thirty three
Wigilia. Od samego rana byłem na nogach i pomagałem mamie jak co roku. Jimin i Yoora jeszcze smacznie spali, wtuleni w siebie na prawej stronie sporego łóżka w mojej sypialni. Nie miałem serca, żeby ich budzić, więc postanowiłem, że wyjątkowo zjemy z mamą śniadanie sami, a tamtej dwójce damy pospać. Właśnie przyrządzaliśmy główne danie, czyli indyka, którego mięso mała uwielbia i sama przyznała, że bardziej jej smakuje niż wołowina.
- Yoongi...
Spojrzałem na moją mamę, mieszając masę na ciasto.
- Jesteś szczęśliwy.
- To nie było pytanie. – uśmiechnąłem się pod nosem.
- Prawda. Nie pytam, bo widzę jak ten chłopak sprawia, że ponownie się uśmiechasz.
- Nie mogę zaprzeczyć. Odżywam. – przyznałem.
- Do tego to jak zajmuje się małą. Jestem naprawdę zachwycona tym młodym człowiekiem. – przyznała kobieta. – Już po pierwszym spotkaniu czułam to przyjemne ciepło bijące od niego. Masz naprawdę dobre oko, synu.
- Powinnaś to powiedzieć Jiminowi, całą podróż się stresował spotkaniem z tobą. – zaśmiałem się krótko.
- Naprawdę? – zaśmiała się kobieta. – Aż taka byłam straszna wtedy w Seulu?
- Nie, mamo. Byłaś normalna. – uśmiechnąłem się do niej.
- To miało mnie urazić?
- Nie! – popatrzyłem na nią. – Uspokoić.
- Uznajmy, że wierzę.
Między nami zawisła cisza. Ponownie zajęliśmy się swoimi obowiązkami. Kobieta pod głosiła trochę radio i zaczęła nucić pod nosem każdemu dobrze znaną piosenkę Last Christmas, powodując przy okazji ogromny uśmiech na mojej twarzy. Moja mama od zawsze kochała święta. Kiedy jeszcze tata żył, ozdabiali cały dom, wymyślali dodatkowe atrakcje dla swojej wnuczki, a później spacerowaliśmy wszyscy w parku niedaleko, rozmawiając o przyszłości. Czasami bardzo brakowało mi ojca, ale mama dzielnie zastępowała obie role.
- Yoongi, traktujesz go poważnie, prawda?
- Oczywiście. – przytaknąłem.
- To dobrze. Szkoda stracić takiego dobrego chłopaka. Mam nadzieję, że szybko zdecydujecie się na ślub.
- Nie w tym państwie, mamo. A nawet jeśli, nie ma to sensu, bo i tak papiery nie będą tutaj uznawane.
- Chociaż symbolicznie, synu. Będę miała co opowiadać koleżankom na kółku krawieckim!
- Aish, mamo. – parsknąłem.
- Dzień dobry.
Odwróciłem się w stronę dobiegającego nas przywitania i zobaczyłem jeszcze zaspanego Jimina. Uśmiechnąłem się delikatnie i wróciłem do mieszania masy w misce. Chłopak podszedł do mnie i musnął ustami mój policzek. Spojrzałem na niego i posłałem mu szeroki uśmiech.
- Wyspałeś się? – zapytałem.
- Tak, dawno tak dobrze nie spałem. – przyznał, siadając przy blacie na wysokim krześle.
- Jeśli jesteś głodny, to na blacie pod przykryciem są naleśniki, Jimin. – powiedziała mama, nie odrywając wzroku od tacki z wielkim indykiem.
- Dziękuję. – uchylił delikatnie głowę i podszedł do blatu, by wziąć jednego naleśnika.
- Yoora dalej śpi? – zapytałem.
- Nie, poszła się przebrać i umyć zęby. – odpowiedział Park. – W sumie to ona mnie obudziła. – zaśmiał się.
- Ona zawsze budzi się pierwsza! – zaśmiała się mama. – Zupełnie jak Yoongi w jej wieku.
- Teraz mam za swoje. – uśmiechnąłem się lekko.
- Mogę jakoś pomóc? – zapytał Jimin.
- Nie przejmuj się, złotko. Już prawie wszystko gotowe. – machnęła ręką kobieta.
- Yoongi, dlaczego mnie nie obudziłeś? – rzucił do mnie chłopak z niezadowoloną miną.
- Hm, bo nie chciałem. – uśmiechnąłem się i przelałem masę na blaszkę.
- Jesteś okropny. – mruknął.
- Dobrze, że się wyspałeś, zasługujesz po ostatnich dniach pracy. – wstawiłem ciasto do piekarnika i wycierając dłonie w szmatkę, podszedłem do niego i objąłem ramieniem. – W ramach zadośćuczynienia mogę cię pobrudzić mąką.
- Podziękuję. – zdjął z siebie moje ramię, a ja zaśmiałem się cicho.
- Dzień dobry! – krzyknęła Yoora, wbiegając do kuchni. – Wesołych świąt! Chciałabym, żebyśmy każde święta spędzali razem! – oznajmiła, przytulając się do każdego po kolei.
- Da się zrobić, skarbie. – uśmiechnąłem się i wziąłem ją na ręce, po czym ubrudziłem jej nos mąką.
- Tato, umyłam buzię! Przez ciebie znowu jestem brudna!
- Kiedyś nie przeszkadzało Ci brudzenie się mąką. – starłem jej biały ślad z nosa. – Co się takiego stało?
- Jestem już dorosła! Nie mam czasu na takie zabawy dla dzieci. – oznajmiła pewna siebie.
- Oho! To chyba zamiast do szkoły musisz szukać pracy. Musisz płacić swoje miejsce w domu, jak Jimin. – zażartowałem, ale nadal utrzymywałem poważną minę.
- Tatusiu, czy ty żartujesz?
- Coś ty! W końcu jesteś dorosła! – poprawiłem jej grzywkę, która opadła jej na oczy.
- Jiminie! – krzyknęła i wyciągnęła do niego ręce.
Młodszy zaśmiał się i wziął ją na ręce. Przytulił ją do siebie i pocałował jej skroń.
- Co ten tata mówi, no nie? – mruknął do dziewczynki. – Chyba się nie wyspał.
- Chyba tak! Musisz go położyć spać! – pokazała na niego, a ja uśmiechnąłem się lekko.
- Czemu ja? Może ty mu zaśpiewasz kołysankę?
- Jiminie ładnie śpiewa! Musisz go uśpić! – uśmiechnęła się zadowolona.
- A my co później będziemy robić, jak tata pójdzie spać?
- Możemy potańczyć! Tak jak w domu!
- Chciałabyś się znowu pouczyć? – zapytał.
- Tak! – pisnęła podekscytowana.
- Hm, okej. – przytaknął. – Zaczniesz rozgrzewkę? Pamiętasz, jak się rozgrzewamy przed tańcem?
- Tak! Umiem już dotknąć palców! – pochwaliła się. – Ale jeszcze nie umiem zrobić szpagatu, jak ty. – posmutniała.
- Pamiętaj, wystarczy chęć i...
- Ciężka praca! – dokończyła. – Idę się rozgrzać!
Jimin postawił sześciolatkę na posadzce, uśmiechając się delikatnie, a ja całej scenie przyglądałem się z ogromnym bananem na twarzy. Kiedy młodszy skierował na mnie wzrok, odchrząknąłem I odwróciłem wzrok. Wyglądał na naprawdę zaangażowanego i to mnie ogromnie uspokajało. Wiedziałem, że będę mógł powierzyć mu Yoorę w sytuacjach beż wyjścia i nie wyjdzie z tego nic złego. A gdyby młodszy z nami zamieszkał, byłoby idealnie.
- Zajmę ją na jakieś pół dnia, masz spokój. – parsknął młodszy, spoglądając na mnie.
- Tylko, żebyście mieli jeszcze siłę na kolację. – poprawiłem jego włosy.
- Nie martw się, wszyscy przeżyją.
⊰ ♬ ⊱
Kolacja minęła szybko i przyjemnie. Punktem kulminacyjnym tego wieczoru były prezenty, na które Yoora nie potrafiła się doczekać. Sześciolatka jak pierwsza odpakowała swoje prezenty i szczęśliwa dziękowała każdemu za trafione prezenty. Oczywiście Jimin się uparł i również kupił jej prezent – był drobny i symboliczny, ale myślę, że też uroczy prezent – naszyjnik. Yoora stwierdziła, że to jest jej ulubiony prezent i nie mogła wymarzyć sobie lepszego przez co Jimin poczuł się bardzo doceniony i mógł odetchnąć z ulgą.
Następny prezent był dla mojej mamy ode mnie, Yoory i Jimina. Kobieta była bardzo zaskoczona, ale podziękowała, długo przyglądając się nowej zastawie do herbaty z wszystkimi potrzebnymi dodatkami. Postawiłem właśnie na coś praktycznego, ale przede wszystkim coś z czego będzie na pewno korzystać. Nie lubiłem dawać bezsensownych prezentów, które będą tylko się kurzyć.
Przyszła też kolej na Yoorę, która przyniosła z góry swoje prezenty dla nas. Pośrednio brałem udział w tworzeniu jednego z nich, jednak nie wiedziałem jaki miał ostateczny stan. Jako pierwszy dostałem rysunek oraz kawę. Obstawiałem, że za tym stał Jimin, z wiadomych powodów. Mama również dostała rysunek przez który kilka łez wypadło spod jej powiek, przytuliła serdecznie swoją wnuczkę, która od razu po tym podeszła do Jimina, który nie ukrywał swojego zdziwienia.
- Dla ciebie też coś mam, Jiminie. – oznajmiła, wyciągając w jego stronę starannie zapakowany prezent.
Chłopak przyjął prezent, dziękują cicho i ostrożnie go odpakował. Pierwsze co mu się rzuciło w oczy to rysunek, a następnie kubek, który był bardzo wyjątkowy, a oczy blondyna zabłyszczały przez zbierające się w nich łzy. Na kubku był napis „Tatuś Jiminie" a obok naniesiony rysunek Yoory dla niego. Park wytarł oczy wierzchem dłoni i przytulił do siebie sześciolatkę, która wyściskała go mocno.
- Wesołych świąt, tatusiu. – powiedziała do niego z szerokim uśmiechem malującym się na jej twarzy.
- Wesołych świąt, mała. – odpowiedział bliski płaczu i znowu ją do siebie przytulił.
Wymieniłem się spojrzeniami z moją mamą, która również się uśmiechała. Byłem bardzo zadowolony z przebiegu dzisiejszego wieczoru. Byłem pewny, że wszystko pójdzie dobrze, ale nie spodziewałem się tak pięknego i wzruszającego wieczoru. Po jeszcze krótkiej rozmowie w czwórkę, poszliśmy się umyć po kolei, a później rozdzieliliśmy się do pokojów. Yoora poszła do siebie, więc resztę nocy miałem spędzić sam na sam z Jiminem. Czekając na powrót młodszego z łazienki, udałem się na balkon, zabierając ze sobą gruby koc, którym się opatuliłem, żeby nie zmarznąć. Spojrzałem w czyste niebo, starając się dostrzec jakiekolwiek gwiazdy, jednak przez jasność miasta, nie mogłem zobaczyć ani jednej.
- Powinieneś dbać o zdrowie, żeby się nie pochorować, hyung. – dobiegł mnie głos za mną.
Odwróciłem się i uśmiechnąłem mimowolnie widząc Jimina. Chłopak odwzajemnił uśmiech i podszedł do mnie. Od razu przysunąłem go do siebie, żeby okryć go kocem, a młodszy się nie sprzeciwiał, tylko od razu do mnie przylgnął.
- Szkoda, że nie widać gwiazd. – westchnął młodszy, również patrząc w niebo.
- Jeszcze dwadzieścia lat temu można było zobaczyć stąd sporą ich ilość. – powiedziałem. – Najlepsze lata mojej młodości.
- Domyślam się.
Pomiędzy nami ponownie zawisła cisza, która wprowadzała przyjemną atmosferę. Byliśmy tylko my i gwiazdy. W głębi serca obiecałem sobie, że na kolejną randkę postaram się go zabrać gdzieś daleko od miasta, byśmy razem mogli patrzeć w gwiazdy.
- Yoongi?
- Hm?
- Słyszałem twoją rozmowę z mamą rano. – przyznał, więc spojrzałem na niego. Chłopak nadal patrzył w niebo, mogę przysiąc, że jego policzki były oblane pięknym, różanym rumieńcem. – I ja również traktuję naszą relację poważnie. Chcę żebyśmy byli szczęśliwi. Ty, Yoora i ja.
Obserwowałem go nie wypowiadając nawet słowa. Zaraz kontynuował swoją wypowiedź.
- Wiem, że żyjemy w czasach jakich żyjemy i nie mamy poparcia od państwa. Oboje jesteśmy mężczyznami, ale ja nadal chcę być z tobą i małą. Nawet jeśli do końca naszych dni pozostaniemy w związku chłopak-chłopak, mnie to pasuje, byle byśmy byli razem i razem wspierali Yoorę. Czuję się przy was szczęśliwy i nie chcę tego stracić. Bo w końcu znalazłem miejsce, które mogę nazwać domem.
Dopiero teraz na mnie spojrzał. Jego oczy były wypełnione łzami, a jego usta były wykrzywione w delikatnym uśmiechu. Przytuliłem go do siebie, a młodszy skrył twarz w puszysty koc spoczywający na moim ramieniu. Pogładziłem jego włosy i ucałowałem jego skroń.
- Jesteś moim ratunkiem, Park Jimin. – szepnąłem. – Gdyby nie ty, nie wyszedłbym na prostą tak szybko. – wyznałem.
Jimin uniósł głowę i skierował wzrok na mnie. Nie mówił nic, dając mi możliwość dokończenia swojej myśli.
- Nie sądziłem, że kogoś pokocham tak samo mocno jak moją żonę, a nawet mocniej, a jednak.
- Yoongi...
- Zakochałem się od pierwszego spojrzenia w twoje oczy i sądzę, że to było najbardziej odpowiednie co mogłem zrobić. Dałem sobie drugą szansę na szczęście, a Yoora ponownie ma dwóch rodziców. Dziękuję, że pojawiłeś się w naszym życiu, Jimin.
- Ja również dziękuję. – uśmiechnął się lekko.
- A teraz wracajmy do środka, bo jeszcze mi się przeziębisz. – ucałowałem jego czoło.
- Ciebie też to się tyczy. – pacnął moje ramię i pociągnął mnie do środka.
- Minnie? – spojrzałem na niego, siedząc na łóżku, a chłopak składał koc.
- Tak? – zwrócił na mnie wzrok.
- Wesołych świąt. – powiedziałem mu, podając prostokątne pudełeczko.
- Yoongi! Miało nie być prezentów.
Wzruszyłem tylko ramionami i czekałem z wystawioną ręką, aż w końcu chłopak weźmie pudełko. Jimin niepewnie tworzył pudełeczko, a widząc jego zawartość, uśmiechnął się szeroko i usiadł na moich kolanach, żeby jak najmocniej mnie przytulić. Objąłem go i uśmiechnąłem się szeroko. W środku pudełka znajdowała się drobna bransoletka z grawerem. Z wyjątkową datą. Z datą naszego pierwszego spotkania.
wybaczcie za takie opóźnienie, ostatnio miałam wiele spraw na głowie. przeczytaliście właśnie najdłuższy do tej pory rozdział Second Chance, który ma aż 1833 słowa. mam nadzieję, że przypadł wam do gustu:] miłego dnia/wieczoru, kochani<3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro