Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 40

Z domu Rachel, już na drugiej stronie ulicy było słychać muzykę. Gdybym nie znała adresu, pewnie i tak bym tam trafiła. Dom Rachel był duży. Bardzo duży. Większość znajomych z mojej byłej szkoły ma bogatych rodziców. W końcu to nie byle jaka szkoła.

- Jesteście wreszcie. - przywitały nas dziewczyny, paląc papierosy przed budynkiem. Wśród nich była Rachel.

Przez okno zobaczyłam Thomas'a. Bardzo chciałam się z nim przywitać. Zac stwierdził, że zaraz do mnie dołączy, dlatego udałam się do środka. Już od wejścia chłopacy próbowali poczęstować mnie alkoholem, na co kategorycznie odmawiałam.

- A Zac nie na odwyku? - zapytał Tom, jak tylko do niego podeszłam.

- Głośniej się nie dało? - w moim głosie zabrzmiał sarkazm. - Jest na przepustce. - odpowiedziałam po chwili.

- Powiedziałaś mu? - spojrzał na mój brzuch.

- Tak, nawet się ucieszył. - powiedziałam z radością w głosie.
- O boże. Idzie ta idiotka. - zobaczyłam Amy, zmierzającą w naszym kierunku.

- Kto? Amy? - dziwił się Tom.

- Tssa. Potem ci wszystko opowiem. - zadeklarowałam. Amy stanęła obok nas i uśmiechnęła się fałszywie.

- Ty tu sobie tak rozmawiasz z Thomas'em, a twój chłopak podrywa inne dziewczyny. - widać było, że ma dużą satysfakcję z każdego, wypowiedzianego słowa.

- Możesz się zamknąć?! - zapytałam dość agresywnie.

- Spójrz przez okno. - tak też zrobiłam.

Zac nadal stał z dziewczynami. Wyglądał trochę, jakby prosił o coś Rachel. A na koniec ją przytulił. Zrobiło mi się słabo. Ale skąd mogę wiedzieć o czym rozmawiali? To Amy ma jakieś paranoje.

- A nie mówiłam? Przeleciałby każdą, na swojej drodze.

- No na pewno nie ciebie. - po tych słowach odwróciłam się tyłem do Amy, żeby nie musieć na nią patrzeć. Pogadam z Zac'iem i wszystko się wyjaśni.

Spojrzałam na wejście i zobaczyłam Rachel, wchodzącą z Zac'iem. Nagle muzyka ucichła i oboje stali na stole.

- Uwaga! Posłuchajcie chwilę. - uciszyła wszystkich Rachel.

- Pewnie wyznają sobie miłość, przy wszystkich. - stwierdziła Amy. Była dumna i już pewnie chciała mówić "a nie mówiłam".

- Zac chciał wam coś powiedzieć. - ogłosiła i zeszła ze stołu.

- Katie. - zawołał mnie Zac, pokazując ręką, abym przyszła. Podesłałam Amy szyderczy uśmiech i wykonałam polecenie mojego chłopka.

Ze stołu widziałam, że jest o wiele więcej osób niż mi się wydawało. Zobaczyłam nawet Susan, z którą nie rozmawiałam od momentu, gdy dowiedziałam się, o zdradzie Cody'ego.

- Bez zbędnego przedłużania, chciałem wam powiedzieć, - zaczął Zac. - że mam HIV-a. - yyyy? Wszyscy patrzyli na nas jak na parę idiotów.
- Nie no, żartuje - roześmiał się, tak jak wiele osób. - będę ojcem.

- Wariat. - powiedziałam po cichu do Zac'a, po czym mnie objął.

Ludzie bili brawo i gwizdali. Mina Amy- bezcenna.

- Jeszcze jedna prośba. - spojrzałam na Zac'a, zastanawiając się co powie.

- Mamy ci kupić leki na HIV-a? - zapytał Adam, po czym znów wszyscy się roześmiali.

- W imieniu Katie, proszę, abyście nie podchodzili teraz do niej z gratulacjami i zbędnymi pytaniami. - chociaż coś. Zac dobrze wiedział, że nie lubię być w centrum uwagi.

***

Impreza rozkręciła się na dobre. Na dworze zrobiło się już ciemno. W końcu jest już prawie dwunasta. Poprosiłam Laurę, aby  przyjechała. On jeszcze nie wie nic o dziecku. Jeżeli przyjedzie, będzie jedyną dziewczyną, z którą będę mogła normalnie pogadać.

Amy jest typem osób, które lubią robić szum wokół siebie, przylizując się do chłopaków lub udając zaginioną, smutną dziewczynkę. Jak można się domyślić, udało jej się przekabacić na swoją stronę, część naszych koleżankę. Jej przewagą jest to, że chodzi z nimi do szkoły i rozmawia z nimi codziennie. Nie wiem, czego im na mnie nagadała, ale jestem pewna, że całą winę zerwania naszej przyjaźni, zwaliła na mnie. W każdym razie nie mam zamiaru się tym przejmować. Lepszy kontakt i tak mam z chłopakami, a oni nie wierzą w plotki.

Siedziałam na schodach przed domem, czekając za kuzynkę Zac'a, który zniknął gdzieś z chłopakami. Przez ponad dziesięć minut wpatrywałam się w szczęście Tom'a i Matias'a. Przez chwilę miałam ochotę do nich podejść, aby nie siedzieć w samotności, lecz nie chciałam zakłócać im serii niezliczonych pocałunków.

Postanowiłam, poszukać Zac'a i pobyć z nim, aż do przyjazdu Laury. Wychodząc zza rogu domu, zauważyłam mojego chłopaka w towarzystwie Adam'a i dwóch nieznanych mi chłopaków. Wiedziałam, że to źle wróży. Ostatnie spotkanie z Adam'em skończyło się, powrotem do domu pod wpływem narkotyków. Z ust jednego z nich, usłyszałam swoje imię. Domyśliłam się, że rozmawiają o mnie. Stanęłam w miejscu przysłuchując się temu, co mówią. Niby nie ładnie podsłuchiwać, ale mówili tak głośno, że nawet jakbym nie chciała i tak wiedziałabym o czym mówią.

- No to teraz dziewięć miesięcy w celibacie. - zaśmiał się jeden z nich. A zaraz za nim reszta, łącznie z Zac'iem.

- Ta blondyna, w różowej sukience, na pewno byłaby chętna zastąpić Katie. - powiedział Adam. Takie typowo gadanie pijanych. Albo naćpanych.

- No powiem wam, tyłek ma niezły. - stwierdził Zac. Hallo, ja tu stoję.
Miałam ochotę, to podejść, ale ciekawość nie pozwalała mi się ruszyć.

- Lepiej się za nią nie bierz, bo kolejną zapłodnisz.

- Żart sezonu. Zac i dziecko. - chłopacy wybuchli śmiechem.

- Jakby tak to przekalkulować, to nawet się opłaca. Jej ojciec ma kasę. - nie wiedziałam, że z Zac'a taki matematyk. Nie wierzę, że chodzi mu o kasę mojego taty. On już chyba sam nie wie, co mówi.

- Nieźle to sobie wymyśliłeś.

- No, ale wiesz, będziesz musiał skończyć z dragami.

- Jeszcze chwilę pościemniam o odwyku i będzie jeść mi z ręki.

Co? "Posciemniam o odwyku"?! Czyli on na nim nie był. Cały czas mnie okłamuje. Nie, nie wierzę. A miało być tak pięknie. Cholera! Zawsze wszystko musi się pieprzyć. Miałam ochotę podejść i sztrzelić mu w ryj, ale nie byłam w stanie. Poczułam się strasznie słabo. Odwróciłam się i szłam z powrotem, w stronę schodów.

- Hej Katie. - przywitała się Laura. - szukałam cię.

- Wiedziałaś?

- O czym?

- On wcale nie był na odwyku. - wyznałam. Moje oczy zalały się łzami.

- Co?!

- Słyszałam jego rozmowę z chłopakami.

- Już ja go naprostuję. - Laura ruszyła w stronę Zac'a.

- Aaaał! - dopadł mnie cholerny ból brzucha. Zgiełam się w pół. Co z moim dzieckiem?

- Jezu, Katie. - Laura podbiegła do mnie.

- Kurwa, jak boli! - coraz bardziej zginałam się z bólu. Zrobiło mi się ciemno przed oczami. 

- Siadaj. - Laura, zareagowała dość spokojnie, pomagając mi usiąść. 

- Moje dziecko! Z nim jest coś nie tak! - wydusiłam z siebie. Ból był tak silny, że bałam się, że ono umiera.

- Jakie dziecko? Jesteś w ciąży?! - przytaknęłam. - Dzwonie po karetkę, trzymaj się.

Laura nerwowo wyciągnęła telefon z torebki. Eric widząc, że siedzę na schodach i skręcam się z bólu podbiegł.

- Co jest? - zapytał nerwowo.

- Powiedz, że ono nie umrze. - prosiłam Eric'a.

- Dzwoń po karetkę! - wykrzyczał do Laury.

- Dzwonie! Dzień dobry. Ja chciałam wezwać karetkę.. - Laura odeszła kawałek dalej, podając adres i mówiąc co się stało. Było ciemno, więc na dworze było niewiele osób.

- Trzymaj się Katie. - Eric chwycił mnie za rękę. - Jeszcze chwilę.

Mimo tego, że przytakiwałam na każde jego słowo, bałam się, że nie wytrzymam. Ból nasilał się z każdą sekundą. Nie miałam siły, aby się wyprostować. Nie mogłam się ruszyć. W myślach modliłam się, aby dziecku nic się nie stało. Łzy zalewamy całą moja twarz. Nie byłam w stanie nic powiedzieć. Jedyny dźwięk, który wydobywał się z moich ust, to krzyk.

- Który tydzień?! - pytała Laura. A właściwie dyspozytorka pogotowia.

- Chyba trzeci. - stwierdził Eric, na co po raz kolejny kiwnełem głową na "tak".

Oczy zamykały mi się z bólu. Chwilami nie byłam w stanie ich otworzyć. Było mi gorąco, ale trzęsłam się jak z zimna.

- Jeszcze chwila. Wytrzymaj.

Ściskałam rękę Eric'a najmocniej jak mogłam. Po chwili zakręciło mi się w głowie. Czułam, że zaraz tracę przytomność. Laura wciąż rozmawiała z dyspozytorką, mówiąc na przemian tak lub nie.

- Laura, ona zaraz zemdleje! - krzyczał Eric. Kuzynka Zac'a natychmiast przekazała to swojej rozmówczyni.

- Pomóż jej się położyć!

Eric i Laura rozmawiali ze sobą bardzo nerwowo. Nic nie jest w stanie opisać tego, co wtedy czułam. Jedyne co było silniejsze od bólu, to strach o dziecko. Nawet przestało mnie obchodzić to, że nie ma przy mnie Zac'a.

Eric pomógł mi się położyć, a pod moją głowę podłożył bluzę. Nie wytrzymywałam. Walczyłam sama ze sobą. Robiłam wszystko, żeby nie stracić przytomności. Chcę wiedzieć co z moim dzieckiem. Muszę to wiedzieć.

Z oddali usłyszałam sygnał karetki. Z jednej strony cieszyłam się, lecz z drugiej bardzo się bałam. Czym glosniejszy był odgłos sygnału, tym bardziej traciłam kontakt. Czułam, że dzieje się coś złego. Ono nie może umrzeć. Zdążyłam je pokochać.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro