Rozdział 39
Wieczorem zadzwonił do mnie telefon.
Nieznany numer
Odebrać? W pierwszej chwili, sama nie wiem dlaczego, pomyślałam, że to Amy. Postanowiłam odebrać, najwyżej się rozłącze.
- Halo.
- Hej kochanie. - usłyszałam głos Zac'a, a na mojej twarzy pojawił się uśmiech.
- Hej. Nie spodziewałam się, że zadzwonisz. - przecież nie można mieć tam telefonów.
- Przekonałem pielęgniarkę, żeby pożyczyła mi telefon.
- A no jeśli ją przekonałeś - podkreśliłam ostatnie słowo - to bardzo się cieszę, że do mnie zadzwoniłeś.
Po około dwudziestu minutach rozmowy, Zac zapytał:
- Co robisz jutro?
- Chciałam iść do Rachel na imprezę, ale nie wiem czy to dobry pomysł.
- No to pójdziemy razem. - yyyy..co?
- Jak to razem?
- Załatwiłem sobie przepustkę.
Dawno tak bardzo się nie ucieszyłam.
- Ale jak? Laura mówiła, że ...
- Ma się ten urok osobisty.
- O której będziesz?
- Tego jeszcze nie wiem.
- I chcesz ten czas spędzić na imprezie? Nie lepiej jak pobędziemy trochę sami? Bardzo się stęskniłam.
Przynajmniej będę miała okazję, powiedzieć mu o ciąży. Nie przez telefon, lecz na żywo. Widzieć jego reakcje. Mam nadzieję, że się ucieszy.
- Powiedzmy, że rozważę twoją propozycje. Wiesz co, ja muszę już spadać. Papa.
- Pa.
Nie wiem, czy usłyszał ostatnie słowo, ponieważ bardzo szybko się rozłączył.
Już do końca dnia chodziłam bardzo szczęśliwa, co bardzo zdziwiło Eric'a. Ostatnio miał ze mną pod górkę i nie zdziwiłabym się, gdyby chciał mnie wyrzucić z domu.
***
- Zac, muszę ci coś powiedzieć. - zaczęłam. Stałam przed nim, patrząc mu głęboko w oczy. Co jeśli się nie ucieszy?
- To mów. - typowa reakcja Zac'a.
- Ja... My będziemy mieli dziecko. - wydusiłam z siebie.
- Co!? - Zac podniósł głos.
- Nie cieszysz się? - zapytałam z załamaniem w głosie.
- A powinienem?! Kogo to dziecko? Cody'ego? Eric'a?! - miałam wrażenie, że zaraz mnie uderzy.
- Zac, ono jest twoje!
- Przecież my nigdy ze sobą nie spaliśmy. Chyba masz jakieś schizy. Hahahahahaha...
Otworzyłam oczy z wielkim przerażeniem. Uff, na szczęście to tylko sen. I ten szyderczy śmiech na końcu. Przez chwilę byłam pewna, że to dzieje się na prawdę.
Spojrzałam na telefon. Dopiero szósta. Postanowiłam napisać do Zac'a. Już nie mogłam doczekać się, aż go zobacze, przytulę, pocałuje, no i powiem o dziecku. Po chwili uświadomiłam sobie, że nie mam jak do niego napisać. A właściwie to on nie ma możliwości odczytania tej wiadomości.
Ponad piętnaście minut wyobrażałam sobie, jak Zac zareaguje na wieść, że zostanie ojcem. Gdy do głowy, zaczęły wchodzić mi coraz bardziej paradoksalne scenariusze, stwierdziłam, że lepiej będzie jak już wstanę. Zabrałam ciuchy i po cichutku udałam się do łazienki, aby nie budzić mojego współlokatora. Jeszcze nie wiem co dziś ubiorę, na imprezę, lub na wyjście gdziekolwiek z Zac'iem (nadal nie wiem,co będziemy robić), chcę wyglądać zjawiskowo. Dla niego. Na razie tradycyjnie ubrałam się w dres.
Wyszłam z łazienki równie cicho, jak do niej weszłam. Tym razem podążyłam w stronę aneksu kuchennego. Początkowo rozmyślałam, nad zrobieniem sobie herbaty, lecz czajnik Eric'a, jak większość jego rzeczy, jest dość głośny. Ostatecznie napiłam się soku pomarańczowego. Coś bym zjadła, tylko że nie bardzo wiem, na co mam ochotę. Stałam oparta o blat i średnio co dwie i pół minuty, spoglądałam na zawartość lodówki.
- Niech zgadnę. Jesteś głodna, ale nie wiesz, co zjeść? - trafnie spostrzegł Eric.
Nie wiem, w którym momencie się obudził i jak długo mnie obserwuje, ponieważ byłam zbyt zajęta, rozmyślaniem na temat śniadania.
- Gdzie uczą czytania w myślach? - zaśmialismy się oboje.
- To mój wrodzony talent. - pochwalił się. - Otwórz trzecią szafkę od lewej.
- Po co?
- Są tam ogórki kiszone.
- No i?
- Kiedy kobieta w ciąży nie wie, co zjeść, na 99% ma skrytą ochotę na ogórki kiszone. - chwilami mam wrażenie, że to on jest w ciąży, a nie ja.
- Tak! - wydałam z siebie dźwięk radości. - To jest to.
Wyciągnęłam z szafki słoik ogórków. Zajadałam jeden po drugim, a Eric spoglądał na mnie jak na idiotkę.
- Jest jeszcze nutella? - zapytałam, po zjedzeniu czwartego, soczystego ogórka.
- Do ogórków? - zapytał ze zdziwieniem i rozbawieniem równocześnie.
- Moje dziecko ma dziwne gusta. - stwierdziłam.
- Jest u góry. - wskazał palcem na górną szafkę.
Otworzyłam słoik nutelli, po czym zanurzałam w nim ogórki.
- Wariatka. - stwierdził Eric.
- Chcesz trochę?
- Jeszcze mnie tak nie powaliło.
- Ej, nie słyszałeś, że kobiet w ciąży się nie obraża?
- A inne można?
- Takie suki jak Amy, to tak.
***
Impreza u Rachel miała rozpocząć się o 19:00. Jeszcze półtorej godziny wcześniej nie było Zac'a. Nie wiedziałam, kiedy przyjedzie. Z każdą minutą, niecierpliwiłam się coraz bardziej. Zdecydowałam, że zacznę się szykować.
Ubrałam na siebie czarną, krótka sukienkę, z dość dużym dekoltem. Włosy zostawiłam rozpuszczone. Zrobiłam mocniejszy makijaż niż zazwyczaj. Wyglądałam tak, jak zamierzałam. Całoś dopełniłam czarnymi szpilkami.
- Myślałem, że już nigdy nie wyjdziesz z łazienki, ale było warto czekać. - stwierdził Eric, gdy opuściłam pomieszczenie, w którym szykowałam się do spotkania z Zac'iem.
- Myślisz, że Zac'owi się spodoba?
- Zależy co masz pod spodem. - podniósł brwi kilka razy, delikatnie mi coś sugerując. - Mogę sprawdzić i ocenić.
- Haha, chciałbyś.
- Nawet nie wiesz jak bardzo.
- I chyba wolę nie wiedzieć.
Rozmowę przerwał nam dzwonek do drzwi.
- Zac! - ucieszyłam się i już chciałam ruszać do drzwi.
- Poczekaj. Schowaj się gdzieś. - hmm.. nie wiem co planuje Eric, ale może być ciekawie.
Posłusznie wykonałam jego polecenie, chowając się w łazience. Uchyliłam lekko drzwi, aby wszystko słyszeć.
- Hej stary. - powiedzieli, prawie równocześnie.
- Jest Katie? - zapytał Zac.
- Nie, a czemu miałaby tu być? - Eric brzmiał bardzo wiarygodnie.
- Bo tu mieszka.
- Nie mówiła ci? Wyprowadziła się wczoraj. - Eric tak kłamał, że sama bym mu uwierzyła.
- Nic nie wspomniała. A wiesz gdzie mogę ją znaleźć?
- Nie wiem, ale radzę poszukać w łazience. - Eric wybuch śmiechem, a ja wybiegłam z pomieszczenia, rzucając się Zac'owi na szyję.
- Hej kochanie. - powiedzie Zac między pocałunkami.
- To co robimy? - zapytałam.
- Może najpierw pójdziemy ściągnąć z ciebie te ciuszki ? - zaproponował Zac, chwytając mnie za tyłek.
- Zbyt długo się szykowałam, żeby tak szybko to zepsuć.
- W takim razie idziemy się przejść.
Pożegnaliśmy się z Eric'iem krótkim "Do zobaczenia na imprezie". Zostało nam do niej pół godziny. Jednak nie wiemy, czy na nią pójdziemy. A jeśli tak, z pewnością się spóźnimy.
Spacerując doszliśmy do plaży. Tej, na której się poznaliśmy. Było dość chłodno, jednak w ramionach Zac'a, nie czułam tego, aż tak bardzo. Zdjęłam buty, aby móc swobodnie poruszać się po piasku. W pewnym momencie zdecydowałam, że już czas powiedzieć Zac'owi o ciąży. Zatrzymałam się, trzymając Zac'a za ręce. Przez chwilę wpatrywał się we mnie, nie wiedząc czy powinien coś powiedzieć, zresztą podobnie jak ja.
- Zac muszę ci coś powiedzieć. - o boże, zaczęłam dokładnie jak w śnie. To źle wróży. Zac spojrzał mi głęboko w oczy, co dodatkowo mnie zestresowało.
- To mów. - tego się właśnie spodziewałam. Do każdej rozmowy podchodził tak samo.
- Nie wiem nawet od czego zacząć. - to nie było takie łatwe jak w śnie.
- Dalej, wal prosto z mostu. - czułam, że spodziewał się wszystkiego.
- Ja jestem w ciąży. - Zac odsunął się kawałek i patrzył na mnie z niedowierzaniem.
- Co? - zapytał, po czym na jego twarzy pojawił się uśmiech.
- Byłam u lekarza. To trzeci tydzień. - oznajmiłam już nieco spokojniej.
- Nie wiem co powiedzieć. - Zac przytulił mnie mocno, chyba na znak tego, że się cieszy. - Ludzie, będę ojcem! - krzyknął do pary, przechodzącej w pobliżu.
- Gratulacje. - usłyszałam głos w oddali.
- To znaczy, że się cieszysz? - zapytałam dla pewności.
- Nie mogę w to uwierzyć. Chodź. - pociągnął mnie za rękę. - Idziemy to uczcić, najlepiej do Rachel.
No to teraz wszyscy się dowiedzą. Skoro powiedział to obcym ludziom, nie powstrzyma się od przekazania tej wiadomości znajomym. Trochę boję się tego wpatrywania się w mój brzuch i pytań "chłopiec czy dziewczynka?". Wiem jednak, że to nieodłączny element ciąży i będę musiała się z nim zmierzyć.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro