Rozdział 15
- Kochanie, pobudka. - powiedział Cody, przesuwając swoją rękę po mojej głowie.
- Która godzina? - zapytałam, z ledwością otwierając usta.
- Wpół do dziewiątej.
- I ty już nie śpisz? - zapytałam ze zdziwieniem.
- Nawet kawę ci zrobiłem, księżniczko. - chłopak pocałował mnie w głowę.
- Wstawaj. - Cody wyszedł z pokoju zostawiając mnie samą. Leżąc poczułam, że nie mam spodni. Cody zadbał o to, abym nie musiała spać w niewygodnych jeansach, lub chciał popatrzeć na moją pupę. Jej, mam koszulkę! - pomyślałam.
- Mogłeś mnie obudzić, sama bym się rozebrała. - powiedziałam, schodząc ze schodów na dół. Cody siedział na kanapie i słuchał muzyki w tv.
- Tak słodko spałaś, nie chciałem cię budzić. - uśmiechnął się. - No chodź tu kochanie. - Cody wyciągnął rękę w moja stronę. Usiadłam obok niego i mocno go przytuliłam.
- Kocham cię - powiedziałam.
- Ja ciebie też. - Cody odsunął się ode mnie, aby upić trochę kawy. - Pij, bo ci wystygnie. - dodał, podając mój kubek.
Gdy wypiłam już ostatnie krople kawy, postanowiłam iść pod prysznic. Poszłam do pokoju po czyste ubrania. Wzięłam ze sobą spodnie dresowe i luźną koszulkę. I tak, aż do imprezy nigdzie nie wychodzimy, więc nie muszę się stroić. Gdy się umyłam, związałam włosy w luźnego koka i zrobiłam lekki makijaż. Trochę zgłodniałam, dlatego postanowiłam zrobić sobie płatki z mlekiem.
- Chcesz też ? - zapytałam Cody'ego, wsypując płatki do miski.
- No, jak tak nalegasz. - Cody rozłożył się na kanapie jak król i podśpiewywał piosenkę Miley Cyrus, lecącą na Esce. Głupek -pomyślałam.
Kiedy jedliśmy śniadanie, wpadliśmy na pomysł, aby pojechać na cmentarz. Najpierw jednak nagraliśmy życzenia dla Thomas'a. John chce zmontować życzenia wszystkich znajomych oraz dodać zdjęcia . Jest to idealny prezent dla Tom'a. Oprócz tego założyliśmy się na wycieczkę dla niego i Mata. Od dawna nigdzie nie wyjeżdżał. Przy nagrywaniu życzeń, świetnie się bawiliśmy.
Następnie, tak jak chcieliśmy pojechaliśmy na cmentarz. Przed tym przebrałam dresy na jeansy i wzięłam zapałki, a ich w domu jest w nadmiarze, dlatego że tata jest nałogowym palaczem. W drodze na cmentarz kupiliśmy znicze i kwiaty.
Grób mamy był bardzo zadbany. Z pewnością odwiedza ją dużo osób, mimo tego, że rodzina mieszka bardzo daleko. Po wizycie na cmentarzu, Cody nalegał, abyśmy odwiedzili jego ciocię, która mieszka w pobliżu.
- Ciocia jest z natury trochę niemiła, nie przejmuj się. -uprzedził.
- Pewnie mnie nie polubi.
- Ma po prostu specyficzny charakter.
- Ty to umiesz zachęcić. Musimy do niej iść ? - szczerze nie miałam na to ochoty.
- Obiecałem jej, przeprowadziła się tu niedawno, chciałaby cię poznać. No chodź, długo nie posiedzimy. - Cody chwycił mnie za rękę. Po trzech minutach spaceru, byliśmy już na miejscu.
- Dzień dobry, dzieci. - przywitała nas starsza pani.
- Dzień dobry. - odpowiedziałam. Cody również się przywitał i przytulił ciocię.
- Siadajcie. Ja zrobię herbatki. -zaproponowała.
- Nie jest taka zła. - stwierdziłam.
Ciocia Cody'ego poczęstowała nas ciastem oraz podała herbatę. Wzięłam cukierniczkę, aby posłodzić napój.
- Cukier szkodzi zdrowiu. - powiedziała ciocia Cody'ego. Momentalnie odechciało mi się tam siedzieć.
- Trochę cukru nikomu nie zaszkodziło. - Cody odwrócił wszystko w żart.
- No tak. Powiedz mi czym się zajmujesz ? - zapytała ciocia.
- Uczę się na uczelni prawniczej.
- Pani prawnik, ambitnie. Według mnie kobiety powinny zajmować się domem i dziećmi. To mężczyźni powinni zarabiać.
- Póki co nie mamy, ani wspólnego domu, ani dzieci. - znów wybronił mnie Cody.
- Ja mam nadzieję, że będziecie mieć dzieci zanim umrę.
- Mamy dopiero 18 lat, jeszcze o tym nie myślimy. - powiedziałam.
- A powinniście. Czym późnej, tym gorzej. - wysyłałam Cody'emu spojrzenie mówiące "zabierz mnie stąd". Po niecałej godzinie wyszliśmy.
- Nareszcie wolność. - powiedziałam.
- To jak, za zgodą cioci jedziemy zrobić sobie dzidziusia? - Cody objął mnie i spojrzał mi głęboko w oczy.
- Przykro mi, ale dziewczyna z większymi ambicjami niż kura domowa, nie jest najlepszą partią dla ciebie. - sprytnie zakończyłam temat i ruszyłam w stronę auta.
Gdy wróciliśmy do domu była 15. Impreza dopiero za dwie godziny. Ubrałam wiśniową sukienkę, z odkrytymi ramionami.
- Wow, jak pięknie wyglądasz. - pochwalił mnie Cody. Podziękowałam mu buziakiem. Niespodziewanie zadzwonił dzwonek do drzwi. Cody poszedł otworzyć.
- Nie wiedziałam, że już tu mieszkasz. - przywitała go Amy.
- No tak nie do końca. - zaśmiał się i wpuścił ją do środka.
- Hej kochana, przyszłam zrobić coś co lubię. - wyciągnęła z torebki kosmetyki i odłożyła je na stół.
- Nie, proszę cię. - protestowałam. Znów piętnaście minut siedzenia bezczynnie.
- Nie daj się prosić. Siadaj. - tak też zrobiłam.
- To ja was zostawię. - Cody poszedł na górę. Amy robiła mi makijaż kilkanaście minut. Czułam, że maluje mi kreski eyelinerem oraz usta ciemno czerwoną szminką, pasującą do koloru sukienki.
Nagle Cody zbiegł z góry.
- Dzwoniła Emi, mamę zabrała karetka. - mówił zdenerwowany.
- Jechać z tobą ? - zapytałam.
- Daj spokój, przeproś Tom'a, że nie przyjadę.
- Tylko pisz co i jak. - krzyknęłam, gdy Cody wybiegał z domu. - Odechciało mi się iść na tę imprezę.
- Katie, Cody dowie się co i jak i da ci znać. Nie możesz zrobić tego Thomas'owi. - świetnie, całą imprezę będę się zamartwiać co się stało.
Jakiś czas późnej byliśmy już u Tom'a.
Kompletnie nie umiałam się wyluzować. Ciągle patrzyłam czy nie mam wiadomości od Cody'ego, a gdy udało mi się chwilę o tym nie myśleć, ktoś podchodził i pytał "gdzie zgubiłaś Cody'ego?". Myślałam, że nic już nie poprawi mi humoru. Jest jednak coś co zawsze umie mnie rozweselić. Jest to radość innych ludzi.
Mat włączył na rzutniku filmik dla Thomas'a. Wielu ludzi nagrało życzenia. Najbardziej rozbawił mnie filmik Thomas'a i Amy, siedzących na ławce na placu zabaw i żonglujących butelkami po tymbarku. Po kilku minutach filmu Thomas zalał się łzami. Na końcu filmiku John powiedział "odwróć się". Gdy Tom tak zrobił, za jego plecami stał wielki voucher na wycieczkę. Thomas nie przestawał powtarzać, że to najlepsze urodziny w jego życiu. Przytulał wszystkich po kolej. Prawie że skakał z radości. Chwilę radości przerwał mi SMS od Cody'ego. Zaniepokoiłam się, zanim jeszcze go przeczytałam.
Cody: Podejrzewają arytmie serca, jutro zrobią szczegółowe badania. Jak impreza?
Napisał. Nie bardzo wiedziałam co to za choroba, ale brzmiała poważnie.
Do Cody: To groźne?
Cody: Jeżeli diagnoza się potwierdzi, będą musieć wszczepić rozrusznik serca.
Do Cody: Bardzo mi przykro. Wpadniesz na chwilę?
Cody: Muszę zostać z Emi, a tata wróci dopiero jutro.
Znów posmutniałam. Teraz jeszcze bardziej niż wcześniej. Było około 24 gdy usiadłam samotnie na kanapie. Nagle podszedł do mnie Zac, którego nie widziałam wcześniej.
- Co ci jest ? - zapytał, siadając obok mnie.
- Nie ważne. Nie twoja sprawa.
- Widzę, że coś się stało. Tak w ogóle głupio wyszli ostatnio. Przepraszam.
- Chce pobyć chwilę sama.
- Twój księciunio cię zostawił ? - zapytał ciekawskie głosem.
- Mama mojego księciunia, właśnie leży w szpitalu. - wstałam i pobiegłam do pokoju Thomas'a.
- No ej, nie wiedziałem. - powiedział.
W pokoju popłakałam się. Bardzo martwię się o mamę Cody'ego. Mam również poczucie winy, że mnie z nim teraz nie ma. Po chwili samotności wszedł Tom.
- Co jest? - zapytał siadając obok mnie.
- Mama Cody'ego prawdopodobnie ma arytmie.
- Przykro mi. Może odwiozę cię do domu. Nie ma sensu, żebyś tu siedziała. - przytulił mnie.
- Nie chce psuć ci imprezy. To twój dzień.
- W takim razie Mat cię odwiezie.
- Kochany jesteś. - wstałam i poszłam pożegnać się z wszystkimi. Mat natychmiastowo założył bluzę i razem wyszliśmy z domu.
- Do Cody'ego, czy do ciebie ? - zapytał Matias, otwierając drzwi od samochodu.
- Do Cody'ego jak możesz.
- Nie chcesz podjechać do ciebie po rzeczy na przebranie? - Mat odpalił auto.
- Nie będę robić ci kłopotu. - stwierdziłam, choć przydałyby się jakieś ubrania na jutro.
- Dla mnie to nie kłopot. - Mat podwiózł mnie do domu. Wzięłam piżamę, oraz ubrania i kosmetyki.
Następnie pojechaliśmy do domu Cody'ego. Pożegnałam się z Matiasem i zapisałam do drzwi.
- Hej kochanie, co ty tu robisz ? - zapytał.
- Nie umiem bawić się bez ciebie. - Cody wpuścił mnie do domu.
- Katie ! - przywitała mnie Emi.
- Jeszcze nie śpisz?
- Nie mogę zasnąć, bo Cody zamiast śpiewać mi kołysankę jak mama, tylko drze się do ucha. - powiedziała z oburzeniem.
- To może ja ci pośpiewam ?
- Tak, tak, tak - cieszyła się dziewczynka.
- To leć się połóż, a ja zaraz przyjdę. - powiedziałam. Emily pobiegła do swojego pokoju. - Co z mamą? - zapytałam Cody'ego.
- Czuję się już lepiej, ale nie mogą jej wypuścić. Musi być pod stałą opieką lekarzy, w razie kolejnych ataków.
- Jak to się w ogóle stało?
- Emily znalazła mamę w kuchni na podłodze i zadzwoniła na pogotowie, a późnej do mnie.
- Dzielna dziewczynka. - nie wyobrażam sobie znaleźć nieprzytomnego taty, a co dopiero taka mała dziewczynka.
Gdy weszłam do pokoju Emi już spała. Nie potrzeba jej była kołysanka, tylko odrobina spokoju. Siedziałam z Cody'm jeszcze kilkanaście minut i poszłam się umyć. Po tym, razem poszliśmy spać.
W około 3 w nocy obudził mnie głos Emily.
- Mogę spać z wami? - zapytała dziewczynka. Cody miał duże łóżko i Emi na pewno by się zmieściła.
- Chodź, tylko nie budź mnie więcej.
- A mogę w środek?
- Nie. - odpowiedział stanowczo Cody.
Emily położyła się obok mnie. Więc wyszło na to, że ja leżałam w środku. Z jednej strony przytulała mnie Emi a z drugiej Cody. Wyglądaliśmy pewnie jak szczęśliwa rodzina. Rodzina, którą mam nadzieję założę w przyszłości z Cody'm.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro