Rozdział 2
Leżałam samotnie na sali, wpatrując się w szare nudne, ściany. Było tu tak przytłaczająco. Jak pacjenci mają wrócić do zdrowia, jeżeli na ścianach nie ma ani grama optymizmu?
W pokoju stały jeszcze dwa łóżka. Niestety były puste. Nie było nawet na kogo popatrzeć. Zostały mi tylko te nudne ściany, albo zasłonięte zieloną zasłoną okno. Nie miałam pojęcia jaka dziś pogoda, pora roku, pora dnia. Nie wiedziałam czy jest rano, czy wieczór. Rozejrzałam się po sali, poszukując zegara. I nic. Ani śladu. Świetnie.
Miałam nadzieję, że niedługo pozwolą tacie wejść na sale i czegoś się dowiem. Może wejdzie ktoś jeszcze. Może jakaś rodzina. Albo przyjaciele, znajomi. Napewno kogoś mam.
Nieustatnie próbowałam sobie coś przypomnieć. W pewnym momencie moje powieki zrobiły się ciężki. Mimo tego, że przespałam kilka tygodni, poczułam się zmęczona. Dziwne uczucie. Ciekawiło mnie, czy tak właśnie czuję się nowo narodzone dziecko. Zapadłam w sen.
Obudził mnie dźwięk otwierajacych się drzwi. Do sali wszedł lekarz z dwoma młodymi pielęgniarkami. Wspólnie podeszli do łóżka.
- Jak się czujesz? - zapytał doktor Colins. Takie nazwisko przeczytałam na plakietce, której wczoraj nie potrafiłam dostrzeć.
- Nie jest źle. - odpowiedziałam. To pierwsze słowa, które wypowidzialam od wczoraj. A właściwie od wypadku.
Jedna z pielęgniarek podeszła do mnie, niepewnie przykładając mi termometr do głowy. Powtórzyła czynność trzykrotnie.
- 38.1℃, panie doktorze. - zwróciła się do lekarza.
- Dajcie jej paracetamol i 300ml glukozy. - odpowiedział, podchodząc do okna.
- Odsłonie ci żaluzje, żebyś widziała trochę świata. - dodał.
- Co się właściwie stało? - zapytałam.
- Wracałaś z wakacji z mamą, padał deszcz, twoja mamą straciła panowanie nad kierownicą.
- Zmarła?
- Przykro mi. - dopiero po tych słowach uświadomiłam sobie, że nie mam mamy. I może nigdy nie dowiem się, jak to jest ją mieć. Jeżeli sobie nie przypomnę.
- A rodzeństwo? - zapytałam, przypominając sobie słowa taty, że zostałam mu tylko ja.
- Z tego co wiem jesteś jedynaczką, o resztę pytaj ojca, nie znam życiorysu każdego pacjenta. - uśmiechnął się.
Pielęgniarka przyczepiła mi kabelek od kroplówki do welfronu.
-Naprawdę nie wie pan nic więcej ? - pytałam nadgorliwie
-Pochodzisz z Chicago, gdy byłaś w śpiączce przyjeżdżała do ciebie jakaś dziewczyna, prawdopodobnie twoja koleżanka. Oprócz tego jest 12 sierpnia 2016.
- Czy mógł by ktoś powiesić zegar? Kompletnie nie mam poczucia czasu.
- Zobaczę, co da się zrobić. - po raz kolejny uśmiechnął się, po czym wyszedł z razem z pielegniarkami, które przez całą naszą rozmowę zajmowały się zupełnie czymś innym.
I znów zostałam sama.
Piętnaście minut później, weszła jakaś pani, aby powiesić zegar na ścianie. Był dość duży i miał kolor niebieski. Zresztą był bardzo ładny i dodawał pozytywnej energii w tym przytłaczajacym pokoju.
Nikt nie powiedział mi, jak długo tu będę. W sumie oprócz tej idiotycznej amnezji, to nic mi nie jest. Prawie nic. Zauważyłam, że moja lewa ręka jest w gipsie, pewnie złamana. No i jeszcze mam gorączkę, ale nie odczuwam tego. Czuję, że lepiej będzie mi w domu. Może tam sobie coś przypomnę.
Minęło kilka godzin od wizyty lekarza. Na zegarze zobaczyłam, że jest 11:20. Gdy czułam, że z nudów zamykają mi się oczy, do sali wszedł tata. Ucieszyłam się. Dopiero po chwili zobaczyłam, że stoi za nim jakaś dziewczyna. Wyglądała, jakby była w moim wieku. A nawet trochę starsza. Jej długie blond loki zakrywały jej połowę twarzy. Była szczupła i mierzyła około 170cm. Oczy miała niebieskie jak ocean.
- Hej córeczko, jak się czujesz ? - przywitał się tata. Zanim zdążyłam się przywitać. Odwrócił się lekko za siebie i dodał. - To twoja przyjaciółka Amy.
- Hej, jak się cieszę, że się obudziłaś, tak bardzo tęskniłam. - Z każdym słowem Amy miała coraz więcej łez w oczach. Podeszła bliżej i spojrzała mi głęboko w oczy.
- To wy porozmawiajcie, a ja pójdę pogadać z doktorem. - powiedział tata.
- Amy usiądź sobie. - dodał. Jak powiedział, tak zrobiła. Moja przyjaciółka usiadła obok mnie.
- Bądź tak miła i powiedz mi co o mnie i o moim życiu. - poprosiłam, licząc, że chociaż teraz czegoś się dowiem.
- Poznałyśmy się cztery lata temu, kiedy przeprowadziłam się na przeciwko twojego domu. - zaczęła. Miała taki miły głos. Od razu poczułam między nami jest jakaś więź.
- Chodziłyśmy do pobliskiej szkoły, masz bardzo dużo znajomych. Ludzie naprawdę cię lubią. Po wakacjach pójdziemy do najlepszej szkoły w mieście. Zapomniałam dodać, że genialnie się uczysz. Jesteś bardzo mądra. - nie przestała mówić. Mówiła szybko i dynamicznie. Miała w sobie pełno entuzjazmu.
- A miałam chłopaka? - zapytałam.
- Kiedyś miałaś, ale to było dawno. Od pewnego czasu jesteśmy szczęśliwymi singielkami. - zaśmiała się.
- Bym zapomniała, przyniosłam trochę naszych zdjęć. - powiedziała, wyciągając zdjęcia z czarnej klasycznej torebki, pasującej do białego t-shirtu, który miała na sobie.
Razem oglądałyśmy nasze wspólne zdjęcia przez około 15minut. Amy komentowała każde z nich i próbowała przywołać wspomnienia. Ale nic z tego. Nadal nic nie kojarzyłam. Na fotografiach dostrzegłam, że mam długie brązowe włosy. Dotychczas tego nie zauważyłam, ponieważ moje włosy są upiętę w koka. Przy lustrze też jeszcze nie byłam. Zdjęcia przedstawiały zazwyczaj tylko mnie i Amy. Na niektórych z nich znajdowali się jeszcze inni znajomi. Amy mówiła mi trochę o każdym z nich. Kiedy spojrzałam na jedną z fotografi, dostrzegłam przystojnego chłopaka o ciemnych włosach.
- A to kto ? - zapytałam.
- Nasz przyjaciel, Cody. - powiedziała niepewnym głosem.
Rozmawiałyśmy jeszcze kilka minut, zanim przyszedł tata. Nadeszła pora na rozmowę z nim. Amy pożegnała się ze mną i wyszła. Z tatą rozmawiałam przez prawie dwie godziny. Zadawałam mu mnóstwo pytań. Opowiedział mi bardzo dużo przygód, które razem przeżyliśmy. Dowiedziałam się, że często podróżowalismy. Ostatnim razem wyjechałam tylko z mamą, ponieważ tata musiał pilnie wyjechać w delegacje. Pracuje w dużej korporacji prawie całe życie. Tam też poznał mamę. Jak tylko wyjdę ze szpitala, odwiedzę ją na cmentarzu. Czułam, że byłam bardzo związana z rodzicami, a już napewno z tatą. Łączyło nas bardzo wiele. Gdy tata wyszedł znowu zostałam sama. I tak już do końca dnia. Co jakiś czas przychodziła do mnie pielęgniarka lub doktor.Nie mogę się doczekać, aż wyjdę ze szpitala i poznam znajomych, a zwłaszcza Cody'ego. Nie wiem co nim jest takiego, ale jak go zobaczyłam, od razu coś poczułam. Nie ukrywam że mi się spodobał. Mam nadzieję, że w realu też jest wspaniały.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro