Rozdział 12
Dziś rano nie obudziłam się samotnie. Obudziłam się w ramionach mężczyzny, którego kocham.
I wcale nie obudził mnie dzwonek do drzwi, telefon, ani też tata. Obudził mnie pocałunek, który poczułam na mojej szyi. Pocałunek chłopaka, którego kocham.
- Dzień dobry, kochanie. - przywitał mnie Cody.
Odwróciłam się w jego stronę i spojrzałam prosto w oczy.
- Dzień dobry. - pocałowałam go.
- Jak się spało? - zapytał, przytulając mnie mocno.
- Cudownie. - odpowiedziałam, podróżując swoją ręka po jego plecach. - A tobie?
- No, nie było źle. - spojrzałam mu w oczy, wzrokiem mówiącym "jesteś pewien?". - Było najlepiej. - dodał.
- Kocham cię, wiesz ?
- Teraz już tak. - pocałował mnie w czoło. - A wiesz, że ja ciebie też?
- Teraz już tak. - zaśmiałam się. Cody podniósł się, delikatnie odkładając moją rękę. Chciałam już zapytać, gdzie idzie. Tak dobrze mi się z nim leżało, że nie chciałam, aby mnie zostawiał.
- Zaraz wracam, kochanie. - Cody ubrał koszulkę i wyszedł z pokoju, przymykając drzwi. Postanowiłam jeszcze chwilę poleżeć. Nagle do pokoju wpadła Emily.
- Cześć ! - krzyknęła z zadowoleniem i podbiegła do mnie. Wręcz rzuciła się na mnie, aby mnie przytulić.
- Hej, mała. - ledwo wypowiedziałam te słowa, ponieważ siostra Cody'ego ścisnęła mnie trochę za mocno.
- Co ty tu robisz ? - zapytała ze zdziwieniem.
- Aktualnie leżę.
- Kiedy przyszłaś ?
- Wczoraj jak spałaś.
- Mogłaś mnie obudzić. Dawno nie oglądałaś ze mną księżniczek. Jak ciebie nie było, Cody w ogóle nie chciał mi ich włączać. Zresztą bez ciebie to nie to samo. - skarżyła się Emi.
- Obejrzymy dzisiaj - uśmiechałam się.
- Cody! - krzyknęła Emily, wybiegając z pokoju. - Katie obejrzy ze mną dziś księżniczki. - Niestety jeszcze nie wiem na co się pakuje, ale jeśli dla Emi to takie ważne, to czemu by nie.
- Super! - słyszałam głos mojego chłopaka. Przez chwilę byłam sama w pokoju, dlatego postanowiłam to wykorzystać.
Zadzwoniłam do pani Miller. Opowiedziałam jej o miejscu, które wczoraj sobie przypomniałam. Umówiłam się z nią również na wizytę, dziś o 18.
- Z kim rozmawiałaś ? - zapytał Cody, wchodząc do pokoju, z talerzem jajecznicy. Już wiem, po co tak nagle zniknął.
- Z panią Miller. - odpowiedziałam. - Czy ty mnie czasem nie rozpieszczasz? - dodałam, gdy Cody podał mi śniadanie do łóżka.
- Zasługujesz na to, kochanie.
- Uważaj, bo jeszcze się przyzwyczaję. - zaśmiałam się, zajadając się jajecznicą. - Przepyszna - stwierdziłam. Mój ideał stał się właśnie jeszcze bardziej idealny.
- Dla ciebie mogę robić taką codziennie.
- Misiu - zaczęłam. - jutro nasza rocznica, wybaczysz, jeśli nie dostaniesz prezentu na czas? - trochę mi głupio, bo jest co świętować, lecz nie miałam czasu, aby coś kupić .
- Kochanie, nie potrzebuje żadnego prezentu. Najlepszym prezentem dla mnie jesteś ty. - jejku jaki on słodki - pomyślałam. Cody pocałował mnie w czoło i ruszył w stronę szafy.
- Gdzie znowu uciekasz? - zapytałam, ze smutkiem w głosie.
- Nie martw się, chce tylko ubrać spodnie.
- Zdecydowanie lepiej wyglądasz bez nich. - stwierdziłam.
- W takim razie jesteśmy sobie przeznaczeni, bo tobie też lepiej w bieliźnie, a bez niej jeszcze lepiej. - Cody poruszył brwiami. Odłożyłam już pusty talerz na szafkę obok i wstałam w stronę torby.
- Idę się ogarnąć. - oznajmiłam Cody'emu.
- Idź, idź, bo nie zdążysz na księżniczki. - zaśmiał się.
W łazience ubrałam się, uczesałam oraz zrobiłam lekki makijaż.
Po wyjściu z łazienki, usłyszałam głos Cody'ego.
- Katie, chodź na dół. Księżniczki się zaczynają.
Przez cały film udawałam zaciekawioną. Nie tylko ja. Cody i jego mama robili podobnie. W sumie jak na animowany film, był całkiem niezły. A co najważniejsze, podobał się Emi. A co mi się podobało? To, że przez cały film leżałam, z głową położoną na kolanach Cody'ego. Nigdy, z nikim nie czułam się tak dobrze.
Gdy film się skończył, Emily sprawdzała moją pamięć, pytając mnie na imię księżniczki, kolor jej komnaty itp. W pewnym momencie, gdy pytania stawały się coraz trudniejsze, zadałam sobie pytanie. Skąd u dzieci taka świetna pamięć? Emi pamięta wszystkie szczegóły filmu, a ja nie pamiętam co robiłam pół roku temu.
Po którymś z kolei pytaniu, Cody zauważył, że nie bardzo chce mi się odpowiadać.
- Emi, ja i Katie musimy wyjść. Porozmawiacie później. - Siostra Cody'ego nie wyglądała na prze szczęśliwą. Nawet jego mama wyczuła w jego głosie kłamstwo. No, ale jeśli już tak powiedział, to musimy gdzieś wyjść.
- Chodźmy na spacer. - powiedział po cichu. Podniosłam się z jego kolan i ruszyłam w stronę przedpokoju.
Ubrałam buty i razem wyszliśmy z domu. Dziwię się, że Emi nie chciała iść z nami. Ostatnio męczyła Cody'ego bardzo długo, żeby się zgodził.
- Nareszcie spokój. - powiedział zamykając za sobą drzwi. Chwycił mnie za rękę, i poszliśmy w tą sama stronę co ostatnio.
- Też chciałabym taką siostrzyczkę.
- Już mi to kiedyś mówiłaś. Ale uwierz, nie chciałabyś.
- Może jeszcze będę miała. W końcu nie wiem, co planuje mój tata. - zauważyłam, że Cody nie wiedział co odpowiedzieć. Sama nie wiem, co bym zrobiła na jego miejscu. Głupio było by mi przytaknąć, ale jednak być może mam rację.
- Nie mów tak. Najlepiej na razie o tym nie myśl. - powiedział Cody.
- Łatwo mówić. - odpowiedziałam obojętnie. Mój chłopak pocałował mnie w szyję i szybko zmienił temat.
W sumie to nawet lepiej. Przynajmniej nie muszę myśleć o tacie. Nie chce o tym myśleć, wtedy gdy powinnam myśleć tylko o mnie i o Cody'm.
Spacerowaliśmy około godziny. Nagle dostałam SMS-a. Pierwsza myśl jaką przyszła mi do głowy, że pewnie to tata, pyta kiedy będę. Ale to nie był tata. To Matias. Zatrzymałam się, wpatrując się w wiadomość.
- Zawieź mnie do szpitala. - powiedziałam do Cody'ego.
- Co się stało? Coś z tatą? - Cody ewidentnie się zdenerwował.
- Ktoś pobił Thomasa. - czułam, że trzęsę się od środka.
- Ale kto?
- Nie wiem, zawieziesz mnie? - zapytałam, chodź brzmiało to bardziej jak rozkaz.
- Tak, pewnie, chodź. - już po chwili znaleźliśmy się przy samochodzie. Cody pobiegł do domu po kluczyki. Gdy wsiedliśmy do samochodu , szybko ruszył.
- Strasznie się boję. - powiedziałam zdenerwowana. Matias nie napisał żadnych szczegółów. Nie mam pojęcia, kto to zrobił, gdzie, kiedy i jaki miał powód. Miałam tylko wielką nadzieję, że wyjdzie z tego bez większych obrażeń.
- Nie martw się kochanie, będzie dobrze. - miałam ochotę przytulić się teraz do Cody'ego, niestety musiał prowadzić samochód. Chciał pokazać, że jest twardy, bo w końcu jest chłopakiem, ale widziałam, że zdenerwował się równie mocno jak ja.
Kilka minut późnej byliśmy już w szpitalu. Wbiegliśmy na SOR. Na poczekalni czekał już Matias. Był cały zapłakany.
- Co się stało? Gdzie Tom? - zapytałam zdenerwowana. Widok płaczącego Mat'a jeszcze bardziej mnie zaniepokoił.
- Zszywają mu łuk brwiowy. - powiedział, jednocześnie płacząc.
- Co się właściwie stało? - zapytał Cody.
- Jacyś pieprzeni kolesie go pobili, dlatego że jest gejem.
- Gdybym dorwał to bym powybijał - stwierdził ze złością Cody.
- Nie płacz stary. - dodał, poklepując Matias'a po ramieniu. Przytuliłam się do niego bardzo mocno. Po policzkach spływało mi coraz więcej łez.
- Kochanie, uspokój się, wszystko będzie dobrze. - Cody udawał silnego, chodź wiem, że strasznie to przeżywał.
- Umówiłem się z nim na spotkanie, gdybym przyszedł odrobinę wcześniej nic by się nie stało. On leżał w kałuży krwi. - Mat popadał w coraz większa depresję.
- Nie obwiniaj się, wszystko będzie dobrze.
Przez kilkanaście minut Cody, pocieszał mnie i Matias'a, mówiąc, że wszystko będzie dobrze i, że Tom z tego wyjdzie. Przytulał mnie mocno i to tylko, dlatego chwilami potrafiłam opanować łzy. Był dla nas wielkim wsparciem i jedynym w tym momencie. Nie wiedząc co robić, napisałam SMS-a do Amy. Bardzo się zdenerwowała, jednak nie mogła przyjechać. Moja przyjaciółka, tak jak ja nie ma jeszcze samochodu. Jej tata jest w delegacji, mama nie ma prawa jazdy, a Lucas ostatni dzień wakacji spędza nad jeziorem z Susan. No nieźle kończą się wakacje.
W pewnym momencie, drzwi sali zabiegowej otworzyły się. Lekarz wiózł Tom'a na wózku. Jego koszulka była cała we krwi, nos poklejony plastrami, a na łuku brwiowym szwy. Do tego na szyi i rękach znajdowało się pełno siniaków. Wyglądał strasznie. Gdy go zobaczyłam, emocje znów spłynęły i popłakałam się jeszcze bardziej. Razem z Matias'em i moim chłopakiem podbiegliśmy do niego. Mat chwycił go za rękę.
- Nie płacz. - powiedział Tom, chodź sam powstrzymywał się od płaczu.
- Jak się czujesz ? - zapytałam.
Zanim powiedział cokolwiek, lekarz oznajmił, że musi zabrać go na salę i na razie nie możemy z nim przebywać.
- Ale doktorze co mu jest? - pielęgniarka przejęła wózek.
- Oprócz złamanego nosa i ran na twarzy, nie ma większych obrażeń. Chłopak miał dużo szczęścia, ponieważ sprawcy oddali kilka ciosów w twarz, co mogło skończyć się wiele gorzej.
- Długo tu zostanie? - zapytał Cody, cały czas mnie obejmując.
- Musi zostać na obserwacji minimum 48 godzin. - opowiedział lekarz. Po chwili zawołała go pielęgniarka i zakończył rozmowę z nami.
- Słyszałeś Mat, wszystko będzie dobrze. - powiedział Cody, ponownie poklepując Matias'a po ramieniu. Po niecałej godzinie doktor powiedział, że możemy wejść do Thomasa, lecz pojedynczo.
- Idź, tylko się nie rozklej, Tom potrzebuje teraz wsparcia. - Cody, wciąż udawał twardego i idealnie panował nad sytuacją. Bardzo mi to imponowało. Kilka minut po wejściu Matias'a na salę, przyjechała policja. Tom nie był w stanie jeszcze z nimi rozmawiać, więc pierwszą osobą był Mat. Policjanci wyprowadzili go na korytarz i wypytywali o szczegóły dotyczące znalezienia rannego Tom'a. Ja w tym czasie poszłam porozmawiać z przyjacielem.
- Hej, jak się masz? - powiedziałam spokojnie. Thomas uśmiechnął się do mnie, a ja widząc to od razu poczułam się lepiej.
- Zawsze mogło być gorzej. - odpowiedział Tom.
- Bardzo się martwiłam.
- Niepotrzebnie. Będę żył. - Tom nadal wypowiadał się bardzo optymistycznie. Pewnie dlatego, że nie chciał, abyśmy się martwili.
Rozmawiałam z Thomasem zaledwie pięć minut, lecz niestety przerwała nam pielęgniarka. Wyprosiła mnie z sali, w celu wykonania jakiś badań.
Mat dość długo był przesłuchiwany. Widziałam niepokój w jego oczach. Naprawdę, bardzo mi przykro, że Thomas cierpi za niewinność. Tacy ludzie jak ci, którzy to zrobili, nie powinni żyć na naszym świecie.
Spędziliśmy w szpitalu kilka godzin.
O 18 pożegnaliśmy się z chłopakami i pojechaliśmy do Cody'ego. Nie chciałam już jechać do pani Miller. Nie miałam na to siły, dlatego odwołałam wizytę. Wzięłam swoje rzeczy, a następnie Cody odwiózł mnie do domu. Chętnie zostałabym do jutra, ale jutro szkoła. Gdy weszłam do domu, opowiedziałam tacie o pobiciu. Mimo tego, że byłam na niego zła, postanowiłam go o tym poinformować. Zrobiło mu się bardzo przykro, ponieważ bardzo lubi Thomasa, a poza tym jest bardzo tolerancyjny.
Aż do późnego wieczora Cody mnie pocieszał, pisząc SMS-y. Rano myślałam, że ten dzień będzie wspaniały, bo tak się zapowiadał.
Niestety jak zwykle, coś musiało nam przeszkodzić. Jak zwykle coś musiało się popsuć. Mam tylko wielką nadzieję, że policja szybko znajdzie sprawców i że gorzko pożałują tego co zrobili.
Jutro pierwszy dzień szkoły, a ja zapewne nie będę mogła zasnąć i rano będę wyglądać jak potwór. Ale nie to jest teraz najważniejsze.
Najważniejsze jest to, aby Tom wyzdrowiał, a ci ludzie zostali złapani, zanim znów zrobią komuś krzywdę. Wierzę, że jutro będzie lepiej.
Rozdział wyszedł kompletnie spontanicznie, ale mam nadzieję, że wam się spodobał. ~Queen_Patysia 😍💝
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro