Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 32

- Obiecywałeś!? - wykrzyczałam, a Zac spojrzał na mnie niewiedząc co powiedzieć. Nie dziwię się. Sama bym nie wiedziała.

Chłopak podniósł torebeczkę i wsunął do kieszeni. Przecież nie może się zmarnować.

- Kochanie, to nie tak. - chwycił mnie za rękę, próbując na spokojnie wszystko wytłumaczyć.

- A jak? Elfy ci to podrzuciły? A może to cukier puder? - zadawałam coraz bardziej paradoksalne pytania. Odsunęłam się na minimum pół metra, odpychając tym samym rękę Zac'a.

Nie mogłam wytrzymać z nerwów. Miałam ochotę przywalić mu w twarz. A później uciec. Gdziekolwiek.

- Kochanie, miałem chwilę słabości, kompletnie nie mogłem skupić się na treningu. - mówił nerwowo. - Kupiłem je, ale ich nie wziąłem.

- Skąd mam wiedzieć, że nie kłamiesz? - wykrzyczałam.

- Uwierz mi, staram się z tym walczyć. Przysięgam. - znowu?!

- Przysiegasz, obiecujesz, a potem co? Ciągle robisz to samo. Jesteś skończonym dupkiem. - już chciałam go uderzyć, ale Zac chwycił moja rękę.

- Ale ja naprawę już nie biorę. Dlaczego mi nie wierzysz?

- Dlaczego?! Jeszcze pytasz?! Może dlatego, że ty ciągle kłamiesz! Ciagle mnie oszukujesz! A jak ci wierzę jak takie naiwne dziecko. - wyrwałam się i odsunęłam jeszcze dalej.

- Kocham cię, Katie. Nie oszukał bym cię.

- Ciągle to robisz.

- Ale ja...

- Przestań się pogrążać. - odwróciłam się i szybkim krokiem szłam w stronę przystanku.

- To nie jest takie proste. Ale ja pójdę na terapię. - Zac ruszył za mną.

- Pogadamy jak wyzdrowiejesz.

- Ale ja jestem zdrowy.

- Ty masz problem. Poważny problem. Nie mogę być z kimś to ciągle mnie oszukuje.

- Nie kochasz mnie, pawda?

- Żałosny jesteś. - szłam coraz szybciej.

- Jak się kogoś kocha, to się mu ufa i wierzy. - zaczął zrzucać winę na mnie.

- Jak się kogoś kocha, to się go nie okłamuje, do cholery!

- Obiecuję, nie wezmę tego świństwa, ale proszę nie zostawiaj mnie znów. - jego głos zmienił się w błagalny głosik małego chłopca.

- To ja ci obiecuję... Że nie odezwę się do ciebie, póki nie zapiszesz się na poważny odwyk!

- Ale ja zapisałem się do grupy wsparcia.

- Masz iść na odwyk, a nie na pogaduszki dla zagubionych, rozumiesz?

- Katie, poczekaj. - Zac próbował mnie zatrzymać.

- Pani Miller na pewno zna jakiegoś terapeute - podałam mu wizytówkę mojej przyszłej pracodawczyni.

- Zrobię wszystko, tylko proszę nie przekreślaj mnie.

Nie odpowiedziałam już nic, po prostu pobiegłam. Gdzie? Do końca sama nie wiedziałam. Eric pewnie jeszcze nie wrócił, a ja nie chce siedzieć w pustym mieszkaniu. Może powinnam jechać do taty?

Ale co ja mu powiem, skoro i on mnie okłamuje ? Może jak już jestem w trakcie wyjaśniania wszystkiego to i tę sprawę wyjaśnię?

Dlaczego wszystko jest takie niesprawiedliwe? Wypadek był najgorszą rzeczą jaka mogła mi się przytrafić. Nie wiem czy kiedykolwiek dowiem się jaka byłam tak naprawdę. Nie mam pojęcia kto mówi prawdę, a kto kłamie. Nie wiem o co kłócili się rodzice przed wypadkiem. Może oni w ogóle się już nie kochali. Chyba, że kłócili się o te kobietę. Co ja im wszystkim zrobiłam? Dlaczego wszystko jest takie niesprawiedliwe ?

***

Skręciłam w uliczkę, na której mieszka mój tata. Już na samą myśl, czego mogę się dowiedzieć, zrobiło mi się słabo. Zbliżając się do budynku, zauważyłam zatrzymujący się przy nim samochód. Stanęłam w miejscu, wyczekując na to, co może się zaraz wydarzyć. Szczerze? Miałam złe przeczucia.

Z samochodu wyłoniła się rudowłosa kobieta. Ta, którą widziałam u niego w domu. Tata wyszedł z domu, bardzo szczęśliwy. Oddaliłam się kawałek, żeby mnie nie dostrzegł. Czułam się jak detektyw.

Kobieta otworzyła tylne drzwi auta i wyciągnęła z niego dziewczynkę. Kilkulatka pobiegła prosto w objęcia taty. Mojego taty... Albo raczej naszego taty.

***

Wróciłam do domu cała zapłakana. To wszystko chyba zaczęło mnie przerastać. Już nawet nie wiem, do kogo zwrócić się z pomocą. Zamknęłam za sobą drzwi i zaczęłam wyć. Nie płakać, wyć. Milion myśli przeleciało mi przez głowę. A wśród nich ta jedna.

Może lepiej byłoby ze sobą skończyć. Brak problemów, brak kłamstw, brak, po prostu brak. Może chociaż mama powiedziałaby mi prawdę. Nie mam już nic. Przestałam czuć się potrzebna, przestałam czuć się kochana, przestałam czuć cokolwiek. Tak będzie lepiej. Dla wszystkich.

Podbiegłam do kuchni, nerwowo szukając jakichkolwiek leków. Wyciągałam z szafki tabletki przeciwbólowe. Otworzyłam opakowanie, przy czym większość z nich wyleciała na podłogę. Jestem tak beznadziejna, że nawet to mi nie wychodzi.

Połykałam tabletki popijając winem, stojącym przedtem na blacie. Przez cały czas powtarzając sobie "tak będzie lepiej". Chcę zasnąć. Cholernie chcę zasnąć. Na zawsze. To koniec, tak musi być. Bo tak będzie lepiej.

Poczułam jak kręci mi się w głowie, ale co z tego, skoro i tak nie umieram. Chcę umrzeć do cholery! Ja nie chce już żyć!

Kolejne opakowanie tabletek. Ręce trzęsły mi się jak nigdy. Jedna tabletka po drugiej. Nie chcę żyć, nie mogę.

Nogi zrobiły mi się jak z waty. Powieki przybrały kilka kilogramów. Zsuwałam się na ziemię pomału, tak jak prowadziły mnie aniołki. Zaraz mnie stąd zabiorą i wszystko będzie w porządku.

Tak będzie lepiej, tak będzie lepiej, tak będzie...
  

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro