Rozdział 13
Dziś czwartek, pierwszy dzień września oraz szkoły, a do tego nasza rocznica. Cody obiecał mi niespodziankę, już nie mogę się doczekać. Strasznie mi przykro, że ja nie mogłam nic dla niego przygotować. Dla mnie ten dzień będzie wspaniały. Niestety dla Thomasa, nie. Przegapi rozpoczęcie roku w nowej szkole. Przyjdzie do niej jako "ten nowy". W dodatku swoje urodziny spędzi w szpitalu. Jutro miała być jego impreza urodzinowa, ale chyba będzie trzeba ją przesunąć.
O 6:30 obudził mnie mój wkurzający budzik. Chyba muszę zmienić melodię, bo ta doprowadza mnie do szału. Zdecydowanie wolę takie pobudki jak wczoraj. Gdyby mój budzik co rano, mógł zamieniać się w Cody'ego i całować mnie po szyi, mogłabym wstawać naprawdę wcześnie rano.
Rozpoczęcie roku dopiero o 8:00. Razem z Amy pojedziemy tam jej samochodem. Wyjedziemy pół godziny przed rozpoczęciem. Może to nawet lepiej, gdy będziemy wcześniej. Jako pierwsze poznamy nowych ludzi i będziemy mogły zrobić dobre "pierwsze wrażenie". Moja przyjaciółka wstała nieco wcześniej ode mnie, jak zwykle jej przygotowania, potrwają długo.
Jak zawsze pierwszego dnia szkoły, obowiązuje strój galowy. Z tego powodu ubrałam czarną sukienkę, którą pożyczyłam od Amy w dniu mojej imprezy. Uważam, że wyglądam w niej całkiem korzystnie. Jak tylko spojrzałam w lustro, przeraziłam się. Moje włosy wyglądały strasznie. Każdy z nich skierowany był kompletnie w inną stronę. Nie miałam szans na ułożenie ich bez prostownicy. Moje włosy co prawda kręcą się naturalnie, ale nie tak mocno jak dziś. Na szczęście moja mama nienawidziła tego, że jej włosy nie są proste, dlatego układała je za pomocą prostownicy. Ja też tak zrobiłam. Większość rzeczy, które zostały po mamie są czerwone. Był to chyba jej ulubiony kolor.
Po kilku minutach zaczęłam wyglądać jak człowiek. Nagle dostałam SMS-a. Był on od Cody'ego.
Cody <3 : Wszystkiego najlepszego kochanie <3.
Napisał. Podziękowałam mu i życzyłam tego samego. Nie będę się rozpisywać. Resztę życzeń wolę złożyć mu osobiście.
W nocy spałam tylko kilka godzin, ze względu na Thomasa. Ciągle o nim myślałam. Można się domyślić, że moje oczy też nie wyglądają najlepiej. Tym razem musiałam zrobić trochę mocniejszy makijaż niż zazwyczaj, aby zakryć worki pod oczami. Starałam się, aby wyglądał naturalnie i chyba mi się udało. Zrobiłam sobie również kawę, która miała za zadanie mnie rozbudzić.
Taty nie było, ponieważ jechał na zakupy. Nie mam pojęcia dlaczego tak wcześniej. Może boi się, że wykupią mu połowę towaru.
Mimo przeciwności losu, byłam gotowa przed czasem. Czekając za Amy, zapytałam Thomas'a, jak się czuje. Nie odpisał mi, być może jeszcze śpi. Postanowiłam, że dziś ubiorę szpilki. Całkiem dobrze się w nich czułam. Może nie tak dobrze jak w trampkach, ale nie było najgorzej.
- No, to jedziemy na podryw. - powiedziała Amy, gdy wsiadłam do samochodu.
- Nie zapomnij, że masz chłopaka. - przypomniałam, kiwając palcem, jakbym chciała jej zagrozić.
- Wiesz jak to jest z chłopakami, chwilę są, za chwilę ich nie
ma. Zawsze warto mieć kogoś w zanadrzu. - Kompletnie zadziwiało mnie myślenie Amy. Może to dlatego, że nigdy jeszcze nie zaznała prawdziwej miłości. Jej dotychczasowe związki były krótkie. Poza tym Amy podchodziła do życia mało poważnie. Kilka razy powtarzała mi, że warto się cieszyć z życia, póki nie siedzimy w bujanym fotelu. Coś w tym jest, lecz osobiście wolę być z kimś, z kim spędzę całe życie. Mam nadzieję, że tak będzie z Cody'm.
- Co ty wiesz o życiu, Amy? - zapytałam. Właściwie brzmiało to tak, jakbym próbowała udowodnić jej, że przeszłam na prawdę więcej niż ona. Niestety nie wiem czy tak jest. Nie znam szczegółów przeszłości, ani Amy, ani mojej.
Gdy dojechaliśmy do szkoły, Amy, tak jak się tego spodziewałam, ruszyła w stronę przystojnych chłopaków. Z jednej strony mnie to zdziwiło, bo moja przyjaciółka wolała sportowców, a nie mądrych, przyszłych prawników. No, ale warto mieć kogoś w zanadrzu.
- Katie! - powiedział nieznajomy mi chłopak. Ucieszył się tak, jakbyśmy znali się bardzo dobrze. - Nie wiedziałem, że chodzisz tu do szkoły.
- Przepraszam, ale nie wiem kim jesteś. - zrobiło mi się trochę niezręcznie.
- Katie, wiem, że bardzo cię zraniłem, ale nie musisz udawać, że się nie znamy. - Wow, jedyna osoba od wypadku, która przyznała się do tego, że kiedyś mnie zraniła. Ewidentnie nie wierzył mi, że go nie pamiętam.
- Jakiś czas temu miałam wypadek i mam amnezje.
- Poważnie mówisz? - zapytał z niedowierzaniem.
- Niestety - powiedziałam zażenowana.
- W takim razie nazywam się Eric Weile. - faktycznie wyglądał jak z opisu Amy. Brązowe włosy, niebieskie oczy. Do tego miał idealną sylwetkę i był wysoki.
- I jesteś moim byłym chłopakiem, który wyjechał sobie do Bostonu. - wtrąciłam się.
- Czyli jednak nie masz amnezji.
- Mam, ale zdążyłam usłyszeć o tobie, to i owo.
- A co na przykład?
- Pewny siebie, zarozumiały dupek, który myśli, że za hajs rodziców może kupić wszystko, a na swoje wybielone ząbki może poderwać każdą. - wyraźnie go zatkało. Przez chwilę wpatrywał się we mnie, nic nie mówiąc.
- O, jaka miała niespodzianka. Pan, "wszystko mi wolno", wrócił z Bostonu. - niezmiernie miło przywitała go Amy. Nawet nie zauważyłam, kiedy znalazła się obok nas.
- Jezu, laski co wam odbiło. Kiedyś byłyście bardziej.. - nie dokończył.
- Łatwe? - zapytałam. Ledwo go znam, a już mnie denerwował. I pomyśleć, że spotykałam się z kimś takim.
- Chodziło mi o to, że byłyście mniej..
- Odporne na takich idiotów? - wtrąciła się Amy. Ledwo powstrzymałam się od śmiechu.
- Dobra laski, nie gadam z wami. - stwierdził. Następnie odwrócił się i odszedł. Minął się z Cody'm.
- Hej dziewczyny. - powiedział mój chłopak, po czym się pocałowaliśmy.
- To ja was zostawię. - stwierdziła Amy. Cody zaczął składać mi życzenia. Zanim skończył, miałam łzy w oczach.
- Czy ja przed chwilą nie mijałem Erica Weile ? - zapytał po chwili.
- Taa. Chodzi tu do szkoły. - odpowiedziałam z obojętnością. Widziałam, że pod moją salą zbiera się dużo ludzi. Pożegnałam się z Cody'm na czas poznania klasy. Podeszłam pod pokój z numerem 103. To tu będę spędzać bardzo dużo czasu, aż do czerwca. Przy drzwiach stało dużo osób. Znałam tylko Rachel i Amy. Wszystkie osoby z mojej klasy powitały mnie bardzo pozytywnie. Większość chłopaków, których poznałam do tej pory chodzi do szkoły sportowej. Wszyscy oprócz Cody'ego, Thomas'a, Matias'a. Gdy zabrzmiał dzwonek ustawiliśmy się przy drzwiach.
Chwilę później przyszła nasza nowa wychowawczyni, pani Clinton. Moją uwagę zwróciłam na jej rude włosy. Nauczycielka jest szczupła i dość wysoka. Będzie uczyć nas podstaw prawa. Niespecjalnie widzę siebie w tym zawodzie.
Usiadłam z Amy. W przedostatniej ławce pod oknem. Za nami siedziało dwóch chłopaków. Jeden z nich to Ian, niski blondyn w okularach. Drugi, przystojniejszy to Adam. Wszyscy po kolej wstawali z miejsc i przedstawiali się, mówić kilka słów o sobie.
- Wiedziałem, że będą tu ładne dziewczyny, ale nie sądziłem, że aż takie piękne. - powiedział Adam.
- Piękne dziewczyny mają chłopaków. - odpowiedziałam.
- Znaczy ona ma chłopka. Ja nie mam. - poprawiła mnie Amy. Współczuję Scot'owi, że jego własna dziewczyna nie przyznaje się do niego. Spojrzałam na nią, ewidentnie przekazując, że nie podoba mi się to co robi.
- Nie komentuj - powiedziała cicho Amy.
- A czy piękna dziewczyna, da zaprosić się na piwo? - zapytał Adam.
- Oczywiście. - odpowiedziała podekscytowana.
- Co ty robisz ? - wyszeptałam. Mimo, że jest moją przyjaciółką, kompletnie nie podoba mi się to co robi.
- Jejku tylko się umówiłam. - powiedziała, jakby miała do mnie pretensje.
- Jasne - odpowiedziałam z zażenowaniem.
-No proszę, pierwsza godzina i już rozmawiacie. - zwróciła się do nas nauczycielka, spoglądając na nas zabójczym wzrokiem.
- Przepraszamy. - powiedziałyśmy zgodnie.
Po około dwudziestu minutach zajęć do klasy weszła długonoga blondynka. Od razu sprawiła wrażenie pustej lali.
- Dzień dobry, przepraszam za spóźnienie. - przywitała się głosem lalki barbie. Chyba pomyliła wejścia. Bardziej wygląda na prostytutkę niż przyszłą prawniczkę. Krótka spódniczka, duży dekolt i jedenastocentymetrowe szpilki.
- Dlaczego panna się spóźniła ? - głos pani Clinton brzmiał, jakby chciała zabić tą idiotkę.
- Pobrudziłam się i musiałam się przebrać.
- O nie! Pobrudziłam się, co ja teraz zrobię? Chyba się zabiję. - przedrzeźniała ją po cichu Amy. Obie wybuchłyśmy śmiechem.
- Przypominam, że zapisałaś się na kierunek prawniczy, a nie do modelingu- przypomniała nauczycielka. - Siadaj !- rozkazała.
Zostało jej miejsce w pierwszej ławce. Usiadła niczym królowa. Jestem pewna, że miejsce w szkołę dostała po znajomościach, albo za kasę rodziców. Gdy wszyscy się przedstawili, przyszła kolej na barbie.
- Nazywam się Olivia Grey. Od zawsze interesowałam się modą, a wiadomo prawniczki muszą wyglądać ładnie. - przygarnęła swoje doczepiane włosy.
Amy włożyła palec do budzi, sygnalizując mi, że na jej widok robi jej się nie dobrze.
Gdy zadzwonił dzwonek wyszliśmy na apel. Nasza grupa stała po drugiej stronie niż grupa Cody'ego. On był w klasie medycznej. Mój przyszły prywatny lekarz. Apel trwał około godziny. Następnie zaczęła się seria zajęć organizacyjnych. Nudy, nudy i jeszcze raz nudy.
Gdy skończyliśmy zajęcia, pożegnałam się z nowymi znajomymi i poszłam w kierunku wyjścia. Tam czekał już na mnie Cody. Była godzina czternasta.
- Teraz cię porywam kochanie. - powiedział, obejmując mnie.
- A gdzie ? - zapytałam.
- Niespodzianka. - pocałował mnie.
Wsiadłam do samochodu, nie mogąc doczekać się tego, gdzie zaraz pojedziemy. Jechaliśmy około dwóch godzin. Słońce pomału zaczęło zachodzić. Kompletnie nie wiem gdzie jesteśmy.
Cody zawiązał mi oczy i chwycił za rękę. Wiem, że znaleźliśmy się w jakimś budynku i jechaliśmy windą. Nagle poczułam chłodny wiatr.
- Gdzie jesteśmy ? - zapytałam. Cody odsłonił mi oczy. Byliśmy na dachu wielkiego wieżowca. Widziałam niebo i chmury, które wydawały się być kawałek ode mnie. Jakiś mężczyzna grał na skrzypcach romantyczną melodię. Kilka kroków przed nami stał stół, przyozdobiony pięknymi kwiatami i dwa krzesła.
- Wow, jak tu pięknie! - rzuciłam się na szyje mojemu chłopakowi. Cody odsunął mi krzesło, a sam usiadł na przeciwko mnie. Kolejny mężczyzna, podał romantyczną kolację, oraz wino. Czułam się wyjątkowo, jak nigdy.
- Gdzie właściwie jesteśmy ? - na dachu firmy taty.
- Nie wiedziałam, że twój tata ma firmę. - powiedziałam zaskoczona.
- Nie było okazji. - powiedział.
- Zatańczysz ? - zapytał, wstając i chwytając mnie za rękę. Zgodziłam się. Tańczyliśmy przy melodii granej na skrzypcach. Chciałam, aby ta chwilą nigdy się nie skończyła. Swoją drogą, mój chłopak ma wspaniałe wyczucie rytmu.
- Kochanie - zaczął.
- Tak ? - Cody uklęknął, wyciągając z kieszeni czerwone pudełko.
- Wiem, że prawie nic o mnie nie wiesz, ale ja wiem o tobie bardzo dużo i chce się z tobą zestarzeć. - mówił bardzo szybko . Był zdenerwowany. Ze szczęścia i wzruszenia miałam łzy w oczach.
- Wyjdziesz za mnie ? - zapytał.
- Tak - powiedziałam bez zastanowienia. Po policzkach spływały mi łzy, a z ust nie schodził uśmiech. Cody założył mi pierścionek na palec. Piękny złoty pierścionek zaręczynowy. Wstał i przytulił mnie mocno. Całowaliśmy się namiętnie, gdy kelner bił nam brawo.
Gdy wsiedliśmy do samochodu, aby pojechać do domu była już dwudziesta. Przed nami kolejne dwie godziny drogi.
- Pojedziemy do ciebie po rzeczy i zostaniesz u mnie na noc. - oznajmił.
- Chętnie. - powiedziałam, całując go w policzek.
W drodze do domu napisałam SMS-a do Amy i do Thomas'a. Oboje pogratulowali.
Cody podwiózł mnie do domu i czekał w samochodzie, a ja pobiegłam do domu.
- Hej kochanie - powiedział tata. - Jak rocznica ? - zapytał. Opowiedziałam mu poprzez pokazanie pierścionka.
- Gratuluję córeczko. - przytulił mnie. - Tak się cieszę - dodał.
- Biorę rzeczy i jadę na noc do mojego NARZECZONEGO. - podkreśliłam ostatnie słowo.
Spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy, pożegnałam się z tatą i wyszłam. Kilka minut późnej byliśmy już u Cody'ego. Jego mama i Emi już spały.
Po cichu udaliśmy się do pokoju mojego narzeczonego. Jejku, jak to słowo pięknie brzmi. Cody zamknął drzwi od pokoju i od razu zaczęliśmy się całować, przesuwając się w stronę łóżka. Cody położył mnie na łóżko i nie przestawał całować. Jego ręka przesuwała się po mojej nodze. Drugą ręka zsunął ramiączko mojej sukienki.
- Chce się z tobą kochać. - powiedział cicho, po czym ponownie zaczął mnie całować. Najpierw po szyi, a późnej coraz niżej.
- Przestań. - powiedziałam spokojnie. Cody nie przestawał. - Cody, nie chce. - powiedziałam podnosząc lekko głos. Cody odsunął się ode mnie. Usiadł obok mnie.
- Przepraszam. - powiedział. - myślałem, że chcesz.
- Cody, to dla mnie za wcześnie - oznajmiam. Przez kolejne godziny panowała bardzo dziwna atmosfera.
Poszliśmy spać około trzeciej w nocy. Bardzo mocno wtuliłam się w Cody'ego, znaczy mojego narzeczonego. Z dnia na dzień jestem coraz bardziej szczęśliwa. Jak tak dalej pójdzie, za kilka lat nie poradzę sobie z tym uczuciem.
Kocham Cody'ego najbardziej na świecie. Kocham moje wspaniałe, szalone życie.
Mam nadzieję, że jesteście zachwyceni nowym rozdziałem. Pozdrawiam Queen_Patysia ❤
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro