Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 23

- Gdzie idziesz? Zostań jeszcze chwilkę. - usłyszałam głos Zac'a, gdy wstawałam z łóżka.

- Chciałam zrobić ci pyszne śniadanko. - odpowiedziałam, przygryzajac wargę.

- Wolałbym zjeść ciebie. - stwierdził, po czym jednym ruchem przewrócił mnie z powrotem na łóżko. Chłopak całował mnie i zachowywał się jak byłby lwem, a ja kawałkiem soczystego mięska.

- Ej, zostaw mnie wariacie. - nie mogłam przestać się śmiać. - Zac, bo nie dostaniesz śniadania. - zagroziłam mu.

- To najem się miłością. - mmm.. jaki romantyk. Nie miałam ochoty na jakiekolwiek igraszki z Zac'iem. Nie dziś.Ciągle myślę o dzisiejszej imprezie i o tym, że zobaczę Cody'ego. Pierwszy raz od prawie tygodnia.

Jakimś cudem udało mi się wyrwać i poszłam do kuchni. Wyciągałam z lodówki jajka, aby zrobić jajecznice.
Już chwilę później przeszkodził mi Zac, obejmując mnie od tyłu.

- Co dobrego robisz kochanie ? - zapytał.

- A nie widziesz ? - hmm.. co można robić z jajek.

- Jestem zaślepiony tobą, nie widzę nic więcej. - tak, tak. Skąd on bierze te wszystkie teksty? Wydaje mi się, że komedii romantyczny nie ogląda.

- Hej misiaczki. - przywitała nas Laura. - może pomogę? - dodała.

- Wystarczy, że na chwilkę odciągniesz ode mnie Zac'a. - powiedziałam szeptem, ale tak, aby Zac to usłyszał.

- Tak łatwo się mnie nie pozbędziesz księżniczko. - przytulił się jeszcze mocniej. Jasne, teraz to już się nawet nie ruszę.

Jakimś cudem, udało mi się dokończyć śniadanie. Gdy je zjedliśmy, Laura zaproponowała, abyśmy poszły pobiegać. Już dawno miałam zacząć, to robić, ale nie było z kim. Wsunęłam na siebie czarne leginsy i tego samego koloru, luźny
t-shirt. Biegałyśmy po parku. Laura miała naprawdę dobrą kondycję. Chwilami nie mogłam jej dogonić.
Gdy zrobiłyśmy sobie chwilową przerwę, zauważyłam Emily wraz z mamą Cody'ego.

- Katie! - podbiegła do mnie dziewczynka. Pani Ross wolnym krokiem podeszła do nas.

- Dzień dobry. - przywitałyśmy się.

- To ja może pobiegnę dalej. - zaproponowała Laura, po czym kiwłam głową na tak.

- Dlaczego do nas nie przychodzisz? - zapytała Emily smutnym głosem.

- Trochę pokłóciliśmy się z Cody'm. - odpowiedziałam, kucając przed dziewczynką.

- No to musicie się przeprosić i będzie dobrze. - stwierdziła Emi. No tak, gdyby to było takie łatwe.

- No wiesz, czasem to nie jest takie proste. - odezwała się mama Cody'ego.

- Idź na plac zabaw, zaraz do ciebie dojdę. - powiedziała do dziewczynki, chcecie porozmawiać ze mną w cztery oczy. Dziewczynka przytuliła się jeszcze raz do mnie i pobiegła.

- Jak się pani czuje? - zapytałam.

- Całkiem, całkiem. Za sześć dni mam operacje. Ale nie gadajmy o mnie. Nie wrócisz do Cody'ego, prawda? - po tym pytaniu ścięło mnie z nóg. Miałam ochotę po prostu odejść.

- Ten rozdział jest już dla mnie skończony. Nie potrafię wybaczyć zdrady. - Mama Cody'ego spojrzała na mnie bardzo dziwny wzrokiem.

- Nie rozumiem, Cody cię zdradził? - taa ciekawe co jej powiedział. Pewnie całą winę zwalił na mnie.

- Myślałam, że pani wie. - poczułam lekkie zakłopotanie. Nie tylko ja.

- Ja muszę już iść. Trzymaj się. - pożegnała się. Jej zachowanie było conajmniej dziwne. Chwilę stałam jak wryta, nie wiedząc co powiedzieć, co myśleć, co zrobić. Poczekałam nie całą minutę, a Laura była już obok mnie.

- Coś się stało? - spytała, widząc moją minę, która znacznie różniła się od tej z przed spotkania pani Ross.

- Nie, nic. Zamyśliłam się tylko. - skłamałam. - To co biegniemy? - po szybkiej zmianie tematu, znów powróciłyśmy do czynności.

Zrobiłyśmy jeszcze kilka kółek wokół parku, a następnie wróciłyśmy do domu. Miałam ochotę na kawę, ale nie pokaże się tak na mieście. Cała spocona, jak świnia.

Po wejściu do mieszkania poszłam pod prysznic. Zac'a nie było, ponieważ jechał że Scot'em i John'em kupić alkohol na dzisiejszą imprezę u Sindy. Nie znam jej, ale samo imię mnie do niej zniechęca. Napisałam do Thomas'a czy też będzie na imprezie. Okazało się, że tak, lecz niestety bez Matias'a, który zakuwa na zaliczenie.

Dwie godziny przed imprezą, razem z Laurą zamknęłyśmy się w łazience. Nie miałam ochoty na szykowanie się, ani w ogóle na tą imprezę. Ale muszę tam być i pokazać Cody'emu, że dobrze się bawię.

Kuzynka Zac'a pożyczyła mi piękną, czerwoną sukienkę oraz zrobiła zmysłowy makijaż. Wyglądałam na prawdę dobrze. Niestety tak się nie czułam. Moje myśli wciąż krążyły wokół wizji spotkania Cody'ego. Czy to możliwe, że nadal coś do niego czuję? Nie, Nie wypluj to. Kochasz Zac'a. Tylko jego.

- Księżniczki, wychodzimy! - zawołał nas Zac kilkanaście minut przed imprezą. Było to dziwne, bo on zazwyczaj się spóźniał, czego ja wręcz nie nawidziłam. Laura, zrobiła mi jeszcze delikatne kreski eye-linerem i opuściłyśmy pomieszczenie.

- Dlaczego mi to robisz? - zapytał Zac, obejmując mnie w tali.

- Co robię? - zapytałam, zakłopotana.

- Dlaczego tak mnie kusisz? - zapytał, całując mni w szyję.

- Lecimy gołąbeczki, bo się spóźnimy.

- Jak ci się tak śpieszy to idź sama. - Laura spojrzała na niego spod byka. - Jeszcze nie poszłaś? - dodał złośliwie.

- Laura ma rację, idziemy. - odsunęłam od siebie Zac'a. Razem z Laurą ruszyłyśmy w stronę auta.

- Ej ślicznotki, poczekajcie. - mój chłopak biegł w naszą stronę, zakluczając w drodze drzwi.

Na imprezę przyjechaliśmy punktualnie. Laura oczywiście przywitała się ze Scot'em, a mnie dopadła dziewczyna Cody'ego. Serio? Taka tapeta i Cody. Powiem szczerze, ledwo powstrzymałam się od śmiechu. Zamieniłyśmy ze sobą zaledwie kilka zdań, a ja już jej nie lubię.

- Widzę, że już się poznałyście. - powiedział Cody, obdarzając Sindy pocałunkiem. Niestety się poznałyśmy.

- Tsaa - odpowiedziała z niesmakiem, a ja uśmiechnęłam się na przymus.

- Kochanie, przynieść ci coś do picia? - zapytała Cody'ego.

- Nie dzięki. - hmm, zostaliśmy sami.

- Co u ciebie ?

- Bardzo dobrze, jestem szczęśliwa jak nigdy dotąd. - wiem, że brzmiałam wiarygodnie. - Właściwie to pogadamy później, muszę się przywitać z chłopakami. - odeszłam, zrzucając z twarzy sztuczny uśmieszek.

Po kilku godzinach wszyscy byli już pijani. Za Każdym razem gdy tańczyłam z Zac'iem, Cody brał do tańca swoją panienkę. Jakie to dziecinne i żałosne. No fakt, próbowałam robić wszystko, aby był zazdrosny i żeby żałował. Jego spojrzenie na to wskazywało. W pewnym momencie podeszła do mnie Laura, wyciągając mnie z objęć Zac'a. Poszłyśmy na dwór, aby porozmawiać.

- Ile ty masz lat? - zapytała.

- Nie rozumiem. - o co jej chodzi?

- Widzę jak ty i Cody udajecie. - stwierdziła.

- Nie prawda. - albo jednak prawda.

- Kochasz go? - spojrzała na mnie podejrzliwie.

- Nie. - kategorycznie zaprzeczyłam.

- To o co chodzi?

- Nie wiem, po prostu chce żeby widział, że jestem szczęśliwa.

- A jesteś? Tylko szczerze. - no właśnie. Dobre pytanie.

- Tak, chyba tak. - chyba...

- Tu jesteś - usłyszałam damski głos. Głos Sindy. No tak odpowiedni moment.

- Czego chcesz ? - zapytałam, a Laura oddaliła się, aby zostawić nas same.

- Miałaś być zazdrosna, ale widzę, że się nie uda. - stwierdziła, wyciągając papierosa ze stanika. - Palisz?

- Nie dzięki. - odmówiłam.

- Powiem w prost.

- No to mów.

- Cody miał mi zapłacił, za udawanie jego dziewczyny. - przyznała.

- Cooo? - zapytałam, z niedowierzaniem. - HAHAHA co za gnój. - nie mogłam powstrzymać śmiechu, połączonego ze złością.

- Może jednak? - pokaż kolejny wyciągając zawartość swojego stanika. Tym razem wzięłam go od niej.

- Czemu mi to mówisz?

- Bo mi nie zapłacił. No wiesz jestem chyba za tania na jego budżety.

- No tak, kasa tatusia załatwia wszystko. - wręczyłam jej niedopalonego papierosa i wybiegłam do budynku.

- Możemy pogadać ? - zapytałam Cody'ego. W moim głosie można było usłyszeć złość.

- O co chodzi? - zapytał, udając niewinnego.

- To ja się pytam, o co chodzi? Myślisz, że jak otworzysz portfel będziesz lepszy. A no tak, bez tego nie potrafisz się zakochać. Zaraz zaraz, to ciebie żadna nie chce. Jesteś żałosny. - chwyciłam szklanke z drinkiem, która stała na stoliku obok i wylałam mu na głowę.

- Moja koszula. - ojejku.

- Droga? - spytała stojąca z tyłu Amy. Wcześniej nawet jej nie zauważyłam.

- To ci ją wypiorę! - dodała, oblewając ją kieliszkiem czerwonego wina. Cody pobiegł do łazienki.

- Oj, jakie my okrutne. - zasmiałyśmy się.

Może to ten czas, w którym warto się pogodzić. Sprawa z Cody'm i tak już zamknięta. Już na zawsze chyba. Zapoznałam Amy z Laurą i chyba się polubiły, choć wydaje mi się, że Amy źle czuła się z tym, że tak dobrze dogaduję się z Laurą. Ona sama, z tego co mi wiadomo, jest wolna. Nie rozmawia już chyba z Susan. Przynajmniej tak mi się wydaje. Chłopaka też nie ma. Nie chcę jej oceniać, ale ma za swoje. To ona traktowała ich wszystkich jak zabawki.

Około czwartej Zac stał już ledwo na nogach. Większość osób poszła już do domu. Laura pojechała do Scot'a, czego mogłam się spodziewać.

- Kochanie, chodźmy już. - próbowałam zgarnąć Zac'a. Wcześniej umówiliśmy się z Tom'em, że nas odwiezie.

- Ale j-ja jeszcze nie skończyłem. - będzie ciężko.

- Stary chodź już. - Tom podniósł Zac'a z krzesła.

- Gdzie jest Laura? - zapytał oburzony Zac.

- Jechała ze Scot'em.

- On chcę przelecieć mi kuzynkę. - burzył się, a my próbowaliśmy zaprowadzić go do auta.

- Stary, sam dawałeś mu gumki. - stwierdził siedzący na podłodze Adam. Jego stan też ni był najlepszy, dlatego nie był skory do pomocy. Jakimś cudem udało nam się zaciągnąć Zac'a do samochodu, a potem do mieszkania.

- Kochanie! - zawołał Zac, leżąc już na łóżko. - rozbierz mnie, bo mni ręka boli.

- Było więcej pić. - sama byłam pijana, ale nie aż tak.

- Nie od tego bolą mnie ręce. - stwierdził.

- Dobra, zaoszczędz mi szczegółów. Dobranoc. - zgasiłam światło, a sama poszłam pod prysznic. Gdy wróciłam Zac już spał. Na szczęście, nie musiałam już się z nim użerać.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro