Rozdział 31
Rano obudził mnie telefon. Spoglądając na wyświetlacz telefonu, zauważyłam, że dzwoni tata.
- Halo. - powiedziałam zmęczonym głosem.
Dopiero po chwili uświadomiłam sobie jak bardzo jestem na niego zła. Ale nie, nie będę na niego krzyczeć i żądać wyjaśnień przez telefon. Poczekam, aż się spotkamy.
- Hej, córeczko. Dzwoniłaś do mnie dużo razy i chciałem spytać dlaczego. - hmm... bo nie miałam gdzie mieszkać.
- Cześć. Chciałam tylko cię odwiedzić. - powiedziałam po chwili zawachania. Przecież nie powiem mu prawdy. Z reszta i tak już wszystko w porządku.
- Byłem u babci i nie wzięłam telefonu. - u babci. Młoda ta moja babcia.
- Muszę kończyć. Pa. - pożegnałam się, nie chcąc powiedzieć nic niestosownego.
Zanim tata zdążył odwzajemnić moje pożegnanie, rozłączyłam się.
Kłamstwo za kłamstwem. Ściema za ściemą. Oszustwo za oszustem.
A gdzie ta cała sprawiedliwość o której się ciągle mówi? A gdzie te wartości jakimi są szczerość i zaufanie? Chwilami mam wrażenie, że całe moje życie to jedno wielkie kłamstwo.
Może tak na prawde nazywam się Angelina Jolie, mam męża i dwójkę dzieci, którzy najwyraźniej się do mnie nie przyznają. A może przed wypadkiem wierzyłam w Allaha i brałam udział w atakach terrorystycznych, po czym zmieniłam tożsamość, aby działać z ukrycia.
Pogrążając się w coraz bardziej chorych myślach, zorientowałam się, że najprawdopodobniej jestem sama. Wstałam z łóżka, i odwiedziłam każde z pomieszczeń, aby utwierdzić się w moich przekonaniach. No i miałam rację.
Wróciłam do pokoju, aby wsunąć na siebie moją ulubioną stylizację, czyli przewygodny dres. Następnie udałam się do łazienki. Stanęłam przed lustrem, aby przez następne pięć minut wpatrywać się w moje odbicie.
Nadal nie mogę przyzwyczaić się do moich blond włosów oraz braku grzywki.
Uśmiechając się sama do własnego odbicia, usłyszałam dźwięk przechodzącego SMS-a. W biegu upiełam włosy w koka.
Oczywiście po drodze do telefonu, potknęłam się o własne nogi, przez co prawdopodobnie na moim ciele już wkrótce pojawi się siniak.
Zac: Już wstałaś księżniczko?
Zauważyłam na wyświetlaczu swojego telefonu. Po chwili zorientowałam się, że już dziesiąta. Na prawdę tak długo spałam?
Nie pamiętam kiedy zasnęłam. Nie pamiętam również kiedy poszedł Zac i czy było to w nocy, czy rano.
Do Zac: Tak. Nawet nie wiem kiedy poszedłeś. :/
Zac: Starałem się, żeby cię nie obudzić. Byłem cichutko jak myszka. <333
Do Zac: Ty i cicho? Coś nowego.
Zac: Dla ciebie wszystko. Zaraz mam trening. Zadzwonię później <333
Do Zac: Będę czekać :*
Odłożyłam telefon na półkę przy łóżku i wróciłam do łazienki. Spełniłam codzienny rytuał, malując rzęsy oraz myjąc zęby. O dziwo nie byłam głodna. To nawet dobrze. Przez ciągłe siedzenie w domu i stres trochę mi się przytyło.
Ponownie chwyciłam komórkę, aby skontaktować się z Laurą. Umówiłam się z nią na bieganie tam gdzie zawsze, czyli w parku.
Kuzynka Zac'a od razu się zgodziła. Praktycznie byłam już gotowa, więc chwilę później mogłam wyjść z domu.
Przebiegałyśmy dopiero kilkaset metrów, a ja już zrobiłam się zmęczona. Dlaczego? Sama nie wiem. Po prostu brakowało mi sił. Usiadłam na ławce, popijając wodę. Laura upewniła się czy wszystko w porządku i po moich zapewnieniach, że tak właśnie jest, ruszyła dalej.
Siedząc samotnie na ławce odebrałam telefon. Nie był on ani od Zac'a, ani od taty, lecz od p.Miller. Zapomniałam, że miałam się z nią skontaktować w sprawie pracy.
- Halo. - odebrałam połączenie.
-Dzień dobry, Katie.
- Dzień dobry.
- Dzwonie, żeby ci powiedzieć, że moją propozycja jest nadal aktualna, więc jeśli chcesz u mnie pracować...
- Od kiedy mogę zacząć? - przerwałam.
- Możesz nawet od jutra. Wyślę ci adres oraz godzinę SMS-em.
Po tych słowach pożegnałam się z p. Miller.
- Już lepiej? - pobiegła Laura, a ja przytakłam i ruszyłam tak szybko, jak tylko mogłam. - Nie tak szybko!
***
Gdy wróciłam do domu, nadal nikogo w nim nie było. Zjadłam kanapkę z serem, a następnie poszłam pod prysznic.
Wracając do salonu, zobaczyłam nieodebrane połączenia od Zac'a. Wybrałam przycisk "oddzwoń"
- No hej, dzwoniłeś? - po co pytam, skoro wiem?
- Chciałabyś się spotkać?
- Teraz? - spojrzałam na swoje odbicie w lustrze na korytarzu.
- Za pół godziny w centrum?
- Randka?
- Randka.
- Nie za wcześnie na randkę? - zapytałam zważając na to, że dopiero po czternastej.
- Będziemy mieć więcej czasu.
- Na?
- Na co tylko będziesz chciała.
- Brzmi bardzo kusząco. - uśmiechnęłam się praktycznie sama do siebie, po czym dostrzegłam bluzę Zac'a wiszącą na wieszaku.
- To do zobaczenia, księżniczko.
- Zapomniałeś... - usłyszałam dźwięk zakończonego połączenia.
Odłożyłam telefon na szafkę i udałam się do łazienki. Hmm.. spotkanie. Tylko jak właściwie powinnam się ubrać? Może ubiorę sukienkę? Nie, wydaje mi się, że będzie mi w niej za zimno. Po za tym Zac nie mówił, że mam się ubrać odświętnie. W sumie to nic nie mówił.
Po krótkim namyśle wsunęłam na siebie swój ulubiony zestaw, zaraz po dresie, czyli obcisłe czarne jeansy oraz czarny t-shirt. Nie, wyglądam w tym zbyt normalnie - pomyślałam. Ściągnęłam koszulkę, i przebrałam ją na białą koszule. Teraz wyglądam jak na apel z okazji zakączenia roku szkolnego.
Zostało mi jakieś dziesięć minut do wyjścia, a ja nie byłam ani pomalowana, ani nie wiedziałam co ubrać.
Nie miałabym czasu na wyprasowanie czegokolwiek, dlatego ostatecznie wsunęłam na sobie granatową sukienkę, z wycięciem na plecach. Pierwszy raz od wypadku mam ją na sobie.
Pobiegłam do łazienki, aby zrobić makijaż. Pomalowałam rzęsy w ekspresowym tempie, oraz użyłam trochę fluidu, aby ukryć niedoskonałości. Usta pomalowałam blyszczykiem.
Na nogi założyłam czarne klasycznie szpilki oraz skórzaną kurtkę. Po tym byłam już gotowa. Ściągnęłam tylko bluzę Zac'a z wieszaka i wyszłam, zakluczając je za sobą drzwi. Klucze zaniosłam do sąsiadki z naprzeciwka, tak jak prosił Eric.
***
- Hej kochanie. - przywitał mnie Zac, gorącym pocałunkiem.
- Hej. Długo czekasz? - fakt spóźniłam się z dwie minuty, ale to chyba nie tragedia?
- Przed chwilą przyszedłem. Masz tą sukienkę. - Zac patrzył na mnie jak zaczarowany, a uśmiech nie schodził mu z ust.
- Tą?
- Miałaś ją na sobie kiedy się poznaliśmy. Szłaś plażą z Susan i Amy, a ja..
- A ty z Adam'em graliście w siatkówkę.
- Właśnie tak.. ale to było. Pamiętasz?
No właśnie, ja coś pamiętam. Znowu coś pamiętam. Nagle poczułam się, jakbym obejrzała film że swojego życia, w mega przyspieszonym tempie.
- Patrzyłeś na mnie bardzo długo, a później podeszłeś, zapytać czy zagramy z tobą. Pocałowałeś mnie..
- A ty odeszłaś, bez słowa.
- Bo czekałam na Cody'ego.
Wakacje. Miesiąc przed wypadkiem? Może kilka tygodni. Wyszłam na plaże po kłótni z taty z mamą. Nie wiem o co się kłócili. Kłócili się często. Nie mogłam tego znieść, dlatego wybiegłam. W tej sukience. W czarnych trampkach i okularach przeciwsłonecznych.
- Wszystko okej? - zapytał Zac.
- Tak. Zamyśliłam się. - i przypomniałam sobie dzień, w którym się poznaliśmy.
- Moja bluza? - zapytał chłopak, wskazując palcem na część garderoby, którą trzymałam w ręce. W jego głosie było słychać zdenerwowanie. Niby zapytał, ale pewni wiedział, że to jego.
- Tak, zapomniałeś wziąć. - Zac praktycznie wyrwał mi bluzę z rąk.
Spojrzałam na ziemię. Leżała na niej torebeczka z białym proszkiem, która prawdopodobnie wyleciał z kieszeni bluzy Zac'a. Obiecywał...
Przepraszam, za długa nieobecność, jednak z powodów prywatnych, nie byłam w stanie pisać. Teraz postaram się dodawać rozdziały regularnie. Queen_Patysia 💕
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro