Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 14

Mała dziewczyna siedząca na niebieskim foteliku. Jej długie brązowe włosy, prawie dotykały ziemi. Ile miała lat? Trzy, cztery, a może pięć.

- Śpiewaj kochanie - powiedziała jakaś pani. Być może babcia (?).

- Wlazł kotek na płotek.. - zaczęło śpiewać dziecko.

- No ślicznie - przemówił męski głos.

- Mamo, nie nagrywaj ! - krzyknęła zawstydzona dziewczyna.

Znów ten wkurzający budzik, zerwał mnie ze snu. Ledwo się obudziłam, a już się zdenerwowałam. Na szczęście nie leżałam sama.

- Nie wstawaj jeszcze kochanie. - powiedział Cody zaspanym głosem, przytulając się do mnie. - Zajęcia mamy dopiero za półtorej godziny. -dodał.

- Tak się składa, że szykuję się trochę dłużej niż ty. - powiedziałam stanowczo, siadając.

- Misiu, jeszcze pięć minut. - prosił, kładąc mnie lekko ręką na łóżko.

- Niech ci będzie, ale tylko 5 minut.

- Może zrobimy sobie wolne ? - zaproponował, całując mnie po szyi.

- Serio? Wolne pierwszego dnia szkoły. Jak ja mogłam się zakochać w takim leniuchu. - rzuciłam go poduszką. Następnie wstałam, aby wyciągnąć ubrania z torby.

-Idę się ogarnąć - powiedziałam, chcąc wyjść do łazienki.

- Możesz się tu przebrać, nawet zamknę oczy jak chcesz. - uśmiechnął się szeroko Cody.

- Zaraz będę - wyszłam z pokoju, udając, że nie słyszałam jego propozycji.

Dziś moje włosy wyglądały znacznie lepiej niż wczoraj. Związałam je jednak w dużego, nieestetycznego koka. Moje oczy też już nie były podkrążone. Dlatego pomalowałam tylko rzęsy. Szykując się do szkoły dostałam SMS-a od Amy.

Amy: Mam już samochód.

Pochwaliła się. Długo na niego czekała. Już nie będzie skazana na auto brata.

Do Amy: Już nie mogę się doczekać, aż mnie przywieziesz.

Amy: Chyba do ślubu z Cody'm.

Na mojej twarzy od razu pojawił się uśmiech.

Nie mam pojęcia czy napisała to poważnie, dla żartów czy może złośliwie. Dlatego właśnie wolę rozmawiać w realu. Przynajmniej widzę emocje.

Gdy wyglądałam już w miarę jak człowiek, wróciłam do pokoju. Cody oczywiście jeszcze leżał.

- Nie mam zamiaru spóźnić się przez ciebie !- krzyknęłam.

- Złość szkodzi cerze kochanie. Uspokój się. - odpowiedział, nie biorąc moich słów na poważnie.

- Chyba zadzwonię do Amy, żeby po mnie przyjechała. - oznajmiłam.

- Nie no, już wstaję. - powiedział ze znudzeniem Cody. Następnie wstał i ruszył w kierunku szafy.

- Chcesz kawę ? - zapytałam.

- Bardzo chętnie. Tylko nie wiem, czy odnajdziesz się w mojej kuchni.

- Jakoś sobie poradzę.
-odpowiedziałam. W sumie nie przemyślałam tego. Jestem u niego trzeci raz. Nie mam pojęcia, w której szafce, co się znajduje. No nic, najwyżej będę musiała prosić o pomoc mojego narzeczonego.
Zeszłam na dół do kuchni.

- Dzień dobry - przywitałam się z mamą Cody'ego, która robiła sobie kanapkę.

- Hej Katie. Pierścionek się podoba? -zapytała z zaciekawieniem.

- Jest przepiękny. - obie spojrzałyśmy na dowód miłości Cody'ego.

- Kawa jest tam. - wskazała palcem na jedną z kuchennych szafek.

- Skąd pani wiedziała, że przyszłam zrobić kawę? - zaśmiałam się.

- Bo co rano ją robiłaś. - odpowiedziała. - Daj, ja zrobię, a ty obudź Emily. - przejęła ode mnie pudełko z kawą. Wchodząc po schodach minęłam się z Cody'm.

- Kawa zrobiona ? - spytał, jakby był to mój obowiązek.

- Twoja mama robi, ja idę obudzić Emi.

- Powodzenia. - poklepał mnie po ramieniu. Weszłam do pokoju Emily i zaświeciłam światło.

- Mamo, jeszcze chwila. - powiedziała, kładąc twarz w poduszkę.

- To nie mama. - odpowiedziałam entuzjastycznym głosem.

- Katie! - sześciolatka wyskoczyła z łóżka i podbiegła, aby mnie przytulić. Dlaczego Cody tak szybko nie wstaje? Wzięłam Emi na ręce, i szybkim krokiem zeszłam ze schodów.

- Jak ty to zrobiłaś, że tak szybko wstała? - zapytała mama Cody'ego , ze zdziwieniem. - Mi to zwykle zajmuje pół godziny. - dodała, śmiejąc się.

- Mam swoje sposoby. - spojrzałam na Emily z uśmiechem.

- Cody dlaczego przeprowadzasz Katie zawsze, gdy ja śpię ? - zapytała zezłoszczona dziewczynka.

- Żebyś nie mogła jej męczyć. - odpowiedział. Emi zaczęła okładać go poduszką. Razem z Cody'm i panią Ross, a właściwie ciocią, wypiliśmy kawę.

Wyszliśmy z domu o 8:05. Zajęcia mieliśmy dopiero za dwadzieścia pięć minut. Droga samochodem zajmie nam około połowę tego czasu. W trakcie jazdy opowiedziałam Cody'emu swój dziwny sen.

- Niebieski fotelik ? - zapytał.

- No tak. - spojrzałam na niego, nie wiedząc, o co mu chodzi.

- Taki sam miałaś w dzieciństwie. Bawiliśmy się, że to nasz statek kosmiczny. - powiedział.

- Znowu. Znowu przyśniła mi się przeszłość. Tą małą brunetką byłam ja, a babcia kazała mi śpiewać. - nie mogę w to uwierzyć. Powinnam skontaktować się z p.Miller zaraz po szkole.

Kiedy dojechaliśmy na miejsce, pożegnałam się z moim narzeczonym i rozeszliśmy się w inne strony. Do lekcji zostało ponad dziesięć minut.

-Hej. - przywitał się Eric, mijając mnie.

-Hej - odpowiedziałam.

-Tak pomyślałem, może odnowimy naszą znajomość. Wiem, że wiele zawiniłem, ale zmieniłem się.

- Nic z tego. - pokazałam mu pierścionek.

- Gratuluję! - powiedział podekscytowany. Nie było widać, że jest zazdrosny. Wręcz czułam, że cieszy się razem ze mną. - W takim razie KOLEŻANKO, mam nadzieję że przedstawisz mnie temu szczęściarzowi.

- Wydaje mi się, że go znasz.

- Hej, kochana - podbiegła do mnie Amy, jednocześnie przerywając nam rozmowę. Od razu zaczęła oglądać mój pierścionek.

- Jejku jaki piękny, Cody naprawdę się postarał.

- To może ja już pójdę. - powiedział Eric, ruszając przed siebie.

- Muszę ci coś powiedzieć, bo nie wytrzymam. - oznajmiła moja przyjaciółka, tryskając radością.

- To mów - moje spojrzenie mówiło "co za idiotka".

- Obiecaj, że nie będziesz prawić mi kazania.

- Umówiłaś się z Adam'em ? - No tak, mogłam się tego domyślić.

- Lepiej, przespałam się z nim. - nigdy nie widziałam jej takiej szczęśliwej. Czy ona ma coś takiego jak mózg albo chociaż poczucie winy?

- Czy ty do reszty oszalałaś? - zapytałam, pukając się palcem w czoło.

- Myślałam, że cieszy cię moje szczęście. - powiedziała zażenowana.

- Ale nie wtedy, kiedy zdradzasz Scot'a.

- Zerwę z nim, ale jeszcze nie teraz. Ale chyba mu nie powiesz?

- Jasne... Jesteśmy przyjaciółkami, ale nie powinnaś tak robić.

- Ojejku, wielkie mi halo. Ty to byś od razu rodzinę zakładała.

- Nie poznaję cię. - odwróciłam się i podeszłam do nowo poznanych koleżanek.

Naprawdę nie wiem, co się z nią dzieje. Albo odbiło jej na punkcie Adam'a, albo dotychczas udawała przede mną kogoś kim nie jest. Nie mam zamiaru jej wychowywać. Niech robi co chce, ale jestem pewna, że będzie tego żałować.

Po krótkiej rozmowie z dziewczynami, mogę stwierdzić, że są naprawdę fajne. Jedna z nich, Lily mieszka całkiem niedaleko mnie. Równo o wpół do dziewiątej, zadzwonił dzwonek. Z daleka zauważyłam rudą czuprynę nauczycielki. Nosiła się po szkole jak królowa Anglii.

- Dzień dobry. - przywitała się donośnym głosem.

- Dzień dobry, pani profesor. - odpowiedzieliśmy znudzonym głosem.

- Nie słyszę was. - powiedziała.

- To niech pani uszy umyje. - powiedział żartobliwie Jacob. Wszyscy uczniowie zaczęli się śmiać.

- Cisza ! Jeszcze jedno słowo i wylatujesz z moich zajęć. - krzyknęła. Albo ma okres, albo nie wszystkie wiedźmy zostały zabite w średniowieczu. Pani "wiedźma" wpuściła nas do klasy.

- Duck Michael -.... zaczęła sprawdzać obecność.

- Ej, nasza lalunia znowu się spóźni. - powiedziałam cicho do Amy.

- No tak, pewnie zgubiła się w swojej garderobie. - powiedziała bardzo poważnym głosem. Tak poważnym, że aż śmiesznym. Nagle ktoś zapukał do drzwi.

- O wilku mowa. - stwierdziłam.

- O, jest też pani spóźnialska. - widać, że nauczycielka nie lubi spóźnialskich. Zresztą kogo ona lubi?

- Przepraszam.. - zrobiła minę w stylu "smutnego pieska".

- Niech jej pani wybaczy. Złamał jej się paznokieć i musiała pilnie jechać do szpitala. - powiedział jeden z chłopaków. Cała klasa ponownie się zaśmiała. Olivia zajęła miejsce, rzucając różową torbę na stolik.

- I niech panna kupi dłuższą spódniczkę, bo się panna przeziębi. - dodała nauczycielka.

Cała lekcja była bardzo nudna. Sama teoria. Wolałabym już przejść do zajęć bardziej praktycznych. I tak przez kilka godzin. Na szczęście, drugą połowę zajęć mieliśmy z profesorem Wilson'em. Jest on bardzo sympatyczny. Na pewno o wiele lepszy od naszej wychowawczyni.
W szkole siedziałam ponad sześć godzin.

O piętnastej skończyła się ostatnia lekcja.

- Wreszcie nie muszę patrzeć na tego plastika. - powiedziałam do Amy, idąc w stronę jej samochodu.

- Proszę cię, moja stara lalka barbie ma wyższy iloraz inteligencji niż Olivia.

- Dobra zmieńmy temat, bo zwymiotuję. - zaśmiałam się, wchodząc do samochodu.

- Masz już te zdjęcia na urodziny Thomasa? - zapytała Amy.

- Dzisiaj poszukam. Nie martw się, do jutra zdążę.

- A propo urodzin. Idziesz na nie ze Scot'em, czy z Adam'em?

- Wiesz co, do połowy posiedzę ze Scot'em, a późnej wymienię go na Adam'a. Albo nie, mam lepszy pomysł. Pójdę z obojgiem naraz. - odpowiedziała chamsko. - Jeszcze jakieś pytania? - dodała.

- Pytań mam dużo, ale nie mam zamiaru się kłócić.

Gdy weszłam do domu taty nie było. Zostawił tylko kartkę, że musiał wyjechać SŁUŻBOWO i wróci w niedzielę. Przynajmniej wiem, że to wyjazd z pracy. Chociaż pewności nie mam.

Od razu pomyślałam, aby zaprosić Cody'ego. Napisałam do niego SMS-a, po czym poszłam na górę poszukać zdjęć z Thomasem. Otwarłam w laptopie folder "zdjęcia Katie". Faktycznie miałam tam dużo zdjęć ze znajomymi. Przeglądając je uśmiech nie schodził mi z ust. Wszystkie zdjęcia z Thomas'em przesłałam John'owi. Znalazłam również kilka filmików z nim.

Gdy przejrzałam już wszystkie fotografie, zadzwoniłam do p.Miller i umówiłam się na spotkanie. Nie chciałam prosić Amy, aby mnie podwiozła, dlatego zadzwoniłam do Cody'ego. Powiedziałam również, aby się spakował i został u mnie na noc. Cody był już u mnie po kilkunastu minutach.

W gabinecie p.Miller, czekał już na mnie pan Hunks, zaciekawiony moim przypadkiem. Opowiedziałam mu o śnie z mamą, o miejscu, które przypomniałam sobie kilka dni temu oraz o tym, co śniło mi się ostatniej nocy. Dr.Hunks nic nie mówił. Cały czas tylko pisał. Na końcu stwierdził, że musi się zastanowić i że zadzwoni do p.Miller za kilka dni, a następnie wyszedł. Był bardzo dziwny. Taki typowy naukowiec. Po wyjściu doktora porozmawiałam jeszcze z p.Miller. Opowiedziałam jej o zaręczynach. Ucieszyła się tym, że choroba nie zamknęła mnie na świat.

W drodze powrotnej pojechaliśmy do Thomas'a. Był już w domu. Po drodze odwiedziliśmy cukiernię, aby kupić mu tort.

Tom mieszkał z babcią w małym, starym domku. Jego rodzice rozwiedli się, gdy miał 12lat. Jego ojciec wyprowadził się do kochanki, a mama popadła w ciężką depresję. Po kilku próbach samobójczych, sąd odebrał jej prawa rodzicielskie. Thomas ma starszą siostrę, która wyjechała z kraju, aby zarabiać na siebie i Thomas'a. Tom ma dziś 19-te urodziny. Mógłby teraz pracować, ale Claudia, jego siostra, nalegała, aby skończył szkołę. Gdy dotarliśmy na miejsce, drzwi otworzył nam Matias.

- Hej, wejdźcie. - przywitał się Mat.

- Dzień dobry - powiedziałam, widząc w oddali babcie Thomas'a .

- Dzień dobry, miło cię widzieć Katie. - Matias zaprowadził nas do pokoju Thomas'a.

- Sto lat, sto lat... - zaczęliśmy śpiewać. Thomas miał łzy w oczach.

- Dziękuję. - Tom objął mnie i Cody'ego. - Ale z tym tortem to przesadziliście. - zaśmiał się, kiwając głową.

Chłopacy zaprowadzili nas do salonu i zrobili kawę. Świętowaliśmy bardzo długo, ale prawdziwa impreza dopiero jutro.

Dobrą zabawę przerwała nam Amy, dzwoniąc do mnie z płaczem. Kompletnie nie wiedziałam co się stało. Pożegnaliśmy się z chłopakami i Cody podwiózł mnie do Amy, a sam poszedł do mojego domu.

- Dzień dobry, ja do Amy. - powiedziałam, gdy drzwi otworzył mi jej tata. Pierwszy raz go widzę. Wygląd jak pracownik ochrony. Wysoki, umięśniony, łysy mężczyzna.

- Dzień dobry, wejdź. - zaprosił mnie do środka. - Amy jest w pokoju. - dodał.

- Dziękuję - poszłam w stronę pokoju. Gdy otwarłam drzwi, Amy była cała zapłakana. Kompletne przeciwieństwo jej dzisiejszej euforii.

- Jezu, co się stało? - zapytałam, podbiegając do niej.

- Zerwałam ze Scot'em, a Adam mnie wystawił. - miałam ochotę powiedzieć "a nie mówiłam". Powstrzymałam się, aby nie dołować Amy jeszcze bardziej i przytuliłam ją.

-Będzie dobrze, zobaczysz.
-pocieszałam ją.

- Powiedziałam Adam'owi, że zostawiłam dla niego Scot'a, a on mnie wyśmiał. Powiedział, że chodziło tylko o sex.

- Dupek. Nie przejmuj się.

- Mogłam cię posłuchać, byłam
głupia. - stwierdziła.

- Nie łam się, masz lekcje na przyszłość.

- Taa, zawsze słuchać Katie. - uśmiechnęła się. Pocieszałam przyjaciółkę około pół godziny.

-Dobra, leć do Cody'ego. Jakoś przeżyję. - powiedziała w pewnym momencie.

- W razie co, dzwoń. - przytuliłam ją.

Po powrocie do domu, ja i Cody znów zrobiliśmy sobie pizzę. Tym razem zjedliśmy ją całą. Była jeszcze lepsza niż ostatnio. Do czwartej w nocy oglądaliśmy horrory. Cody zapewnił, że będą straszne, ale nie bardzo się bałam. Może to dziwne, ale wręcz mnie śmieszyły. Przy ostatnim filmie zaczęłam przysypiać. Gdy zamknęłam oczy, czułam, że Cody wziął mnie na ręce i zaniósł na łóżko. Przytulił się do mnie i zasnęłam na dobre.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro