Rozdział 28
- Chcesz wrócić na odwyk ?!
Czułam, że moje nogi zamieniają się w watę. Przez chwilę zabrakło mi nawet oddechu. Kompletnie nie wiedziałam jak zareagować na słowa, które usłyszałam przed chwilą.
Zarówno Laura jak i Zac, stali i patrzyli na mnie jak na kogoś nie z tej planety. No tak, kto by się spodziewał, że tak szybko wrócę, i że w ogóle wrócę.
- Jaki odwyk? O czym wy mówicie ? - ledwo wypuściłam te słowa z ust, zamykając przy tym, przez chwilę otwarte drzwi.
- Katie, to nie tak. - chwycił mnie za ramię, a ja natychmiast zrzuciłam jego rękę ze swojego ciała.
- No powiedz jej wreszcie! - rozkazała Laura.
- O czym ma mi powiedzieć? - zapytałam, po mimo swoich domysłów. - No o czym do cholery ?! - krzyknęłam, widząc brak reakcji.
- Wyobraź sobie, że twój kochany chłopak, dwa miesiące swojego życia spędził na odwyku. - zrobiło mi się strasznie słabo. Tak słabo, że na chwilę usiadłam na ziemie, a właściwie zsunęłam się po ścianie.
- Zac, o czym ona mówi?! - cały czas próbowałam wyrównywać swój oddech. Serce biło mi jak oszalałe.
- Chciałem ci dziś powiedzieć, ale nie dałaś mi dojść do słowa. - tłumaczył się. Jasne.. czyli to teraz moja wina.
- Dziś ?! - wstałam i zbliżyłam się do niego. Nie wiedziałam co robić. Krzyczeć, śmiać się, czy może płakać? - Od kiedy my się znamy co ?! - wykrzyczałam.
- Przepraszam. Bałem się. - pierwszy raz widziałam u Zac'a łzy w oczach.
- Czego się bałeś?! - Laura stała nieruchomo. Prawdopodobnie pierwszy raz widziała mnie w takim stanie. - No pytam czego?! - krzyczałam coraz głośniej.
- Bałem się, że nie będziesz chciała zdawać się z ćpunem.
- Jak myślisz, z kłamcą chcę się zadawać?! Nie chcę cię znać! - pobiegłam do pokoju. Zac próbował mnie zatrzymać, ale nie zwracałam na niego uwagi.
Wyciągnęłam spod łóżka walizkę i podeszłam do szafy, aby zacząć się pakować. Po raz kolejny nie wiedziałam dokąd pójdę. Było mi wszystko jedno co się ze mną stanie, ale byłam pewna, że tu nie zostanę.
- Co ty robisz? - zapytał Zac, widząc, iż upycham ubrania do torby.
- Pakuje się nie widzisz?! - odepchnęłam jego rękę, która próbowała mnie dotknąć.
- Pozwalasz zniszczyć nasz związek przez narkotyki?
- To ty na to pozwoliłeś. Po za tym dobrze wiesz, że tu nie chodzi tylko o prochy.
- Chcesz to tak po prostu skończyć ? - próbował brać mnie na litość. Mógłby się nawet rozryczeć, wiedziałam, że to nic nie zmieni.
- Ja chcę to skończyć ?! - tym razem cała moja złość zamieniła się w łzy. Zapięłam walizkę i postanowiłam powiedzieć wszystko o czym myślę. - Ja najzwyczajniej w świecie chciałam się zakochać. Chciałam mieć przy sobie kogoś, dla kogo jestem ważna. Kogoś kto jest ze mną szczery. Kogoś kto po prostu mnie kocha. - łzy coraz bardziej zalewały moją twarz. Zac również wyglądał, jakby miał zaraz się popłakać.
- Katie, ja obiecuje, że zrobię wszystko, żebyś mi wybaczyła. - lekceważąc kolejne obietnice mojego BYŁEGO chłopaka, szłam w stronę wyjścia. - Pójdę na terapię, obiecuję.
- W takim razie, powodzenia. - zareagowałam lekko egoistycznie. Mam dość ciągłego myślenia o innych, za nie o sobie.
- Katie, zrobię wszystko. Tylko zostań. - czułam, że pomału wymiękam.
- Przepraszam, ale to dla mnie za dużo. - wybiegłam z mieszkania. Dopiero wtedy spłynęły wszystkie emocje. Stanęłam przed blokiem i nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Pomału nie starczało mi nawet łez.
- Katie! - usłyszałam głos Laury i od razu ruszyłam przed siebie. - Zaczekaj - prosiła.
- Nawet, nie przekonuj mnie, żebym tam wróciła.
- Masz dokąd pójść? - zapytała. Sama chciałabym wiedzieć.
- Jakoś sobie poradzę. - chyba..
- Jeśli chcesz, możesz zamieszkać u Scot'a. - jasne.. żeby Zac mógł mnie kontrolować? Nie ma mowy, abym zamieszkała u jego najlepszego przyjaciela. Nie chcę, żeby Zac wiedział, gdzie mnie szukać.
- Nie, dzięki. - przyśpieszyłam, a Laura stanęła w miejscu.
- Jeśli będziesz czegoś potrzebować to dzwoń. - nie odpowiedziałam
W dalszym ciągu nie miałam pojęcia, gdzie spędzę najbliższą noc. Było już dość późno. Tata nie odbierał. Spojrzałam na listę kontaktów. Jako pierwsza wyświetliła mi się Amy. Nie byłam pewna, czy powinnam prosić ją o pomoc. Niestety, chyba nie miałam innej opcji.
- Hallo. - usłyszałam jej głos. Momentalnie znów zaczęłam ryczeć. - Katie, coś się stało ?
- Przyjedź po mnie, proszę.
- Ja piłam, nie mogę. Znaczy zaraz będę. - poprawiła się. - gdzie jesteś ?
- Przed jakimś kinem, niedaleko Zac'a.
- Czekaj na mnie. Zaraz tam będę. - rozłączyła się.
Po około dziesięciu minutach, podjechał samochód. Nie był to samochód Amy. Był to samochód Erica. Prawdopodobnie jechali prosto z jakiejś imprezy, a Eric nie jest zwolennikiem alkoholu.
W drodze opowiedziałam im zupełnie wszystko, nie przestając płakać. Dostałam również SMS-a od kuzynki Zac'a, z pytaniem, czy mam gdzie spać. Miło, że się o mnie troszczy. Jednak nie mam ochoty z nią gadać, tak samo jak z Zac'iem.
- Słuchaj, ja nie mogę cię przenocować. - stwierdziła Amy.
- Ale, ja mogę - wtrącił się Eric, który przez większą cześć drogi nic nie mówił.
- Nie chcę robić ci kłopotu. - stwierdziłam, choć przyznam, że w głębi duszy miałam nadzieję, że ktokolwiek weźmie mnie do sobie.
- To nie kłopot. Najwyżej znów mi się oberwie. - hmm.. o tym to ja zdążyłam już dawno zapomnieć. Nie wiedząc jak zareagować, uśmiechnęłam się tylko.
Gdy Eric odwiózł Amy, z powrotem na imprezę, zostaliśmy sami.
- No ej, nie płacz już. - pocieszał mnie Eric, głaszcząc po ramieniu.
- Już drugi raz ratujesz mi dupę. - stwierdziłam.
- Cała przyjemność po mojej stronie. Kto by nie chciał pomagać takiej dziewczynie.
- Jasne. - w głowie prosiłam go, żeby tylko nie zaczął mnie podrywać. Mam dość chłopaków.
Drugi raz w życiu, przeszła przeze mnie myśl, aby wstąpić do zakonu. Dlaczego tylko ja mam takiego pecha? Okej, Cody'ego jakoś bym przeżyła. Nie jeden chłopak zdradza. Ale Zac? I nie chodzi już o to co zrobił, ani o to, że był to on. Po prostu ile można? Czy każdy mój związek musi się tak kończyć? Wszyscy kłamią i oszukują w żywe oczy. I gdzie tu sprawiedliwość. Jak tak dalej pójdzie, skończę jako stara panna z kotami. Koty przynajmniej nie kłamią, nie zdradzają i nie cpają. Idealnie.
Drugi raz w życiu, zaczęłam się również zastanawiać, dlaczego musiałam budzić się z tej cholernej śpiączki. Mam wrażenie, że lepiej dla wszystkich byłoby, gdybym umarła. Tata mógłby układać sobie życie, w którym i tak nie ma miejsca dla mnie. Cody, mógłby dalej pieprzyć się z Susan, a Zac ćpać ile tylko można. Wszyscy mieli by święty spokój.
Gdyby nie fakt, że siedzę w samochodzie z Eric'iem, na pewno właśnie skakałabym z mostu lub zucała się pod pociąg. Swoją drogą, związek z Eric'iem, również mi nie wyszedł. Wielkie szczęście, że tego nie pamiętam. To chyba jeden z nie wielu plusów tej całej amnezji.
- Jesteśmy w domu ślicznotko. - Eric zatrzymał samochód.
- Eric, mam prośbę.
- Tak?
- Proszę cię, nawet nie próbuj mnie podrywać.
- Skąd wiesz, że miałem takie
zamiary. - nie komentując spojrzałam na niego spod byka. - no dobra, nie będę. - oby...
W domu Eric'a czułam się bezpiecznie. Chłopak oddał mi swoje łóżko, a sam poszedł spać na kanapę. To bardzo miłe z jego strony. Mam nadzieję, że nie liczy na nic w zamian.
Przez ten cały popieprzony dzień, nie miałam na nic siły. Nawet skończyły mi się łzy, więc nie miałam czym płakać. Chciałam tylko iść spać. Choć byłam przekonana, że szybko nie usnę.
Jeden z najtrudniejszych dla mnie rozdziałów. 👆 Mam nadzieję, że wam się podoba. 💟
Pozdrawiam ~ Queen_Patysia 💞
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro