sixteen
Stresowałem się. Właśnie jechałem po Jimina. Odkąd tylko wstałem, czułem się jakoś dziwnie podekscytowany i zestresowany jednocześnie. Nawet Jin zauważył, że coś jest nie tak, kiedy stanąłem w jego drzwiach i przekazywałem jej Yoorę. Kazał mi się ogarnąć, żeby przypadkiem Jimin nie pomyślał, że jestem jakiś nienormalny. Oczywiście łatwo mu było mówić. W sprawach pracy potrafiłem być bardzo pewny siebie, ale kiedy przychodziło do spraw osobistych i prywatnych, jestem naprawdę w tym słaby. Ja i on to dobrze wiemy. Ale chyba nie powinienem tego pokazywać Jiminowi.
Kiedy już podjechałem pod kamienicę, było jeszcze kilka minut do 16. Zaparkowałem samochód na wolnym miejscu i zgasiłem silnik, wzdychając głośno. Przeczesałem włosy palcami i spojrzałem na swoje odbicie w lusterku. Wysłałem smsa Jiminowi, że już jestem pod kamienicą i znowu odpaliłem silnik, ustawiając przy okazji też dobrą stację radiową. Nie czekałem zbyt długo, bo po chwili Jimin już siedział na fotelu pasażera, poprawiając swoje idealnie okrągłe okulary na nosie. Był ubrany w jasno brązowy długi płaszcz i czarne botki. Włosy miał jak zwykle ułożone schludnie, a na jego twarzy gościł drobny uśmiech.
- Dawno nie widziałem cię w okularach, Jiminie. – powiedziałem, przyglądając mu się.
- Czasem trzeba odpocząć od soczewek. – rzekł spokojnie, zapinając pasy.
- To prawda. Bardzo do ciebie pasują, powinieneś w nich chodzić na co dzień.
- A jak pierwszy raz mnie w nich zobaczyłeś to nic nie mówiłeś.
- Nie wypadało.
- A teraz wypada? Nadal jesteś moim przełożonym. – uniósł brwi, poszerzając uśmiech. Widocznie bardzo go bawiło dokuczanie mi.
- To prawda, ale teraz, poza budynkiem firmy już nie jestem twoim przełożonym. Teraz jestem po prostu Yoongi. – ruszyłem samochodem, skupiając wzrok na drodze.
- No dobrze „po prostu Yoongi". – zachichotał, a ja się uśmiechnąłem.
- Widzę, że jesteś w bardzo dobrym humorze, Jimin. – zauważyłem.
- W końcu zaprosiłeś mnie na randkę, jak mógłbym być w złym humorze? Tyle osób z firmy o tym marzy.
- Tak? Kto?
- Ja na przykład.
- A oprócz ciebie, Minnie? – zaśmiałem się.
- Nie powiem, bo te osoby jeszcze też zaprosisz na randkę.
- Nie zrobię tego, spokojnie. – spojrzałem na niego, zatrzymując samochód na światłach.
Chłopak też na mnie spojrzał i posłał mi nieśmiały uśmiech, który odwzajemniłem. Cieszę się, że mogłem spędzić z nim więcej czasu sam na sam. Mogłem bardziej go poznać, zbliżyć się do niego i zrozumieć co jest w nim takiego szczególnego. Do czasu zmiany światła, patrzyliśmy sobie tak w oczy, jakbyśmy szukali w nich odpowiedzi na wszystkie nurtujące nas pytania. W końcu do ruszenia zachęcił mnie klakson dobiegający zza mojego samochodu. Zakląłem pod nosem i jechałem dalej tym razem skupiony na drodze.
- Nie umówiłbym się z nikim innym, bo nie są tobą. – rzuciłem, skręcając na skrzyżowaniu.
Reszta drogi do centrum minęła nam naprawdę spokojnie, Jimin nucił pod nosem piosenki, które leciały w radiu i czasami rzucił jakimś pytaniem. Również starałem się pytać o różne rzeczy i oczywiście odpowiadałem w miarę możliwości jak najlepiej potrafiłem, ale trudno było mi się czasem skupić na obu rzeczach, przez co czasem się zacinałem, doprowadzać tym do śmiechu Jimina. Kiedy w końcu zaparkowałem i wyszliśmy z samochodu, nie wiedziałem co dokładnie mam zrobić z rękoma. Jadąc samochodem, miałem je zajęte, ale teraz się zastanawiałem czy miałem go złapać za dłoń? Czy jednak to za szybko? A co jak on nie chce?
Ostatecznie nie złapałem jego dłoni. Spacerowaliśmy obok siebie, oboje mieliśmy schowane ręce do kieszeni i rozmawialiśmy na różne tematy. Jimin opowiedział mi trochę więcej o swojej przeszłości, o rodzinie i ja również. Trochę niepewnie opowiadałem o mojej zmarłej żonie, jednak stwierdziłem, że im szybciej nauczę się o niej mówić, tym szybciej zaakceptuję to co się stało. Jimin nie naciskał na tematy, które raczej przemilczałem, a jeśli z jakąś odpowiedzią się ociągałem, zmieniał szybko pytanie. Bardzo to doceniałem. To tylko potwierdzało jak bardzo mogłem mu zaufać, nie obawiając się, że zrobi coś za moimi plecami, albo zacznie wszystko rozpowiadać na około.
- Może masz ochotę na gorącą czekoladę? – zapytałem, widząc stoisko z gorącymi napojami.
- W sumie z chęcią napiłbym się czegoś ciepłego. – uśmiechnął się lekko.
Podeszliśmy do stoiska i poprosiliśmy o gorącą czekoladę herbatę. Szybko zapłaciłem, zanim Jimin zdążył wyjąć portfel i słuchając jego narzekania o tym, że nie muszę za niego płacić, odeszliśmy, udając się w głąb centrum.
- Jiminie, to ja cię zaprosiłem, więc zapłaciłem. – zaśmiałem się. – Poza tym to nie jest jakaś fortuna.
- Zawsze jak gdzieś coś kupujemy to ty płacisz też za mnie. Naprawdę nie musisz, hyung. Nie chcę być osobą, która dostaje wszystko za darmo.
- W porządku, następnym razem ty zapłacisz za nasze napoje, okej?
- Mam lepszy pomysł!
Spojrzałem w jego świecące z ekscytacji oczy. Chłopak złapał mnie za dłoń i zaczął mnie prowadzić w stronę lodowiska. Tym razem to on słuchał mojego narzekania i historii jak bardzo nie lubię lodu i jak on nie przepada za mną. Jednak Jimina to nie zatrzymało, za wszelką cenę, chciał pojeździć na łyżwach i zastrzegł, że nie chciał jeździć sam. Wypiliśmy do końca swoje napoje, wypożyczyliśmy łyżwy, płacąc od razu za wstęp i weszliśmy na lodowisko.
Trzymałem się kurczowo ścianki i starałem się jakoś poruszać na tym wytworze szatana, zwanym też łyżwami. Naprawdę nie rozumiałem dlaczego tyle ludzi tak bardzo lubiło na nich jeździć, lodowisko było wręcz pełne ludzi. Jimin starał się mnie przekonać, żebym pojeździł z nim bliżej środka, bo tam zazwyczaj jeżdżą początkujący, ale moje ego na tyle zostało zranione, że zacząłem się odpychać i na trzęsących się nogach, trzymając się ścianki, pojechałem kilka metrów do przodu.
- Hyung! – zawołał do mnie Jimin będąc kilka metrów przede mną.
- Jak ja dałem się namówić na te piekielne łyżwy. – mruknąłem i jechałem dalej, a kiedy już byłem obok Jimina, ten pojechał dalej. – Yah!
- Nie ociągaj się, Yoongi hyung, dobrze ci idzie!
Po powiedzeniu tego, pojechał dalej sam. Stanąłem przy ściance i powiodłem zanim wzrokiem. Jechał szybko i pewnie, tak jakby od urodzenia się uczył jeździć. Od razu można było zauważyć, że zna bardzo dobrze swoje ciało, wiedział jak poruszać się w rytm muzyki, która akurat leciała w tle. Potrafił wiele sztuczek, a kiedy znowu stanął obok mnie, uśmiechnął się szeroko i złapał mnie za rękę. Tym razem jechaliśmy ramię w ramię, a po kilku minutach spokojnej jazdy udało mi się odkleić od ścianki i jechaliśmy już z prądem.
- Długo jeździsz na łyżwach? – zapytałem.
- Piętnaście lat chyba. Bardzo lubię na nich jeździć. Żaden inny sport nie daje mi aż tyle radochy co łyżwiarstwo, no chyba że jeszcze taniec, ale to jest zupełnie co innego. – uśmiechał się do siebie.
- A tańczysz od ilu?
- Osiemnastu. Mama zawsze kładła nacisk na sport w naszej rodzinie. Mój tata chodzi na golfa, mój brat gra w piłkę nożną, mama chodzi na yogę, a ja od zawsze chciałem tańczyć.
- I nawet skończyłeś artystyczny kierunek. Czemu nie otworzyłeś swojego studia? Albo nie zatrudniłeś się w jakimś studio.
- Chciałem, naprawdę. Zawsze jak gdzieś pytałem, zbywali mnie tą samą gadką, że mają komplet. A na otworzenie własnego studia muszę mieć dużo pieniędzy.
- Rozumiem.
- Dlatego w tej przerwie udzielałem darmowych lekcji w domach dziecka. Te dzieciaki zawsze czekały tylko na te zajęcia ze mną. I brakuje mi tego.
- Nie myślałeś, żeby też tutaj gdzieś udzielać takich zajęć? Mógłbyś mieć jeden dzień wolnego w tygodniu, żeby mieć na to czas.
- Myślałem, ale nie mogę cię zostawić w firmie, co byś beze mnie zrobił? – zaśmiał się.
- Trafna uwaga. – uśmiechnąłem się.
- Brakuje mi tańca, naprawdę. Uczenia kogoś, siebie nowych choreografii, ale teraz nie mam miejsca. A na studio nie mam czasu i wystarczająco pieniędzy, życie w Seulu jest naprawdę drogie, a nie zarabiam u was mało.
- Niestety, uroki stolicy. – parsknąłem. – Sam jak przyjechałem tutaj z Seokjinem z Daegu, mieliśmy bardzo dużo problemów. Raz nas nawet prawie wywalili z mieszkania, bo byliśmy do tyłu z czynszem.
- Nie umiem sobie tego wyobrazić, teraz oboje jesteście w bardzo dobrej sytuacji i umiecie dobrze zarządzać.
- No widzisz, każdy ma wzloty i upadki.
- To prawda. – przytaknął i zaczął jechać przede mną, twarzą do mnie. – Spróbujesz sam?
- Ale będziesz obok? – upewniłem się.
- Oczywiście. – posłał mi uśmiech i ostrożnie puścił moją dłoń.
Jimin cały czas obserwował moją jazdę, upewniając się, że na pewno nie upadnę, a kiedy tylko zacząłem się chwiać, od razu reagował, chichocząc pod nosem. W pewnym momencie ktoś przejechał między nami, przez co Jimin poślizgnął się, więc od razu go złapałem, jednak zamiast utrzymać nas, oboje upadliśmy. Chłopak śmiał się, leżąc na mnie, a ja tylko parsknąłem, czując ból w plecach.
- Wszystko w porządku? – zapytał z uśmiechem.
- Tak, chyba się nie połamałem.
- Mam nadzieję, bo kto mnie odwiezie do domu?
- Zapłaciłbym ci za taksówkę. – zaśmialiśmy się.
Zamiast wstać od razu, dalej tak leżeliśmy. Jimin nachylił się i zostawił na moich ustach delikatny pocałunek. Otworzyłem szerzej oczy i popatrzyłem na niego. Młodszy też na mnie patrzył i uśmiechał się delikatnie. Uniosłem dłoń do jego twarzy i lekko pogładziłem jego policzek, przywierając ponownie do jego ust, tym razem na trochę dłużej. Tak jak podejrzewałem, jego usta były miękkie i delikatne jak jedwab. Nie potrafiłem się od nich oderwać. Czułem się jakbym popadał w uzależnienie.
- Chyba powinniśmy wstać. – szepnąłem w jego usta.
- To prawda, coraz więcej ludzi się na nas gapi. – odpowiedział.
- Zmywamy się stąd?
- Jestem za. – posłał mi uśmiech.
Szybko zebraliśmy się z lodu, a następnie zeszliśmy z niego. Oddaliśmy łyżwy i trzymając się za ręce, poszliśmy na dalszą część spaceru. Tym razem już nie bałem się trochę mocniej ścisnąć jego dłoni. Byłem pewny, że był obok i istniał naprawdę.
i mamy pierwszy kiss!! myślicie, że teraz już będzie z górki?🤔
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro