Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 26

Następnego dnia rano, obudził mnie głos Laury.

- Katie, Katie wstawaj. - mówiła z entuzjazmem.

- Zamknij się i daj nam spać. - skomentował wyraźnie niezadowolony Zac.

- Co? - zmieniłam pozycje z leżącej na siedzącej i z trudem otworzyłam oczy.

- Pamiętasz jak oglądałyśmy te sukienki Chanel w internecie?

- No i co? - faktycznie je oglądałyśmy. Były bardzo piękne, ale strasznie drogie.

- Dziś wieczorem odbędzie się ich pokaz. I... - Laura nie posiadała się że szczęścia.

- I? - powtórzyłam. Taki bilet na pokaz jest pewnie dwa razy droższy od niejednej z sukienek.

- I mam bilety. - kuzynka Zac'a wyciągnęła zza pleców dwa bilety. Byłam zbyt zmęczona, aby cieszyć się razem z nią, jednak zawsze chciałam widzieć taki pokaż na żywo. Wiedząc, że już nie zasnę, wstałam i razem z Laurą pomknęłyśmy w stronę salonu.

- Drzwi! - krzyknął Zac, gdy opuszczałyśmy pomieszczenie.

- Jak udało ci się je kupić? No i pewnie były drogie co nie? - pytałam z niedowierzaniem. Na takie pokazy zazwyczaj chodzą znane lub bardzo bogate osoby.

- To mało istotne. Ważne, że tam będziemy. - wręcz skakała z radości. Bardzo ciekawiło mnie skąd ma wejściówki, ale skoro nie chce mówić, to nie będę dociekliwa. Może uda mi się od niej wyciągnąć, o co kłóciła się z moim chłopakiem, bo od Zac'a raczej tego nie wyciągnę.

Jeszcze przez chwilę rozmawiałam z Laurą, na temat pokazu, po czym poszłam się ubrać. Oczywiście usłyszałam pretensje, gdy tylko zapaliłam światło. Typowy facet. Wszystko mu przeszkadza.

- Ty też mógłbyś już wstać. - zaproponowałam.

- A która godzina?

- Wpół do dziesiątej. - odpowiedziałam, zabierając Zac'owi poduszkę spod głowy.

- Dopiero? - Zac położył drugą poduszkę na głowę.

- Jedziesz ze mną na obiad do taty? - zaproponowałam. Chyba powinni się bliżej poznać. Tata na pewno byłby zadowolony.

- No mogę. - odpowiedział z niechęcią.

- Patrząc na twój optymizm, chyba pojadę sama. - powiedziałam ironicznie, wychodząc z pokoju.

Po południu zadzwoniłam do taty, aby potwierdzić przybycie. Jeszcze pięć minut przed wyjściem nie wiedziałam czy jadę sama, czy z Zac'iem. Ostatecznie jednak Zac zgodził się jechać ze mną.
Widziałam, że robi to tylko dla mnie.

- Dzień dobry. - dwaj najważniejsi mężczyźni w moim życiu, przywitali się ze sobą tak jakby trochę nieśmiale.

Tata zrobił nam kawę oraz poczęstował nas ciastkami.  Na początku było dość miło. Wszystko zepsuło się, gdy tata zaczął zadawać mojemu chłopakowi niewygodne pytania.

- Czym się zajmują twoi rodzice. - Taa, podstawowe pytanie.

Zac nigdy nie rozmawiał o swoich rodzicach, a ja nie chciałam wypytywać. Wiem tylko, że nie ma z nimi kontaktu.

- Mój tata jest w więzieniu. A z mamą, nie mam kontaktu. - przyznał. Zrobiło mi się go trochę żal. Nie miałam o niczym pojęcia.

- Dlaczego nie masz z nią... - zaczął tata. Widziałam, jak momentalnie z twarzy Zac'a schodzi uśmiech.

- Tato. - przerwałam, pouczając cicho tatę.

- A ty studiujesz? - boże, co za przesłuchanie.

- Tak, chodzę do Harwood Hts. Gram w kosza.

- A jakieś plany na przyszłość? W końcu sport to nie zawód. - no tak, bo Cody był lepszy. W końcu uczył się za lekarza, a nie biegał za piłką.

- Grając w kosza też można wiele osiągnąć. - stwierdziłam, aby wybronić Zac'a.

Jego spojrzenie mówiło tylko "błagam, zabierz mnie stąd." Byłam zła na tatę. Wiem, że w głowie porównywał Zac'a do mojego byłego chłopaka. Czy ja nie mogę być z kim chce? Tata oczywiście nie widział nic złego w swoich pytaniach i wciąż kontynuował.

- Podobno masz mieszkanie w dzielnicy Lincoln Park. - Zac przytaknął. - Skąd wziąłeś na nie pieniądze? 

- Tato, wydaje mi się, że to nie twoja sprawa. - postanowiłam zakończyć tą żałosną serię pytań. - Po za tym, musimy już iść. - Zac, spojrzał na mnie, a jego oczy mówiły "dziękuję". Było mi głupio, przez pytania taty.

- Przepraszam za niego. - powiedziałam, gdy wyszliśmy w domu.

- Nic się nie stało, nie twoja wina. - wina może nie moja, ale mój tata.

***

Pokaz zaczynał się o 19:00. Laura nie mogąc się doczekać, była gotowa już godzinę wcześniej. Następnie, zadbała o to, abym ja też wyglądała przepięknie. Nieskromnie powiem, że nawet jej się to udało.

- Wiem, że nie kłóciliscie się o sprzątanie. - Powiedziałam, w drodze na pokaz. Mimo tego, że wczoraj postanowiłam się nie wtrącać, nie dawało mi to spokoju.

- Myślę, że powinnaś pogadać o tym z Zac'iem, nie ze mną. - stwierdziła.

- Mam się czego obawiać? - już Sama nie wiedziałam, co o tym myśleć.

- Spokojnie. Myślę, że wkrótce sam ci powie. - no mam nadzieje.

Na pokazie faktycznie było dużo znanych ludzi, dlatego tym bardziej nie miałam pojęcia, skąd Laura ma wejściówki. W każdym razie było wspaniale. Bawiłyśmy się świetnie. Do tego te sukienki. Cudowne.

Pokaz trwał bardzo długo, dlatego że po nim, była jeszcze wystawa i targi sukienek, na które i tak nie było nas stać. Do mieszkania wróciłyśmy około 23:00.

Gdy otworzyłyśmy drzwi bloku od razu usłyszałyśmy głośną muzykę. Nie wiedziałyśmy skąd dochodzi. Dopiero wchodząc na 3 piętro, na którym mieszkamy, zorientowałyśmy się, że muzyka gra w naszym mieszkaniu.

- Panie tam mieszkają? - zapytała nas jakaś kobieta na schodach.

- Tak. - odpowiedziałyśmy równo z Laurą.

- To niech panie wyłączą tą muzykę, moje dziecko chce spać. - rozkazał nam kobieta. Wcale jej się nie dziwię.

Wchodząc do mieszkania, zobaczyłam Adama i Scot'a.

- Co tu się do cholery dzieje? - zapytała Laura.

- Wyłączcie tą muzykę. Ludzie chcą spać. - dodałam.

- Dziewczynki miałyście być później. - stwierdził Adam.

- A ciebie wcale nie miało tu być! - krzyknęła Laura, wyłączając magnetofon.

- Kochanie, wróciłaś do mnie. - Scot zaczął kleić się do kuzynki Zac'a.

- Odsuń się, bo śmierdzisz wódką.

- Gdzie jest Zac? - zapytałam, nie widać go nigdzie.

- W łazience. - Adam wybuchł śmiechem.

- Laura, podejdź na chwilę. - zawołałam ją, gdy dostrzegłam biały proszek na blacie.

- Adam wyjdź stąd! - Laura wyraźnie się wkurzyła i wywaliła Adama za drzwi.

Scot jednak nie wyglądał jakby ćpał. A Zac? No właśnie Zac. W szybkim tempie pomknęłam do lazienki, gdzie się znajdował. Otwierając drzwi, zobaczyłam mojego chłopaka ledwo przytomnego. Siedział na ziemi. Wyglądał strasznie.

- Obiecałeś. - w moich oczach pojawiły się łzy. Byłam cholernie zła na niego. Obiecywał, przepraszał. Jasne. W sumie przez chwilę miałam w dupie to, jak on się czuję i zostawiłam go tam samego.

Gdy wyszłam z pomieszczenia, chłopaków już nie było.

- Co jest? - zapytała Laura.

- Co jest? - powtórzyłam. - Twój naćpany kuzyn ledwo kontaktuje.

Laura wybiegła do łazienki i ile sił w gardle darła się na Zac'a. Ale co to da? Jutro i tak nie będzie nic pamiętał. Jakimś cudem Laurze udało się zaprowadzić Zac'a na kanapę. Gdyby nie ona, całą noc spałby na zimnych płytach, obok kibla.

To co, teraz tak ma wyglądać co drugi wieczór z Zac'iem? Coraz bardziej przekonuję się, że wcale go nie znam.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro