Rozdział 11
- Katie, wróciłem! - obudził mnie głos taty.
- Okej! - odezwałam się, szybko podnosząc się z łóżka. Momentalnie przypomniałam sobie, że czeka mnie najtrudniejsza rozmowa, w moim życiu.
Planowałam jak zacząć rozmowę z tatą, ale i tak pewnie zacznę inaczej. W przeciągu kilka minut ubrałam się i zeszłam na dół.
Tata siedział przed telewizorem i jadł kanapkę.
- Tato, musimy pogadać. - stres zżerał mnie od środka.
-Tak, kochanie?
- Dlaczego, ciągle nie ma cię w domu? - liczyłam, że cokolwiek ukrywa, sam mi to powie.
- Już ci mówiłem, że to nie ważne. - no tak, przeliczyłam się.
- Skoro to coś jest nie ważne, to dlaczego poświęcasz temu tyle czasu? - uniosłam głos.
- Kiedyś wszystko ci wyjaśnię. - próbował mnie uspokoić.
- Tak, tak kiedyś. A może chciałabym wiedzieć teraz? W końcu jestem twoją córką.
- Katie, uspokój się.
- Tato, czy ty jesteś na coś chory? - zapytałam już trochę spokojniej.
- Skąd ci to przyszło do głowy?
- Znalazłam otwartą stronę na laptopie.
- Kochanie, robimy w firmie kampanię o raku trzustki, musiałem trochę poczytać na ten temat. - zaśmiał się.
- Ale ty masz urlop.
- Co nie znaczy, że jak wrócę do pracy, nie będę musiał się tym zająć. - poczułam ulgę.
Niby tata wszystko mi wyjaśnił, ale jednak nadal nie wiem, gdzie znika i czy mówi prawdę. Postanowiłam, dociągnąć temat do końca.
- A może ty masz kogoś ? - zapytałam z oburzeniem.
- Za dużo seriali, Katie. Przestań już wymyślać.
- Jasne. - strasznie się zdenerwowałam i pobiegłam na górę.
Czy ja jestem małym dzieckiem? Dlaczego nie może traktować mnie poważnie? Przecież wszystko bym zrozumiała.
Z raka mi się wytłumaczył, natomiast temat kochanki, sprytnie pominął. Albo mam rację, albo popadam w paranoję. Chciałam powiedzieć tacie o wizycie u pani Miller, ale po tej rozmowie wolę się do niego nie odzywać.
Pół godziny siedziałam w pokoju, zastanawiając się nad tym wszystkim. W pewnym momencie stwierdziłam, że to bez sensu.
Zadzwoniłam do Amy. O dziwo nie spała. Umówiłyśmy się, że za pół godziny pojedziemy do centrum, ale najpierw pojedzie z Lucas'em odebrać prawo jazdy. Nareszcie. Dobrze, że to akurat dziś, ponieważ właśnie zaczęło padać. Przebrałam shorty na długie czarne jeansy, z wysokim stanem oraz założyłam bluzę.
Około godziny 12 dostałam SMS-a od Amy, w którym pisała, że jest gotowa do wyjazdu. Wzięła samochód brata. Jechała bardzo ostrożnie. Po drodze zaczęła temat Cody'ego. Długo przymierzałam się do tego, aby zapytać o to, co mnie trapi. A co mi tam? - pomyślałam.
- Tak sobie myślałam, że skoro się przyjaźniłyśmy, to pewnie mówiłam ci o wszystkim. -zaczęłam.
- No tak.
- To pewnie odpowiesz mi na moje pytanie? - kontynuowałam. Amy spojrzała na mnie podejrzliwym wzrokiem.
- Czy ja spałam już z Cody'm?
- Tak, może dwa razy, krótko przed wypadkiem. Dlaczego nie zapytałaś o to Cody'ego?
- Trochę głupio tak pytać. Wolałam wiedzieć to od ciebie.
- Za trzy dni, drugiego września urodziny Tom'a. Szykujemy filmik - niespodziankę. Jak znajdziesz jakieś zdjęcia w komputerze, wyślij John'owi.
- Okej, dobry pomysł.
- Nagramy również życzenia, więc możesz też coś dołożyć.
- Jestem pewna, że mu się spodoba.
- A wiesz co jest za dwa dni?
- Rocznica moja i Cody'ego, powiedział mi. Tylko nie wiem co mu kupić.
- Ja ci nie pomogę. Nigdy nie miałam rocznicy. Najdłużej wytrzymałam z chłopakiem 9 miesięcy.
- Kim był ten szczęściarz?
- Nie uwierzysz, jak ci powiem.
- Czyżby to Robert Pattinson ?
- Niestety, to tylko John.
- Naprawdę? Dlaczego się rozstaliście?
- Jakoś się nam nie układało. Obaliliśmy jednak stereotyp, że nie da się przyjaźnić z byłym chłopakiem.
- Z kim jeszcze byłaś, o kim powinnam wiedzieć?
- Reszty pewnie nie kojarzysz. Zresztą każdy z nich to już przeszłość.
- A dużo ich było? - zapytałam, podśmiewając się.
- Może z siedmiu. Moje związki zazwyczaj były krótkie i kończyły się katastrofą.
- A moje?
- Cody jest twoim trzecim chłopakiem.
- Opowiedz mi o poprzednich. - poprosiłam.
- Nigdy nie pakowałaś się w związki bez przyszłości. Pierwszego chłopka miałaś w wieku 15 lat. Miał na imię Robert, a dokładniej Robert Robertson.
- Poważnie?
-Tak, był totalnym kujonem, ale tobie się podobał. No fakt był słodki. A ty takich lubisz. Byłaś z nim przez cztery miesiące, zerwał z tobą w twoje 16 urodziny, ponieważ stwierdził, że "nie dorównujesz mu poziomem intelektualnym." - Obie wybuchłyśmy śmiechem.
- Dupek. Jaka ja byłam głupia.
- Nic się nie zmieniło. - zaśmiała się.
- Ej, jak możesz. - szturchałam ją.
Dojechałyśmy już do centrum. W drodze do księgarni kontynuowałyśmy rozmowę.
- A mój drugi chłopak?
- Nazywał się Eric Weile. Był rok starszy od nas. Zaczęłaś z nim chodzić, krótko po zerwaniu z Robert'em. Był zniewalająco przystojny i słodki. Miał brązowe włosy i niebieskie oczy. Boże, jak ja ci wtedy zazdrościłam. I nie tylko ja, każda laska chciała go mieć, a nawet Thomas był w niego zapatrzony.
- To dlaczego zerwaliśmy?
- Po pewnym czasie gdy już cię zdobył, zrobił się zarozumiałym dupkiem. Myślał, że jak już jesteś jego dziewczyną, to może robić wszystko, a ty go nie zostawisz.
- Co takiego robił?
- Flirtował z innymi dziewczynami, olewał cię, a na końcu wyjechał bez słowa do Bostonu, bo postanowił mieszkać z ciocią. Nawet nie wiesz, jak wytłumaczył ci nagłe zniknięcie.
- Umieram z ciekawości. - powiedziałam znudzona.
- "No jesteś naprawdę fajną laską, dlatego chciałem zaoszczędzić ci nudnej gadki, o tym, że wyjeżdżam i musimy się rozstać."
- To już chyba wolałam kujona.
- Nie no, Eric przynajmniej był przystojny.
- Uważam, że na tle Robert'a i Eric'a, Cody jest ideałem.
-No, na pewno lepszy od tamtych.
Nigdy tak dobrze nie rozmawiało mi się z Amy. Nigdy od czasu szpitala. Na szczęście upewniła mnie w tym, że Cody jest najlepszym chłopakiem, którego mogłam spotkać.
Po zakupach, pojechałyśmy z Amy do Susan. Moja przyjaciółka, koniecznie chciała przewieźć ją samochodem.
Amy zatrzymała samochód przed domem Susan. W porównaniu do mojego, był on malutki i skromny. Susan nie pochodzi z najbogatszej rodziny. Jej mama jest na rencie, a tata utrzymuje czwórkę dzieci. Susan ma trzy siostry. Poznałam tylko najstarszą, o rok starszą od nas. Ma na imię Julia. W ogóle nie jest podobna do Susan. Ma jasne włosy i jest strasznie niska. Dwie młodsze siostry Susan, to bliźniaczki. Laura i Margaret. Gdy się urodziły, miałyśmy po 12lat. Wtedy też urodziła się siostra Cody'ego.
Susan wreszcie wyszła z domu. Oczywiście nie mogło obyć się bez komentarza Amy "No nareszcie księżniczka wyszła z zamku." Mimo tego, że dziewczyny są przyjaciółkami, często sobie dokuczają i dogadują. Prawdopodobnie wynika to z tego, że są kompletnym przeciwieństwem.
- Hej dziewczyny. - przywitała się Susan. Po krótkiej rozmowie, ruszyłyśmy.
- Tylko mnie nie zabij. - zaśmiała się. Tak właściwie nie wiedziałam gdzie jedziemy.
Po drodze mijałyśmy szkołę do której będę chodzić. Najlepsza szkoła policealna w Chicago. Razem z Amy zdawałyśmy na prawo i obie się dostałyśmy. Susan również będzie uczyć się w tej szkole, ale w innej klasie. Tak naprawdę nie wiem, dlaczego akurat prawo. W sumie nie myślałam o tym.
Gdy dojechałyśmy na miejsce niespodzianki, zobaczyłam dużą pizzerie. Od razu zrobiłam się głodna. Zamówiliśmy dużą margaritte. Bawiłyśmy się świetnie. Nagle zadzwonił do mnie Cody.
- Spotkamy się dziś, kochanie? -zapytał.
- No oczywiście. Co proponujesz ? - dziewczyny spojrzały się na siebie i uśmiechnęły do mnie.
- Pozdrów Cody'ego. - powiedziała wesołym głosem Amy.
- Ode mnie też. - dodała Susan.
- Dziękuję, wzajemnie. - powiedział Cody, słysząc dziewczyny. - A do tego co proponuje, to chciałbym pokazać ci pewne miejsce.
- Hmm.. niespodzianka ?
- Można by tak powiedzieć.
- To kiedy ?
- O 17 będę po ciebie.
- Okej misiu. Papa.
- Pa, kochanie.
Zjadłyśmy pizze do końca, odwiozłyśmy Susan i wróciłyśmy do domu. Amy do siebie i ja również.
- Już wróciłaś ? - zapytał tata, chcąc załagodzić poranną sytuację.
- Tak, ale zaraz wychodzę. - odpowiedziałam obojętnie.
Wzięłam z kuchni kartonik soku i poszłam do pokoju. Od razu uszykowałam bluzę Cody'ego, kładąc ją na torebce.
W pewnym momencie wpadłam na pomysł, aby nie wracać na noc do domu. Może jak zacznę zachowywać się jak tata, to powie mi o co chodzi.
Napisałam do Cody'ego, czy jego propozycja jest nadal aktualna. Ucieszył się. Wyciągałam z szafy koszulkę i bieliznę. Ubrania włożyłam do czarnej, dużej torebki. Poszłam również do łazienki po kosmetyki. Gdy byłam już gotowa do wyjścia, dałam znać Cody'emu. Nie chciałam czekać na niego na dole, bo był tam tata. Gdy widziałam przez okno, że samochód mojego chłopaka stoi tuż pod domem, zeszłam na dół, biorąc że sobą torbę i bluzę Cody'ego.
- Wrócę jutro. - oznajmiłam tacie, ubierając buty. Było mi głupio, ponieważ dotychczas pytałam go o każdą głupotę.
- Idziesz do Amy ? - zapytał.
- Nie. - odpowiedziałam, zamykając za sobą drzwi. Jestem pewna, że spojrzał przez okno, aby dowiedzieć się z kim się spotkałam.
- O, jest też moja zguba. - powiedział Cody, gdy tylko weszłam do samochodu.
- Przywitałbyś się najpierw. - zwróciłam mu uwagę
- Cześć, kochanie. - pocałował mnie.
- Gdzie jedziemy?
- Już mówiłem, niespodzianka. - Już po kilku minutach Cody zatrzymał samochód. Wokół nas były same pola i trochę drzew.
- To tu? - zapytałam
- Wygląda dość zwyczajnie. Chodź za mną. - chłopak chwycił mnie za rękę, po kilku minutach spacerowania, znaleźliśmy się w magicznym miejscu. Rzeka, drzewa, piękne przebijające się między drzewami słońce. Cudownie.
- Jak pięknie. Widziałam już to miejsce, chyba na zdjęciu.
- Jak to widziałaś?
- Nie wiem, wygląda znajomo.
- Kochanie, ty musiałaś sobie coś przypomnieć. Nikomu nie pokazywałaś tego miejsca, nawet Amy.
- Nie rozumiem, skąd wiesz, że nikt o nim nie wie.
- Przychodziłaś tu kiedy byłaś smutna. Kiedyś, gdy pokłóciłaś się ze swoim byłym, przybiegłaś tu, a ja zaraz za tobą.
- Nie wierzę, czyli znów sobie coś przypomniałam? Muszę zadzwonić do pani Miller.
- Kochanie, zadzwonisz jutro. - pocałował moją szyję. Aż do zachodu słońca siedzieliśmy tutaj.
Cody miał ze sobą koc, kanapki oraz picie. Zrobiliśmy sobie mały piknik. Było cudownie. Coraz bardziej go kocham. Jest po prostu moim ideałem. W pewnym momencie zadzwonił tata. Postanowiłam nie odbierać. Gdy odrzuciłam kilka połączeń, napisał SMS-a, o treści:
Tata: Gdzie jesteś, martwię się.
Do tata: Jestem u Cody'ego.
Nie chciałam robić z tego żadnej tajemnicy, ani go okłamywać. Gdy zrobiło się chłodno, pojechaliśmy do Cody'ego.
U niego w domu czułam się nieswojo. Jego mama zrobiła nam kolację.
- Idę pod prysznic. - powiedziałam w pewnym momencie.
- Mogę iść z tobą? - zapytał.
- Udam, że nie słyszałam pytania.
Zaraz po mnie poszedł Cody. Gdy wrócił, serce zaczęło bić mi mocnej. Gdy stanął w samych bokserkach, nie mogłam odwrócić wzroku od jego umięśnionej sylwetki.
Razem z Cody'm spędziliśmy romantyczne chwile. Siedzieliśmy, i rozmawialiśmy ze sobą do późna. Cieszyłam się, że na nic nie nalegał. Nie czuję się gotowa na nic więcej niż tylko pocałunki i przytulanie. Około 3 nad ranem, stwierdziliśmy, że pójdziemy spać. Cody, przytulił mnie mocno. Zrobiło mi się ciepło i poczułam się bezpiecznie. Nie potrafię opisać, jak bardzo go kocham. Jestem najszczęśliwszą kobietą na ziemi.
Dziękuję, że jesteście ze mną. ❤
Wasze komentarze i gwiazdki bardzo mnie motywują.
Mam nadzieję, że wam się podoba.
Pozdrawiam.
~ Queen_Patysia 😍💝
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro