Rozdział 21
Gdy rano otworzyłam oczy, Zac jeszcze spał. Nie chciałam go budzić, nie czułabym się też dobrze, panosząc się po jego domu. Z tego powodu, przez kilkanaście minut wpatrywałam się w sufit, myśląc o tym co najlepszego zrobiłam.
Mam lekkie wyrzuty sumienia, chociaż wiem, z nie powinnam. Nie zrobiłam przecież nic, wbrew sobie. Mam tylko nadzieję, że Zac'owi nie zależało tylko na tym, aby się ze mną przespać. Gdyby tak było, nie podrywałby mnie nawet wtedy, kiedy byłam z Cody'm.
- Długo nie śpisz? - usłyszałam cichy, niewyspany głos Zac'a.
- Niedawno się obudziłam. - stwierdziłam. Zac podniósł się lekko i pocałował mnie w szyję.
- Byłaś cudowna. Jesteś cudowna. - stwierdził, całując mnie jeszcze kilka razy.
- Ty też. - chyba.. niestety nie wiele pamiętam.
Nagle zadzwonił mój telefon. Podniosłam z ziemi spodnie, a z nich komórkę. Dzwonił tata. Poinformował mnie, że wrócił do domu. W takim razie powinnam się już zbierać.
- Muszę już iść. - powiedziałam, zrywając się z łóżka.
- To nie może się tak skończyć. - Zac, podbiegł do mnie i chwycił mnie za rękę, a ja stałam w samej bieliźnie. Ucieszyłam się, że Zac chciał czegoś więcej niż tylko seks.
- Zadzwoń wieczorem. - zaproponowałam, wsuwając na siebie spodnie.
- Podwiozę cię. - zaproponował mój (chyba) nowy chłopak. W sumie to lepsze, niż przemierzanie miasta autobusami i tramwajami.
Ubrałam się i upięłam włosy w koka, aby nie wyglądały na nieuczesane. Zac zawiózł mnie pod sam dom. Oczywiście, całą drogę mnie komplementował.
- Hej, tato - przywitałam się z nim, całując go w policzek. Tęskniłam za nim.
- Hej. Cody ma nowy samochód? Mogłaś zaprosić go do środka. - mówił, myśląc, że nasz związek nadal trwa.
- To nie był Cody. Nie jesteśmy już razem. - przyznałam, momentalnie smutniejąc. - Zac mnie przywiózł.
- kontynuowałam, widząc, że tata jest bardzo zakłopotany.
- Zostawiłaś Cody'ego dla Zac'a? - zarzucił mi tata. To nawet nie brzmiało jak pytanie. Bardziej jak oskarżenie.
- Może gdybyś zamiast bezpodstawnie mnie osądzać, zainteresował się trochę moim życiem, wiedział byś, że Cody zdradził mnie z Susan. - zdenerwowałam się i zdecydowanie podniosłam ton. Od razu pobiegłam do pokoju.
- Przepraszam, nie wiedziałem. - w głosie taty, było słychać zażenowanie.
Nienawidzę, jak ktoś ocenia ludzi z góry, a tym bardziej jak robi to mój tata w stosunku do mnie.
Nie bardzo chciałam z nim o tym gadać. Przez chwilę wahałam się, czy nie zadzwonić do Amy. Może nie warto się kłócić. Fakt, Amy bardzo mnie zraniła, ukrywając prawdę, ale chyba nie mogę udawać, że jej nie znam w nieskończoność. Może niedługo będę w stanie jej wybaczyć. Na razie chce skupić się na Zac'u.
Zadzwoniłam do Tom'a z prośbą o spotkanie. W końcu muszę się komuś wygadać. Już niedużo późnej spotkaliśmy się w kawiarni. Od rana nic nie jadłam, dlatego zamówiłam sobie pyszną szarlotkę.
- To o czym chciałaś pogadać? - zapytał Thomas, po kilku minutach.
- Powiem w prost. Przespałam się z Zac'iem. - wyznałam z lekkim zażenowaniem w głosie.
- Wow. To się porobiło. - jego reakcja wcale mnie nie zaskoczyła.
Widziałam, że on sam nie jest pewny, czy powinien się śmiać czy może jednak nie. - No nie spodziewałem się takiej wiadomości. - przyznał, przerywając chwilową ciszę.
- Najgorsze jest to, że byłam pijana.
- Naukowcy udowodnili, że po pijaku robimy i mówimy to, co czujemy. Jesteśmy porostu bardziej odważni. - Zastanawia mnie co ci wszyscy naukowcy wiedzą o życiu. Nie wykluczam jednak opcji, że może być to prawda.
- Myślisz, że może nam się udać? - zapytałam.
- Uważam, że powinnaś spróbować. Następnym razem spotkajcie się bez obecności alkoholu i zobaczysz co będzie. - Thomas na końcu wypowiedzi uśmiechnął się do mnie i mruknął jednym okiem, aby trochę mnie rozweselić i pokazać, że mnie wspiera.
- No tak, chyba masz rację. Tak właściwe to powiedziałam mu żeby zadzwonił wieczorem. Chce mieć sprawę jasno.
- Mądra dziewczynka. - zaśmialiśmy się oboje.
Około godzinną rozmowę z Thomas'em, przerwał mi telefon od Zac'a. Prosił, abym spotkała się z nim za pół godziny. Zaproponował też, że przyjedzie po mnie, więc nie muszę się spieszyć i przerywać spotkania.
Zac spóźnił się chwilkę, co u niego jest dość normalnym zjawiskiem. Nienawidzę spóźnialstwa, ale pewne wady Zac'a muszę zaakceptować.
- Hej Katie, przepraszam za spóźnienie. - przywitał się że mną, a następnie z Thomas'em. Przynajmniej przeprosił, a to już coś.
- Hej, nie szkodzi. - przyznałam.
Wyszliśmy w trójkę z kawiarni. Tom następnie wsiadł do swojego auta, wcześniej żegnając się z nami, a my poszliśmy do parku. Idealne miejsce na randkę. Cisza, pokój, świeże powietrze, śpiew ptaków. Lepiej nie mógł wybrać. Po krótkim spacerze, przez jedna z alejek parku, Zac zatrzymał się, chwytając mnie za rękę.
- Katie, dużo o nas myślałem... - zaczął. Moje serce biło jak oszalałe, a nogi zrobiły się jak z waty. Nie lubię tak poważnych rozmów. - lecz rzadko mi się to zdarza... - kontynuował. Czułam, że on także się denerwuje, co do niego wcale nie podobne. - ale gdy już myślę, to tylko o tym co jest dla mnie ważne. A ty jesteś dla mnie bardzo ważna. Najważniejsza na świecie. Ja porostu się.. - przerwałam mu, przekładając palec do jego ust.
- Ja w tobie też. - odpowiedziałam, całując go namiętnie. On oczywiście odwzajemnił ten pocałunek.
Jezu, to dzieje się naprawdę. Nie mogę w to uwierzyć. Nawet nie jestem pijana. Byłam bardzo szczęśliwa, mimo wcześniejszych obaw. O matko, znów mogę być szczęśliwa. Tym razem z Zac'iem. Miałam ochotę skakać i krzyczeć wniebogłosy. Gdy już (niestety) przestaliśmy się całować, przeszliśmy się jeszcze kawałek, a następnie usiedliśmy na lekko wilgotnej trawie.
- Jakie jest twoje marzenie? - spytał w pewnym momencie Zac, przegarniając moje włosy, które delikatnie opadły mi na twarz.
- Pocałunek, podczas ogromnej ulewy, prawie jak w filmie. - odpowiedziałam rozmarzonym głosem. - A twoje? - dodałam, zastanawiając się nad jego odpowiedzią.
- Aby właśnie zaczęła się ogromna ulewa. - po raz kolejny zaczęliśmy się całować. Może i bez ulewy, ale kto by na to patrzył.
Jejku, jaka ze mnie szczęściara. Co raz bardziej ciekawi mnie moje życie z przed wypadku. Mam wielką nadzieję, że Zac jest wobec mnie w stu procentach szczery i niczego przede mną nie ukrywa oraz nikogo nie udaje.
Gdy zaczęło robić się zimno, Zac użyczył mi swojej bluzy. Teraz to jego bluza, będzie zajmowała miejsce w mojej szafie. Oczywiście, nie mam nic przeciwko temu.
Chodziliśmy po parku do późnego wieczora, wymieniając się komplementami, rozmawiając prawie o wszystkim, przy czym śmiejąc się jak dzieci. Może nie powinnam porównywać tego w tej sposób, ale ostatnio czułam się taka szczęśliwa, gdy Cody nałożył na mój palec piękny pierścionek zaręczynowy. Mam nadzieję, że wkrótce dostanę nowy. Tym razem od Zac'a. W sumie to nie jest ważne. Ważne jest to, żebyśmy zawsze byli ze sobą szczęśliwi. Tacy szczęśliwi jak dziś.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro