tak pomylić. No jak?!

Wybiegłam z łazienki, po drodze otwierając drzwi.

- Dzwoniła przyjaciółka, muszę iść. - skłamałam. Gdzie idę? Chciałam zamknąć się w pokoju i zostać Sama, dlatego postanowiłam, jechać do Eric'a. Może on mnie zrozumie, wysłucha i pomoże. Może on coś wie. Bo ja.. ja nie wiem już nic.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro