Rozdział 34
- Jakie dziecko? - wydusiłam z siebie po chwili namysłu.
- Jest pani w ciąży. - oznajmiła lekarka. Niby się domyśliłam, ale po tych słowach, poczułam jak serce staje mi na moment. Mam 18lat !!
- Ale jak? To nie może być prawda.
- A jednak. To początek trzeciego tygodnia. Ciąża, póki co rozwija się prawidłowo. - pielęgniarka mówiła to z niesamowitym spokojem.
- Ale ja mam dopiero osiemnaście lat. Musiała się pani pomylić! - oburzałam się.
- A ja mam dwadzieścia dziewięć i w takich sprawach się nie mylę. Chcesz mogę przysłać ci psychologa.
- Nie. Chcę być sama. - odwróciłam się na bok, w przeciwna stronę do drzwi i zaczęłam płakać.
Kobieta wyszła z pokoju, zostawiając mnie samą w pomieszczeniu nazywanym "sala obserwacji 2". Leżałam na jednym z trzech łóżek. W tym najbliżej okna. Przez welfron do moich żył, przebijał się płyn, mający dodać mi sił oraz zaprzestać bólu głowy.
Nie chciałam aby ktokolwiek mnie odwiedzał, chciałam być sama. No może pozna jednym wyjątkiem.
Przez cały czas czekałam tylko za Zac'iem. Za każdym razem, gdy otwierały się drzwi, ja odwracałam się w ich stronę, ale to tylko pielęgniarki. Wchodziły i wychodziły po to, aby zobaczyć jak się czuję. Może boją się, że znów coś sobie zrobię.
Nie wiem jak powiem Zac'owi o dziecku, gdy już go zobaczę. Boję się tego, jak zareaguje. Wątpię, że chłopak, ktory lubi imprezy, alkohol, luźne życie i sport, nagle przestawi się na dojrzałego mężczyznę, opiekującego się mną i małym dzieckiem.
W pewnym momencie po raz kolejny do sali weszła pielęgniarka. Co teraz? Zmiana kroplówki czy welfronu?
- Twój chłopak prosił, abym ci to przekazała. - w ręce kobiety znajdował się mój telefon.
- Mój chłopak? - oby Zac tu był.
- Ten, który zawiadomił karetkę. - co im się ubzdurało. Że niby ja i Eric?!
- To nie jest mój chłopak - powiedziałam dość spokojnie. - Ale dziękuję. - dodałam i odebrałam telefon z rąk pielęgniarki.
- Przepraszam, on bardzo się przejmuje, więc myślałam.. - zaczęła się tłumaczyć.
- To źle pani myślała.
- Jeszcze raz przepraszam. - nic nie odpowiadając, uśmiechnęłam się trochę na przymus. Kobieta odwzajemniła gest, tyle że jej uśmiech był szczery, a następnie wyszła.
Od razu moja uwagę przykuła wiadomość od taty, który pewnie widział jak Eric przekazywał pielęgniarcę mój telefon.
Tata: Jeżeli nie chcesz mnie widzieć, to chociaż mi odpisz. Jak się czujesz?
Postanowiłam nie odpisywać, ale po około dziesięciu minutach znów usłyszałam sygnał komórki.
Tata: Rozumiem, że nie chcesz teraz rozmawiać, ale jeśli mógłbym jakoś pomóc. Proszę odpisz.
Sumienie? To miłe, że tata się martwi, ale boję się, że to tylko przez to, że jestem w szpitalu i to po próbie samobójczej.
Próba samobójcza. Jeszcze niedawno to stwierdzenie brzmiało dla mnie jak coś nienormalnego. Jak coś, czego dopuszczają się tylko osoby chore psychicznie. Słysząc to, do głowy przychodziły mi tylko osoby z silną depresją.
A teraz? Teraz zmieniło to kompletnie sens. Nie umiem wytłumaczyć tego, co wtedy czułam, ale nie zrobiłabym tego drugi raz. Minęło tylko kilka godzin, a ja już żałuję. Może to dlatego, że przekonałam się, że skoro poraz kolejny nie umarłam, to tak musi być. Wierzę, że każda osoba ma jakieś zadanie, ma cel zapisany gdzieś w gwiazdach. Moim celem póki co jest żyć.
***
Otwarłam oczy po drzemce, która wydawała się krótka. Promienie słoneczne przebiły się przez cienką szybę okna. A jednak jest już rano. Odruchowo chwyciłam telefon do ręki. Pełno wiadomości od taty o podobnej treści. Po piątej przestałam je czytać, klikałam tylko kasuj, aby nie zasmiecać pamięci w komórce. Moją uwagę przykuły jednak inne wiadomości. Jedna była od Laury.
Laura: Hej kochana, jak się czujesz? Zac nic nie wie, o twoim pobycie w szpitalu. Powinnam mu powiedzieć? Wczoraj tuż po waszej kłótni, wziął rzeczy i pojechał na odwyk. Jemu na prawdę zależy. Trzymaj się mała.
A jednak mnie posłuchał. Kamień spadł mi z serca. Tyko co powinnam teraz zrobić? Gdy powiem mu o tym co się stało, wzbudzę w nim poczucie winy, a to na pewno nie pomoże mu w walce z uzależnieniem.
Do Laura: Hej, czuję się już dużo lepiej. Wiem, byłam głupia. Nie mów Zac'owi o tym co się stało, nie chcę go martwić. Jest jedną rzecz, o której powinnam powiedzieć mu osobiście. Myślisz, że dostanie przepustkę?
O czym chcę mu powiedzieć? O tej małej istotce, żyjącej pod moim serduszkiem. Szczerze mówiąc, strasznie się denerwuje. Nie wiem też, czy powinnam powiedzieć o tym komukolwiek, oprócz Zac'a.
Kilka minut później dostałam dwa SMS-y.
Laura: Mogą go wypuścić dopiero po tygodniu. Odwiedziny też nie wchodzą w grę. To coś ważnego? Mogę jakoś pomóc?
Do Laura: To sprawa między mną, a Zac'iem, ale dziękuję.
Druga wiadomość była od osoby, od której się tego nie spodziewałam.
Tom: Rozmawiałem z Eric'iem. Za trzy godziny będę w domu. Przyjechać do ciebie?
Do Tom: Dzisiaj pewnie wyjdę, więc nie ma sensu się tu przyjeżdżać. Nie powinieneś wracać jutro?
W tym samym momencie, w którym kliknęłam wyślij, do sali wszedł lekarz, z dwoma pielęgniarkami. Poranny obchód?
- Dzień dobry. - powiedział lekarz z niezadowoleniem. No tak, jestem jedną z pacjentek, przez którą ma dodatkowe obowiązki.
- Dzień dobry.
- Jak się czujesz? - zapytał, nagle niby troskliwy. Takie pytania to w końcu część jego pracy. Tak w ogóle od kiedy jesteśmy na "ty" !?
- Już lepiej, dziękuję. Kiedy mogę wyjść?
- Zrobimy jeszcze niezbędne badania i jeśli wszystko będzie w porządku, za kilka godzin jesteś wolna. - nareszcie.
Pielęgniarki pobrały mi krew oraz zmierzyły temperaturę i ciśnienie. W między czasie dostałam kolejnego SMS-a, lecz nie chciała odczytywać póki nie pójdą. Zrobiłam to, gdy tylko opuściły pomieszczenie.
Tom: W takim razie przyjade do ciebie, jak będziesz już w mieszkaniu. Podasz adres mieszkania Zac'a ?
No tak, trochę go ominęło.
Do Tom: Nie mieszkam już z nim.
Tom: Coś się stało?
Tom: Czyli mieszkasz znów z tatą?
Do Tom: Mieszkam z Eric'iem. Nie, nie jestem z nim. Opowiem wszystko jak się spotkamy.
Wyprzedziłam pytanie, które prawdopodobnie by mi zadał.
Przez kolejną godzinę nikt nie pisał, nikt nie wchodził. Nie mam nawet telewizora. Nudy. Dobre trzydzieści razy przejrzałam Facebook'a. Ale tam też nic się nie dzieje. Nic, poza postem dodanym przez Rachel.
W sobotę impreza, u mnie o 19. Kto wpada?
Nie wiem czy powinnam. Ciągle będą wypytywać mnie o to gdzie jest Zac, albo dlaczego nie pije alkoholu. Nie mam zamiaru mówić wszystkim o ciąży, chociaż wkrótce mój brzuch i tak urośnie trzykrotnie.
Swoją drogą teraz wiem, dlaczego źle się czułam. Wczoraj dużo czytałam na temat ciąży. Złe samopoczucie, wahania nastroju, ból głowy, słaba kondycja. To wszystko objawy pierwszego trymestru. A ja tłumaczyłam sobie wszystko stresem. To była by o wiele lepsza z wersji.
Wkrótce do sali weszła moja wybawczyni, czyli lekarka przynosząca mi dobra wiadomość.
- Już za godzinę będzie gotowy wypis dla pani.
- Dziękuję. - humor jakby od razu mi się poprawił.
Tylko muszę załatwić sobie transport.
Postanowiłam, że zadzwonię do mojego współlokatora.
- Halo. - usłyszałam jego głos.
- Hej. Mógłbyś odebrać mnie ze szpitala?
- Oczywiście. Już teraz?
- Za godzinę będzie wypis.
- W takim razie, zaraz wyjeżdżam.
- Dziękuję.
- Cała przyjemność po mojej stronie.
A jest jeszcze coś.
- Tak?
- Była u mnie jakaś kobieta. Pani Miller?
- Tak, miałam dzisiaj zacząć pracę u niej.
- Dowiedziała się od twojego ojca co się stało. Chciała z tobą pogadać. Znaczy, tak mi się wydaje.
- No tak, ojciec nagle się mną interesuje.
- Nie mów tak. Przecież wiesz, że jesteś dla niego ważna. - przekonywał mnie Eric, albo tylko próbował pocieszyć.
- Jasne.
- Zaraz wyjeżdżam, także dozobaczenia. - szybka ucieczka od tematu.
- Pa.
***
Kiedy byłam już w domu odwiedził mnie Thomas. Opowiedziałam mu o wszystkich zmianach w moim życiu, oraz o odwyku Zac'a. Był bardzo zdziwiony, ile wydarzyło się przez ostatni czas. No tak, trochę to niewirygodne. Moje życie ostatnio jest jak serial paradokumentalny, albo coś w tym stylu. Gdy Eric wyszedł do sklepu zostawiając nas samych stwierdziłam, że Tom jest odpowiednią osobą, której powinnam powiedzieć o ciąży.
- Jest coś co powinieneś wiedzieć. - zaczęłam. Ręce spociły mi się jak nigdy.
- Zaczynam się bać. - stwierdził Tom.
- Obiecasz, że nikomu nie powiesz ?
- No przecież znasz mnie. - spojrzałam na Thomas'a, zastanawiając się czy dobrze, że mu o tym mówię. - Na mały paluszek. - dodał, unosząc palec w górę.
- No bo, jak byłam w szpitalu... Rozmawiałam z pielęgniarką. - ciagnęłam niepewnie.
- Mów szybciej, bo zaraz wyjdę z siebie i stanę obok - poganiał mnie przyjaciel.
- Jestem w ciąży. - postanowiłam powiedzieć prosto z mostu. Tom spojrzał na mnie jak na jakiegoś ufoludka, po czym skierował wzrok na mój brzuch.
- Ale jak? - zapytał.
- Myślałam, że wiesz jak się robi dzieci. - powiedziałam poważnie, chociaż mogło zabrzmieć trochę śmiesznie.
- Gratuluję! - Thomas najwyraźniej bardzo się ucieszył. Może dlatego, że to nie on przez dziewięć miesięcy będzie nosił dziecko pod sercem, a później opiekował się nim przez (być może) kilkadziesiąt lat.
- Chyba nie ma czego.
- Od zawsze chciałaś mieć duża rodzinę.
- Tak, ale nie w tym wieku. Ani ja ani Zac nie pracujemy. Po za tym on jest... uzależniony.
- Pracę zawsze można znaleźć, a jeśli chodzi o uzależnienie. - Thomas zawachał się chwilę. - On z tego wyjdzie. - dodał, glaszcząc mnie po ramieniu.
- Już widzę te nie przestanę noce i obsrane pieluchy. - mówiłam sarkastycznie.
- Popatrz na to z innej strony. Wiesz jakie to piękne uczucie, gdy ktoś powie do ciebie mamo? - taa, bo on wie to najlepiej.
- Nie.
- No ja też. - roześmialiśmy się.
- Co wam tak wesoło? - zapytał Eric, wracając do mieszkania. Jego powrót zakończył rozmowę o dziecku. Chociaż wkrótce i jemu będę musiała powiedzieć, że teraz ma dwóch współlokatorów.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro